PiS puszcza oko
PiS proponuje znieść stopień doktora habilitowanego. Dyskusja na temat stopni naukowych trwa w Polsce od lat. Jednak dopiero teraz pada jasna propozycja ze strony władzy, aby stopień doktora habilitowanego po prostu zlikwidować. Oczywiście młodzi naukowcy nie widzą żadnego sensu w robieniu habilitacji, dlatego bardzo wielu przyklaśnie projektowi. Brak takiego progu przed profesurą wygląda bowiem na pierwszy rzut oka na wielkie uproszczenie i ułatwienie kariery. Problem tylko w tym, że habilitację będzie musiało coś zastąpić, bo przecież nie każdy doktor będzie od razu, jak sądzę, zostawał profesorem. Na szczęście! Co miałoby habilitację zastąpić PiS już nie mówi. Ja przynajmniej o tym nie słyszałem i nie czytałem.
Partia rządząca uzasadnia zniesienie habilitacji koniecznością rozbicia układu na uczelniach i przystosowaniem struktury nauki polskiej do europejskich standardów. Ci, którzy tak jak ja sądzą, że „układ” to wymysł braci Kaczyńskich nie dadzą się łatwo przekonać do słuszności takich założeń. Oczywiście, polska nauka jest zaskorupiała i wymaga istotnej reformy. Ale zniesienie habilitacji to naprawianie gmachu od rekonstrukcji dachu. A mury? Te mogą runąć.
Również teza o dostosowaniu do nauki europejskiej poprzez zniesienie dr. hab. Wydaje mi się co najmniej wątpliwa. Ja na przykład jestem autentycznym francuskim dr hab. (habilitacja we Francji w r. 2000) i jakoś nie czuję się niedostosowany. Tutejsza habilitacja to nie dokładnie to samo co polska. Pozwala ona na samodzielne prowadzenie prac doktorskich, branie udziału w jury doktorskim w roli recenzenta pracy (specjalista bez habilitacji może być egzaminatorem, czyli niższym rangą członkiem jury) i członkostwo w jury podczas obron prac habilitacyjnych. Oczywiście habilitacja (lub ekwiwalent) niezbędna jest we Francji do uzyskania profesury. Tyle, że w moim przypadku ten przywilej wcale mnie nie dotyczy. Będąc pracownikiem CNRS nie zostanę profesorem (ci są tylko na uczelniach). Popieram więc głosy polskiej opozycji parlamentarnej (i pozaparlamentarnej), która podnosi larum, że w projekcie PiS chodzi jedynie o ułatwienie dostępu do profesury niezbyt lotnym kadrom tej partii. To ci przyszli partyjni profesorowie mieliby rozbijać słynny układ. I tu cię mam doktorku!
Ma rację poseł Niesiołowski, że projekt IV RP coraz bardziej przypomina PRL tyle, że na odwyrtkę. PiS chce wprowadzić więc pod płaszczykiem pomocy młodym odpowiednik „marcowych docentów”. Mieliby oni, bez niezbędnych kwalifikacji, albo tylko bez ich potwierdzenia habilitacją, właśnie jak docenci z roku 1968, realizować na uczelniach partyjną linię.
Równocześnie podziwiam twórców pomysłu za konsekwencję. Propozycja zniesienia habilitacji wpisuje się bowiem płynnie w dotychczasową politykę partii rządzącej wobec młodej inteligencji. Jak pozyskać młodych? Najlepiej proponując im fawory i ułatwienia. Tak też PiS postępuje. Konsekwentnie i bez wahań.
Ułatwioną karierę mają więc mieć młodzi dziennikarze (patrz „Rzepa” z 30 października b.r. artykuły Agnieszki Romaszewskiej „Prawicowi i bezprzymiotnikowi” i Jacka Łęskiego „Cena medialnego sukcesu”). Do tej pory ich kariery były blokowane przez układ, tzn. np. przez Adama Michnika i Helenę Łuczywo wymienionych z nazwiska w tych artykułach. Jak będąc młodym dziennikarzem czy studentem dziennikarstwa takiemu pomysłowi nie przyklasnąć? To, że trzeba będzie być dziennikarzem prawicowym jest już rzeczą drugorzędną. Problem tylko, że za kilka lat pojawią się podobne artykuły pióra młodych, zablokowanych dziennikarzy lewicowych. I tak w koło Macieju.
Inne działania „ułatwiające” karierę proponuje na swoim terenie łowieckim min. Giertych (mój ulubiony minister IV RP). To oczywiście słynna amnestia dla maturzystów. Teraz do pomysłów ułatwiających karierę w IV RP dochodzi zniesienie habilitacji. Jednym słowem same ułatwienia dla młodych. Chciałoby się powiedzieć, że od kolebki po grób. Brawo rząd!
Ale czy w ferworze tych reformatorskich zapędów ktoś w ogóle pomyślał o przyszłości samej polskiej inteligencji, nauki, dziennikarstwa jako środowisk kształtujących przyszły kształt Rzeczpospolitej? Myślę, że wątpię – jak mawiał Wiech. Cóż zdziałają w przyszłości maturzyści po amnestii, dziennikarze z szybkich nominacji na wysokie stanowiska bez niezbędnego bagażu doświadczenia, profesorowie bez rzeczywistego dorobku (ci, którzy mają dorobek nie boją się habilitacji, nawet jeśli blokuje ich mityczny układ starców)? Czemu nie? Tylko warto zadać sobie pytanie, czy tak ułatwiona droga awansu poprawi stan polskiej inteligencji czy go pogorszy? No właśnie.
Komentarze
Mityczny układ starców? Rzeczywiście znowu jakaś teoria spiskowa. Moze gdzieś kiedys tak było. W mojej Uczelni zachęca się młodych doktorów do „robienia stopni” i pomnażania dorobku naukowego. Doktor habilitowany to pracownik samodzielny, wchodzący w skład ciał kolegialnych wydziału, może promowac doktorów, pisac recenzje w przewodach doktorskich. W srodowisku, w którym pracuję, większość jest za utrzymaniem status quo. I na pewno nie powinna o tym decydować partia rządząca ( przecież czasowo), ale środowisko, którego to dotyczy.
Artykuły z Rzepy nie dotyczyły ułatwień dla dziennikarzy w ich karierze. Zarówno Agnieszka Romaszewska jak i Jacek Łęski pisali o tym, czego doświadczyli jako dziennikarze, a co Rafał Ziemkiewicz określa jako salon. Sami też przyznają, że w Gazecie nauczyli się dużo, jeśli chodzi o warsztat. Do odejścia zmusiła ich niezgoda na salonowość.
System uzyskiwania stopni naukowych na polskich uczelniach wymaga zmian; republika kolesi, popieranie miernoty intelektualnej ma miejsce szczególnie (jak sądzę) w mniejszych ośrodkach. Nawyki te niczym „niechciany” spadek przechodzą na młodsze pokolenia i kto wie czy nie można już mówić o „epidemii”. Z drugiej strony rynek edukacyjny wymaga coraz większego profesjonalizmu i coraz wyższej jakości; tutaj – nepotyzm i symonia nie zadziałają. Zniesienie „habilitycji” – to rzeczywiście z jednej strony furtka dla intelektualnych miernot – pozostawiona w „republice kolesi”. Trzeba jednak zauważyć, że obecny system nadawania stopnia doktora habilitowanego też wiąże się w niektóych przypadkach z kwestią „wpuszczenia” do środowiska przez starszych kolegów. Z pewnością wymaga on zmian tylko czy takich zmian jak PiS-ane są w politycznych programach rządzących ? Podstawowy błąd tkwi w tym, iż kolokwium habilitacyjne można zdawać przed własną radą wydziału – to pozostawia pole do brzydkich domniemań, a często także owocuje niesmakiem i pracą w poświacie oskarżeń – czy zawsze fałszywych ?
Piec lat temu nie widzialem sensu mojej wlasnej habilitacji, ale tez habilitacja nie byla dla mnie zyciowym problemem. Wzialem kilka wlasnych prac na jeden temat i zrobilem habilitacje. Brzmi prosto? Tak bylo. Wtedy uwazalem, ze niepotrzebnie trace czas i moze nawet bylo mi miejscami wstyd za to dopieszczanie wlasnego ego. Nauka przede wszystkim, wiec po co sie zajmowac przygtowywaniem autoreferatow…
Od tego czasu poznalem troche wiecej polskich naukowcow z roznych dziedzin. I bezwarunkowo jestem za habilitacja. Do tego habilitacja oparta wylacznie na publikacjach. W naukach przyrodniczych – prosta sprawa. Minimum 4 prace, tworzace logiczna calosc, z sumarycznym IF > 8 i IF nie mniej niz 1,5 na prace. To przyklad, kryteria mozna wysrubowac.
Zawstydzaja mnie doktoraty ze Szwecji czy Holandii opatrzone 10-20 stronami wstepu po angielsku i zlozone z 6-8 monotematycznych publikacji. Dorobek naukowy takiego doktoranta przewyzsza czasem dorobek kilku polskich profesorow…
Nie slysze narzekan na habilitacje ze strony ludzi dla ktorych nauka jest zyciowa pasja i ktorzy po prostu pracuja naukowo. Wtedy habilitacja robi sie sama i – nie pzresadzajmy – specjalnie nie przeszkadza. Jestem natomiast pewny, ze na zniesienie habilitacji czekaja zastepy ‚naukowcow’, ktorzy ku swemu utrapieniu niechciana dydaktyke musza laczyc z kabaretowa naukowoscia.
do pomysłów pis tej samej kategorii trzeba dodać projekt ułatwień w dostępie do zawodów prawniczych zmierzający do obniżenia wymagań ,poziomu a tak naprawdę do zniszczenia niezależnych środowisk i stworzenia instytucji zależnych od pis.
Szanowni Blogowiczowie : kuzynkabietka, Doktorant, Dr.hab.med.:
Wroce niedlugo do temtu reformy nauki polskiej. Dostalem dzis e-mail z propozycjami Niezaleznego Forum Akademickiego. http://www.nfa.pl
Pomysly nieuczesane, ale nie nalezy ich ignorowac.
Do GP : salon jest wszedzie, tylko u nas nazywa sie to „ukladem”. Walka z salonem, vel ‚”ukladem” urasta to do rangi oczka w glowie dzialan rzadu. Cos chyba nie jest w porzadku?
Do jana: Swieta racja! Srodowisko prawnicze jest mi dosc odlegle, dlatego zapomnialem o tym przykladzie. Mea culpa. Wielkie dzieki za przypomnienie! :o)
Uważam że habilitacja nie jest najlepszym instrumentem weryfikacji, ale biorac pod uwage fikcyjnosc oceny merytorycznej na uczelniach, zlikwidowanie jej byłoby wielkim nieszczesciem dla polskiej nauki. Juz widze profesorow doktorow ze szkolek niedzielnych:)
Dziekuje jk, myślę że to bardzo ważny temat; chętnie też rozszerzyłbym go o hasło „zatrudniania z loży” na uczelniach i popierania miernot intelektualnych w „układach i koteriach” na Uniwersytetach. Znacie przykłądy ludzi którzy pracują z klucza a jakość ich pracy jest mizerna – nie mówiąc o dorobku ?
Drodzy blogowicze, chciałbym otowrzyć dyskusję nad konkretnymi pomysłami jak uzdrowić polską naukę. Kilka lat emu przeczytałem „nieuczesany i utopijny” z natury tekst, który mówił mniej więcej: Zwolnić wszystkich naukowców, stworzyć komisje z udziałem zagranicznych ekspertów, ogłosić konkursy i wziąć specjalistów a reszta niech szuka pracy w niższych zakładach edukacyjnych.
Ja wiem jedno, w Polsce nie działa weryfikacja kadry, „dośmiertne” etaty nie pobudzają do pracy. Książki się pisze na stopnie a nie jako prezentację badań.
Czekam na głosy w dyskusji
Pozdrowienia
Dzięki jk za odniesienie. Faktycznie mania prześladowcza obecnych przedstawicieli władzy jest co najmniej dziwna. Ale akurat te artykuły z Rzepy czytałem i żaden z autorów nie postulował żadnych ułatwień dla dziennikarzy. Wręcz przeciwnie, ich wypowiedzi świadczyły o dziwnej nierzetelności dziennikarskiej w przypadku niektórych tematów poruszanych np. na łamach Gazety Wyborczej. I przytaczane artykuły z Rzeczpospolitej akurat tezy nie potwierdzało. Tylko tyle.
Do PG: Bierzesz zbyt doslownie moja teza o „ulatwianiu” kariery. Oczywiscie ani Romaszewska ani Leski nie postulowali ulatwien. Tak samo ci, ktorzy chca koniecznie zniesienia habilitacji dla ratowania polskiej nauki nie mowia o ulatwianiu karier. Ale chyba cos jest na rzeczy. Artykuly Romaszewskiej i Leskiego byly w jednym bloku z artykulem Jacka Zakowskiego na temat mediow. Takie dwoje na jednego. Tylko Zakowski w rzeczowy sposob naswietlal tam stan polskich mediow. Romaszewska i Leski (moze i slusznie ?) biadolili na temat dyskryminacji jakiej doznali od, jak piszesz, „salonu”. Tyle, ze to co pisza o ludziach salonu to sa powazne oskarzenia. W dodatku na lamach konkurencyjnej Rzepy, ktora nie jest wedlug moich opinii bardziej swieta niz GW. Poza tym taki „salon” jest wszedzie. Jaroslaw Kaczynski wszczynajac nagonke na uklad w prasie mial na mysli chyba wlasnie „salon”. Taki sam „salon” jest na uczelniach i trzeba z nim walczyc. Ale nie przy pomocy armat, ktore wytaczaja ludzie PiSu. PiS i Romaszewska z Leskim chca zastapic jeden uklad innym. I to widac golym okiem, choc nikt tego nie mowi wprost. Tego tylko by brakowalo aby pan Gosiewski oswiadczyl nam, ze teraz to on bedzie kierowal nowym ukladem. Wolne zarty. Zgoda?
Do GP oczywiscie, a nie PG (powyzej)
Powiedzmy, że zgoda.
Nie musimy zgadzac sie do konca ;o)
Zgoda co do zasadniczej tezy. Mniejsza o szczegóły. Chociaż przypominam sobie, że pogłoski o próbach zniesienia habilitacji powracają już chyba trzeci raz odkąd pracuję naukawo. Pamiętam o nich pod koniec rządów AWS; wspominano o nich przy pracach nad nową ustawą (Sejm poprzedniej kadencji); no i teraz…