Wojna płci u ludzi i zwierząt

gay_200.jpgZróżnicowanie zachowań seksualnych źródłem prosperity?

Czy z ewolucyjnego punktu widzenia, jak twierdził Darwin, rzeczywiście najlepiej radzą sobie w życiu (środowisku) osobniki obdarzone „najlepszymi” genami? A może chodzi o zapewnienie populacji (a nie osobnikowi) największej rozpiętości seksualnych zachowań? Tak sądzi francuski ewolucjonista Thierry Lodé.

Rozmnażanie, a więc i seksualność, znajdują się w centrum teorii ewolucji. Bez rozmnażania płciowego nie ma postępu ewolucji, bo w ogóle nie ma możliwości uzyskania jakichkolwiek zmian genetycznych podczas przekazywania życia. Seks jest więc bez wątpienia najważniejszą, obok oddychania, jedzenia i wydalania, czynnością życiową wszystkich organizmów.

Dlatego zgodnie z teorią Darwina osobniki najlepiej przystosowane do życia w danym środowisku to takie, które są wyposażone w najlepsze geny (m.in. predestynujące na doskonałych reproduktorów/reproduktorki).

Pierwszy problem pojawia się jednak już przy wyszukiwaniu „najlepszych” genów. Co to pojęcie oznacza? Otóż to, że osobnik obdarzony takim genem ma największe prawdopodobieństwo przekazania go swojemu potomstwu. Ale to przecież masło maślane. Gen, który jest przekazywany, bo jest najlepszy, okazuje się najlepszy właśnie dlatego, że jest najczęściej przekazywany! Jeśli zaś potomstwu przekazywany jest w 100 proc. „byle jaki” gen, który nie ma żadnego znaczenia dla przeżycia i płodności osobnika, to musi być on od razu uznany za najlepszy? Według Darwina tak.

Innego zdania jest Lodé, profesor ekologii na Uniwesytecie w Angers we Francji. We właśnie wydanej we Francji książce „La guerre des sexes chez les animaux”, czyli „Wojna płci u zwierząt” wysuwa hipotezę, że ewolucja preferuje po prostu zmienność zachowań seksualnych.

Skąd ta hipoteza? Z obserwacji autora, że obecność całej gamy zachowań seksualnych w populacji, nawet takich, które wydają się zupełne bezsensowne dla przetrwania gatunku, jak choćby homoseksualizm, zapewnia tejże populacji prosperitę.

U jaszczurek agam występują dwa fenotypy reproduktorów, czyli dwie ogólne charakterystyki rozmnażających się osobników. Pierwszy, tzw. „późny” – pozwalający przetrwać lepiej zimę, ale bardzo wrażliwy na wysoką temperaturę i suszę, czyli po prostu nie lubiący lata. I drugi, zwany „wczesnym” – wrażliwy na zimno, a świetnie radzący sobie w upały i przy ograniczonej ilości wody, czyli lubiący klasyczne lato. Ponieważ dość często po upalnym lecie następuje ostra zima, a następnie dżdżyste i zimne lato i łagodna zima, itd., i to wszystko bez większego ładu i składu, to równoczesna obecność obu fenotypów w populacji jest niezbędna dla przetrwania gatunku. Jeśli bowiem jeden z dwóch fenotypów zaniknie, to nawet pojedyncza nazbyt ostra zima, albo jedno upalne lato mogą wyniszczyć całą populację i spowodować wymarcie gatunku.

Przykład jest oczywiście specjalnie wyostrzony i uschematyzowany, aby zasada była jasna do zrozumienia. W rzeczywistości wymieranie gatunku nie odbywa się w jedno lato czy jedną zimę. Wniosek płynący z przykładu agam jest właśnie taki, że obiektywnie nie ma „najlepszego” genu. Konieczna jest cała gama genów, a w zasadzie jak największa rozpiętość ich jakości. Według Lodé źródłem różnorodności genów w populacji/gatunku jest konflikt pomiędzy płciami i zróżnicowanie zachowań seksualnych.

Obserwując zwyczaje seksualne drobnych drapieżników, takich jak tchórz czy norka, zaobserwował on, że wśród tych zwierząt istnieje cała gama zachowań seksualnych, od bardzo kurtuazyjnego heteroseksualizmu, poprzez dominację jednej z płci (męskiej bądź żeńskiej) prowadzącej wprost do gwałtu, po znów kurtuazyjny lub dominujący homoseksualizm. Czyli dokładnie tak samo jak u ludzi. Dodajmy, że homosekualizm nie oznacza tu całkowitego wykluczenia posiadania potomstwa, a więc chodzi o swego rodzaju homoseksualizm fakultatywny lub biseksualizm. Właśnie równoczesne istnienie wszystkich tych sposobów uprawiania seksu w populacji zapewnić ma według Lodé’a najlepszą przeżywalność gatunku, gdyż zapewnia największą rozpiętość zestawu genów w populacji.

Nawet nie rozszerzając tej hipotezy na gatunek ludzki nietrudno domyśleć się, dlaczego moralizujący purytanie są równocześnie przeciwnikami ewolucji. Jest tylko jeden poważny problem. Twórca nowoczesnej teorii ewolucji, Karol Darwin, zupełnie nie przewidział tego, co głosi Thierry Lodé. Jednym słowem moralizujący purytanie, jeśli oczywiście moralność jest dla nich najważniejsza, powinni być właśnie zwolennikami Darwina. Jeśli zaś ważniejsza jest dla nich sama walka z Darwinem, to powinni głosić wolność seksualną taką, jaka panuje wśród tchórzy i norek.

Nasi purytanie-antyewolucjoniści zapewne po prostu nigdy nie słyszeli o Thierry’m Lodé i jego hipotezach ewolucyjnych. Miejmy nadzieję, że nie dowiedzą się o nich zbyt szybko. Wówczas bowiem książka „Wojna płci u zwierząt” nie szybko zostanie przetłumaczona na polski – jako „propaganda seksualizmu” (homo i hetero, a raczej biseksualizmu). No a już na pewno nie ma szans, by weszła do kanonu lektur polskich szkół. Chyba, że Thierry Lodé do polskiego wydania dołączy przykłady – negatywne oczywiście – z życia pająków krzyżaków.

Jacek Kubiak

Fot. Brocco Lee, Flickr (CC BY SA)