Język jak ślimak?

wittgenstein.jpgPoprzednio napisałem („Uwikłani w założenia„), że racjonalność dotyczy sposobów mówienia o tym, czego wpierw doświadczyliśmy. Jednak wszelkie doświadczenie świata jest już uprzednio uwarunkowane mówieniem o nim. Nie ma czystego doświadczenia, lecz we wszystkim można odnaleźć przyjęte milcząco założenia. Mowa odsłaniając świat jednocześnie go skrywa. Sumuje to bardzo trafnie Ludwig Wittgenstein w jednej z sentencji swego „Traktatu logiczno-filozoficznego”: „Granice mego języka oznaczają granice mego świata”. Przyjrzyjmy się bliżej tej tezie.

Czy język może być mój? Wątpię. Język to medium elastyczne. Z jednej strony, rzeczywiście ma w sobie coś z indywidualności człowieka: każdy z nas włada językiem inaczej, ma ulubione zwroty, konstrukcje zdań, wtrącenia itp. Faktycznie jest mój. Z drugiej strony, gdyby każdy z nas władał w pełni własnym językiem, komunikacja byłaby niemożliwa. Podważa to istotę języka. Wszelkie mówienie ma o tyle sens, o ile jest mówieniem „ja” do „ty”. Słowa o tyle mają znaczenie, o ile są zrozumiałe dla tego, do kogo mówimy. O ważności słów decyduje sposób ich użycia przez tych, którzy władają językiem. Język nie jest więc do końca mój. Jest nasz, wspólny. Jest zakorzeniony we wspólnocie i tylko w niej żyje, a poza nią jest tylko ciekawostką.

Idźmy dalej. Aby odkryć granice języka, trzeba by wyjść poza niego. Podobnie granice świata. By ponad to zauważyć, że granice i języka, i świata pokrywają się, trzeba być kimś trzecim w stosunku do nich. W ten sposób rozum wyznaczający granice byłby jakąś władzą czy to umysłu, czy duszy, czy mózgu. Chociaż w punkcie wyjścia przejawia się w mowie, jest czymś innym (transcendentnym) w stosunku do niej. Jakie są jej właściwości, tego jeszcze do końca nie wiem. Ale jest i jeszcze druga trudność.

Zauważmy, że orzekając, iż granice języka są granicami świata, musiałbym znać wszystkie zdania, jakie mogę wypowiedzieć w języku o świecie doświadczanym przeze mnie. Musiałbym pamiętać nie tylko to, co kiedyś powiedziałem, ale także znać wszystkie swoje przyszłe wypowiedzi. Na dodatek musiałbym wiedzieć, czy pokrywają się one ze światem. W wyjściowej sentencji mamy do czynienia z następującym przejściem: wiedząc coś o wycinku mojej rzeczywistości tworzę tezę, która mówi o całej rzeczywistości, a nie tylko o tym wycinku mi udostępnionym. W ten sposób tworzę tezę w gruncie rzeczy nieweryfikowalną, bo dotyczącą nie tylko obecnego mego doświadczenia, ale przeszłego i przyszłego. Tworzę metafizyczny dogmat, chociaż wiedza racjonalna powinna być w gruncie rzeczy wolna od dogmatów. Wygląda na to, że jest to nieuniknione.

Lepiej byłoby powiedzieć: „Granice naszego języka oznaczają granice naszego świata”. Teza ta chyba oznacza stan, że w granicach racjonalności mieści się tylko to, o czym można rozmawiać. Co zaś wymyka się możliwości mówienia, mimo że doświadczone, jest nie możliwe do sensownego przekazania. Ale to sprawia, że nie jestem uwięziony w języku jak ślimak w skorupie. Że mogę przeżywać, myśleć i mówić wszystko, o czym się nie śniło nawet filozofom. Ale jeśli chcę, by było to traktowane serio, muszę w ostateczności poddać się regułom mówienia i to mówienia racjonalnego, w którym liczy się spójność wypowiedzi, logiczność, uniwersalność, powszechna dostępność, niedogmatyczność, minimum założeń, krytyczność i tak dalej.

Racjonalność jest związana z mówieniem i wskazuje pośrednio na rozum, który się przejawia w mówieniu. Ale są różne sposoby mówienia o rzeczywistości, różne dyskursy. Każdy jest uwikłany w założenia, z natury nieprzekraczalne. Myślę, że rozum to władza, która przejawiając się w różnych dyskursach, sama do żadnego nie może być zawężona. I dlatego może odkrywać granice tych dyskursów. Ale czym jest sam rozum?

Grzegorz Pacewicz

Zdjęcie: Cambridge Wittgenstein Archive