Autonomia uczelni a la française
Francuzi reformują uczelnie – patrzmy i uczmy się.
Pierwszego stycznia 2009 r. wszedł w życie pierwszy etap francuskiej reformy uczelni wyższych. Chodzi głównie o podniesienie poziomu i zwiększenie międzynarodowej konkurencyjności uniwersytetów. Zaczęto od pieniędzy.
Tutejsze uczelnie wypadają bardzo źle na tzw. liście szanghajskiej, będącej najważniejszym światowym rankingiem uczelni wyższych. Najlepszy jest uniwersytet Paris VI im. Marii i Piotra Curie. Ale on też znajdował się ostatnio dopiero na miejscu 76-107 ex aequo (spadł z pozycji 39 w roku 2007) w światowej klasyfikacji uczelni „Life Sciences”. Tylko trochę lepiej jest w naukach ścisłych: Paris XI na pozycji 25, Paris VI – 31, Paryska Ecole Normale Supérieure – 39, Uniwersytet Strasburski – 52-76 ex aequo, Paris VII -77-107 ex aequo.
To i tak nieźle w porównaniu z uczelniami polskimi, które pojawiają się dopiero w czwartej setce (UJ 320, UW 397 – choć różnica między 320 a 397 zależy wyłącznie od alfabetu – najpierw jest J, a potem W) na 510 sklasyfikowanych.
Od lat bolączka francuskich uniwersytetów jest niedofinansowanie i złe gospodarowanie pieniędzmi. Dlatego zaczęto od reformowania ich system finansów.
Pierwszego stycznia tego roku 20 spośród 85 francuskich uniwersytetów przeszło na tzw. autonomiczny system finansowania. Do tej pory o większości wydatków decydowało ministerstwo w Paryżu; w gestii rektorów pozostawało tylko ok. 25 proc. środków. Teraz rektorzy owych 20 uczelni mają całkowitą swobodę dysponowania przyznaną im na rok pulą pieniędzy. I nie chodzi wyłącznie o remonty czy inwestycje, ale również o pensje i premie dla nauczycieli akademickich i personelu.
Dla zachęty zwiększono również nieco środki przyznane tym uczelniom, które wybiły sie na niezależność w specjalnych audytach. Wzrost tych dotacji waha się (na papierze, o czym za chwilę) między 5 a 25 proc. budżetu z roku 2008. Większość dodatkowych pieniędzy ma być przeznaczona właśnie na rozwijanie autonomii, tzn. szkolenie personelu i podwyżki dla osób bezpośrednio zaangażowanych we wprowadzanie reformy.
Związki zawodowe pracowników szkolnictwa wyższego i lewicowe organizacje studenckie oczywiście podniosły larum, że reforma ma na celu „prywatyzację” uniwersytetów – docelowo uczelnie mają bowiem same starać się o zdobycie dodatkowych środków finansowych w rożnych gałęziach gospodarki. Oprotestowano też wysokość podwyżek nakładów na reformujące się uniwersytety. Szczególnie tam, gdzie sumy te bliskie są 5 proc. (uwzględniając inflację mają być to podwyżki nie wyższe niż 2 proc.).
Możliwe, że nakłady nie są ciągle dostateczne, ale trudno odmówić reformie logiki. To rektorzy wiedzą najlepiej, na co przeznaczyć środki, które zaprocentują jak najszybciej i jak najowocniej. To ich z wyników będą również rozliczani pod koniec kadencji. Jednym słowem – dobrze gospodarujący rektorzy będą mieli szanse na powtórny wybór. Gorsi nie.
Zwiększenie konkurencyjności z uczelniami zagranicznymi trzeba zacząć od zwiększenia konkurencyjności wewnętrznej. Owe 20 uczelni, które przeszły 1 stycznia na autonomię to odpowiedniki „okrętów flagowych” naszej minister Kudryckiej. Wśród nich znajdują się bowiem wszystkie wymienione na wstępie uniwersytety z pierwszej setki szanghajskiej.
Piszę o tej francuskiej reformie nie jako swego rodzaju ciekawostce, ale po to, by zachęcić polskie ministerstwo do wnikliwej obserwacji, jak Francuzi radzą sobie z reformowaniem ich systemu szkół wyższych. Oczywiście nie można przenosić francuskich doświadczeń bezpośrednio na grunt polski. Jednak obserwując, co i jak dzieje się we Francji można będzie zapewne uniknąć niektórych przykrych doświadczeń podczas wprowadzania podobnych reform w Polsce.
Chyba, że francuscy studenci reformę zablokują. Już szykują się do strajków i okupacji uczelnianych budynków. Oczywiście po powrocie z wakacji świąteczno-noworocznych.
Komentarze
@JK:
Ale na czym ma wlasciwie polegac reforma we Francji? Na tym, ze rektor moze sam kupic farbe i biurka? To juz chyba nawet polski rektor moze zrobic…
Czy rektor/dziekan zyskuje samodzielnosc do realizowania polityki kadrowej – zwolnien malo wydolnych pracownikow? W polskich warunkach do 60-80% budzetu instytutow uniwersyteckich i pozauniwersyteckich to place. Co mozna reformowac bez ruchow kadrowych kiedy caly budzet idzie na pensje…
Jesli reforma ma polegac na tym, ze uniwersytet sam stara sie o srodki ‚w roznych galeziach gospodarki’ to zycze powodzenia i duuuzo szczescia…
„Możliwe, że nakłady nie są ciągle dostateczne, ale trudno odmówić reformie logiki. To rektorzy wiedzą najlepiej, na co przeznaczyć środki, które zaprocentują jak najszybciej i jak najowocniej. To ich z wyników będą również rozliczani pod koniec kadencji.”
Urocze. Rozliczani? Przez kogo? Przez swoich pracowników? Czy może we Francji jakoś inaczej wybiera się rektorów? Czyli opłaca się promować miernych ale politycznie wpływowych „naukowców” w trosce o reelekcję. Cała ta „reforma” bardzo przypomina mi polska pod względem konserwacji interesów środowiska naukowego.
Oczywiście na reelekcję szansę będą mieli tylko rektorzy, którzy zamiast w laboratoria, sprzęt i budynki pieniądze zainwestują w podwyżki dla uczonych (oczywiście po równo dla członków senatu, a nie dla lepszych badaczy więcej, gorszych mniej, bo wtedy się większość mierna poobraża). Tak trzymać.
@ med :
To pierwsze koty za ploty. Najpierw trzeba uwolnic uczelnie od idiotycznej biurokracji. Nie widze nic zlego w szukaniu pieniedzy na wlasny rachunek. Sam to robie od dawna, bo CNRS daje mi tylko na papier i atrament.
@ Marchewa :
Francuscy rektorzy sa wybierani w glosowaniu. Wtedy sie ich weryfikuje. Moze i ‚opłaca się promować miernych ale politycznie wpływowych’ jesli sa dobrymi administratormia. Administrowanie uczelnia nie dodaje splendoru naukowego. Naukowy wyrabia sie na kongresach i w publikacjach.
@ pundit :
Bzdura.! Kto na nich zaglosuje nastepnym razem? Tych pieciu, ktorzy dostali podwyzki? 🙂
med,
Bedzie to jak na warunki francuskie, rewolucyjna zmiana, jezeli rektorzy sie odwaza dotknac pensji pracownikow. Obnizyc sie pewnie nie da ale mozna proponowac wyzsze pensje dla wyrozniajacych sie pracownikow i dla tych ktorych uniwersytet chce zatrudnic albo sciagnac z innych osrodkow.
Na moim uniwersytecie (w USA) zroznicowanie pensji profesorow jest ogromne, nawet kilkukrotne. Tak wiec, „professor” zarabia tutaj gdzies pomiedzy $50,000 a $300, 000 rocznie (albo i wiecej), nawet z tym samym stazem.
Zdarza sie ze wybitny naukowiec jest niezadowolony z wynagrodzenia i zaczyna „szukac” pracy na innych uczelniach i dostaje oferte. Z ta oferta idzie do dziekana swojej macierzystej uczelni i oswiadcza ze rozwaza przejscie do innego uniwersytetu. W tej sytuacji, albo dostaje stosowna podwyzke i zostaje, albo odchodzi. Zwykle dostaje podwyzke poniewaz jego odejscie to strata potencjalnie kilku mln dolarow dla uczelni z odplywu dotacji na badania dla tego naukowca (ktora sam wywalczyl). Uczelnia ma wiec „fundusz retencyjny” tylko na podtrzymywanie zatrudnienia najbardziej obiecujacych profesorow. Tym sposobem place ulegaja szybkiemu zroznicowaniu. Prosty mechanizm rynkowy.
Wbrew pozorom, problem we Francji to nie jest problem hierarchi kacykow (rektorow) ktora dba o swoje interesy tak jak w Polsce. To jest glownie problem nadmiernych przywilejow pracownikow naukowych. Jest rownowaga sil, z jednej strony naukowcy zgadzaja sie na splaszczone i wyrownane place, a z drugiej, bronia sie przeciwko zwiekszonej konkurencji. Chce sie powiedziec ze… bronia socjalizmu.
Mamy tutaj do czynienia z pytaniem do jakiego stopnia panstwo powinno sie opiekowac naukowcami. Z jednej strony, jak sie im zapewni w miare dobre i stabilne warunki, to moze cos waznego odkryja. Pamietajmy ze w brutalnym rynkowym systemie zawsze beda utalentowani ludzie ktorzy zostana wyeliminowani. Nie tak dawno jk pisal o takim przypadku, kiedy wybitny naukowiec zostal zmuszony do pracy jako kierowca taksowki, w czasie gdy jego koledzy inkasuja Nobla. Tak wiec, brutalna konkurencja tez marnuje talent. Pytanie dla Polski wiec jest, ktory model wybieramy, albo „francuska swieta krowa” albo „amerykanski Dr taksowkarz”. A moze jest trzecia droga?
@ Jacek_placek :
Moim zdaniem Francja niesmialo szuka tej trzeciej drogi. I troche z koniecznosci. Nie da sie bowiem ograniczyc przywilejow naukowcow, ale mozna choc troche zwiekszyc konkurencyjnosc. Niedawno, komisja powolana przez ministerstwo (pod kierownictwem Julesa Hoffmanna – francuskiego pretendenta do Nobla za odkrycia receptorow Toll-like http://www.academie-sciences.fr/membres/H/Hoffmann_Jules.htm ) uznala za stosowane zroznicowanie plac naukowcow. Oczywiscie tak, by wiecej placic najlepszym. Burza byla ogroma, a Jules zostal okrzykniety faszysta. I juz nawet nikt chyba nie mysli, aby wprowadzac takie straszne novum.
Z mojej perspektywy, nauka francuska jest ciagle wspaniala. Zadziwiajaco. Mysle ze stabilnosc ma swoje plusy.
Nie tak dawno obudzilem sie w nocy, spocony, i z obledem z powodu jakiegos grantu ktorego albo nie dostalem, albo mialem napisac. I pomyslalem sobie, a czemu nie sprobowac cos jeszcze innego w Polsce. Mlodym, i bardzo obiecujacym pracownikom dac pieniadze na 5 lat tak zeby nie musieli pisac grantow. To jest bardzo kontrowersyjny pomysl ale to ma gleboki sens. Zrobic wielki konkurs i przesiac 5% i dac tym ludziom duzo pieniedzy i zostawic ich w spokoju na 5 a moze i 10 lat. Oni beda mieli swobode podczas gdy ich konkurenci z innych krajow europy beda sie zabijac o granty. To by byla „czwarta droga”. Wybrac najlepszych i dac im spokoj. To nie jest taki glupi pomysl jak sie moze wydawac. Niedawno HHMI zorganizowalo taki system:
http://www.hhmi.org/janelia/
@ Jacek_placek :
Tak juz jest we Francji. W CNRS w konkursie o nazwie ATIPE, a w INSERM pt. AVENIRE mozna dochrapac sie duzych pieniedzy wlasnie na 4 czy 5 lat na rozkrecenie wlasnego labu. Trzeba byc mlodym naukowcem (chyba do 32 czy 34 lat) i zlozyc dossier (moze byc po angielsku). Nie trzeba byc wcale na etacie CNRS czy INSERM. Zeby zostac na staly etat trzeba w ciagu tych 4-5 lat wygrac drugi konkurs na etat. A ATIPE lub AVENIRE bardzo w tym pomaga. 🙂
To zabrzmi troche anty-europejsko czy tez w stylu PISowatym, ale polskie wladze powinny sie liczyc z tym ze europejskie systemy oceny grantow sa jeszcze bardzo niedoskonale, i ze sa powazne sily ktore beda zwalczac innowacje. Leniwi recenzenci beda sprawdzac ile kto ma papierow w Science i Nature i jaki kto ma rodowod naukowy zamiast czytac uwaznie plan doswiadczalny. Taki quazi-obiektywny mechanizm. Trzeba sie przed tym bronic bo w takim systemie bedzie sie promowac ludzi ktorzy sa w miare dobrzy ale ci najlepsi, najbardziej oryginalni beda przepadac (na taksowki…). Jest fajnie jak nasi biora udzial w tych wspolzawodnictwach ale byloby jeszcze lepiej gdyby istnial mechanizm finansowania projektow wysokiego ryzyka ktore normalnie przepadaja w tej maszynce do miesa.
‚by zachęcić polskie ministerstwo do wnikliwej obserwacji, jak Francuzi radzą sobie z reformowaniem ich systemu szkół wyższych. ‚
najlepiej napisać bezpośrednio do Pani Minister z konkretnymi obserwacjami i propozycjami zmian do wykorzystania na polskim gruncie.
Można też umieścić taki tekst np. na NFA gdzie zaglądają ministrowie, rektorzy i ich ‚poddani’. Na pewno przykład francuski może być interesujący dla decydentów m.in. jeśli chodzi o strategie wprowadzania reform.
@ jw :
Ja wcale nie jestem pewien czy francuska reforma jest dobra. Chodzi mi raczej o obserwacje co sie udaje wprowadzic, a co nie i jakie sa tego ewentualne skutki. Zdanie o zachecaniu polskiego ministerstwa bylo raczej retoryczne.
A co sie stalo z polska reforma zapowiadana (i popierana tutaj) chyba przed rokiem. Rewolucja zapowiadana przez PO jakos nie odpalila?
Wszelkie rankingi maja sens tylko wtedy gdy podane sa kryteria uszeregowania uczelni. O miejscu nie powinien decydowac porzadek alfabetyczny. Przy ogramnej bo chyba miliardowej liczbie wyzszych uczelni na swiecie pozycje rzedu 300-400 w dalszym ciagu wygladaja bardzo dobrze. Oznacza to, ze poskie uczelnie sa albo calkiem dobre w skali swiatowej albo tez poziom jest ogolnie tak niski, ze klasyfikowanie podane wyzej jest bez sensu.
Sklaniam sie ku tej drugiej interpretacji bo z moich obserwacji wynika dosyc smutny wniosek. Uniwersytety i Politechniki niegdys mialy za zadanie tworzenie klasy inteligentnych specjalistow obdarzonych zarowno wiedza fachowa jak i walorami czlowieka dobrze wychowanego. Od czasow platonskich stanowily one pewna oaze intelektualna czy kuznie elity umyslowej kraju. Obecnie , w Polsce od czasow PRLu, staja sie one czyms w rodzaju gloryfikowanej mistrzowki oraz narzedziem awansu spolecznego. Powstaja rozne dziwaczne kierunki (turystyka, logistyka, marketing), ktore z wiedza nie maja nic wspolnego i powinny byc domena szkol zawodowych. Samo zonglowanie prawem do dysponowania i tak nie najwiekszych nakladow na szkolnictwo wyzsze czy badania nic nie zmieni w sytuacji gdy poziom intelektualny kadry naukowej ciagle sie obniza a naciski administracji panstwowej ida w kierunku dalszego upupienia nauki.
@jw: chodzi o to, że na każdej uczelni zachodniej wybór rektora przez Senat (a nie w stylu amerykańskim) to sprawa mocno polityczna. Rektor, który ogranicza pensje a zwiększa wydatki na sprzęt zawsze polegnie, to wszystko.
@ pundit :
We Francji rektor uczelni i wszelkie tzw. ‚ciala’ sa wybierane przez wszystkich pracownikow uczelni w bezposrednim glosowaniu.
Danie pracownikom uczelni prawa wyboru rektora jest ogromnym przywilejem i jest to rozwiazanie ktore moze byc widziane zarowno jako demokratyczne jak i anty-demokratyczne.
Poprzez nadanie pracownikom uczelni takiego przywileju ogranicza sie przywileje wyborcze calej spolecznosci. We Francji wiekszosc spoleczenstwa wybrala Sarko po to aby ten przeprowadzil stosowne reformy rowniez na uczelniach. Ale tak sie moze nie stac poniewaz poniewaz autonomia uczelni stawia te instytucje poza zasiegiem intencji powszechnego wyborcy.
Z drugiej strony, w amerykanskim rozwiazaniu, kiedy demokratycznie wybrane wladze, powiedzmy stanowe, powoluja rektora uczelni, zdarza sie ze takim zostaje ktos z kregu bliskich znajomych gubernatora. W radzie nadzorczej mojej uczelni sa zasluzeni obywatele, zwykle jednak z odpowiednim konserwatywnym rodowodem (mieszkam w konserwatywnym stanie). Moze i dobrze, taka jest pewnie wola wiekszosci wyborcow (posrednio). Z drugiej strony doskwiera nam tutaj brak jakiegokolwiek wplywu na wladze uczelni. Autonomiczne przywileje profesorow sa ograniczone do spraw czysto akademickich lub zawodowych.
Dla Polski idealne byloby rozwiazanie posrednie. Jedna z przyczyn dla jakiej popieralbym utrzymanie autonomii uczelni jest czesty brak kompetencji wladz panstwowych. Te pochodza ze stosunkowo mlodych ugrupowan politycznych, ministrami zostaje ludzie ktorym czesto brakuje kompetencji. Z drugiej strony, w Polsce, mozna sie spodziewac ze autonomia posluzy do agresywnej obrony praw pracowniczych, tak jak to jest we Francji. A wiec potrzebny jest model posredni. Naprzyklad takie rozwiazanie: spolecznosc akademicka wybiera kandydata na rektora ktory to albo jest zatwierdzony przez wladze albo nie. Jezeli decyzja jest negatywna, to wybory sie powtarza, i jezeli potrzeba to za trzecim razem wladze mianuja swojego kandydata. Tak wiec, uczelnia ma szanse aby wybrac rektora ale ten musi byc akceptowalny dla wladz ktore maja mandat calego spoleczenstwa.
Niedawno czytalem artykul w Le Monde piora kilku znamienitych ponoc naukowcow z roznych dziedzin, ktory mowil, ze reforma francuska jest ‚nie do przyjecia’ i ze ‚zrujnuje podstawy istnienia uniwersytetu’. Brak wyobrazni jest chyba najgorsza ludzka cecha.
Aha, ci panowie i panie twierdzili tez, ze pani minister nie wie co robi, a oni wiedza najlepiej co jest dla uczelni najlepsze. Doslownie tak wlasnie. 🙂
Znalazlem ten artykul:
http://www.lemonde.fr/archives/article/2009/01/05/universite-pas-de-normalisation-par-le-bas_1138017_0.html
jk,
No to jest rzeczywiscie lekcja dla polskch wladz. Ciesze sie ze cos jeszcze moge przeczytac po francusku (tak mi sie wydaje…). Mnie uderza ton, to oni wspaniali naukowcy beda decydowac a nie jakis tam rzad ktory niewyuczona gawiedz wybrala w demokratycznych wyborach.
Ciekawe jest swiete oburzenie ze ktos chce aby naukowiec byl tylko „pracownikiem”.
No wlasnie. 🙂
@jk, ok, nie byłem świadom, że wybiera we Francji cały kolektyw. W każdym razie podchodziłbym bardzo ostrożnie do adaptacji zachodnich systemów u nas – w naszej rzeczywistości wiele rzeczy po prostu może zadziałać zupełnie odwrotnie od planu.
Choćby zniesienie habilitacji, o którym wielokrotnie była mowa, może spowodować całkowite zablokowanie młodych zdolnych (bo certyfikat samodzielności dostaną w pierwszym rzędzie dobrze ustosunkowani starzy wieczni doktorzy). Wszystko to kwestia procedur oczywiście, ale habilitacja w obecnej formie, może wyjąwszy samo kolokwium habilitacyjne, to procedura funkcjonująca pod inną nazwą w większości krajów zachodnich (jako promocja na associate professora/tenure), choćby w świetnie radzących sobie naukowo krajach skandynawskich, jak np. Dania. Ale to już temat na inną dyskusję faktycznie.
@ pundit :
A ja sobie uswiadomilem, ze w Polsce rektora wybiera senat. Wbrew pozorom roznica niewielka. W rzeczywistosci we Francji glosuje sie na listy. Rektorem zostaje szef listy, ktora wygrala, a tzw. ‚ciala’ zapelnia sie czlonkami kazdej listy proporcjonalnie do zebranych glosow. Gdyby wybieral senat wynik moglby byc podobny.
Co do habilitacji, to swego czasu mielismy na blogu dluga dyskusje na ten temat. Osobiscie nie jestem wrogiem habilitacji, tenure czy jak kto chce to nazywac. Natomiast sadze, ze reforme nauki trzeba wprowadzic jak najszybciej, a skoro habilitacja stala sie glowna przeszkoda, to sadze, ze wszystko jedno czy sie ja utrzyma czy zlikwiduje. Jesli to drugie, to i tak bedzie cos o innej nazwie i innej procedurze na jej miejsce.
@jk: Oby 🙂 ja się jednak obawiam, że zniesienie habilitacji może być furtką dla miernot. Natomiast jakaś reforma jest konieczna – ale moim zdaniem powinna się zacząć od strony finansowania badań i edukacji (dawać pieniądze tam, gdzie są one na wysokim poziomie, paradoksalnie coraz częściej do prywatnych placówek, a nie po prostu państwowym, za to że są). Ale to oczywiście inna dyskusja.
@ pundit :
Moze tak byc, zgadzam sie. Ale dzisiejsza habilitacja to przerost formy nad trescia. Poza tym najwyzej 20 porc. calej Rady Wydzialu ma jakiekolwiek pojecie o tym co mowi kandydat na dr hab. A kazdy czlonek RW ma rownocenny glos. To jest bzdura. Na wydziale przyrodniczym UJ biologow molekularnych osadzaja m. in. geolodzy!!!??? Habilitacji powinna udzielac komisja zlozona z 5-7 specjalistow (najlepiej z udzialem zagranicznych naukowcow nie uwiklanych w wewnetrzne spory).
Habilitacja czy to w wersji z kolokwium czy nie, ma zasadniczo inna funkcje w porownaniu do amerykanskiego „tenure”. Habilitacja w Polsce nadaje uprawnienia promotorskie czyli pozwala naukowcowi szkolic doktorantow. Natomiast tenure jest prawem do bezterminowego zatrudnienia, i przypada w momencie kiedy profesor ma od mniej wiecej 5-7 lat prawa promotorskie.
W istocie, system amerykanski pozwala bardzo mlodym ludziom, czesto zaraz po doktoracie, ustanowic wlasny program badawczy, szkolic doktorantow. Jak sie sprawdza na glebokiej wodzie to dostana tenure. Dodam ze nie-otrzymanie tenure moze tez byc pozytywne, jeszcze stosunkowo mlody czlowiek dostaje sygnal ze jego talent moze nie byc w pelni wykorzystany na uczelni. Znam przypadki kiedy ludzie ktorzy nie dostali tenure rozpoczeli znakomite kariery w innych dziedzinach, np na Wall Street (gdzie spozytkowali swoje doswiadczenie naukowe i akademickie aby zarobic 10 raz wiecej pieniedzy).
Tak wiec, w proponowanej formie, uproszczona habilitacja, jak ja nazywaja nie wazne, spelnia ciagle stara funkcje przedluzenia niedojrzalosci naukowej o kilka lat. Dodajmy ze wielu nie-habilitowanych doktorow opiekuje sie stydentami nieformalnie (tak slysze ale moze ktos kto zna zwyczaje z Polski z pierwszej reki moze mnie poprawic). Nie widze zadnej korzysci z utrzymania habilitacji, czy z teatrzykiem w formie kolokwium czy nie.
We Francji habilitacja otwiera, tak jak w Polsce, mozliwosc samodzielnego promowania doktorow i jest konieczna do startowania do etatu profesora (w CNRS, INSERM czy INRA itp. zwyczajowo, bo nigdzie nie jest to zapisane, do etatu directeur de recherche). Jednak bez zadnych klopotow mozna prowadzic samodzielna kariere naukowa (tzn. kierowac labem i zdobywac samodzielne granty) bez habilitacji (oficjalnym promotorem jest kolega profesor albo inny dr hab. z labu obok). Do habilitacji trzeba miec zgode uczelnianej komisji, zebrac do kupy swoj dorobek np. w postaci 35-stronicowego opisu i broni sie ja przed komisja zlozona z 5-7 ekspertow z danej dziedziny i przedstawiciela uczelni (ktory moze nie miec pojecia o temacie prac kandydata i jesli nie ma, to nie udaje, ze ma). Sklad komisji habilitacyjnej wybiera uczelniena komisja dopuszczajaca (trzeba przedstawic liste 2 razy wiekszej liczby kandydatow, z ktorymi nie ma sie wspolnych publikacji, niz wchodzic ma w sklad komisji hab. i komisja uczelniana wybiera sposrod nich, tak samo jak recenzentow na tenure). Jednym slowem najwazniejsza jest decyzja komisji uczelnianej dopuszczajaca do samego procesu. Pozniej, to juz tylko dosc rozbudowane 45-minutowe seminarium i zwykle doglebna wspolne dyskusja ekspertow i kandydata na ten temat. Poniewaz habilitacja nie jest takim strasznym progiem jak w Polsce, to nikt we Francji nawet nie dyskutuje o jej zniesieniu. Cos tam sie baka o koniecznosci ustalenia jednolitych standardow dla calej Francji (minimalna liczba publikacji itp). To po prostu takie troche bardziej uroczyste seminarium, bez zbednych cyrkow – wszysyc sie smieja na ogloszeniu wynikow z tego, ze kendydat zasluzyl na swoja habilitacja.
jk piszesz ze ” (oficjalnym promotorem jest kolega profesor albo inny dr hab. z labu obok).”
Mam wielki szacunek dla nauki francuskiej i niemal codziennie moi koledzy z Francji ucza mnie czegos waznego. Ale poniewaz dyskutujemy tutaj co jest dobre dla Polski, to uwazam ze ta sytuacja ktora opisales jest daleka od optymalnej, wrecz demoralizujaca.
„wszysyc sie smieja na ogloszeniu wynikow z tego, ze kendydat zasluzyl na swoja habilitacja”
No wlasnie, tutaj jest druga roznica pomdzy tenure i habilitacja. Otoz nie do smiechu mi bylo kiedy moj kolega z wydzialu nie dostal tenure w zeszlym roku. To jest prawdziwy egzamin, i do tego obowiazkowy.
Czy tenure jest dobre dla polskiej sytuacji, tego nie jestem pewien. Uzywajac prosta logike, nie widze zeby taki mechanizm mogl zaszkodzic nauce chociaz moze zaszkodzic niektorym naukowcom (ale tylko na krotka mete).
Oczywiscie, ze sytuacja, ktora opisalem jest patologiczna. Ale to dosc lekka patologia, bo jej skutki nie hamuja nauki, choc rowniez jej nie stymuluja. Prog habilitacji jest dosc latwy do pokonania. Nie slyszalem tez o jakichs wielkich naduzyciach, tzn. zeby kogos blokowano dluzej niz rok (wydajac opinie, ze ma za maly dorobek na habilitacje). Dlatego habilitacja we Francji nie ma wielkiego znaczenia, a jej zniesienie tez nie byloby rewolucja.
Aha, zapomnialem dodac najwaznieszego, ze habilitacja nie daje zadnych korzysci finansowych. Tylko otwiera mozliwosc startowania na profesora, co oznacza wyzsza pensje. Dr hab. moze wiec byc setki, czy tysiace, bo nikt za to nie placi. Liczba profeosorow jest oczywiscie ograniczona mozliwosciami finansowymi. Dlatego tez latwo zostac dr hab., a trudno profesorem (czy directeur de recherche). Oczywiscie pieniadz kreci wszystkim. 😆
Po namysle, reforma habilitacji w Polsce moze sie udac jezeli uzdolniony doktor bedzie mogl ja zrobic niejako z marszu. Kryteria powinny byc nakierowane na jakosc a nie na ilosc. Chodziloby o zademostrowanie intelektu i potencjalu a nie dorobku. Tak wiec, powiedzmy ze jest doktor XY ktory w trakcie studiow doktoranckich opublikowal wazna prace ktora miala wplyw na dziedzine wiedzy. Ta jedna praca powinna wystarczyc aby komisja potwierdzila jego kwalifikacje. Wtedy to moze zadzialac jako filtr ochronny przeciwko proliferacji doktoratow w kiepskich szkolach z duzymi ambicjami ktore moga uzyc doktoraty jakos produkt rynku edukacyjnego.
@jacek_placek: mam kompletnie inne intuicje. Absolutnie nie może być tak, że ktoś z marszu po doktoracie dostaje habilitację. W mojej dziedzinie opieka nad doktorantami na drugorzędne znaczenie, można prowadzić samodzielne badania bez habilitacji. Wystarczy, by otwarciej promować projekty także młodych naukowców, nie sądzę, by w jakiejkolwiek dziedzinie prawo do opieki nad doktorantami było aż tak istotne (a jeżeli jest, to równie dobrze można je przyznać adiunktom, a habilitację zostawić po prostu jako próg rozwoju naukowego, nie dydaktycznego).
W moim odczuciu przynajmniej paralele między habilitacją a tenure są niezwykle duże – w teorii obecnego systemu z habilitacją osobnik z doktoratem, który w ciągu 9 lat się nie obroni powinien zmykać na bambus (w USA tenure to proces na 6-7 lat, zapewne i u nas powinno to nie więcej zajmować, ale to tyle).
W Skandynawii też często jest tak, że aby zostać associate professor należy 1-3 lata spędzić jako post-doc, a następnie 3 lata jako assistant professor. Co do zasady – zaraz po doktoracie nie powinno się dostawać gwarancji zatrudnienia i „pasowania na uczonego”, a tym jest habilitacja, zwłaszcza wobec czekającego nas wysypu doktoratów (przypominam, że doktorat to teraz po prostu trzeci stopień studiów).
Natomiast ponownie w pełni popieram postulaty zniesienia kolokwium habilitacyjnego i zastąpienia tego rzetelnymi recenzjami (obecnie już mają one niezłą procedurę, można oczywiście zwiększyć liczbę recenzentów, wprowadzić wymóg 1-2 recenzji z zagranicznych ośrodków itp.).
Swoją drogą, zamiast znoszenia habilitacji, dużo więcej dobrego zrobiłoby u nas zakazanie „kazirodztwa naukowego”, czyli zatrudniania doktorów wypromowanych na tej uczelni, plus np. nieformalny wymóg odbycia zagranicznego stażu, by uzyskać habilitację.
Przepisy ustawy nr 2007-1199 z dnia 10 sierpnia 2007 r. o wolności i odpowiedzialności uniwersytetów przyznały uniwersytetom francuskim autonomię w zakresie zarządzania oraz finansów, w szczególności zaś:
? nadały radzie administracyjnej rangę organu strategicznego reprezentującego całą społeczność akademicką,
? wzmocniły kompetencje prezydenta uczelni,
? określiły status komitetu technicznego jako organu opiniodawczego w zakresie zarządzania zasobami ludzkimi,
? stworzyły mechanizmy umożliwiające szkołom wyższym większą samodzielność w kwestiach majątku trwałego, budżetu i zasobów ludzkich. Więcej można znaleźć w Stachowiak-Kudła M., Autonomia szkół wyższych a instytucjonalne mechanizmy zapewnienia jakości w Polsce i wybranych państwach europejskich, Wydawnictwo Difin, Warszawa 2012. Polecam.