O nieistniejących przedmiotach



Czym kwadratowe koło różni się od Sherlocka Holmesa?

Czy są przedmioty, które nie istnieją? Tym pytaniem zaczyna się książka Terence’a Parsonsa „Nonexistent Objects” (Yale Universisty Press, Yale and London 1980). Odpowiedzi na to pytanie mogą być co najmniej dwie. Pierwsza będzie się sprowadzać do tego, że nie ma takiej rzeczy, która nie istnieje. Obiekty nieistniejące z samej swej definicji właśnie nie istnieją (nie są). Chodzi o to, że oczywiście można wymyślać różnego rodzaju pojęcia typu pegaz, kwadratowe koło itp., jednak nie oznaczają one żadnego przedmiotu.

Mówiąc pozytywnie można powiedzieć z tego punktu, że wszystko istnieje. Ale w domyśle ma się oczywiście to, że istnieje tylko, to co umownie określić można jako przedmiot realny. Przy czym słowa „realnie” nie chcę tutaj definiować i pozostawiam dobrej woli czytelnika tego blogu, że takiej definicji sobie nie zażyczy i że opierając się na swoim zdroworozsądkowym podejściu, wyczuje o co mi (i Parsonsowi) chodzi.

Po książkę Parsonsa sięgnąłem dlatego, że takie słowa jak „być” czy „istnieć” sprawiają sporo trudności przy próbie ich określenia i wyjaśnienia, co się za nimi kryje. A próby takie są potrzebne, ponieważ w zależności od tego, jak rozumieć słowa „być” czy „istnieć” kategorie obiektów, które są (lub których nie ma) mogą być inne. Słowa kształtują nasz obraz świata i dobrze jest wiedzieć, w jaki sposób to się dzieje.

Odpowiedź Parsonsa na postawione na wstępie pytanie jest oczywiście inna. Jego książka to próba stworzenia takiej koncepcji ontologicznej, w której będzie miejsce również dla obiektów nieistniejących. Jeszcze nie przebrnąłem przez całość, ale jak się domyślam chodzi mu o przedmioty możliwe, chociaż właśnie nieistniejące. Z kategorii więc przedmiotów, które go interesują wypadną przedmioty sprzeczne, takie jak kwadratowe koła. Ale pozostanie dość miejsca na inne przedmioty możliwe lub fikcyjne, od Sherlocka Holmesa po, sam nie wiem, na przykład przyszłą wypłatę na moim koncie, albo przyszłą podwyżkę.

Sposób podejścia Parsonsa i jego wyjściowe pytanie oparte jest o rozróżnienie, które może umknąć. Mianowicie słowa „być” i „istnieć” nie są dla niego synonimami. Nie jest zresztą oryginalny pomysł autora. „Istnienie” jest zarezerwowane tylko dla takich pojęć, które oznaczają jakiś desygnat. Mówiąc ogólnie – przedmioty realne istnieją, zaś to co nierealne jest, chociaż nie istnieje i dlatego można takie przedmioty określić jako nieistniejące. Przedmioty nierealne są, chociaż nie istnieją.

Zdaję sobie sprawę, że powyższe słowa brzmią jak efektowna sztuczka. Ale nie chodzi mi o to, żeby zadziwić czytelnika, bo efektowność tych sztuczek jest odwrotnie proporcjonalna do ich sensowności. Im bardziej wyglądają one zadziwiająco, tym mniej treści można w nich znaleźć. Nie chodzi o efektowność, ale stworzenie innego punktu widzenia.

Do czego takie podejście doprowadzi Parsonsa, tego jeszcze nie wiem. Na razie nie mogę zbyt dużo czasu poświęcić jego książce. Ale wstępnie wygląda na to, że jego teoria obiecuje inny punkt widzenia, niż na ogół powszechnie akceptowany i bliższy naszemu codziennemu poczuciu rzeczywistości. W pamięci mam cały czas dawną dyskusję na blogu, w której padło pytanie o sposób istnienia Internetu. Może da się na to pytanie dzięki tej koncepcji odpowiedzieć.

Grzegorz Pacewicz

Fot. ElDave, FLickr (CC SA)