Natura człowieka wg Descartesa

kartezjusz.jpgNie ma chyba nikogo, kto nie słyszałby o formule René Descartesa* – „myślę, więc jestem”. Jednak jej właściwe rozumienie jest odwrotnie proporcjonalne do jej popularności, to znaczy wszyscy ją znają, ale na dobrą sprawę mylnie wiedzą, o co w niej chodzi. Z reguły bowiem uważa się, że miałaby ona znaczyć, że jak długo myślę, tak długo istnieję. A jak przestanę myśleć, to i przestanę istnieć. Tymczasem jest zupełnie inaczej.

Aby właściwie zrozumieć tę myśl, trzeba zdać sobie sprawę z tego, w jaki sposób Descartes dochodzi do tej formuły. Drogę tę przedstawia Descartes w pięknych literacko „Medytacjach o pierwszej filozofii”. Pragnieniem jego jest znalezienie zdania absolutnie prawdziwego, takiego od którego można by wyjść by zbudować misterny gmach wiedzy. A że gmach ten wspierałby się na zdaniu absolutnie prawdziwym i byłby zbudowany według prawideł logiki, to sam też musiałby być prawdziwy. Tak, jak jest w systemach aksjomatycznych. Żeby takie zdanie znaleźć trzeba przesiać całą naszą wiedzę jak przez sito, by oddzielić ziarno prawdy od plew fałszu. Descartes używa trzech argumentów, które mają mu to umożliwić.

W pierwszym argumencie koncentruje swoją uwagę na tym, że bywa, iż zmysły nas niekiedy łudzą. I dlatego nie można opierać się na wiedzy opartej na świadectwie zmysłów. Pogląd ten Descartes wzmacnia drugim argumentem – zdarza się, że człowiek po zbudzeniu nie jest pewien, czy śni jeszcze, czy już nie. To zaś prowadzi nas do wniosku, iż nie jesteśmy więc w stanie wykluczyć, że i to, co się dzieje teraz, nam się nie śni. Wszystko więc może być inne niż myślimy, bo za prawdę mogliśmy brać to, co akurat nam się przyśniło. Trzeci argument jest najmocniejszy – a może jest tak, że to jakiś zły demon nas łudzi i nie tylko sprawia, że źle myślimy o świecie, ale także prawdy matematyki, jak chociażby to, że dwa plus dwa równe jest czterem, myślę inaczej niż jest. Ja myślę, że suma tych liczb wynosi cztery, a tymczasem jest to pięć lub sześć. A że nie jesteśmy w stanie wykluczyć, że taki demon istnieje i nas cały czas okłamuje, to cała wiedza jest już wątpliwa: i ta o świecie zewnętrznym, i ta o wszystkim, co znajduję w swoich myślach, także prawdy matematyki. Chyba najlepszą ilustracją tego sposobu myślenia może być rzeczywistość przedstawiona w „Matrixie” braci Wachowskich.

Skoro o wszystkim można wątpić, to czy jakakolwiek wiedza jest w ogóle możliwa? Czy jest jakieś wyjście z tej pułapki. I tu właśnie Descartes w genialny sposób przywraca do życia zapomnianą myśl św. Augustyna. Być może wszystko źle myślę i o świecie, i o sobie samym, i o prawdach matematyki, i w ogóle wszystkim, co sobie tylko wyobrażę. Ale nawet gdy wszystko źle myślę, to nie jestem w stanie wykluczyć tego, że w ogóle myślę. A skoro uświadamiam sobie, że myślę, to muszę również przyznać, że istnieję, bo nie mógłbym myśleć, gdybym wcześniej nie istniał. Stąd formuła: myślę, więc jestem.

Formuła ta ma więc oznaczać tylko tyle, że zdaniem Descartesa jedyną absolutnie pewną prawdą jest ta, że myślę i istnieję. Nie znaczy ona, że jak przestaję myśleć, to przestaję być. Raczej, że naturą człowieka jest myślenie, co jest możliwe dlatego, że wcześniej już po prostu jest. Być może jest to mało, ale Descartesowi wystarczyło, by wychodząc od niej budować system, który miałby być tak samo prawdziwy, jak formuła, która leży u jego podstaw. Przez następne stulecia filozofowie będą do niej wracać, szukając bądź w niej luk, nieścisłości, uproszczeń itp., bądź próbując ją rozwinąć. Czyż właśnie to, podobnie jak jej ogólna popularność, a także wdzięk i prostota, nie świadczą o jej genialności?

Grzegorz Pacewicz

* W tradycji filozoficznej w Polsce utrzymuje się spolszczony zapis nazwiska Descartesa – Kartezjusz. Aby wiadomo było, o kogo chodzi, będę jednak pisał nazwisko to w oryginale. Chociażby dlatego, że poza granicami naszego kraju próżno by szukać książek Kartezjusza, a Descartesa znaleźć już można.