Układ wg Parmenidesa

pegaz_200.jpgUkład – jak pegaz. Jest, ale go nie ma.

Słowo „układ” robi w polityce oszołamiającą karierę. Wypowiedź premiera o badaniach komputerowego modelu układu doczekała się różnorodnych komentarzy, także na blogu. Mi zaś kojarzy się ta kwestia z Parmenidesem i od kilku dni widzę analogię, która nie daje mi spokoju.

Przez znawców myśl Parmenidesa jest oceniana bardzo wysoko. Filozof ten jest uznawany za pierwszego myśliciela, który kwestie metafizyczne pchnął na niespotykane do jego czasów wyżyny. A wszystko dzięki wypracowaniu nowego w owym czasie pojęcia „byt” i bardzo zaawansowanej spekulacji nad jego rozumieniem. Paradoksalnie jednak dla laików i adeptów filozofii jego myśl brzmi groteskowo. Ponieważ teza, że byt jest, a niebytu nie ma wzięta dosłownie prowadzi do absurdalnego rozumienia rzeczywistości. Jeśli byt jest, a niebytu nie ma, to nie ma też próżni ani żadnych luk w bycie. Skoro tak jest, to nie ma też ruchu, ponieważ byt musiałby poruszać się w niebycie, a jego nie ma. Byt też nie podlega żadnej zmianie, bo prowadziłaby ona do przejścia ze stanu bytu do stanu niebytu, a tego stanu nie ma. Często przywoływanym symbolem myśli Parmenidesa jest kamień – trwały, masywny, zwarty w sobie, niezmienny i z perspektywy ludzkiego życia ponadczasowy.

Jest to jednak nieporozumienie. Myśl Parmenidesa jest bardzo abstrakcyjna i tak też trzeba ją odczytywać. Po pierwsze ma on rację, że byt jest wszechobecny. By stwierdzić, że czegoś nie ma, trzeba by pamiętać, że coś wpierw było. Jeśli powiem: „nie ma domu”, to znaczy, że pamiętam, że tu kiedyś ten dom był. A teraz go nie ma. Ktoś, kto przybędzie w to miejsce, nie będzie miał świadomości, że tu był dom. Może co najwyżej odkryć ruiny, a nawet na ich podstawie zrekonstruować i wyobrazić sobie, jak ten dom wyglądał. Ale to co ujrzy, to będzie tylko kupa cegieł, reszta pochodzić będzie z jego wyobraźni. To zaś nakierowuje nas na drugą myśl Parmenidesa, że owszem, można sobie wyobrażać fantastyczne stwory, wymyślać różne nieistniejące realnie rzeczy itp., ale w rzeczywistości one nie istnieją, a są jedynie dodatkiem obserwatora do tej rzeczywistości. Jeśli zaś im przyznać istnienie, to tylko w naszej wyobraźni. Stąd też waga pamięci obserwatora, która pozwala odkrywać zmianę w świecie – bez niej byłoby to niemożliwe.

Jak to się ma do układu? Tak jak parmenidejski byt jest wszechobecny i nie można poza niego wykroczyć, tak samo jest z układem. Każdy tkwi w jakimś układzie osobistych znajomości i zależności. I „układem” w tym sensie wszystkie strony gry politycznej zapewne będą się nawzajem obrzucać w najbliższym czasie. Może nawet dałoby się stworzyć komputerowy model takiego układu, przeanalizować go i odkryć wręcz całą jego sieć, a nawet bluszcz. Chociaż mi osobiście nie wydaje się to możliwe, bo za wiele by trzeba zebrać informacji.

Ale może do „układu” trzeba podejść z innej strony, a wypowiedzi obozu rządzącego odczytywać inaczej, podobnie jak to jest z Parmenidesem. Może tu chodzi o sytuację, kiedy osobiste zależności i znajomości skutkują łamaniem prawa, a jedną ze stron tego procederu jest osoba pełniąca funkcję publiczną. W takiej sytuacji pamięć i wiedza o związkach, znajomościach i relacjach osobistych między ludźmi może umożliwiać wyłapywanie i zrozumienie tej sytuacji. Ale tu już trzeba dowodów i po prostu faktów, które pozwolą oddzielić to, co wymyślone, od tego, co realnie istniejące. Tak jak u Parmenidesa, gdzie pegazy na pewno istnieją w wyobraźni tego, który o nich mówi.

Grzegorz Pacewicz

Fot. randomduck, Flickr (CC BY SA)