Na pełnym gazie
Przed polską prezydencją w UE w czeskim tygodniku „Respekt” ukazała się seria artykułów o Polsce. Jeden z nich, pt. „Na pełnym gazie”, autorstwa Martina Šimečki, wybija w lidzie : „W Polsce narasta pewność siebie, a wpływ tej siły będzie sie zwiekszać”.
Czeski dziennikarz opowiada pod adresem Polski i Polaków same prawie superlatywy . Zadumałem się, gdyż w tym obrazie brakuje mi zupełnie osiągnięć polskiej nauki i kultury. Czyżby nasi sąsiedzi sądzili, że ich rozkwit nastąpi dopiero w następnym etapie naszego rozwoju?
Myśle, ze jest wręcz przeciwnie. Dzisiejsze sukcesy Polska zawdzięcza głównie rozwojowi w sferze myśli, edukacji i sztuki. Sądzę tak, gdyż niezależnie od peanów Šimečki, sam spotykam się systematycznie z wieloma przypadkami takich sukcesów.
W tym półroczu byłem w jury dwóch francuskich konkursów przyznających stupendia dla przyszłych doktoratów – w Montpellier i w Rennes. W obu stypendia (po jednym na 15 miejsc) zdobyli młodzi Polacy. Ale najważniejsza dla mnie była spontaniczna opinia jednej z francuskich koleżanek, która stwierdziła: „Ci Polacy sa naprawdę niesamowici”. Dodam, że owi Polacy, którzy zdobyli stypendia wysłuchani byli w innej niż moja komisji i nie miałem absolutnie żadnego wpływu na ich oceny.
Rokrocznie przyjmuję w swoim laboratorium stażystów z Polski. Nie zdarzyło się jeszcze aby ci studenci nie zadziwili mnie swoimi umiejętnościami, zdolnością samodzielnego myślenia, dociekliwością, sposobem zadawania pytań i wreszcze samodzielnością. Oczywiście zdaję sobie sprawe, że za granicę wyjeżdżają zapewne ci najbardziej energiczni i przedsiębiorczy. Niemniej jednak dzięki nim w pełni rozumiem to, co wybił w swym lidzie Martin Šimečka.
Właśnie do tego lidu chciałbym nawiązać w puencie tego wpisu. Otóż, pewność siebie nigdy nie była polską mocną stoną – chyba, że uznać pewność siebie za tożsamą z uporem, czasem oślim; w tym samym numerze „Respektu” również Šimečka pisze na ten temat w komentarzu zatytułowanym „Polskie losy”. Wymachiwanie szabelką i opłakiwanie nieudanych powstań i bitew nie ma z nią przecież nic wspólnego. Ale moje obserwacje, jak i opinie innych (np. Šimečki), pozwalają sądzic, iż następuje w naszej mentalności jakaś wielka przemiana.
Oby pesymistom, ponurakom i tzw. konserwatystom, a w rzeczywistości populistom i nacjonalistom walczącym pod starymi, zdartymi jak winylowa płyta sztandarmi nie udało się tego trendu odwrócić. Mamy zastępy takich, którym marzy się, aby było jak kiedyś, swojsko i pewnie. Ale i coraz więcej takich, którzy chcą aby było inaczej, normalniej i nowcześniej. I to ci ostatni są widoczni za granicą i ksztaltują opinie o Polsce.
Jacek Kubiak
Komentarze
„Zadumałem się, gdyż w tym obrazie brakuje mi zupełnie osiągnięć polskiej nauki i kultury.”
„Myśle, ze jest wręcz przeciwnie. Dzisiejsze sukcesy Polska zawdzięcza głównie rozwojowi w sferze myśli, edukacji i sztuki.”
A w sferze nauki to juz nie?
Jesli przez „dzisiejsze sukcesy” rozumiec tzw. ogolnie dobra sytuacje ekonomiczno-budzetowa i polityczna (nie bankrutujemy, przewodzimy) to ani sfera nauki, ani sfera sztuki niespecjalnie sie do tego przyczynila.
Gospodarz: ” I to ci ostatni są widoczni za granicą i ksztaltują opinie o Polsce.”
Loco USA, jakos tego nie widze. Spedzilem w „akademii” polskiej i amerykanskiej 25 lat mniej wiecei, od niejakiego czasu jestem w pryemysle. Reprezentuje dziedzine blisko „applied mathematics”, wazna dla gospodarki. Niestety, w czagu 20 paru lat darzylo mi sie widziec Polaka na konferencji naukowej dwa czy trzy razy, zdarzylo mi sie widziec artykul polskiego autora dwa czy trzy razy. Piszac „polskiego” mam na mysli mieszkajacego i pracujacego w Polsce. Niestety…
Ostatnio chcialem uruchomic pewien projekt badawczy w Polsce – pieniadze by sie znalazly. Neistety, mimo wysilkow nie udalo mi sie ustalic kto i czy w Polsce zajmuej sie okreslona tematyka. Wydawaloby sie proste: zapuszczamy google, i widzimy dziesiatki lub setki stron webowych naukowcow z dokladnymi informacjami czym sie zajmuja i publikacjami do sciagniacia. Ale… nei w Polsce.
Typowa strona webowa polskeigo naukwoca to: „Hej, to ja Zdzichu! Pracuje w tym, no ten tego… Uniwersytecie. Wszyscy mowia ze jestem fajny gosciu. Tu moje zdejcie. A tu zdjecia mocih dzieci. A tu zdlecie mojej malzonki, a tu w bikinii, prawda ze fajna babka? W zeszlym roku bylismy w Egipcie, tu sa zdjecia, a w tym roku bedziemy w Tanzanii…” Co facio robi – Bog wie?…
Neistety, pieniadze powedrowaly do uniwersytetu na rogu. Loco USA. Nikt nei wie czym sei zajmuja naukowcy w Polsce. No tak, nikt nie czyta „Dorocznika Instytutu XX”. Naklad 300 egzemplarzy. Po polsku.
Owszem, w amerykanskich uniwersytetach i przemysle jest kupa ludzi urodzonych w Polsce. I wyksztalconych w Polsce. Ale oni tu Polski nie reprezentuja ani Polski nie rozslawiaja. Oni sa Amerykanami. Tutejsze srodowisko (i w ogole spoleczenstwo) jest super-kosmoplityczne. Kazdy jest skads, i nikogo zupelnie, ale to zupelnie nie obchodzi skad. Gdybym codziennie podkreslal ze jestem naukowcem z Polski, wzieto by mnie za idiote.
Ja rozumiem ze Gospodarz chce sobie poprawic samopoczucie. Ale wie Pan, Gospodarzu, to taka poprawa samopoczucia loco Polska… Swiat o niej nie wie…
@ med :
he, he, mysle, ze wbrew pozorom wlasnie jednak. Ekonomia to tez nauka. Ale mysle tu o duzych rzeczach, a nie o malych geszeftach… ktore oczywiscie tez sa wazne….
@ A.L. :
Najwidoczniej w mojej dziedzinie jest troche inaczej. Ale tez Francja to nie USA. Tak jak piszesz, ze w USA kazdy jest skads i nie ma to zadnego znaczenia, tak we Francji kazdy Francuz mysli, ze tylko wlasnie Francuz potrafi… i trzeba to przelamywac. Stad moje zdziwienie, gdy slysze tutaj spontaniczna wypowiedz, ze Polacy sa „niesamowici”. Oczywiscie zgadzam sie z tym, ze powinno byc tak jak w USA. No, ale nie jest. 🙁
jk: ” tak we Francji kazdy Francuz mysli, ze tylko wlasnie Francuz potrafi”
Zanim znalazlem sei w USA, pracowalem w Austrii w pewnym meidzynarodowym instytucie naukowym. Byli tam scientysci z 16 (mniej wiecej) panstw. Pracowalem dosyc dlugo, cos z 7 lat. Nie zauwazylem zadnych „nacjonalizmow”, w rodzaju „ale ci Japonczycy sa swietni”.
Srodowisko bylo tak kosmoplityczne jak w USA. Wkluczajac pracujacych tam Francuzow. Francuzow duzego kalibru.
Wiec z ta Francja to musi byc jakos niedawna odchylka. Albo.. polskie kompleksy. Raczej to drugie. Jezeli polska prasa codzienna na pierwszych stronahc podaje sensacyjnie: „Polak napisal artykul do Nature” (fakt), „Polak zostal zaproszony na 2 tygodnie do Microsft Research” (fakt), „Polski student dostal sie na praktyke w Google” (fakt) to swiadczy to o glebokim kompleksie Polski. To nie sa fakty nadzwyczajne – Chinczycy publikuja 20 artykulow w kazdym numerze Nature, insynierowie z inny6ch krajow zapraszani sa do Microsoft Research na 2 lata, a Google przylmuje na lato cos 1000 studentow. Polacy musza sobie dodawac animuszu: „No, opublikowalismy artykul – Polska znow pokazala swiatu!”.
Z moich doswiadczen wynika ze nauka W OGOLE jest pozbawiona nacjonalizmow i kosmpoplityczna (pomijajac krotki okres gdy argument „uczony radziecki” byl argumentem). Jak mowie – w ciagu mojego dosyc dlugiego zycie nie spotkalem sie z reakcja „O… TA NACJA nam pokazala”, czy”O… to jest uczony niemiecki”. Jezeli komus sie cos takiego wypsnelo, to proponowalbym sie dobrze zastanowic dlaczego. I czy nie jest to przypadkiem „glaskanie pod wlos”… Lub przesmiewcze…
@ A.L. :
Tak, oczywiscie, jest to dodawanie sobie animuszu.
Mam 2 pytania do autora,
dlaczego pisze Pan niezrozumialym jezykiem, co to znaczy „wybija w lidzie”?
dlaczego mniej lub wiecej znane osoby, tzw. prominenci, nazywane sa w Polsce uparcie „celebryci”?
Kiedy pierwszy raz przeczytalam ze Polanski jest celebryta, myslalam ze wstapil do jakiejs sekty.
@ eva47:
Tak, to w żargonie dziennikarskim, ale nie wiem jak to bedzie w klasycznym jezyku polskim. Co do slowa „celebryta” to prosze spytac kolege Jurka Tyszkiewicza z poprzedniego wpisu. Mnie osobiscie takie slowo nie przeszkadza, ale rozumiem, ze jezykowym purystom moze. Poniewaz to slowo pochodzi chyba z tzw. tabloidow (tez nie wiem jak bedzie poprawnie, moze „szmatlawych gazet”?), to kojarzy mi sie wylacznie z osobami, ktore sa znane z tego, ze sa znane. Polanski wiec chyba nie powinien byc nazywany celebryta, a raczej po prostu powszechnie znanym wielkim reżyserem.
jk
Nie wiedzialam ze tabloid to gazeta, myslalam ze to stoi albo wisi, a to po prostu „brukowiec”.
Dalej nie wiem co znaczy „wybija w lidzie”!
eva47
Google spytaj.
One wszystko wiedzą.
@ eva47 :
🙂 To chyba bedzie, ze „umieszcza we wstepie”.
Cóż, zgadzam się raczej z A.L. Tekst JK jest wakacyjny, wiec i zawartość trąci wakacyjną finezją.
Dodałbym do przemyśleń A.L., że tzw. polski naukowiec (@JK – a jak jest we Francji ?) ma wrodzony wstręt do komercjalizacji swoich badań. Nie gardzi natomiast „małymi geszeftami” na boku typu 4 etat w podrzędnej uczelni, ekspertyza dla ministerstwa, której nikt nie przeczyta itp.
Ale i z „małych geszeftów”, w szerszej perspektywie, bym nie żartował, to one dają nam zupełnie przyzwoity wzrost PKB i finansują chleb i masełko wielu instytutom od robali i mchów.
med: ” że tzw. polski naukowiec (@JK ? a jak jest we Francji ?) ma wrodzony wstręt do komercjalizacji swoich badań”
Moze nie ma wstretu, ale nie ma jak. Aby komercjalizowac badania, potzrebne sa dwie rzeczy: pieniadze i klienci. Dostanie pieniedzy w Polsce jest neimozliwe. Znajomy, w Polsce, czlowiek z doktoratem i sporymi pomyslami, ma wlasna firme. Niestety, jedyne pieniadze jakie moze dostac to kredyt 10 tysiecy zlotych, pod zstaw meiszkania, samochodu i majatku 5 zyrantow. Inny znajomy, w USA, profesor, wlasnei dostal druga runde finansowanai od Venture Capital – 2 miliony dolarow. Bez zastawu, bo calkowite ryzyko finansowania jest po stronie Venture Capital
Ow czlowiek z Polski rozmawial z potencjalnym klientem, obiecujac mu ze na poczatek z kazdej maszyny ktora uzywa bedzie mial co najmniej 10 tysiecy zlotych oszczednosci rocznie. Potem oszczednosci moga wzrosnac. Odpowiedz byla: „A ch… mi tam po 10 tysiacach. Ale jakbys pan napisal taki program zeby oszukac Urzad Podatkowy, to ja zaplace kazde pieniadze”. ten znajomy z USA podpisal kontrakt z klientem ktoremu obiecal 5% oszczednosci. Bo tutejsi milionerzy nie dlatego sa bogaci ze duzo zarabiaja, a dlatego ze malo wydaja.
Niestety, zeby cokolwiek komercjalizowac, potrzebne jest „ssanie” od strony klienta. Samo „pompowanie” nie wystarcza. I dlatego w Polsce nie bedziemy meic MIT. Nawet gdybysmy mieli, to by zdechl bardzo szybko…
Acha, i ten czlowiek z Polski, jako wlasciciel firmy co roku musi wypelnic cos kolo 50 formularzy podatkowych.
Acha, i jeszcze jedno: prosze mi nie mowic ze mozna dostac z UE pieniedze na rozwoj malej firmy high-tech. Jak to powiedzialem owemu znajomemu, malo sie nie rozpukl ze smeichu. Nie bedze cytowal calej jego wypowiedzi… Za dluga.
Venture Capital inwestują na całym świecie, także w Polsce.
Trudno nawet mówić o ich narodowości, raczej o siedzibie firmy lub narodowości prezesa.
Istnieją polskie fundusze wysokiego ryzyka. Piszę polskie, to znaczy w Polsce powstałe, z polskiego kapitału na początku i tutaj operujące.Finansują różne dziwne przedsięwzięcia.
Wynalazki naukowe mają zazwyczaj międzynarodowy wymiar i zastosowanie.
Chyba, że dotyczą oszukiwania na podatkach.
Czemu znajomy z Polski nie zwrócił się do tych instytucji do których po finansowanie się udał jego amerykański kolega?
Bo wynalazców co to im miliona dolarów zabrakło żeby zbawić świat i zostać miliarderami, na całym świecie pełno.
Ten stereotyp polski biznesmen vs. amerykański jakimiś dziwnymi kompleksami podszyty.
Z parkerem nei dyskutuje
Mam wrazenie, ze A.L. z nikim nie dyskutuje.
Bo wie wszystko.
🙂
jk: „Mam wrazenie, ze A.L. z nikim nie dyskutuje.
Bo wie wszystko.”
Jezeli jk to Jacek Kubiak, Gospodarz blogu, to ja mowie: do widzenia. Z wieku zabawy w piaskownicy dawno wyroslem
Zgadzam sie w 90% z A.L. Jestem z polskiej akademii i jednocześnie wdrażam produkty w firmie. Chętnie skontaktuję się z A.L. prosze Redakcję o ułatwienie kontaktu.
@ A.L. :
Nie ma sie co obrazac. Skoro tak cie dotknal moj przytyk, to przepraszam. Ale co to znaczy: z parkerem nie dyskutuje? Dlatego, ze mysli inaczej?
@ C.J. :
Poszedl mail do A.L.
@jk
A.L ma taka obrażalską naturę.
Lubi wykluczać z towarzystwa.
Taka cecha konserwatystów.
Na innym blogu wykazywałem nielogiczność jego rozumowania, to się nabzdyczył i miał nie odzywać.
Nawet się założyłem, że nie wytrzyma i się odezwie, zakład wygrałem.
Okazuje się, że sobie udzielił dyspensy, ale tylko na jeden raz.
Znów nie wytrzyma, kwestia czasu, mogę zakład trzymać nadal.
@ parker :
Acha, to teraz troche lepiej rozumiem, o co chodzi. 🙁
jk: „Nie ma sie co obrazac. Skoro tak cie dotknal moj przytyk, to przepraszam”
Mam taki zwyczaj ze nie mam nic przeciwko na dyskusji na temat moich POGLADOW. Nie biore natomiast udzialu w dyskusjach na temat mojej OSOBY. Ktora to zasade stosuje od czasow gdy nie bylo jeszcze Internetu, a komputery kontaktowaly sie przy pomocy protokolu UUCP.
Internet zmienil sie gdy „zawital pod strzechy”, niestety… Pojawila sie sporo mentalnosci „spod strzech”
@ A.L.
OK. C.J. chce sie z toba skontaktowac, a twoj adres podany w Niedowiarach odwala majle.
jk: Poprawilem adres. Brakowalo literki
OK. To sle adres C.J.
To prawda, nazwałem A.L. mędrkiem zza oceanu i raz nie wytrzymałem i zarzuciłem mu sklerozę.
Ale wielokrotnie od tamtego czasu wyciągałem rękę na zgodę.
Jego propozycję, żebyśmy nie komentowali swoich komentarzy odrzuciłem jako absurdalną, bo odbierającą przyjemność z blogowania.
Obiecałem tylko pomijać milczeniem jego rozsądne wpisy.
I konsekwentnie pomijam.
On się zarzekał, że nie odezwie do mnie i słowo złamał.
Tu też zresztą zareagował na mój komentarz a twierdził, że ten jeden raz to wyjątkowo.
Kto mnie od leninowców i bolszewików wyzywał?
Zanim mędrkiem zza oceanu, A.L nazwałem.
To mędrek to obraza, a tamto?
No to przepraszam, kto tu się do reguł nie stosuje A.L?
O, sorry, przy tych manipulacjach wywalilem do kosza wpis A.L. Moze masz kopie?
jk
jk: „O, sorry, przy tych manipulacjach wywalilem do kosza wpis A.L. Moze masz kopie”
Palec Bozy?… Nei mam kopii…
Tant pis!
…komercjalzacja, sprzedawanie „wynikow”, to temat duzo szerszy niz tylko przyslowiowe wynalazki.
W biomedycynie to rowniez normalne uslugi dla podmiotow komercyjnych w oparciu o wlasna unikalna metodologie, komercyjne udostepnianie baz danych klinicznych i genetycznych, w psychologii opracowywanie kwestionariuszy, ktorych wykorzystanie potem kosztuje, w chemii synteza na rzecz przemyslu, w neuroscjence kazda nowa metoda behawioralna moze byc potencjalnym modelem dla slabo zbadanej choroby lub nowej grupy lekow itd. itd. Nie dalej jak tydzien temu probowalem skojarzyc niewielka firme farmaceutyczna z poludnia Europy z polskimi chemikami. Oj ciezko bylo, ciezko… Mimo, ze firma potrzebuje i kawalka nauki i innowacyjnych uslug. I nie za darmo.
Z kapitalem na wdrozenia i innowacje w Polsce tez nie jest tak zle – raczej pomyslow na co te pieniadze wydac, zeby sie zwrocily, brak. Ja pieniadze unijne na tzw. wdrozenia i innowacje widze codziennie, tylko zal na co te pieniadze ida.
Na ten blog trafiłem przypadkowo. Zasugerowano mi blog „belferski”, gdyż 11 lat pracowałem jako nauczyciel. Przeczytałem z 10 wpisów i komentarzy do nich i zrezygnowałem, „nowe” szkolnictwo już jest tak inne, że nie mam szans na dyskusje. Wtedy zaintrygował mnie „szalony naukowiec”. Ponad 40 lat byłem naukowcem – od stanowiska asystenta do profesora nadzwyczajnego – czyli gorszego, przypuszczałem więc, że tu się załapię, choć tak naprawę szalonym nigdy nie byłem. Głupim tak i nietypowym, bo przez tych 40 lat nigdy nie pracowałem w innych instytucjach nawet na pół etatu, choć po habilitacji miałem korzystne propozycje. Znam jednak więcej takich idiotów – nie wszyscy chałturzą na kilku etatach, jakby to wynikało z blogu. Rosenkranzów u nas też nie widziałem, ale bardzo dobrych wykładowców bez dorobku naukowego tak.
W zasadzie chciałem coś powiedzieć o odczuciach młodego (względnie) naukowca polskiego, któremu się udało załapać na francuskie (głodowe) stypendium na staż we Francji (Obserwatorium Paryskie), ale z fizyki na usługach astronomii. Przyjechałem do laboratorium pełen obaw i kompleksów, ale szybko się przekonałem, że przy francuskich naukowcach młodego pokolenia można spokojnie otworzyć okna na wyższych pietrach budynków uniwersytetu, który mnie interesował – głównie Paris VI i ewentualnie VII w przypadku jednej pracy doktorskiej, gdzie byłem w Jury. Okazało się, że byłem w laboratorium najbardziej kompetentny w mojej dziedzinie i niektórzy młodzi to zrozumieli i początkowa niechęć, bardzo paskudna, znikła, gdy poczuli interes we współpracy ze mną. Prawowitością i pomysłowością zapewniłem sobie systematyczne zaproszenia już na korzystnych warunkach finansowych przez wiele lat. Wykorzystałem każdy urlop wypoczynkowy do intensywnej pracy eksperymentalnej przy wspaniałej aparaturze, a w domu opracowywałem wyniki komputerowo, analizowałem dane, jak pomocnik Macierewicza dane z czarnej skrzynki i publikowałem wyniki, które liczyły mi się w Polsce a we Francji szefowi laboratorium, który z różnych instytucji wydzierał dla mnie pieniądze. Ne udało mi się z NATO, gdzie były duże szanse, ale nie dla ludzi „z za żelaznej kurtyny”, a były to lata 70-te, gdy Polska raczej nie kochała jeszcze NATO, które się zresztą po francusku nazywało OTAN. Po moim powrocie posyłałem kolegów do tego laboratorium i oni podtrzymali tradycję, że z Polakami warto współpracować.
PS
Oczywiście nie „prawowitość” a „pracowitość”. Piszę jednym palcem i często trafiam obok.
@ Antonius :
Obecnie francuska nauke dusi biurokracja podobna do tej, ktora znamy z PRLu. Ministerstwo (rzad) chce zwiekszyc produktywnosc naukowcow przez skoncentrowanie srodkow. Problem polega na tym, ze owych srodkow jest za malo. Tworzy sie jakies monstrualne hyper-instytucje w rodzaju jakichs Biegunow Naukowej Doskonalosci, w ktore laduje sie potezne pieniadze, a inne, przyzwoite laboratoria nie maja nic. To cos w rodzaju Huty Katowice Edwarda Gierka. Oczywiscie za kilka lat okaze sie, ze pomysl nie wypalil, bo przeciez to nie pieniadze robia nauke, tylko ludzie. No, ale na takie odgorne pomysly nie ma mowy. Ci wielcy administratorzy, ktorzy tak dzis rfeorganizuja nauke beda juz na emeryturze i nawet nie bedzie mozna ich rozliczyc za glupie i megalomanskie pomysly. Megalomania to zreszta francuska choroba, i nie tylko w nauce.
O francuskiej megalomanii wiem bardzo dużo, o hipokryzji też. Francuzi są oficjalnie bardzo mili do momentu, w którym obcy mógłby im zagrażać w czymkolwiek. wtedy nawet uprzejmość się kończy. Nie opowiem, jak mnie przywitali koledzy w laboratorium, to było żałosne. Nikt nie chciał ze mną współpracować, choć ja byłem pełen dobrej woli i entuzjazmu. Zbudowałem więc od zera własną aparaturę, chałupniczo z pomocą elektryka, obsługującego system zasilania obserwatorium, a palnik plazmowy przywiozła mi żona z domu, bo potężny warsztat, wyposażony w fantastyczne maszyny, nie był w stanie wykonać prostego frezowania miedzi i lutowania na srebro. Poza tym mogłem złożyć plan i czekać rok, a staż był roczny. Pracowałem na początku w warunkach anty-behapowskich, musiałem wyrywać kabel przy prądzie 100 A, to jest niedozwolone. Gdy najmądrzejszy Francuz widział, że palnik działa to pewnego ranka przyszedł w fartuchu i bez zbędnych słów współpracował. Dla mnie to była wielka korzyść, bo był i dobrym eksperymentatorem i świetnym programistą we FORTRAN’ie, którego jeszcze nie znałem. Gdy był u mnie w domu – po latach – pochwalił kawę – jest to najlepsza kawa, która wypiłem poza Francją!
Jaka jest kurtuazja i hipokryzja Francuzów zauważyłem od razu po przyjeździe. Zaprosił mnie na staż profesor o polsko-żydowskich korzeniach, który zaczął studia przed wojną we Francji (1939). Człowiek bardo dobry, ale konfliktowy. Był tam zwyczaj, że każdy nowy zostawał przywitany przez Prezydenta Obserwatorium. Przywitał się i powiedział,że jest szczęśliwy iż może mnie gościć w Obserwatorium, a ja dobrze wiedziałem, że sabotował mój przyjazd sztuczkami administracyjnymi. Napisał mi faks, gdy już miałem walizki spakowane, iż chwilowo obserwatorium ma trudności finansowe i żebym nie przyjeżdżał. Wtedy mój mentor poszedł do niego z czekiem na równowartość potencjalnie przeze mnie zużytego papieru toaletowego, bo stypendium było przecież rządowe! Wtedy przysłał następny faks z przeprosinami, ale zgadnijcie za co? Jego sekretarka opuściła przez pomyłkę w poprzednim faksie „la phrase de politesse”.
Oj, poznałem ja mentalność Francuzów w ciągu około 20 lat kontaktów służbowych i prywatnych.
@ A.L.
Cóż za straszliwa polszczyzna , „loco” , chyba local analfabeto nieszczęsny
marcin: „Cóż za straszliwa polszczyzna , ?loco? , chyba local analfabeto nieszczęsny”
O.. .ekspert sie znalazl… Moze Pan da mi lekcje?
Panowie, tak slucham i sie dziwie. Po co tyle o tej Francji – kto przytomny chce tam dzis jechac na naukowe podboje? Pieniedzy na badania, jak pisze nasz Gospodarz, nie ma, lud antypatyczny, jezyk nie-naukowy, politycy-zboczency. Do Niemiec blizej, w Japonii ciekawiej, w Izraelu caly czas pod napieciem, a w USA i we Wloszech – tez nie ma pieniedzy na nauke i tez sa politycy-zboczency, ale ludzie (i politycy) ogolnie sympatyczniejsi….
@ med :
Bo jest kilku sympatycznych polskich naukowcow.
@jk pisze:
2011-07-31 o godz. 08:56
„Prawilno”!
Mój polski Żyd jest już niestety „błogosławionej pamięci” – nie mylić ze statusem Jana Pawła II! Córka współpracuje z francusko-polskimi naukowcami i sobie chwali.
PS
Do zboczeńców w polityce każdy Polak jest przyzwyczajony w kraju i za granicą nie zwraca uwagi na bunga-bunga lub pokojówki.