Gra z naturą

W nauce piękne jest to, że może być pomyłką.

Przekonanie, że wiedza jeśli ma być wiedzą musi być prawdziwa, jest stare jak filozofia. Można je znaleźć już u Platona, jeśli nie wcześniej. Znaczyć to miało, że wiedza nie może mieścić w sobie błędu, bo wtedy co najwyżej można ją określić mianem mniemań, ale nie wiedzy. Tymczasem takie rozumienie wiedzy we współczesnej filozofii nauki nie znajduje uzasadnienia.

Jan Woleński w książce „W stronę logiki” (J. Woleński „W stronę logiki”, Aureus, Kraków 1996) parę razy podaje powołuje się na następujący przykład-metaforę. Załóżmy, że nauką jest grą dwuosobową. Z jednej strony mamy naukowca, z drugiej naturę. Celem uczonego w grze wydarcie naturze jej tajemnic, a jego strategią są po prostu metody naukowe i ich przeróżne warianty. Celem zaś natury jest ukrycie przed badaczem swoich tajemnic. Zakłada się przy tym, że jest to gra właściwa, to znaczy taka, że żaden z graczy nie dysponuje strategią dyktatorską. Strategia taka zapewnia zawsze zwycięstwo stronie ją stosującą, niezależnie od ruchów przeciwnika. W grze właściwej każda ze stron może wygrać, nawet jeśli szanse tej wygranej nie są jednakowe dla obu stron. Jeśli przyjąć, że gra ta tak przebiega, to uczony może odebrać naturze jej tajemnice, natura zaś może go oszukać.

Patrząc na tę grę z punktu widzenia uczonego, musi on być świadom dwóch rzeczy. Po pierwsze, że istnieje strategia, która może mu zapewnić wygraną. Po drugie, że są też strategie błędne. Tymczasem jeśli naukę potraktować właśnie jako tego typu grę, to wynika z tego, że skoro nie ma strategii dyktatorskiej, to jest zapewniającej zawsze wygraną, to znaczy, że w każdą strategię badawczą wpisane jest ryzyko błędu. A wobec tego wiedza nie jest pewna. Niby jest to oczywiste, a jednak przez lata byli filozofowie, którzy z faktu zawodności wiedzy wyciągali wniosek o jej niemożliwości.

Tymczasem w nauce właśnie jest to piękne, że może być pomyłką. Wiemy, że coś wiemy, chociaż nie wiemy, czy wiemy na pewno. Dlatego nie ma wiedzy pewnej w sensie obiektywnym. Idąc dalej, wniosek z tego może też być taki, że racjonalność wiedzy polega właśnie na jej zawodności, jak chce Woleński, a twierdzi tak w ślad za Karlem Popperem.

Doświadczenie zmysłowe zawsze jest skończone. Ale wiedza uzyskana na jego podstawie musi dawać sensowne (wartościowe) przewidywania w zasadzie w odniesieniu do nieskończonej grupy przypadków. Nadto samo doświadczenie narażone jest na błędy. Przejście od skończonej grupy obserwacji, do nieskończonej grupy przewidywań, musi implikować możliwość błędu. Dlatego wiedza nie tylko może, ale nawet musi być zawodna.

Przez stulecia jednak wielu filozofów przed wiedzą prawdziwą stawiało właśnie warunek niezawodności. Tak było chociażby w przypadku Davida Hume’a, który dochodził do wniosku, że wiedza niezawodna, to wiedza nie oparta na doświadczeniu. Jednak taka wiedza jest w zasadzie bezużyteczna. Z kolei wiedza oparta na doświadczeniu jest zawodna, a wobec tego również nieprzydatna.

I tu właśnie Hume się mylił. Ponieważ wiedzieć, że się źle wie, to chyba lepiej niż nie wiedzieć w ogóle? W takim wypadku cały haczyk jednak tkwi w stopniowalności pewności wiedzy: od kompletnej niewiedzy do niemal pewności. Zaskakuje mnie właśnie to, że wystarczył prosty zabieg wprowadzenia stopniowalności pewności wiedzy, by utrzymać możliwość błędu w naszej wiedzy, co jednak nie ujmuje jej sensowności.

Grzegorz Pacewicz

Fot. Ian Muttoo, Flickr (CC SA)