Punkt zapalny

wilber.jpg

Między religią a nauką jest bardzo wyraźny punkt styczny, a co za tym idzie – konflikt na linii religia – nauka nieunikniony

Zasada NOMA (Non-Overlapping Magisteria), czyli NieObejmujące się Magisteria, sformułowana przez Stephena Jaya Goulda miała rozwiązywać konflikt pomiędzy nauką a religią poprzez wykazanie, że obie te dziedziny nie mają ze sobą żadnych punktów wspólnych. Ponieważ ich sposoby postrzegania rzeczywistości biorą się z całkowicie odmiennych perspektyw i zupełnie nie zachodzą na siebie, konflikt miał być pozorny i brać się z przekraczania przez obie strony naturalnych granic swoich kompetencji. Przyznam, że przez długi czas takie podejście wyglądało dla mnie bardzo wiarygodnie i sensownie. Myślę jednak, że kwestia jest bardziej skomplikowana.

Ken Wilber w książce „Jeden smak” (Ken Wilber, Jeden Smak, tł. H. Smagacz, Jacek Santorski & Co Wydawnictwo, brak miejsca i roku wydania) zamieścił tekst „Duchowość, która przemienia”. Jest w nim bardzo ciekawa uwaga na temat funkcji religii. Jego zdaniem religia pełni dwie odmienne funkcje w życiu człowieka. Pierwszą z nich jest tworzenie znaczenia dla człowieka, czyli objaśnianie świata. Religia czyni to poprzez mity, historie, przypowieści, rytuały, różnego rodzaju akty odnowy itp. Wszystkie one mają pomagać człowiekowi przez nadawanie sensu złemu losowi, co ułatwia jego zniesienie. Religia ma dodawać otuchy, wzmacniać, bronić i wspierać, ponieważ dzięki odprawianiu rytuałów, modlitwom, wierze w mity lub ściśle określone dogmaty człowiek – jak się sądzi w religii – dozna zbawienia, czyli osiągnie stan wyzwolenia spod złego losu.

Drugą funkcją religii jest gruntowne przekształcenie i wyzwolenie człowieka. Ta funkcja jest dostępna tylko dla garstki ludzi. Albo inaczej – tylko niewielka grupa ludzi jest tak naprawdę zainteresowana przemianą siebie, ponieważ w tym wypadku nie chodzi o wzmacnianie jaźni, lecz o jej „zniweczenie”. W przypadku funkcji objaśniania jaźń jest wzmacniana, tutaj zaś chodzi nie o pocieszenie, lecz „zniszczenie” jaźni, nie jej wzbogacenie, lecz „oczyszczenie”, nie spokój ducha czy dobre samopoczucie, lecz rewolucję i jej totalne przekształcenie. Słowem chodzi o transformację człowieka i jego przemianę na najgłębszym poziomie samej świadomości.

Dzięki objaśniającej funkcji religii człowiek otrzymuje określone sposoby myślenia o rzeczywistości. Uczy się wyjaśniać i rozumieć świat, swoje w nim istnienie, przez co może orientować się świecie i pojmować, co się z nim dzieje. To bardzo ważna funkcja religii, ponieważ zdaniem Wilbera, jeżeli człowiek nie umie właściwie objaśniać świata, to jego jaźń przestaje funkcjonować właściwie, czego skutkiem są nerwice, czy nawet psychozy. Świat przestaje mieć dla niego sens, a granica między jego jaźnią a światem nie mogą być przekroczone (jak w przypadku przemiany), ponieważ już wcześniej ulegają rozpadowi. To nie jest przemiana, lecz załamanie – nie sukces metamorfozy, ale klęska rozpadu.

Wilber sądzi, że w miarę rozwoju osobowościowego człowiek może otrzymywać lub tworzyć różne sposoby objaśniania świata, lecz w pewnym momencie samo objaśnianie nie wystarcza. Nowe wierzenia, mity, idee przestają odpowiadać jaźni, a jedynym wyjściem staje się przemiana. Takich ludzi jest jednak znakomita mniejszość. Dla większości wystarczają różnego rodzaju pocieszenia i objaśnienia świata, które dostarczają religie. Religia pełni przede wszystkim tę funkcję, dzięki czemu przez wieki była bardzo silnym spoiwem społeczeństwa.

Nie chodzi mi tutaj o wchodzenie w szczegóły koncepcji Wilbera, ponieważ zainteresowała mnie ona z innego względu. Wystarczy, że zgadzamy się z nim, co do tego, że religia pełni dwie różne funkcje: objaśniania świata i przemiany człowieka. Myślę, że Wilber ma w tym punkcie sporo racji. A jeśli tak jest, to pogląd oddzielający religię od nauki, jako nie mających punktów wspólnych, fałszywy. Jeżeli funkcją religii jest objaśnianie świata, to przynajmniej w jakiejś części tę samą rolę pełni nauka. Nauka wprawdzie wzięła się z mitów, ale jej istotą jest zawsze krytyczny namysł nad rzeczywistością i zastanymi odpowiedziami, których przedmiotem jest pytanie „jak to działa?”. Stąd też nieuchronnie w toku swych dziejów musiała wchodzić w konflikt z religią, ponieważ badania naukowe prowadzą do kwestionowania mitów religijnych. W ich miejsce nauka proponuje swoje wyjaśnienia.

Oczywiście nie jest tak, że nauka wyjaśnia wszystko. Są pytania i zagadnienia, przed którymi stoi ona bezsilna. Problemy wartości, dobra i zła, pytania typu: „jak żyć?”, „po co tu jestem?”, czy różnorodne kwestie metafizyczne, są dla niej zamknięte. Co wciąż daje miejsce dla religijnych objaśnień świata. Ale jedno jest pewne: między religią a nauką jest bardzo wyraźny punkt styczny, a co za tym idzie konflikt na linii religia – nauka nieunikniony.

Pytanie, jakie w tym miejscu się nasuwa brzmi: czy tylko konflikt między nimi jest możliwy. Wilber i w tej kwestii ma dość ciekawy pogląd, ponieważ sądzi, że religia musi przejść przez ucho igielne racjonalności naukowej. Jeśli coś zostanie po takim zabiegu to wyłącznie zagadnienia duchowe i duchowe interpretacje rzeczywistości, które są istotą religii.

Grzegorz Pacewicz

Na fot. Ken Wilber. Kadr z filmu „Return To Source: Philosophy & The Matrix