Gra z jednym życiem

kwiat_450.jpg

Czy w ogóle można przybliżyć się do doświadczenia śmierci?

Kilka tygodni temu na którymś z kanałów z filmami dokumentalnymi oglądałem film poświęcony problemowi śmierci. Niestety nie pamiętam ani tytułu, ani nawet kanału, na którym to było. W każdym bądź razie jego autorzy przekonywali, że doświadczenie lęku przed śmiercią ma charakter uniwersalny. Lęk ten jest obecny w życiu każdego człowieka i każdy musi się z nim, jak i samą śmiercią, zmierzyć. Podobnie jest w życiu zbiorowym – każda kultura wypracowała różnego rodzaju zachowania i rytuały pozwalające ludziom radzić sobie z problemem śmierci.

Na ogół sposobem radzenia sobie ze śmiercią jest ucieczka od tego problemu. Innym sposobem reakcji jest zamiana lęku na agresję wobec tego, kto o śmiertelności ludzi przypomina – dowodem miały być często spotykane w społeczeństwie amerykańskim reakcje po zamachach z 11 września 2001, które można było zinterpretować właśnie jako agresję w obliczu śmierci.

Zdarza mi się grywać – ostatnio coraz rzadziej – w gry komputerowe. Różnego rodzaju strzelanki, w których chodzi o to by zabijać i nie dać się zabić, zbudowane są wokół śmierci. Wydaje się, że oswajają one ze śmiercią, ale faktycznie jest przeciwnie. Bo nawet jeśli się w nich zginie, zaraz można sobie przywrócić zapisany wcześniej stan gry i grać dalej. Albo ma się kilka „żyć”. Bywa też, że gdy się jest o krok od śmierci, zaraz można złapać „lekarstwo” i podnieść, a nawet powrócić, do wyjściowego „stanu życia”. W grach tych trup ściele się gęsto, ale nie wynika z tego nic.

Pytanie nasuwa się od razu, czy w ogóle można przybliżyć się do doświadczenia śmierci? Sęk w tym, że nie. Bo jak? Umiera tylko postać, którą się gra, ale nie kierujący nią. Podobnie w innych doświadczeniach, za wyjątkiem może przypadku śmierci klinicznej, jesteśmy tylko widzem, a nie uczestnikiem. Rację z tego punktu widzenia ma Epikur, który pisał, że póki my jesteśmy, nie ma śmierci, a kiedy jest śmierć, nie ma nas. A przecież o to uczestnictwo w doświadczaniu śmierci właśnie idzie. Wygląda na to, że będzie ono nam dane, ale tylko raz i samotnie w sposób pozbawiony możliwości wszelkiej komunikacji o nim.

Weźmy też pod uwagę doświadczenie śmierci klinicznej. Być może daje ono jakieś wyobrażenie o śmierci. Lecz jest ono udziałem nielicznych. Spotkało ono Jacka Kaczmarskiego na rok przed jego śmiercią. Można o tym przeczytać w jego pięknym wierszu „Tunel„. Chociaż i w tym wierszu w ostatnich trzech strofach odnajduję ślad pewnej niepojętości śmierci, skoro wszystko, co żyje, jest przeżywane przez wszystko, co żywe. I tylko z perspektywy życia, „można bać się otchłani i tęsknić do nieba”.

Skoro nic (lub prawie nic) o śmierci wiedzieć niepodobna, nie sposób definitywnie lęk przed nią uśmierzyć. Może więc jest tak, że doświadczenie lęku przed śmiercią i ucieczki od niego są ze sobą nierozerwalnie związane. Kiedy człowiek lęka się tego, czego nie zna, najlepszym lekarstwem jest to coś poznać. Tutaj poznanie przyjdzie raz i ostatecznie, kiedyś w nieznanej bliżej przyszłości. Do tego czasu trzeba by z tym lękiem żyć, stąd też może właśnie lepiej jest po prostu od niego odwrócić się, uciec i myśleć tylko w wyjątkowych chwilach.

Grzegorz Pacewicz

Fot. gp