Pigmejom i Negritos grozi zagłada



W naszej cywilizacji wrażenie robi wyłącznie dosłowne przelewanie krwi.

Wiele mówi się o bezpowrotnym niszczeniu naturalnego środowiska, wymierających gatunkach zwierząt i roślin. Mniej o zagrożonych zagładą ludziach. A grozi to m.in. Pigmejom w Afryce i równie małego wzrostu Negritos z Azji Południowo-Wschodniej.

Niedawno ukazała się w „Current Biology” publikacja francuskich antropologów na temat genetycznej historii Pigmejów. Artykuł ten szybko został spopularyzowany przez media. Główna informacja była taka, że Pigmeje pochodzą od wspólnego przodka, który żył ok. 50 tysięcy lat temu. Około 3 tysiące lat temu wspólne plemię rozpadło się na wiele mniejszych. Dziś żyją one w izolacji od siebie. Co więcej, nie wiedzą nawet o istnieniu pobratymców mieszkających kilkaset kilometrów dalej.

Pigmeje nie mają wspólnego języka ani historii. Powszechnie uważa się, że żyją wyłącznie w tropikalnej dżungli afrykańskiej. Istnieją jednak plemiona mieszkające „od zawsze” na sawannie. Nie wiadomo ciągle, dlaczego Pigmeje są tak mali. Najbardziej rozpowszechniona hipoteza mówi, że mały wzrost sprzyjał przeżyciu w warunkach lasu tropikalnego i w tym kierunku działała presja ewolucyjna. Druga hipoteza zakłada, że 50 tysięcy lat temu początek plemieniu dał przodek, który na drodze przypadku był bardzo małego wzrostu i cecha ta utrwaliła się u jego potomstwa.

Pigmejom zagraża oczywiście bezmyślne niszczenie lasów tropikalnych, w których żyje znakomita ich większość. Ale bardzo ważnym czynnikiem jest też izolacja społeczna. Praktycznie nie zdarza się, aby Pigmeje pojmowali za żony kobiety z innych plemion (głównie Bantu), z którymi Pigmeje spotykają się po sąsiedzku. O wiele częściej Pigmejki wychodzą za mężczyzn Bantu i mają ze swoimi mężami dzieci. Jednak rodziny takie są z reguły bardzo nietrwale i wiele Pigmejek jest porzucanych. Z reguły wracają wówczas do swych wiosek wraz z dziećmi. Te zaś wnoszą do populacji Pigmejów geny dużego wzrostu Bantu. W ten jednostronny sposób (prawie wyłącznie ze strony ojców) rozmywa się pigmejski fenotyp.

O Pigmejach słyszeli już starożytni Grecy. Wspomina o nich Pliniusz Starszy w „Historii naturalnej”. Również Arystoteles opowiada o żyjących w podziemnych jaskiniach małych, czarnych ludziach. Starożytni Pigmeje byli zapewne wytworem wyobraźni, tak jak Apollo, Zeus, Pegaz i cala olimpijska familia. Jeśli wzmianki te oparte były na rzeczywistych informacjach i opisach dostarczonych przez świadków, to dotyczyły raczej nie Pigmejów z Afryki Centralnej, lecz Negritos z dalekich krańców Azji.

Negritos to plemiona czarnych ludzi małego wzrostu, też żyjące głównie w lasach tropikalnych, ale nie w Afryce, a na Filipinach, Półwyspie Malajskim i Wyspach Andamańskich leżących w Zatoce Bengalskiej przy wybrzeżach Tajlandii. Przypominają oni do złudzenia afrykańskich Pigmejów. Ze względu na czarny kolor skory, negroidalne rysy twarzy i kręcone włosy przez wieki sadzono, iż pochodzą z Afryki. Badania genetyczne wykazały jednak, że mają o wiele więcej genów wspólnych z azjatyckimi sąsiadami, niż z ludami afrykańskimi.

Oczywiście w pewnym sensie Negritos pochodzą również z Afryki. Tak samo jak cała reszta ludzkości, w tym i my, Europejczycy. Tyle, że ich afrykańscy przodkowie należą do wiele odleglejszej historii. Na terenach Południowo-Wschodniej Azji Negritos pojawili się 70-50 tysięcy lat temu (czyli pod koniec Plejstocenu). Jednak w przeciwieństwie do Pigmejów z Afryki nie mieli na miejscu wspólnego przodka. Przodkowie poszczególnych grup przybywali w niezależnych od siebie falach migracyjnych.

To oni byli prawdopodobnie pierwszymi ludźmi na tych terenach, którzy dotrwali do naszych czasów. Od ponad 50 tysięcy lat nie groziła im zagłada. Zagroziła im dopiero dumna z siebie cywilizacja „białego człowieka”. Negritos i Pigmeje dzielą ten sam los. Grozi im zagłada z powodu utraty własnej kultury, naturalnego środowiska, pojawienia się wielu nieznanych im do tej pory chorób, na które nie są uodpornieni i po prostu wyparcie przez bardziej energicznych i przedsiębiorczych sąsiadów.

Oczywiście trzeba sprzeciwiać się masakrom fok i wielorybów, trzeba przypominać o postępującej zagładzie raf koralowych, lasów tropikalnych i topniejących lodach Arktyki i Antarktydy. Ale jakoś nie słyszy się nazbyt wiele o ochronie przed zagładą samych ludzi, takich jak Pigmeje i Negritos. Ich znikanie odbywa się po cichu, bez udziału kamer. Nie słychać, aby ktoś nazywał przybywających do kongijskiej czy malezyjskiej dżungli przedstawicielami „cywilizacji śmierci” i by modlił się o przetrwanie tych plemion.

W końcu Pigmejów i Negritos nikt nie ćwiartuje maczetami ani nie zastawia na nich wnyków. W naszej cywilizacji wrażenie robi wyłącznie dosłowne przelewanie krwi. Jeśli zagłada dokonuje się bez gwałtów na jednostkach, to jakoś dziwnie uchodzi naszej uwadze. Gwałt na całej społeczności paradoksalnie nie dorównuje gwałtowi na jednostce. Czyżby dlatego, że jest zbyt subtelny i niefotogeniczny?

Jacek Kubiak

Fot. cyclopsr, Flickr (CC SA)