Likwidowanie przez powoływanie

nauka_1_450.jpg

Tajemnice z szuflady biurka min. Kudryckiej.

„Gazeta Wyborcza” uchyliła właśnie rąbka tajemnicy tego jak ma wyglądać reforma nauki polskiej. Według doniesień dziennikarzy zmiany mają być rewolucyjne.

1. Licencjat ma być wystarczający do podjęcia pracy nad doktoratem, ale tylko w wybranych, najlepszych uczelniach, tzw. okrętach flagowych.
2. Habilitacja ma być zniesiona.

A to zaledwie dwa punkty tajemnic wyciągniętych z szuflady biurka min. Kudryckiej.

Obie zmiany mają służyć skróceniu kariery naukowej młodego pracownika nauki (po licencjacie trudno będzie go chyba jeszcze nazwać naukowcem) i szybkiego umożliwienia prowadzenia samodzielnej działalności naukowej. Do tej pory karierę tę ponoć hamowała konieczność obronienia habilitacji. Bardzo się cieszę z takiego kierunku działań ministerstwa, gdyż gorąco popieram upraszczanie ścieżki naukowej, spłaszczanie hierarchii i pozbywanie się tytułomanii w nauce.

Jak jednak blogowiczom zapewne wiadomo z poprzednich dyskusji na tym forum, nie jestem entuzjastą zniesienia habilitacji. Sądzę bowiem, że wystarczy umożliwić najlepszym – tym, którzy wykazali się odpowiednim dorobkiem naukowym na poziomie światowym czy europejskim – prowadzenie własnych, niezależnych badań. Habilitacja byłaby według mnie użyteczna jedynie jako etap pozwalający na uzyskanie tytułu profesora, a nie samodzielności prowadzenie badań naukowych, czyli kierowania własnym zespołem badawczym.

Skoro mam takie poglądy na habilitację, to właściwie dlaczego cieszy mnie zapowiedź jej zniesienia? Otóż ministerstwo chce habilitację zlikwidować poprzez powołanie czegoś innego, co habilitacją nie będzie się nazywało, ale będzie stanowiło… równie istotny próg do pokonania. „GW” pisze, że „żeby jednak doktorzy (bez habilitacji) mogli kształcić następnych, będą musieli dostać specjalne uprawnienia – na podstawie oceny publikacji naukowych, ale już bez pisania specjalnej pracy habilitacyjnej, otwierania przewodu, zdobywania recenzji oraz egzaminu”. A to przecież nic innego niż mój postulat przesunięcia habilitacji poza próg samodzielności naukowej.

Wygląda na to, że minister Kudrycka dokonała salomonowego wyboru: zniesie habilitację, a równocześnie ją utrzyma (pod inną nazwą i inaczej usytuowaną w systemie).

Drugi postulat dotyczący możliwości podjęcia pracy nad doktoratem bezpośrednio po licencjacie niepokoi mnie nieco bardziej i nie bardzo go rozumiem. Przecież magisterium to tylko rok pracy. Czy obcięcie tego jednego roku w karierze naukowej rzeczywiście cokolwiek przyśpieszy? Moim zdaniem nie. Po prostu to co robiło się jako magisterium będzie wchodziło (u tych najlepszy, flagowych) w doktorat. Tak zresztą było i do tej pory w przypadku magistrów kontynuujących doktorat w tym samym laboratorium. Zmiana będzie więc jedynie symboliczna.

Pomimo to sądzę, że lepiej wprowadzić zmiany idące w dobrym kierunku i następnie ewentualnie je skorygować niż nie robić nic. Dlatego jestem za wprowadzeniem obu zmian.

Jak już pisałem w blogu nie zgadzam się natomiast zupełnie z ideą mianowania okrętów flagowych przez urzędników państwowych. Na Boga! Niech uczelnie same wywalczą sobie ten tytuł. One nie potrzebują od ministerstwa takiego werbalnego wsparcia. Ale za wsparciem werbalnym idą pieniądze. I tu jest pies pogrzebany. Uczelnie muszą same owe większe pieniądze wywalczyć, a nie przyjmować darowiznę z rąk wszechwładnych urzędników ministerialnych. Proponowany tryb mianowania okrętów flagowych będzie po prostu korupcjogenny.

Chwała jednak obecnemu rządowi, że jednaka coś dla nauki chce zrobić. Pisałem już w tym blogu poprzednio, że program wyborczy PO dotyczący nauki nie powalał na kolana. Z doniesień „GW” wynika, że reforma będzie jednak ambitna i że pójdzie w dobrym kierunku. Poczekajmy jednak z pochwałami do ujawnienia całego projektu. Przypominam, że obiecywano nam to do końca marca.

Jacek Kubiak

Fot. Unhindered by Talent, Flickr (CC SA)