Celebryci

Dawno, dawno temu jeden z moich wujów zrobił doktorat z nauk humanistycznych. Rodzina ogromnie się cieszyła, ciągle była o tym mowa, itp. Absolutnie zrozumiałe, biorąc pod uwagę rangę wydarzenia.

Jakiś miesiąc, albo dwa później, pani, która przychodziła raz w tygodniu pomagać w sprzątaniu, weszła do pokoju wuja i poprosiła o pomoc, bo strasznie bolały ją korzonki. Zaskoczony wuj odpowiedział oczywistą radą, żeby poszła z tym do lekarza. Na co ona, że przecież jest doktorem. Wuj się zdumiał, ale powiedział, że owszem, jest doktorem, ale nie medycyny. Rozmowa skończyła się konkluzją: „E tam, ja myślałam że z pana to jest prawdziwy doktor”.

Dzisiaj jest pod tym względem lepiej, o co dbają także tytułowi celebryci. Wspomnę o dwóch przykładach, które są mi bliskie.

Pierwszy to serial „Cudowne lata”, który z ogromną przyjemnością oglądałem jako „młody dorosły”, przywołując nieodległe jeszcze wtedy własne wspomnienia lat szkolnych. Myślę, że byłem wówczas mniej więcej w wieku dojrzałego Kevina Arnolda, który zza kadru odzywał się na zakończenie każdego odcinka. Inną pamiętną postacią serialu była szkolna miłość Kevina, śliczna Winnie Cooper, grana przez Danicę McKellar. Taż sama Danica ukończyła później na UCLA matematykę, publikując w dobrym czasopiśmie wyniki swojej pracy dyplomowej. Chociaż pozostała zawodowo w branży filmowej, napisała też trzy (ponoć bardzo dobrze się sprzedające) książki zachęcające dziewczęta do zainteresowania matematyką.

Drugi przykład to zespół Queen, którego wielbicielem jestem odkąd ich pierwszy raz usłyszałem. Zdaje mi się, że do naszych magazynów plotkarskich ta informacja jakoś się nie przedostała, ale w Anglii chyba była w pewnym momencie dość głośna: otóż gitarzysta grupy Brian May (i zarazem kompozytor mojego ulubionego „We will rock you”) w 2007 roku obronił doktorat z astronomii. Zaczął go pisać jeszcze w latach siedemdziesiątych, ale gwałtowny wybuch popularności Queen zmusił go do przerwania studiów doktoranckich na Imperial College. Dopiero po śmierci Freddiego Mercury’ego powrócił do tematu i dokończył rozprawę. Rok wcześniej opublikował wspólnie z dwoma naukowcami książkę popularnonaukową o historii Wszechświata.

A teraz trzeci przykład, który nie jest mi bliski. To o. Tadeusz Rydzyk, który obronił doktorat z teologii w 2009 roku, o czym „Niedowiary” pisały, a czytelnicy i autor dyskutowali zaciekle. Cokolwiek byśmy nie podejrzewali na temat jakości tego doktoratu (ja nie czytałem) oraz na temat Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej (nie wykładałem ani nie studiowałem tam), w najogólniejszym zarysie przekaz akcji „Ojciec Tadeusz Rydzyk zostaje doktorem”  jest dla mnie jednak pozytywny. Przy wszelkich swoich wadach, Radio Maryja pochwala i promuje wyższą edukację, naukę i zdobywanie wiedzy, naturalnie przy okazji promowania WSKSiM. Czy taka jest intencja, czy też nie, gleba dla postaw antyinteligenckich staje się coraz bardziej jałowa, a kolejni młodzi ludzie są zachęcani do robienia zupełnie normalnej matury. To niewątpliwe dobro.

Starsza pani, od której ten wpis zacząłem, gdyby żyła dziś i była słuchaczką Radia Maryja (a mocno to podejrzewam), to już by wiedziała, że nie każdy doktor zajmuje się leczeniem i że generalnie warto zdobywać wiedzę. Wielbiciele Cudownych lat i Queen też mają się od kogo tego dowiedzieć.


Jerzy Tyszkiewicz

Fot: simononly, Flickr (CC BY 2.0)