Błędne koło Dawkinsa

dawkins_200.jpg„Bóg urojony”: za dużo erystyki, za mało rzetelnych argumentów.

Sezon urlopowy jest w pełni i szczęśliwie od jakiegoś czasu korzystam z jego uroków. W przerwach między spacerami, kortem i drobnymi wypadami za miasto poczytuję wreszcie książkę Richarda Dawkinsa „Bóg urojony„. Po pierwszych recenzjach i zażartych dyskusjach moja ciekawość była mocno rozbudzona. Na razie książka mnie zawiodła. Jest świetnie napisana, a styl Dawkinsa, momentami bardzo ostry i szyderczy, prowokuje do przemyślenia kwestii przez niego poruszanych. Jednak stylowi nie dorównuje poziom merytoryczny: za dużo jest w tym wszystkim erystyki, a za mało rzetelnych argumentów.

Na początku swojej książki Dawkins stwierdza, że istnienie Boga jest hipotezą naukową – taką samą jak każda inna. Tymczasem już w tym miejscu mam poważne wątpliwości, czy tak jest.

Metodologia naukowa zakłada, że badaniu podlega świat w odniesieniu do niego samego. Nauka nie powinna nic mówić, o pierwszych przyczynach, sensach i celach zjawisk przez nią opisywanych i tym podobnych kwestiach. Interesuje nas tylko mechanizmy (prawa) rządzące światem. Najlepiej jeśli opisywane są one formułami przyczynowo-skutkowymi. Przez przyczynę rozumie się oczywiście zjawiska, które bezpośrednio poprzedzają i wywołują przedmiot naszych badań. Reasumuje to charakterystyczna dla nauki formuła „jak”. Jak to działa? Jak działa świat?

W ten sposób już na starcie nauka odcina się od grząskiego terenu różnego rodzaju spekulacji, prowadzących nieuchronnie do wartościującego opisu świata. Taki opis jest o wiele bardziej narażony na błędy i wypaczenia. W miarę możliwości opis naukowy ma być bezstronny, a jego warstwa światopoglądowa zredukowana do niezbędnego minimum. Dla uzyskania użytecznej wiedzy spekulacje te są niepotrzebne. I to jest bardzo słuszne podejście. Nic dziwnego, że przy takim podejściu nauka nie dochodzi do Boga, co reasumuje słynna wypowiedź Laplace’a: „Ta hipoteza jest mi niepotrzebna”. Rzeczywiście w nauce „hipoteza Boga” jest niepotrzebna, skoro bada się świat w odniesieniu do niego samego. A gdy jest przywoływana, to tylko po to, by łatać dziury w niespójnych teoriach. Na tym zresztą polega strategia kreacjonistów: szukają dziur w teorii ewolucji, po to, by w ich miejsce wsadzić Boga. Ale naukowo nie da się dojść do Boga.

Dawkins jednak sugeruje, że nauka ma taką możliwość. A wobec tego istnienie Boga jest kwestią rozstrzygalną naukowo. Jego zdaniem rozstrzygnięcia naukowe mogą być tylko negatywne: nie ma Boga, a jeśli ktoś w Niego wierzy, to jest to tylko jego urojenie. Tymczasem skoro już w założeniach nauka odcina się od Boga i tym podobnych kwestii, nic dziwnego, że w punkcie dojścia jego istnienia nie jest w stanie w ogóle potwierdzić. Wynika to z jej założeń, czego Dawkins nie dostrzega. Nie dostrzegają też tego kreacjoniści i złośliwie można dodać, że Dawkins – zażarty krytyk kreacjonistów – do cna przesiąkł sposobami ich rozumowania. Wpada przez to w błędne koło: dostrzega dokładnie to, co zawarte jest w założeniach nauki. Nie dostrzegając Go w naukowym opisie świata dochodzi do wniosku, że Go nie ma. Tymczasem nauka nie może Go dostrzec, co wynika z jej założeń. Klasyczne błędne koło.

Grzegorz Pacewicz

Fot. jurvetson, FLickr (CC)

W poniedziałek 16 lipca na kanale Planette obejrzeć można dwuczęściowy brytyjski dokument Russella Barnesa „Źródło wszelkiego zła?”, który stanowi filmową ilustrację książki „Bóg urojony”.

WIĘCEJ O DAWKINSIE