Kawa u prezydenta
Od czego zaczyna francuski prezydent? Od naprawy uczelni.
Francuski prezydent Nicolas Sarkozy na pierwszy ogień w reformowaniu państwa wybrał poprawę sytuacji uniwersytetów. Projekt miał być przedstawiony na posiedzeniu rady ministrów na początku tego tygodnia. Jednak trzeba było odwlec procedurę o tydzień. Główny powód – niepokój studentów i związków zawodowych pracowników wyższych uczelni, że nowe prawo zaprowadzi nierówności wśród francuskich uniwersytetów i że pracownicy i studenci stracą mocną pozycję w radach administracyjnych uczelni.
Nie jest dla nikogo we Francji tajemnicą, że uniwersytety są biedne. Brak pieniędzy głównie na remonty i odnawianie pomocy naukowych. To też wiele kampusów (zresztą francuskie kampusy nie mają wiele wspólnego z amerykańskimi, są raczej bezdusznymi miejscami, gdzie mijają się setki i tysiące studentów, a nie miejscem przyjemnych spotkań młodych ludzi) przypomina podmiejskie stacyjki metra z wytagowanymi murami i walającymi się wszędzie plastykowymi kubkami i papierzyskami. Sale wykładowe są przepełnione, a studenci muszą godzinami wystawać w kolejkach do dziekanatów. Taka atmosfera nie sprzyja studiowaniu. Nie ma więc spektakularnych wyników i francuskie uniwersytety wloką się gdzieś w ogonie uczelni europejskich w sondażach (w przeciwieństwie do tzw. Wielkich Szkół, np. Ecole Normale Supérieure, czy Ecole Polytéchnique, które skupiają wyselekcjonowaną elitę intelektualną i równocześnie kwitną, są jednak po prostu zbyt małe, by konkurować z Cambridge czy Oxford).
Kolejne rządy obiecywały poprawę. Bezskutecznie. Symbolem niemocy państwa stało się usuwanie azbestu z kampusu „Jussieu” Uniwersyetów Paris VI i Paris VII (ten ostatni właśnie przeniósł się w inne miejsce Paryża). Zapowiadane przez byłego prezydenta Chiraca na kilka miesięcy prace trwają nieprzerwanie od dziesięciu lat i ich końca nie widać (główny wieżowiec na „Jussieu” jest obecnie szkieletem pozbawionym ścian – teraz trzeba tę monstrualną konstrukcję na nowo wypełnić, a to zabierze trochę czasu).
Nicolas Sarkozy też obiecał w swej kampanii wyborczej, że tę sytuację zmieni. A że wybrał właśnie reformę wyższych uczelni za wzór swych reform, to i nadzieje na prawdziwe zmiany są duże. Główny cel prezydenckiego planu „autonomii uniwersytetów” to dywersyfikacja źródeł finansowych wyższych uczelni. Dzięki nowemu prawu uczelnie będą mogły korzystać ze źródeł prywatnych. I tu właśnie leży kość niezgody.
Studenci i pracownicy naukowo-dydaktyczni obawiają się, że w przyszłości uniwersytety w dużych miastach będą rzeczywiście miały dobrych sponsorów, ale tym z mniejszych ośrodków nikt nie da złamanego grosza. Jednym słowem autonomia będzie dobra tylko dla wybranych.
Choć Nicoals Sarkozy głośno tego nie mówi, to chyba nie miałby nic przeciwko takiej naturalnej selekcji. Dla rządu i prezydenta liczyłaby się zapewne spektakularna poprawa na kilku największych uczelniach. Jeśli do tego ich ranking w międzynarodowych sondażach jakości nauczania i wyników naukowych znacznie by wzrósł, to władza mogłaby sobie pogratulować sukcesu. A biedni? No cóż, przenieśli by się do większych ośrodków.
Na taką perspektywę nie godzą się właśnie dzisiejsi studenci, a i licealiści dali znać o swoim niezadowoleniu (w końcu to oni właśnie doświadczą wyników reformy). Oczywiście powodów odrzucenia reformy w obecnym stanie jest więcej, ale najważniejszym jest właśnie obawa przed nierównością.
Najciekawsze jest jednak to, jak odbywają się dyskusje rządu i organizacji studenckich, uczniowskich i związkowych. Spotkanie z nową, młodą panią minister Valerie Pécresse (nb. z wykształcenia specjalistką od spraw rodziny) wykazało niezgodność poglądów i spowodowało wrzenie na uczelniach. Co na to prezydent? Otóż od razu zaprosił przedstawicieli studentów i pracowników uczelni na rozmowy przy kawie do Pałacu Elizejskiego. W trakcie wymiany zdań ustalono, że strona rządowa zrewiduje zapisy w nowym prawie, tak by uwzględnić postulaty drugiej strony. Właśnie czekamy na nową wersję ustawy, którą ma napisać jak najszybciej pani minister Pécresse.
W takim właśnie załatwianiu spraw jest wiele rzeczy bardzo krzepiących. Po pierwsze, Sarkozy rozumie i daje jasno o tym znać, że nie można wprowadzać reform wbrew opinii społecznej. Taki błąd popełnił poprzedni premier, Dominique de Villepin, gdy rok temu chciał przeforsować, słuszne zresztą prawo, mające ułatwić podejmowanie pracy przez młodych ludzi. Ulica tę reformę obaliła i… właśnie ten upadek wyeliminował Villepina z walki o fotel prezydencki otwierając przed Sarkozym wrota do Pałacu Elizejskiego (przynajmniej na prawicy). Teraz, nowy prezydent mądrzejszy o te doświadczenia swego byłego szefa (Sarkozy był ministrem spraw wewnętrznych Villepine’a), zupełnie zmienił taktykę. Chce za wszelką cenę pozyskać dla swych reform prawdziwe, a nie malowane wsparcie zainteresowanych środowisk.
Na czele studenckich negocjatorów stoi w dodatku ten sam człowiek, który „obalił” Villepine’a – Bruno Julliard, student ostatniego roku prawa na Uniwersytecie Lyon II. Julliard znany jest we Francji wszystkim od ponad roku, z czasów sporów z Villepinem. Teraz twierdzi, że dyskusje z panią minister Pécresse są bardzo ciekawe, a z Sarkozym wręcz niezwykle obiecujące. Pytany przez dziennikarzy czy skorzystałby z ewentualnego zaproszenia nowego prezydenta, by wejść do rządu, kategorycznie odmawia. Nic dziwnego. W trakcie ostatniej prezydenckiej kampanii wyborczej stanął wyraźnie po stronie Ségolene Royal i nie zamierza zmieniać obozu politycznego. Problem w tym, że socjaliści są w rozsypce. Może właśnie młoda krew pozwoli na odnowę w szeregach francuskiej lewicy? Pewne jest, że Francja o Bruno Julliardzie jeszcze usłyszy. Na razie ma on jeszcze 2 miesiące na napisanie pracy magisterskiej i jej obronę. A więc skoro i jemu i Nicolasowi Sarkozy’emu zależy na czasie, to można się spodziewać, że negocjacje będą szybkie i owocne. Odpowiedź w przyszłym tygodniu.
Jacek Kubiak
Na zdjęciu – Bruno Julliard.
Komentarze
Niedawno czytałem, że nie istnieje bzdurna teoria ekonomiczna, w którą Francuzi by nie uwierzyli 🙂 Wydaje mi się to obserwacją dość celną. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której ktoś woli, aby wszyscy mieli źle, niż tą, w której wszyscy mieliby lepiej, z tym, że niektórzy bardziej, a niektórzy – mniej?
Czytam to jak bajkę jakąś. Pani minister nie dogadała się z protestującymi i nikt nie stwierdził, że to wroga robota określonych sił, tylko spotkał się z nimi prezydent???
grzesiek2k:
Chyba nie zrozumiales tekstu. Nikt nie chce by wszyscy mieli zle. Studenci chca zeby wszyscy mieli dobrze. A to jest niemozliwe, tylko ktory polityk otwarcie to powie? No wiec szukaja takiego wyjscia zby bylo jak najwiecej tych, ktorym bedzie lepiej. I tyle.
komerski:
Co wiecej, pani minister zebrala pochwaly od studentow za to, ze bardzo ciekawie prowadzila negocjacje. Pewnie dlatego zostala na swoim stanowisku i moze odrobic po raz drugi swoje lekcje. Sadze, ze gdyby sprawa zakonczyla sie od razu calkowita blokada, to wylecialaby najpierw pani minister. Sarko za nic nie moze sobie pozwolic na powtorke sytuacji sprzed roku. Te negocjace maja byc przykladem, ze on wie jak negocjowac. I bardzo mu na reke, ze ten sam Julliard co przed rokiem prowadzi je i teraz. A dobrze wie o tym i Bruno Julliard. Tyle, ze on nie ma amunicji, bo studenci juz na wakacjach, on we wrzesniu ma byc juz magistrem i kto wowczas poprowadzi jesienny bunt uczelni. Nie ma wyjscia, musza sie dogadac. Dlatego tez Sarko wybral wlasnie te referme na wstp. Tutaj nie ma zadnego przypadku. Wszystko jest wykalkulowane, ale oczywiscie moze sie zdarzyc blad w obliczeniach, he, he… 😉
Cóż, lepsze jest wrogiem dobrego. W tej sytuacji najpewniej wynegocjują, że juz teraz jest dobrze 8)
Życzmy więc szczęścia Sarko i Bruno. Może Roman zwany Ministrem Wszelkiego Złego zobaczy że można inaczej prowadzić resort edukacji. I poda się do dymisji – bo na to, że się zmieni to raczej liczyć nie można.
Tylko kto przyjdzie? Wierzejski czy Orzechowski? Brr…
dru’:
Nie sadze by jakikolwiek przyklad mogl zachwiac wiara w siebie i w swoje idee Ministra Wszelkiego Złego. 😉
Zgadzam się. Synowi Swojego Ojca już nic nie pomoże. Ale zauważcie, że we Francji oprócz ministra mają jeszcze prezydenta. Nie to co u nas…
W zasadzie to się z wami zgadzam, ale nie chciałem, żeby komentarz brzmiał całkowicie pesymistycznie…
A może, może zdarzy się jakiś cud. Skusi się większymi zarobkami na wyspach, dostanie gwałtownego oświecenia i rzuci to wszystko dla zakonu…
Eh… Niemożliwe.
Hoko:
Prezydent we Francji jest na dobra sprawe jak wybieralny krol. Wiec moze i lepiej, ze nie mamy jego odpowiednika, a tylko prezydenta, ktorego glowna funkcja polega na dzwonieniu do brata w trudnych sytuacjach.
dru’ :
Nie, mysle, ze jest na stale przyrosniety do stolka i tylko nowe wybory go rusza. No chyba, ze sie okaze, ze te przekrety finansowe LPR rzeczywiscie powazne. Ale wtedy tez wlasciwie zostaja tylko wybory.
A w Polsce nauka to temat na ktory zaden polityk sie nie wypowie bo i po co? Wszystkim to zwisa.
YaBasta:
Kiedys polski rzad podpisal cos takiego co sie nazywa strategia lizbonska. To oczywiscie w Polsce ciagle puste slowa (we Francji zreszta tez). Cos z ta zaba trzeba bedzie jednak zrobic. Oczywiscie najpierw trzeba znalezc wszystkich TW, odzyskac TK, tudziez sady, zbudowac te nieszczesne stadiony i autostrady 🙂 , o 3 mln mieszkan nie wspominajac, no ale i z nauka trzeba bedzie w koncu cos zrobic, nie mowiac juz o sluzbie zdrowia.
Strategia Lizbońska, dzięki Bogu, umrze śmiercią naturalną w roku 2010. I niech spoczywa w pokoju, podobnie jak inne plany, np. 5 letnie. Można mieć tylko obawy, że pojawi sie jakaś nowa ‚strategia’, i naprawdę ‚coś zrobi’ z nauką oraz służbą zdrowia… strach się bać.
m:
Pewnie. Lepiej nie miec zadnej strategii ani planow. Co ma byc to bedzie , jak mowila pewna lekarka wypisujac recepte na aspiryne.
jk,
wazne by nie miec tak glupich planow jak strategia lizbonska,
ktora jest zbiorem mrzonek i poboznych zyczen. Wazne,
zeby zamiast probowac wszystko regulowac, w Europie zaprzestano przeszkadzania w innowacjach. I by zdano sobie sprawe, ze dogonienie
Japonii i USA to nie problem pieciolatki…
Wole aspiryne tej lekarki niz homeopatie strategii lizbonskiej…
hlmi:
A ja wole miec plany. Strategia lizbonska to wymysl politykow i problem politykow. Oni beda sie martwic o swoje pieciolatki. Mnie interesuje by byla forsa na badania. A dzisiaj jest forsa jak jest program badawczy. Moze sie to podobac lub nie, ale tak jest. I tyle. I tak samo w USA jak i w Unii.
jk
> no ale i z nauka trzeba bedzie w koncu cos zrobic,
tylko kiedy? jam mlody i niedoswiadczony, ale wydawalo mi sie ze od nauki to trzeba zaczynac a nie na niej konczyc 🙁
http://festiwal.icm.edu.pl/2001/czarpak.html
7 lat temu a nic sie nie zmienilo ilez mozna czekac? a tutaj cos nowszego:
http://7dni.wordpress.com/2006/09/01/
Strategia Lizbonska nikogo nie obchodzi bo i po co?
Trzeba wyslac biologow z GMO pod sejm to moze by kogos nastraszyli.
PS 2,5%PKB ze strategii lizbonskiej to powinno byc dla nas minimum a nie nieosiagalne maksimum (choc samego pompowanie kasy tez wszystkiego nie rozwiaze tak jak w sluzbie zdrowia trzeba kasy+reformy jedno bez drugiego tak czy siak nie zadziala).
pozwole sie wciac jeszcze raz z linkiem:
ftp://ftp.cordis.lu/pub/indicators/docs/2004_1857_en_web.pdf
Wykresiki na stronie 25 pokazuja jak mizernie wygladamy na tle nawet naszego regionu. Fascynujace obrazki do ogladania ale niestety strasznie smutne.
YaBasta:
Tak wlasnie. Dlatego strategia lizbonska mogla zdopingowac. Oczywiscie nie chodzi o ty by zlapac kroliczka, ale by gonic go 😉
jk:
Ba, tylko czemu nikt nawet nie probowal puscic tych ogarow w las?
YaBasta:
Bo dla politykow nie ma z tego zadnej doraznej korzysci. Sa jedynie korzysci dlugoflowe dla Polski. A te nikogo nie obchodza (oczywiscie poza sfera werbalna). Rzad Belki byl na odlocie przez wiele miesiecy, a rzady populistycznego PiS, nacjonalistycznej LPR i niewiadomojakiej (populstycznej do kwadratu) SB musza szukac TW, a ostatnio dowiadujemy sie nawet, ze diablow (JK w Radomiu). Przeciez to wszystko przypomina wariatkowo. Czy widzial ktos kiedys populistyczny rzad stawiajacy na nauke? Przeciez to sie wzajemnie wyklucza.
jk,
> ja wole miec plany. Strategia lizbonska to wymysl politykow i problem
> politykow. Oni beda sie martwic o swoje pieciolatki. Mnie interesuje by
> byla forsa na badania.
Coz, dosc jednostronne spojrzenie. Tez korzystam z grantow unijnych,
ale forsa na badania, to nie jest cos unikalnego, charakteryzujacego
strategie lizbonska, wiec nie wiem po co jej bronic, skoro wszyscy wiedza, ze jak na razie okazala sie kleska i zbiorem nierealistycznych zyczen…
jk,
Problem jest niestety szerszy niz obecny rzad, nie istnieje powazna sila polityczna ktora stwierdzilaby ze dla Polski priorytetem jest nauka.
hlmi :
Oczywiscie, pisze przeciez, ze politycy podpisali cos czego nie realizuja, a nawet pewnie nie mieli zamiaru realizowac. Jakby pogonili kroliczka od razu to moze bysmy byli gdzie indziej, a tak to jestemy tam gdzie bylismy przed Lizbona. Chiaro? 😉
YaBasta:
Byla taka sila. Nazywala sie Unia Demokratyczna. Nie podobalo sie Polakom, ze za bardzo elitarna. No to maja rzad, ktory wzywa do walki z szatanami (doslownie – dobrze, ze tego nie tlumacza zagraniczne stacje TV, bo przeciez zenada, jak u afganiskich talibow) i buduje solidarna Polske przy pomocy przystanku we Wloszczowej. Oto Polska wlasnie!
jk, Proszę wskaż mi jakiś mały, maleńki przykład, że Unia Demokratyczna miała w ogóle jakiś pogląd na sprawy polityki naukowej, nie mówiąc juz o praktycznym planach rozwoju własnego sektora B+R jako elementu rozwoju gospodarczego Polski. Nic takiego jako żywo nie miało miejsca. Przypominam, że najpierw najważniejszym ekonomicznym autorytetem dla Unii a potem jej przewodniczącym był wyznający ?dogmatyczną? odmianę neoliberalizmu ekonomicznego Leszek Balcerowicz, który zarówno czynem jak i słowem (Polecam jego felietony we Wprost) zwalczał ideę wydawania jakichkolwiek pieniędzy z podatków na badania naukowe. Unia Demokratyczna firmowała taką politykę przez lata i w niczym nie zasłużyła sobie na wdzięczną pamięć polskich naukowców. No a to, że wielu ludzi ze środowisk akademickich naszego kraju akurat na tę partię często głosowało to już zupełnie inna historia.
Glowny problem nauki w Polsce jest niska jakosc. Polska produkuje ogromna ilosc prac naukowych — jestesmy posrod 20 najbardziej plodnych (naukowo) krajow. Jednak srednio jest tylko 1.8 cytowan na papier.
Zanim wyciagniemy rece po wiecej pieniedzy, warto sie zastanowic co sie stanie jak dostaniemy te fundusze. Bez reformy, polska nauka bedzie nadal produkowac makulature. Reforma powinna objac calkowite finansowanie poprzez granty ktore powinny byc oceniane poza krajem. Nie widze innego wyjscia.
Jarek:
Wracamy do dyskusji sprzed kilku miesiecy nt. reformy nauki i pieniedzy. I dzejsek ma swieta racje. Oczywiscie, ze Unia Dem a potem UW nie zrobila wiele dla nauki, bo najpierw trzeba te nauke zreformowac a dopiero potem wstrzykiwac w nia pieniadze. Ale przynajmniej mozna bylo sie spodziewac, ze keidys to zrobia. A kiedy zrobi to PiS z LPR i SB? Chyba za 50 lat takie priorytety moga sie pojawic. A wtedy juz w Polsce moze nie bedzie w ogole naukowcow, bo na lekcjach biologii dzieci beda sie uczyc o aborcji i o kreacjonizmie.
dzejsek:
>Reforma powinna objac calkowite finansowanie poprzez granty ktore >powinny byc oceniane poza krajem. Nie widze innego wyjscia.
Bez przesady, zreszta kto bedzie placil za ocene tych grantow?
jk:
Jak zwykle sie zgadzam.
Szkoda tylko, ze nie bardzo jest o czym dyskutowac bo konkluzja tej dyskusji jest krotka znikad nadzieji znikad szans.
Co do UW nie wypowiadam sie bo ta partia utonela nim ja zaczalem miec prawa wyborcze.
PS Sego czasu glos naprawde slyszalny z postulatami reformy nauki probowali zaprac prof. Turski i prof.Jajszczyk czy ktos wie co sie z nimi dzieje (znaczy z ich publiczna aktywnoscia).
Obawiam sie ze sami polscy naukowcy nie wiedza jak zreformowac nauke:
http://www.sprawynauki.edu.pl/?section=article&art_id=2312
Pierwszy dyskutant (rektor) belkocze cos na temat potrzeby silnego poparcia badan wdrozeniowych w oparciu o priorytety rzadu. Strach pomyslec jakie priorytety moze miec rzad z Giertychem i Lepperem.
Drugi dyskutant (wiceprezes) mowi cos a konsolidacji, i ze postawil na fagi i wygral. Czyli silna reke trzeba uzyc i zdecydowac odgornie co jest rozwojowe a co nie.
Trzeci dyskutant zaczal dobrze (ze naukowcy sa indywidualistami) ale skonczyl bez sensu twierdzac ze naukowcy nie beda reformowac nauki ale trzeba znalezc jakichs „menedzerow” do tego.
A prawda jest taka ze naukowcy moga i powinni zreformowac nauke. Poprzez wprowadzenie uczciwego procesu oceniania projektow. I nie wazne jest czy to jest projekt na temat faga czy kloaki. Wazne jest ktory pomysl jest lepszy. I o tym nie ma decydowac manadzerer ale kolega z dziedziny i najlepiej ktos kto pracuje gdzies w odleglym kraju i ma gdzies czy pieniadze dostane fagi czy kloaki.
YaBasta,
Nikt nie musi placic za ocene. Robi sie to za darmo (tak jak dla czasopism). Ocenialem dla Wellcome Trust, NIH, NSF i nie dostalem ani centa. Robisz to z obowiazku i dla przyjemnosci. Pozatym zawsze jest ciekawosc nad czym pracuja inni i korzysc z czytania nie-opublikowanych danych. No i sam fakt recenzowania jest uznaniem dla dorobku i waznym dodatkiem do dossier dla tych ktorzy sie ubiegaja o awans akademicki.
YaBasta:
Ja tez oceniam granty m. in. dla Czeskiej Grantowej Agentury. Wowczas najczesciej w ogole nie znam osob ubiegajacych sie o grant i dlatego moge w sposob zupelnie bezstronny ocenic co taki program jest wart. W dodatku jak mi przysylaja cos nie dokladnie z mojej dziedziny to odmawiam recenzowania. I oczywsicie, tak jak pisze dzejsek receznuje za darmo. Dla KBN tez. Ale wlasnie istnieje wielka roznica pomiedzy CGA i KBN i dlatego o tym tu pisze. Mianowicie o wiele latwiej jest mi odwalic jakis grant u Czechow niz u Polakow, bo nie mam resentymentow, ze ten jest z takiej instytucji, ktora znam, albo od takiego profesora. Dlatego potwierdzam z wlasnego doswiadczenia, ze bardzo wazne jest ocenianie grantow przez zagranicznych recenzentow. Najlepiej zupelnie nie zwiazanych z danym krajem.
Priorytety rzadowe, i ci manedzerowie (co to maja wiedziec lepiej)– to jest stala pokusa, nawet w USA. I wszyscy wiedza ze pieniadze sa systematycznie marnowane kiedy sie je pompuje w priorytety takie jak na przyklad ochrona przed terroryzmem biologicznym (cos w co przyglup Bush chetnie inwestuje).
Czasami obywatele naciskaja na Kongres USA zeby naukowcy zbadali to czy owo poniewaz obywatelom sie wydaje ze to jest wazne. I pieniadze ida badania nad takim czy innym ziolem, EDTA, akupunktura, chrzastka rekina itd. A najwieksze odkrycia dokonuje sie tak po prostu, czesto przez przypadek. Tak wiec system powinien chronic wolnosc badan naukowych i nagradzac najlepsze pomysly, z dala od naciskow zewnetrznych.
dzejsek:
Problem w tym, ze zaden decydent nie zgodzi sie z tym, ze najwieksze odkrycia robi sie ot tak sobie. Od USA po Rosje odkrycia musza byc dobrze zaplanowane. Moje najwieksze odkrycia (jakie by one malutkie nie byly) byly zawsze wynikiem przypadku. Natomiast wszystkie moje plany badawcze siegaja zenitu mozliwosci techncznych i inetelektualnych. I gdybym napisal w projekcie prawde, tzn., ze licze na przypadek, to bym nigdy nie dostal zlamanego szelaga. Ostatnie moje odkrycie mi sie po prostu przysnilo. Zobaczylem we snie dwie charakterystyczne krzywe. I po obudzeniu zastanawialem sie co to bylo. Po chwili zrozumialem i teraz mozna te krzywe (bardziej koslawe niz we snie) ogladac w jednej z moich ostatnich publikacji. Ciekaw jestem co by powiedzieli recenzenci gdybym napisal, ze przysnily mi sie takie dwie krzywe. A ten moj sen to byla po prostu sublimacja dziennych przemyslen. Nie ma w tym zadnego cudu ani dzialan szatana. 🙂
JK,
Tak tak, a ja najwiekszych odkryc dokonuje w trakcie defekacji. Przeciez nie napisze o tym w grancie no nie? A wiec o co tak naprawde chodzi w recenzowaniu? Otoz chodzi o to zeby stwierdzic czy 1) aplikant ciekawie mysli, 2) wie co robi, 3) zna nowoczesne metody, 4) nie boi sie ryzyka, 5) pokazal w przeszlosci ze umie skonczyc projekt i opublikowac, 6) ma przestrzen i poparcie instytucji. A wszystko po to ze jak przyjdzie ten moment odkrycia to jest duze prawdopodobienstwo ze aplikant bedzie wiedziaj co z tym zrobic, nawet jak to jest cos zupelnie innego niz zaproponowal.
dzejsek:
No tos mnie przebil!!! 🙂
Intryguje mnie co powiedzial profesor Gorski (patrz moj wpis z 18.49). Poniewaz profesor jest wiceprezesem, to jest to projekcja myslenia ludzi ktorzy teraz przymierzaja sie do reformy nauki w Polsce. Otoz on juz w swoim instytucie zrobil porzadek. Bylo za duzo projektow to postawil na fagi. Czyli podjal decyzje strategiczna, menegerska.
Zrobilem male dochodzenie na Pubmedzie. Nie zdziwilo mnie ze fagi to jeden z obszarow zainteresowan profesora. A wiec reforma ma polegac na promocji „bardziej obiecujacych” dziedzin, pewnie zupelnie przypadkowo sa to te same badania nad ktorymi swoj czas poswiecili reformatorzy.
Badania te trafiaja do wielu poczytnych czasopism takich jak Folia Biologica Praha (mam nadzieje ze nie urazil uczuc JK, znanego wspolpracownika (TK) Czeskiej Agentury (sam sie przyznales).
Z drugiej strony, te fagi to rzeczywiscie sa obiecujace:
http://www.nature.com/nbt/journal/v24/n12/full/nbt1206-1508.html
Chodzi mi jednak o filozofie reformy. Rzad, agencje, powinny sie skoncentrowac nad mechanizmami oceny projektow a nie nad tematyka badan. Jak mechanizm oceny bedzie dobry, to za kilka lat wiele kierunkow badan upadnie a inne sie rozwina.
e tam, czepiasz sie, jest tez Exp Biol Med (Maywood), FEMS Immunol Med Microbiol. , Transplant Proc. i to po wielekroc. Wynik odwaznego stawiania na fagi jest godny podziwu 😉 )))))))
No przyczepilem sie. Mam taki odruch ze jak widze ze ktos publikuje w Folia Biologica Praha to nabieram podejrzen i robie sie zlosliwy. To samo dotyczy Folia Biologica Warsaw.
No ale Exp Biol Med (Maywood) to juz cos 😉
Impact factor 2.46. Nie jest zle. Postawic na fagi i do przodu. A ja mam inny pomysl na reforme nauki w Polsce. Postawic na mikrorury!
tzn. na nanotechnolgie… no nie?
No nie tylko. Mikrorury sa potrzebne do wszystkiego. Fagi ich nie potrzebuja,ale juz ich kuzyni — wirusy, potrzebuja zeby sie przemieszczac wewnatrz komorki.
No to tez mowie, ze chodzi o nanotechnologie 😉
Zlosliwosci ciag dalszy:
Transplant Proc — 0.5
Fems Immun Med Micro — 1.48
Szykuje sie fago-rewolucja (nie mylic z fagocytoza)
Nie sykuje sie tylko juz sie dokonalal. Ten pan twierdzi, ze opcja fagowa to byl jedyny sluszny wybor. No to ja juz nie mam slow. Jak fagi robia w Polsce taka naukowa rewolucje, to tylko pogratulowac. 😉
jk, dzejsek, Rektorzy i Dyrektorzy są wybieralni ale muszą zapewnić sobie poparcie ministerstwa. Zatem jednocześnie nie mogą zantagonizować rady wydziału albo instytutu i muszą schlebiać urzędnikom. Ci quasi-demokratycznie wybrani menadżerowie raczej nie przeprowadzą żadnych śmiałych reform tylko zachowaja status quo załatwiając przy okazji parę ważnych spraw dla siebie i swojej grupy. Z kolei w centrum zarządzania czyli w ministerstwie jest demokratycznie wybrane ciało zarządzająco-doradcze (Rada Nauki), które reprezentuje po prostu interesy największych uniwersytetów bo tylko naukowcy tam pracujący mają szansę na wybór. Ci z kolei też chcą zachować status quo i przy okazji załatwić coś ważnego dla swojej macierzystej uczelni. Czy widzicie w tej układance mozliwośc pojawienia sie jakiegoś impulsu do zasadniczych zmian? Owszem pewne zmiany się szykują. Politycy obozu rządzącego chcą się wykazać więc przerobią strukturę PAN i instytutów branżowych bo te:
1. zatrudniają tylko kilka procent naukowców
2. nie mają reprezentacji w Radzie Nauki
3. nie chroni ich ustawowow zagwarantowana autonomia szkół wyższych.
Po zakończeniu tej propagandowej operacji ogłoszony zostanie poważny polityczny sukces, a przy okazji powstanie kilka dobrze opłacanych stanowisk obsadzanych z politycznego klucza. Status quo zostanie utrzymane, ale kilka osób załatwi swoje ważne interesy.
Jarek:
Tak wlasnie. Pisalem o takiej perspektywie we wpisie nt. wywiadu prof. Kleibera w Polityce papierowej
http://naukowy.blog.polityka.pl/?p=35
Jarek,
To wszystko co piszesz to nowosc dla mnie bo mnie nie bylo w Polsce pare lat. Musze powiedziec ze istnienie Rady Naukowej i innych Zespolow doradczych w Ministerstwie Nauki uderza mnie jako ciekawe rozwiazanie. Za pomoca tych instytucji naukowcy maja wplyw na przebieg reform. Slyszalem tez ze komisje KBN sa wybieralne. To sa dosc oryginalne rozwiazanie, na skale swiatowa.
Pytanie jednak, czy moze jest przegiecie w druga strone. Widac ze naukowcy maja juz w Polsce szerokie mozliwosci przedstawiania opinii bezposrednio dla rzadu. Pytanie wiec dlaczego po pierwszych sukcesach takich jak utworzenie KBNu, nie widac dalszych zmian. Czy naukowcy sami blokuja dalsze reformy?
He he,
a ja, w zeszly piatek tak sobie spaceruje nas Sekwana i widze, ze z przeciwka idzie dwoch facetow, w tym jeden ma dosc znajoma buzie, choc na piewrszy rzut oka nie skojarzylem kto to. Tak wiec zblizamy sie do siebie, ja patrze na goscia, on spoglada na mnie, i chyba widzac moje znaki zapytania w oczach (oraz usmiech na twarzy) mowi mi „Bonjour”. Odpowiedzialem tym samym. To byl Jack Lang. Bez obstawy. Takie moje wakacyjne bliskie spotkanie III stopnia.
Ale pisze o tym dlatego, ze Jack Lang byl dwa razy francuskim ministrem edukacji (3 kwietnia 1992 do 29 marca 1993 i od 27 marca 2000 to 5 maja 2002). Ciekawe jak polityka Langa przyczynila sie do obecnej sytuacji na uniwersytetach francuskich i co socjalisci sadza o obecnych reformach ?
Pozdrawiam,
Jacobsky
Jacobsky:
No to teraz rozumiem skad tak dlugie milczenie. 🙂
Jack Lang oczywiscie walnie przyczynil sie do sytuacji takiej jaka mamy, ale o wiele lepiej wspominany jest przez Francuzow jako byly minister kultury – to on wlasnie wprowadzil Swieto Muzyki http://naukowy.blog.polityka.pl/?p=79 . Ministrami edukacji byli tez Lionel Jospin, François Bayrou i Claude Allegre (obecny doradca Sarkozy’ego a byly bliski doradca Jospina !?!?!). I wszyscy tak samo dobrze dawali sobie rade. 😉
Socjalisci oczywiscie twierdza, ze reformy sa zle. Ale sa w takiej rozsypce, ze nie ma to wielkiego znaczenia. Juz wiecej znacza zwiazki zawodowe.
jk,
miesiac bez internetu…. mmmmmmmmmmmmmmmmmmmm
dzejsek, No wlasnie. Pytanie brzmi tak: czy system organizacyjny nauki jest do niczego czy też pieniędzy jest w nim za mało, żeby coś osiągnąć? Sam system przypomina demokrację szlachecką. Jeśli należysz do wybranej kasty profesorskiej to masz prawo głosu i przywileje, ale wśród tego profesorskiego stanu są oczywiście chudpachołki i możnowładcy ‚/’ Problemem takiego demokratycznego systemu jest dzielenie pieniędzy na badania wedle historycznie uwarunkowanej liczby szabel – liczby profesorów. Na przykład profesorów z dziedziny nauk rolniczych i leśnych jest dużo, a pomysłów na badania mają niezbyt wiele więc konkurencja w tej branży jest raczej umiarkowana i wyniki chyba też.
Znalazlem dokument w ktorym jest opisany budget nauki w Polsce:
http://www.nauka.gov.pl/mein/_gAllery/16/26/16262/budzet_dzial_730_-_Nauka.pdf
Po pierwsze, uderza preferencja dla nauk technicznych ktore dostaja dwa razy wiecej niz przyrodnicze. To jest ciekawe poniewaz mam wrazenie ze trendy swiatowe sa inne. W USA w nowym budgecie NIH ma najwieksza kase (29 mld $) podczas gdy NSF ma 4 mld. NSF zajmuje sie wszystkim ale glownie badaniami nie-medycznymi. Jezeli dodamy NASA z 12 mld i DOE z 9 mld to ciagle przyrodniczy/medyczny kompleks dostaje wiecej. Do tego jeszcze czesc pieniedzy z NSF, NASA i DOE idzie do nauk przyrodniczych innymi drogami. Tak czy inaczej zaryzykuje teze ze USA inwestuje znacznie wiecej w nauki medyczne/przyrodnicze niz techniczne. Chyba ze w Polsce sa jeszcze inne zrodla finansowania nauk medyczno/przyrodniczych (Ministerstwo Zdrowia? ale czy te zrodla wymagaja konkursu?).
Druga obserwacja to ze 68% budgetu nauki idzie kanalami ktore nie wymagaja konkursu (dzialalnosc statutowa). Po odjeciu innych wydatkow, tylko okolo 25% pieniedzy idzie na badania oparte o konkursy (835 mln zl). Jezeli dobrze zrobilem rachunki, to na badania poprzez granty Polska wydaje 219 mln $. Budget na badania mojego jednego stanowego uniwersytetu w USA jest 210 mln $.
Tak wiec, rzeczywiscie niewiele tych pieniedzy jest, wiekszosc idzie kanalami „statutowymi”, i jest przechyl w strone nauk technicznych co moze miec zwiazek z naciskami na nauke zeby pomagala przemyslowi.
dzejsek, Proporcje finansowania poszczególnych dziedzin są po prostu wynikiem odziedziczonej po PRL struktury badań, w której dawano preferencje naukom technicznym. Gdyby polski przemysł po 1989 roku nie dostał się w dużej części w prywatne ręce tylko zarządzaliby nim samorządnie i demokratycznie pracownicy to zachowałby on nadal strukturę z czasów PRL z dominującą pozycja hutnictwa, górnictwa, stoczni i fabryk zbrojeniowych. No a polska nauka jest od 1989 roku zarządzana w systemie na poły samorządowym. Dlatego trudno o zmiany strukturalne. Wyobrażasz sobie samorząd pracowniczy huty Katowice, który głosuje, żeby się przebranżowić i zacząć produkować młynki do kawy albo komputery? Oczywiście zmiany są bo wymusza je kontakt ze światem, ale przy mizernej kasie idzie to opornie.
Pieniadze to jedno, sposob dystrybucji to drugie. Skoro caly budzet polskiej nauki przyznawany droga konkursow jest rowny budzetowi amerykanskiej uczelni, to trudno sie dziwic, ze musi isc w lwiej czesci na badania fagow publikowane w czasopismach o impakcie 0’45-2,45. Ale powazniej, nauka moze skutecznie kierowac ktos, kto wcale nie publikuje (tak jest nawet lepiej dla nauki). Tylko wowczas nie powienien dawac siebie jako przykladu do nasladownia, bo nie ma czego nasladowac. W ogole autoreklama jest w zlym guscie i nie na miejscu. Szczegolnie w polityce. A kierowanie nauka sredniej wielkosci kraju europejskiego to niestety polityka. Niestety jednak przyklad idzie z gory. Pan premier przeciez oglasza co dwa dni, ze on z bratem rzadza najlepiej. Czemu wiec sie dziwic?
Budzet na badania na mojej stanowej uczelni sklada sie ze srodkow otrzymanych z grantow federalnych, stanowych, jak i od przemyslu (na badanie zamowione) i od osob prywatnych jako podarunki (glownie od absolwentow).
Czesc pieniedzy nie-federalnych jest wydawana na male granty wewnetrzne ktore maja przygotowac grunt pod wieksze granty federalne w przyszlosci (na przyklad wyprodukowac wyniki wstepne).
Tak wiec Sarko ma chyba racje. Trzeba dac uczelniom swobode zdobywania srodkow a te juz wynajda najrozniejsze sposoby na znalezienie pieniedzy. To rzeczywiscie dziala.