Forum Sfrustrowanych Naukowców

kubiak.jpgChyba wszyscy się zgadzają, że stan polskiej nauki jest zły i że konieczne jest podjęcie radykalnych reform. Nie ma oczywiście zgody co do radykalizmu i kierunku zmian.

Wydawałoby się, że dla ratowania sytuacji najprościej byłoby odtworzyć model organizacyjny którejś z potęg naukowych. Najczęściej mówi się więc o modelu amerykańskim. Oczywiście nauka USA to dla każdego naukowca niedościgły ideał. Wystarczy policzyć liczbę noblistów w każdej dziedzinie i liczbę publikacji naukowych (najlepiej w najbardziej selektywnych czasopismach, wówczas szpica jest jeszcze wyraźniejsza), spojrzeć na rankingi wyższych uczelni czy na liczbę patentów i wdrożeń. Ten właśnie przykład powinien więc naszych reformatorów inspirować.

Sięganie do świetnych wzorców to bardzo dobry odruch. Jednak amerykanizacja polskiej nauki może okazać się końską terapią. Sęk w całkowitym niedopasowaniu modelu amerykańskiego do polskich warunków społecznych, ekonomicznych, politycznych. Przykład: obsadzanie stanowisk w konkursach (np. gdy kierownik zakładu odchodzi na emeryturę) oznaczałoby zmianę tematyki badań prawie z dnia na dzień. Co zrobić z personelem? Polska nauka jest zbyt płytka – nie zdoła ich wchłonąć. Żadna reforma systemu tu nic nie zmieni. A z dziedziczenia zakładów naukowych trzeba koniecznie zrezygnować. W USA rynek pracy jest tak rozległy, że jeśli traci się pracę w Nowym Jorku, to leci się do Los Angeles. A w Polsce? Naukowiec zwolniony w Krakowie, nawet jeśli znajdzie pracę we Wrocławiu, to za co ma kupić czy wynająć mieszkanie, jeśli mieszka kątem u teściów na Podgórzu?

Dlatego musimy iść wolniej i szukać polskiej drogi rozwoju – jak mawiało się za czasów PRL. Przykre to, ale chyba konieczne.

W III RP dokonano już podstawowych zmian. Choćby przyznawanie grantów KBN na podstawie oceny przez zagranicznych recenzentów. Piszę właśnie o tym, bo sam miałem przyjemność recenzować takie projekty. Napisane po angielsku (recenzja również), na poziomie, którego nie powstydziłby się żaden z moich francuskich kolegów. Tak samo postępują Czesi. Zdarza mi się również recenzować projekty naukowe dla Czeskiej Fundacji Naukowej, czyli jak mówią bracia Czesi „Grantovej Agentury” (sic!). Portugalczycy wymagają zagranicznych recenzentów doktoratów, a Francuzi prac habilitacyjnych. Nie chodzi tu jednak o samą „zagraniczność” recenzenta, a tylko o jego oderwanie od wewnętrznych układów i przeniesienie oceny na poziom światowy lub choćby europejski. A w Polsce powołanie zagranicznego recenzenta to ciągle harakiri, bo rada wydziału będzie na to patrzyła krzywym okiem. Notabene przeprowadzanie obrony doktoratów czy habilitacji przed całą radą wydziału, a nie wąską komisją specjalistów, to nieporozumienie – większość głosujących nie ma pojęcia o zawartości bronionej pracy.

Kolejny pierwszoplanowy problem to hierarchiczność nauki w Polsce. Po co zakłady mają być skupione w instytutach? W dodatku często „zawartość” instytutów przeczy naukowej wiedzy (dlaczego naukowcy badający pierwotniaki mają pracować w instytucie zoologii, a mykolodzy w instytucie botaniki, kiedy badania filogenetyczne pokazują, że pierwotniaki nie są zwierzętami, a grzyby nie należą do roślin).

W Polsce na pierwszy plan wysuwa się postulat zniesienia habilitacji – pisałem o tym we wpisie „PiS puszcza oko„. Dlatego teraz tylko dwa słowa. Nie widzę wielkich intelektualnych korzyści z habilitacji w naukach przyrodniczych, choć zapewne w humanistycznych tak nie jest. Trzeba więc na ten problem spojrzeć całościowo i nie śpieszyć się z decyzjami. Samo zniesienie habilitacji niewiele zmieni w systemie nauki. Natomiast najważniejsze wydaje mi się idea „stabilizacji” podobna do tenure w USA. Młody pracownik naukowy (mógłby być i bez habilitacji) dostawałby samodzielne stanowisko na 5-7 lat. Po tym okresie podlegałby weryfikacji. Gdyby zachować habilitację, to mógłby mieć obowiązek zrobienia jej przed przedłużeniem stanowiska. Dla zdolnych nie byłby to żaden problem. Różnica w stosunku do dzisiejszej sytuacji byłaby taka, że zdolni dostawaliby szansę na rozwój własnych pomysłów naukowych bez parasola ochronnego lub wkładania kija w szprychy przez często niekompetentnych albo wręcz zazdrosnych utytułowanych opiekunów. Warto dodać, iż większość noblistów dokonała swoich największych odkryć w wieku 30-40 lat i ten krytyczny wiek właśnie powinien być dla najlepszych okresem samodzielnej działalności naukowej.

A co z pieniędzmi? Często utożsamia się reformę nauki po prostu ze zwiększeniem nakładów na nią. To są jednak dwa różne zagadnienia. Reformowanie nauki przez zastrzyk pieniędzy to kroplówka dla konającego – podtrzyma go przy życiu, ale nie spowoduje, że zacznie ścigać się z najlepszymi. Natomiast, to właśnie reforma systemu ma pozwolić na lepsze wykorzystanie ograniczonych nawet środków materialnych. Brak reformy po prostu je marnuje. Inaczej mówiąc, właśnie dlatego, że środki są ograniczone, nie stać nas na utrzymywanie obecnego niewydolnego systemu. Trzeba więc jak najszybciej zreformować system, a następnie właśnie zwiększać nakłady, tak, by gonić resztę świata.

Na rzecz reformy polskiej nauki zaangażowało się środowisko młodo-akademickie. Dostałem ostatnio apel w tej sprawie od Niezależnego Forum Akademickiego. Poszperałem więc na ich stronie internetowej. I cóż tam znajdujemy? Otóż, owszem, są tam przedstawione pewne postulaty zmian, tyle że zupełnie nieuporządkowane. Przewagę bierze biadolenie i wylewanie pomyj na układ i „gerontów”. Ta witryna powinna nazywać się FSPN, czyli Forum Sfrustrowanych Polskich Naukowców.

Forum jest np. za dekomunizacją nauki polskiej. Cel szlachetny, ale kiedy czytam list szefa fundacji i portalu Józefa Wieczorka:

„Jako prezes Fundacji Niezależne Forum Akademickie i jednocześnie redaktor portalu Niezależne Forum Akademickie (www.nfa.pl) skupiającego niezależnych członków środowiska akademickiego wyrażam zadowolenie z podjęcia działań na rzecz opracowania ustawy dekomunizacyjnej. Jestem za tym, aby dekomunizacja objęła także rektorów i dziekanów uczelni, dyrektorów instytutów naukowych, członków rad naukowych i centralnych instytucji akademickich.”

… to jakoś nie mogę oprzeć się skojarzeniom z Rewolucją Kulturalną w Chinach. Hunwejbinizm Józefa Wieczorka widać też w innych tekstach, np. w polemikach z rektorem UW prof. Piotrem Węgleńskim. Nie chciałbym tutaj odsądzać szefów fundacji i portalu od czci i wiary – może ich pretensje są ze wszech miar uzasadnione, – sądzę jednak, że tymi metodami można jedynie jeszcze bardziej skłócić środowisko naukowe, a nie je reformować. Reforma przez rewolucję to wielka pomyłka.

Swego czasu dyskutowałem z prof. Wojciechem Stecem z Zakładu Chemii Bioorganicznej Centrum Badań Molekularnych i Makromolekularnych PAN w Łodzi na temat reformy PAN. Prof. Stec miał całościowy plan reformy nauki polskiej, gdyż, słusznie moim zdaniem, sądził wówczas, że nie można zreformować jednej, nawet tak ważnej instytucji jak PAN, zostawiając całą resztę nietkniętą. Nie wiem, co z tym planem dzisiaj. Może szefowie Niezależnego Forum Akademickiego skorzystaliby jednak z rad starszych kolegów, którzy na mój gust dogłębniej przebadali problem. A może już się kontaktowali?

Jacek Kubiak

PS. Do: kuzynkabietka, Doktorant, Dr.hab.med., dr, Profesor od pierwotniakow z Gruzji – dzięki za inspiracje.