Rola historyka na przykładzie trawnika
„Historycy studiują przeszłość nie po to, by ją powtarzać, ale po to, by się z niej wyzwolić” – pisze Izraelczyk Yuval Noah Harari w książce „Homo deus. Krótka historia jutra”, a dokładniej w podrozdziale, w którym stara się wytłumaczyć rolę historii.
Uczony zauważa, że od nauki oczekujemy zwykle przewidywania przyszłości: meteorolog ma prognozować pogodę, a lekarz wiedzieć, jakie metody okażą się skuteczne u danego pacjenta. Abstrahując od trafności czynionych przez tę dwójkę i wielu innych przewidywań, autor stwierdza, że roli takiej nie może odegrać historyk: znajomość historii nie przekłada się na możliwość przewidywania przyszłości (dziwnie to brzmi po kilkudziesięciu stronach, na których Harari stara się odgadnąć przyszłość, aczkolwiek możemy to uznać za godną pochwały samokrytykę). Dzisiejsza wojna hybrydowa mało ma wspólnego ze średniowiecznymi starciami rycerzy. Polityka różni się od konfliktów dawnych królów. Jakiej wiedzy mogą więc dostarczyć historycy?
Harari tłumaczy to na przykładzie modnego wśród posiadaczy własnych domów trawnika. Skąd dziś uwielbienie dla kawałka gleby porośniętego niepozorną rośliną jednoliścienną? Na pewno próżno go szukać wśród nienawykłych do uprawy roślin łowców-zbieraczy, jedynych ludzi istniejących przez większość czasu trwania gatunku. Nie zdobił też pałaców ani świątyń starożytnych ludów.
Pierwsze trawniki datuje się na późne średniowiecze, pojawiły się we francuskich i angielskich zamkach. Kawałek ziemi porosły niepotrzebną nikomu trawą wydawał się absurdem. Nie można jej zjeść, nie da się wypasać zwierząt pożerających i gniotących trawę. Krótko mówiąc – zbytek. I o to właśnie chodzi.
Najważniejsza teoria (to już mój komentarz, obawiam się, że tak daleko wiedza biologiczna Harariego nie sięga) tłumacząca powstanie pawiego ogona opisuje go właśnie jako zbytek, wielki, kosztowny, nieporęczny wytwór doboru płciowego, który powinien zmniejszać szanse na przeżycie. A więc jeśli dany samiec przeżył z takim ustrojstwem na ciele, to musi być szczególnie sprawny i zdrowy, przeto musi mieć wyjątkowej jakości geny. Ogon stanowi więc kosztowne, a przez to niepodrabialne świadectwo zdrowia i jakości genów.
W ten sam sposób działał trawnik. Żaden chłop obawiający się głodu nie marnowałby poletka ziemi, nie postąpiłby tak też ubogi rycerz. Tylko bogacz mógł marnować ziemię na takie ekstrawagancje. A więc trawnik świadczył o bogactwie i potędze władcy. Im większy i lepiej utrzymany – tym możniejszy i ważniejszy człowiek.
Z końcem średniowiecza trawnik upowszechnił się, stając się wręcz wizytówką arystokracji. Z czasem wpływ urodzenia na pozycję społeczną zmniejszył się, nie zmniejszyła się zaś rola trawnika. Świadczył on o wartości instytucji (jak uniwersytety), parlamentów, prezydentów, sądów. Zaczął się kojarzyć z władzą i majątkiem. Pojawiać przed domami bogaczy, od bankierów, prawników i właścicieli zakładów przemysłowych począwszy. I budził pożądanie aspirującego mieszczaństwa.
Wkroczył także w świat profesjonalnego sportu, zwłaszcza elitarnego. Opłacani grubymi pieniędzmi piłkarze mogli biegać po zadbanej murawie, gdy młodzież w biedniejszych krajach – do czasów orlików również w Polsce – grała zwykle w piachu czy błocie.
W XX w. trawnik przed domem stał się dostępny dla coraz bogatszej klasy średniej, stając się jednym z wyznaczników statusu i przynosząc miliardy dolarów dochodu firmom całego sektora biznesu. Przeniósł się również przed budynki innych niż zachodnia kultur.
Po cóż mędrzec Harari (a za nim ja) raczy czytelnika tą – wydawałoby się – nieistotną opowieścią? Tak jak wcześniej kluczowy był zbytek, tak i teraz o tę nieistotność chodzi. Spędzacie Państwo niedzielę z kosiarką, bo kilka wieków temu ten czy inny szlachcic chciał pokazać sąsiadowi, że może sobie pozwolić na marnowanie ziemi i zaganianie ludzi do bezsensownej pracy – taki jest przekaz autora. Nasze upodobania, sądy estetyczne (a także moralne) mają głębokie korzenie w splocie zupełnie dla nas nieistotnych zaszłości historycznych. Przypadek sprawił, że lubimy trawniki, a nie jakaś absolutna wartość zewnętrzna wiechlinowatych.
A skoro kierujemy się przypadkiem i mamy tę świadomość, to możemy jeszcze raz się zastanowić. Czy ten stan przyjąć, wielbiąc wysmukłą grację, szybki wzrost i zdolność odrastania niepozornej rośliny (zawdzięcza ją merystomom interkalarnym, stosuje też bardziej zaawansowany typ fotosyntezy C4, o których to doniosłych faktach z nieznanych mi względów historyk Harari nie wspomina)? Czy też odrzucić, wskazując na trwającą przynajmniej od oligocenu wszechobecność trawy, sadząc przed domem coś oryginalniejszego. Oczywiście problem wyboru aranżacji kawałka gleby przed drzwiami to drobnostka. W przeciwieństwie do faktu nieuświadomionego uwarunkowania naszych wyborów, także znacznie poważniejszych, zbiegami okoliczności z zamierzchłej przeszłości.
Marcin Nowak
Bibliografia:
- Harari YN: Homo deus. Krótka historia jutra. Wydawnictwo Literackie 2018
Ilustracja: zdjęcie wykonane przez autora
Komentarze
Możliwe, że żaden chłop nie miał trawnika, ale chyba każdy chłop miał ogródek kwiatowy, przy domu.
W takim ogródku uprawiał np, narcyzy, lilie (białe), chabry, piwonie. Absurdalna ekstrawagancja, jeśli zważyć na to, że piwonii czy narcyzów się nie je ani nie karmi mini bydła czy drobiu.
Cały zatem wywód o kant zadka robić.
„Harari YN: Homo deus. Krótka historia jutra. ”
„(…)Sukces rodzi ambicję, a nasze ostatnie osiągnięcia motywują teraz ludzkość do tego, by wytyczać sobie jeszcze śmielsze cele.
Skoro zapewniliśmy sobie niespotykany dotąd poziom dobrobytu, zdrowia i harmonii, skoro tak wiele osiągnęliśmy, a jednocześnie wiemy jakie wartości
obecnie wyznajemy, możemy przypuszczać, że kolejnym celem ludzkości
będzie nieśmiertelność, szczęście i status bogów(…)”
Długo nie musiał mnie Gospodarz namawiać, kilka ruchów palcem wskazującym
po klawiaturze telefonu, apka Legimi, polecenie pobrane.
Zawsze, gdy gdybam co z sobą wieczorem począć, tutaj czeka na mnie odpowiedź!
Trawa, trawnik…
kawałek własnej ziemi, tak bardzo by sie przydał w tym pandemicznym okresie.
Miałam przyjemność dość niedawno zjeść posiłek na tarasie domu znajomego
ogrodnika…
Oczu oderwać nie mogłam, od traw tych ozdobnych, całości uroku uzupełniały
postacie z tłuczonych kamieni, niektóre przystrojone lampami…
Gdyby istniał jakiś Raj to właśnie tak mógłby wyglądać!
Słóweczko do @ontario:
A juz miałam nadzieje Cie tutaj nie oglądać!
Wkładam, teraz słomkę do ust i Cie spróbuję stąd przedmuchać!
(Fuuuuuuu)
Pięknie zaprojektowane i utrzymane ogrody francuskich arystokratów nie znalazły zrozumienia praktycznych francuskich chłopów – i zapłacili za to gardłem. Praktyczność góra.
ontario
1 maja 2021
20:00
„Możliwe, że żaden chłop nie miał trawnika, ale chyba każdy chłop miał ogródek kwiatowy, przy domu.
W takim ogródku uprawiał np, narcyzy, lilie (białe), chabry, piwonie. Absurdalna ekstrawagancja, jeśli zważyć na to, że piwonii czy narcyzów się nie je ani nie karmi mini bydła czy drobiu.”
Wybacz. ale te przydomowe kwiatki były używane w celach leczniczych, kosmetycznych, higienicznych itd. (przypominam, że leki, kosmetyki ] wytwarzane przez przemysł zaczęły dominować w XX wieku, dawniej używano głównie produktów naturalnych).
Poza tym, stanowiły źródło nektaru do hodowanych pszczół.
Dawniej na wsiach praktycznie przy każdym domu był co najmniej jeden ul, gdyż miód stanowił jedyne dostępne słodziwo.
Bo chyba znowu muszę przypomnieć, że cukier z trzciny cukrowej był bardzo drogi, a cukier z buraków zaczął być wytwarzany na dużą dopiero w XIX wieku.
Zresztą nawet w czasach II RP, spożycie cukru białego na wsiach było bardzo niskie (to wiedza z literatury, potwierdzona przekazami rodzinnymi).
To że teraz, przydomowe kwiatki są dla większości tylko ozdobne, nie oznacza że zawsze były tylko ozdobne.
Bohatyrowiczowa 1 MAJA 2021 22:00
Dziękuję za komplement i za merytoryczną wypowiedź, przecież mogłaś ad personam, tym bardziej dziękuję.
Zawsze mam nadzieję oglądać cię tu, na tym forum. Gdy pojawia się nowy tekst, wsuwam słomkę do ust i staram się cię tu wciągnąć. Udaje się! Czytanie twoich wpisów to frajda!!!
Jerz77 2 MAJA 2021 7:20
Dziekuję za wypowiedź. Te ogódki były malutkie, ot, jakieś osiem metrów na trzy. Rosły różne kwiaty, z których naprawdę trudno byłoby zrobić coś leczniczego, bo minimalne ilości.
Na pewno rację masz, jeśli chodzi o pszczoły, także trzmiele, osy!
Trawniki: każdego dnia od maja do sierpnia trwa masakra zwierząt, zabijane masowo kosiarkami.
Mam ogródeczek kwiatowy, nie mam trawnika, trawa rośnie swobodnie, co oczywiście w oczach sąsiadów i nie tylko oznacza jedno: jestem leń, brudas niepotrafiący skosić trawnika.
Zastanawiam się, czy koszenie trawnika kosiarką elektryczną do której prąd doprowadza przewód daje podstawę do postawienia znaku równości pomiędzy przewodem elektrycznym a przewodem doktorskim?
Głupie.
Ale jeżeli trawnik kosi się w w niedzielę ( jak zaznacza Marcin Nowak), a niedziela od zawsze była dniem wyjątkowym w naszym kręgu cywilizacyjnym, to być może dla niektórych strzyżenie trawnika w niedzielę jest takim zastępczym apogeum egzystencjalnego napięcia i to moje przywołanie przewodu doktorskiego w tym akurat kontekście ma jakiś głębszy sens…
…no chyba, że się używa kosiarki spalinowej.
A może by tak Blog Szalonych Naukowców napisał coś o rzezi zwierzątek, które masowo giną podczas koszenia trawników kosiarkami? Przez kilka miesięcy w roku w imię paru metrów kwadratowych zieleni przy domu zabija się zwierzątka, jakże pożyteczne:
mrówki, osy, świerszcze, motyle, chrząszcze, trzmiele – do cna, wszystko, byle tyle błysnąć przed sąsiadami, że się dba o zieleń.
Koszenie trawników to masakra zwierząt.
Mam dużą działkę – 21 arów. Dominują na niej drzewa i krzewy . To moja strefa. Rośliny ozdobne to domena żony . Jak zaczęliśmy się interesować ziołami to stwierdziliśmy, że w ogrodzie mamy pół „apteki Pana Boga”. Szkoda tego wszystkiego marnować dla mało użytecznej trawy . Jak przesłałem znajomym zdjęcia z mojego ogrodu to spytali czy mieszkam w Ogrodzie Botanicznym.
To jednak nieprawda, że chłopi nie mieli trawników. Teraz sobie przypomniałem, że były przy chatach trawniki, ale w sadzie, przy każdej chacie rósł sad. Nie kosiło się w nim trawy. Tę zjadały krowy pełniące rolę kosiarki.
W sadzie pasłem krowę, trawa więc zawsze była starannie przycięta. W całej wsi mieliśmy trawniki koszone przez krowę.
@ontario 2 maja 2021 9:35
Ależ z Ciebie – szelma. (czyt. ziółko, bo jeszcze dobra karta się obróci przeciw
i zażądasz bym publicznie sie okładała nunczako)
To miłe, nawet strasznie, napisać do Ciebie coś tak, by zostało tak przychylnie odwrócone w moją stronę…
Czytałam twój wpis leżąc w łóżku, z wrażenia aż usiadłam, zsuwając sie z niego
zamarudziłam, za długo przetrzymałam ciężar ciała na lewej ręce, która była w zglebieniu łączenia sofy, cos mi pykło w nadgarstku, nie rób mi więcej krzywdy!
Dałam Ci nutkę o poszukiwaniu swej drogi, z tego co pamiętam.
Dostaniesz drugą, muszę zachować pozory i poopierać się możliwościom twojej
słomki i nienagannej pracy płuc…
https://www.youtube.com/watch?v=ZD4HJmKbT2s
Ta jest do samochodu, jak zasłużysz i nazbierasz moją wyjątkową samochodową dychę, będziesz mógł pomyśleć ze jestem gdzieś obok, na pewno nie za plecami!
Fuu, fuu.
Z krową w sadzie jest ryzykownie. Wbrew pozorom krowie bezpieczniej dać do jedzenia buraka albo karpiel niż jabłko, gruszkę czy rzepę, bo burak jest tak duży, że trzeba go pogryźć, a jabłko krowa próbuje połknąć w całości i często kończy się to udławieniem, tzn. utknięciem w przełyku (ludzie zwykle nie próbują takich rzeczy i u nas udławienie oznacza zwykle utknięcie czegoś małego w krtani). U krów jest to podwójnie niebezpieczne, bo przełyk jest nie tylko drogą dostarczania pożywienia do żołądków, ale też uwalniania gazów fermentacyjnych, więc takie udławienie oznacza wzdęcie (wzdęcie prawdziwe, a nie eufemizm dla pierdzenia), a to jest zagrożenie śmiertelne.
Dlatego w czasie spadania jabłek jednak sad się kosi, a nie puszcza do niego krowy (chyba że to sad jedynie śliwkowy czy czereśniowy).
samba kukuleczka 2 MAJA 2021 13:47
Kóz u nas na wsi nie było, w mojej wsi nie było. Natomiast krowę nazywaliśmy krową-żywicielką. Bez niej był głód.
Mój wpis o krowie dlatego, że przypomniałem sobie, że chłopi mieli trawniki, bardzo zadbane. To nieprawda, że chłopi nie mieli trawników. W każdej wsi przy zagrodach były trawniki, ale w sadzie. Piękne trawniki, leżeliśmy na kocach, grając w karty. Mrówek, chrząszczy, pajączków bez liku.
Krowie placki były zbawienne, zmieszane ze słomą dawały obornik (jeszcze pamiętam bable na dłoniach od rozrzucania obornika), a obronik to lepsze plony.
Nawozy sztuczne zabiły naturalną gospodarkę. Nikt we wsi nie miał stad krów.
ppanek 2 MAJA 2021 13:35
Dobrze to pamiętam, o czym piszesz. Babcia zawsze przestrzegała, żeby pozbierać jabłka, nie karmić krowy jabłkami. Wzdęcia krowy – bano się tego!
Tych jabłoni nie było dużo, najwięcej czereśni/trześni i śliw. Czereśnie/trześnie dlatego tak liczne i ważne, gdyż na przednówku ratowały od głodu: kanka jagód, łyżka cukru, mąka i była potrawa dla całej rodziny. Przednówek był najgorszy.
Bohatyrowiczowa 2 MAJA 2021 13:21
Piosneczka pikna, wybacz, nie skorzystam. Słucham dzikości heavy metalowej, zwłaszcza heavy metal skandynawski, germański, rosyjski. Amon Amarh, Visigoth, Wolfhorde, Lonewolf, Satan’ s Host, Ithilien, Black Messiah i sto innych tego typu.
Ale piknie dziękuję.
@ontario
Spox!
Luknęłam:
https://www.youtube.com/watch?v=MKNMMRI57yU
Ja wezmę to na próbę…uprzywilejowanych pojazdów wypatrywać będę musieć przy tym z lusterkach…
Oby i mnie nikt na drodze nie zdrzaźnił bo chwilkę słucham i mam już niezłego wqurw, ale może takie mamy prawo ulicy…
Byt okresla świadomość”……
W pamiętniku- powieści- „Wojna i medycyna” jest znamienny fragment, mówiący o tym, jak w czasie II swiatowej, błyskawicznie zamieniono słynne angielskie trawniki otaczające rezydencje lordowskie, w grzadki warzywne.
Pragmatyzm…..
Moj pradziadek był bogaczem…..
Kuźnia, 11 ha ziemi.
I dwanaścioro dzieci…..
Czy stać było go na trawnik, rabatki kwiatowe?
Co najwyżej, Malwy przy płocie i pokrzywy za stodołą…
Ewentualnie, kwiaty w doniczkach na oknie.
@ontario
Mój 17 letni syn w samochodzie tego słucha:
https://www.youtube.com/watch?v=cx2q_gtc8T0
Tak mi się przypomniało!
Wiosną zaczynam rano od zielonego koktajlu w którym jest m,in. świeżo zerwana pokrzywa i jasnota purpurowa. Wieczorem zaparzamy sobie z nich herbatę. Już kwitnie mniszek lekarski zatem trzeba będzie zrobić z kwiatów majowy miodzik a liście na sałatkę. Za szczawiem nie przepadam ale mam znajomych, którzy go lubią. mirabelki – niestety ubiegłej wiosny wyciąłem. Ale jeszcze przyjdzie pora na chmiel, potem nagietki. Jak nabiję sobie sińca to pod ręką jest babka zwyczajna. Wyciąłem także leszczynę oraz wiąz turkiestanu , który w ciągu paru lat sięgnął do kalenicy domy sąsiada. Ale z pni leszczyny i wiązu już są ponad metrowej wysokości młode pędy. Musze jeszcze ligustry przyciąć , bo za bardzo poszły w górę. W tym roku dosadziłem kilka drzew i krzewów owocowych ( żona oczywiście także kwiatków ) .
W warzywniaku z zagonów przechodzimy na grządki podwyższone.
W końcu na emeryturze czymś trzeba się zająć.
Bohatyrowiczowa 2 MAJA 2021 14:48
To zespół Powerwolf, u mnie w trzecie setce ulubionych zespołów metalowych.
Ciekawe to to, że różnica wieku między twoim bobaskiem a mną to ponad 40 lat…
Bohatyrowiczowa 2 MAJA 2021 14:29
To jest to! Peraz pomnóż przez chyba z 10 000 tysięcy tego typu ulubionych piosenek. Łaaa!
@ontario
„Ciekawe to to, że różnica wieku między twoim bobaskiem a mną to ponad 40 lat…”
A dlaczego to takie ciekawe, mój „bobasek” ma już 190cm wzrostu, i nie, nie po mnie nie wiem po kim(?) pożera litrami płatki na mleku, o, i ma coś z bobo jednak…
Przy tej Twojej z Thorem i młotem w roli głównej, już przytupuje nóżką, na krótkie dystanse, tak z dwieście metrów do najbliższego sklepu, dam rade!
Wyciągnij już tą słomkę z ust, mógłbyś?!
Bohatyrowiczowa 2 MAJA 2021 15:41
Ale żeby nie było: kolejne ok. 10 000 ulubionych piosenek to od Black Sabbat, Uriah Heep po Santana i King Crimson.
Kolejne ok. 10 000 to od Tangerine Dream po Black Uhuru.
Kolejne o. 10 000 to od Blackmore’s Night po Ace of Base
Kolejne ok. 10 000 ludowe melodie całego świata, zwłaszcza ukraińskie, rosyjskie, Indian A. Południowej
Tu jednak różnica między twoim bobo a mną by się uwidoczniła. Słomka? Jaka? Nic nie wiem o żadnej slomce.
@ontario
„Tu jednak różnica między twoim bobo a mną by się uwidoczniła. Słomka? Jaka? Nic nie wiem o żadnej slomce.”
Tu jednak uwidoczniła…@ontario, skąd pomysł na rywalizację z moim synem?
Zjadłeś też na pewno więcej pieczywa od niego, wypiłeś wody, ba nawet zużyłeś papieru toaletowego, mydła, zdeptałeś butów itd. bo tak można bez końca!?
Zapytałam skąd mu sie wziął apetyt na Powerwolf, odpowiedział tak po prostu!
Ja jego matka, lat 40 kilka, pomarzyć można… raczej nie przesłuchałam i nie przesłucham takiej ilości piosenek jak ty, bo mogę nie mieć już tyle czasu…
Słomkę sama wyciągnęłam, łaski bez!
A jak teraz masz, najdzie Cię ochota by mnie zrugać, namawiać do samobiczowania, to no cóż, jak nie po twojej myśli to po pysku…!
Przyzwyczaiłam już sie do tego.
@ontario
Sam tego chciałeś – klęczeć na grochu, dłonie złożone jak do paciorka trzymać nad głowa i 100 razy, głośno 10 Przykazań Bożych alb 150 razy 7 Przykazań Kościelnych.
Jak nie znasz aktualnej wersji, to może być ta stara, której nas uczono. 🙂
Niech sie swieci 1 maja na trawniku
Taki stary a taki glupi. Musial byc glupi tez gdy byl mlody i wypisywal bzdury w komunistycznej Polityce. Juz zapomnialem jego nazwisko. Byl piewca stanu wojennego. Jego tlusty kolega dozywial sie w sklepach z firankami. Oplacani srebrnikami sowietyzwowali kraj i odbierali zwyklym ludziom godnosc. Nastepnie asystowali kosciolowi katolickiemu w rozgrabianiu majatku. Teraz juz nie swietuja z proletariuszami swiata 1 maja. Przepoczwazyli sie. Ludzie bez godnosci. Smutne kreatury. Odpoczywaja na trawniku przed redakcja Polityki.
Pokrzywa za stodołą to też oczywiście nie dowód na niegospodarność, tylko zasób. Sam nie pamiętam czasów robienia z pokrzywy zupy (choć pamiętam pamułę, czyli zupę ze śliwek), ale pamiętam jej wykorzystanie paszowe. Ściętą sierpem (wówczas już archaicznym i służącym właściwie tylko do tego) pokrzywę pociętą następnie w sieczkarni dodawało się do kucaniny, czyli tłuczonych ziemniaków przeznaczonych do karmienia świń i kur. Do tego dodawać można było też otrąb, plew z owsa czy w ogóle sieczki ze słomy. Nikt już tego nie jadł, ale się nie marnowało, bo trafiało do żłobów/koryt.
A dziś hipsterzy robią zupę z pokrzywy, a otręby do ludzkiego jedzenia dodają nie tylko oni.
A ja byłem kiedyś fanem zespołu Czerwone Mandoliny… żartowałem… chociaż jeden utwór wykonawcy z tego akurat ansambla czasami sobie puszczam.
I wyobrażam sobie taką oto sytuację. Może to będzie libretto jakiegoś baletowego widowiska:
„Nie, więcej tego pieprz… trawnika kosić już nie będę!”
I mówiąc te słowa, Ona wybiega z domu, przed bramą stoi samochód w którym za kierownicą siedzi On.
A ja wcześniej przygotowany, przez otwarte okno, z adaptera marki Bambino puszczam jej tę właśnie – moją ulubioną piosenkę:
https://www.youtube.com/watch?v=F7EgSUjIwPc
A ona słysząc to wykonanie piosenkarza z zespołu Czerwone Mandoliny, zwalnia kroku, zatrzymuje się…i kiedy piosenkarz przestaje śpiewać, mówi:
„No dobrze, ale to już naprawdę ostatni raz! Skoszę ten pierd… trawnik.
„Kiedy mnie już nie będzie”
Siądź z tamtym mężczyzną
Twarzą w twarz,
Kiedy mnie już nie będzie,
Spalcie w kominie
Moje buty i płaszcz,
Zróbcie sobie miejsce…
A mnie oszukuj mile
Uśmiechem, słowem, gestem,
Dopóki jestem… dopóki jestem…
Płyń z tamtym mężczyzną
W górę rzek,
Kiedy mnie już nie będzie,
Znajdźcie polanę,
Smukłą sosnę i brzeg –
Zróbcie sobie miejsce…
A mnie wspominaj czule,
Że mało tak się śniłem,
A przecież byłem… no przecież byłem…
Dziel z tamtym mężczyzną
Chleb na pół,
Kiedy mnie już nie będzie,
Kupcie firanki,
Jakąś lampę i stół,
Zróbcie sobie miejsce…
A mnie bezczelnie kochaj,
Choć smutne śpiewki przędę,
Bo przecież będę… no przecież będę…
Z jakiego powodu pominięto, podmieniono ostatni refren?
Nie wiem.
O tak, jest, jest!
Chociaż raz jeden czegoś nie wiesz!
kaesjot 2 MAJA 2021 16:45
Mogę klęczeć nie tylko na grochu, ale i na pokrzywach. Jednak jeśli chodzi o paciorek, to wymyśl coś innego: jestem sceptykiem. A sceptyk nie wierzy w nic, nawet swój sceptyzyzm podważa.
Bohatyrowiczowa 2 MAJA 2021 16:12
Przyzwyczaiłem się już do twojego rugania, jak nie po pysku to po d… Bij. Ps. Piosenek słucham, bo nic ponad muzykę, dziennie przy pracy przez kilka godzin, nocą zamiast spania przez kilka godzin…
Nie, nie mam zamiaru cię rugować, to ty znowu zaczęłaś, popatrz na pierwszy twój komentarz, nie ja, ty mnie non stop rugujesz. Posyłam ci tę przecudną piosenkę:
https://www.youtube.com/watch?v=NUvGafb5zNs
ontario 2 maja 2021 20:26
No to napiszesz 200 razy ( ręcznie, na kartce! ):
„Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”
albo 300 razy :
„Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”
😉
@ontario
„Hoy es adiós” i niech tak dziś będzie.
Trafia na pendrive i ta piosenka, potowarzyszy mi w drodze,
poprzeplatam jej więcej, bo naprawdę jest przepiękna.
Mówisz mój pierwszy wpis, jaki był bym popatrzyła,
był świadectwem że zauważyłam Twój brak tutaj…
A i jeszcze lubiłam twoje wpisy na innym blogu
zanim nastałeś tutaj u nas!
Policzkiem sie zasłoniłam asekuracyjnie, żebyś wiedział że mnie
już nie wzruszy bo zabolał dotkliwie za pierwszym razem!
Ten nikomu niepotrzebny trawnik przed mieszczańskim domem , to ten sam problem co z podróżami na Marsa , który jest człowiekowi nieprzyjazny. A jednak Musk wydaje miliardy na cele z góry skazane na straty bez żadnego okresu zwrotu nakładów.
„Spójrzcie na Marsa. Jego powierzchnia jest zimna, sucha i nieustannie bombardowana cząstkami kosmicznymi oraz zabójczymi dawkami promieniowania ultrafioletowego Słońca. Jeśli przetrwało tam życie, to jedynie w jakichś podziemnych niszach. A przecież dawno temu była to ciepła i wilgotna planeta otoczoną atmosferą. Gazowa otoczka znikła jednak, gdy żelazne jądro planety wystygło, wyłączając chroniące ją pole magnetyczne. Wiatr słoneczny wydmuchał Marsowi atmosferę i dziś nie pozostało z niej niemal nic.” – czytamy w Polityce
kaesjot 2 MAJA 2021 20:53
Napiszę 20000000000000 tysięcy razy albo 300000000000000000000 razy, jeśli ty jeden razy napiszesz, gdzie zawiniłem i w czym.
Bohatyrowiczowa 2 MAJA 2021 21:05
Bohatyrowiczowa
1 MAJA 2021
22:00
Słóweczko do @ontario:
A juz miałam nadzieje Cie tutaj nie oglądać!
Wkładam, teraz słomkę do ust i Cie spróbuję stąd przedmuchać!
(Fuuuuuuu)
To jest to powitanie? Przepraszam, że nie umiem czytać.
Ps. https://www.youtube.com/watch?v=O2RkuATpyh8
@ontario
Pasuję!
Jeszcze tylko tak jak z wnusią, dobranocnie, piąteczka, żółwik, łokieć, iiiiii:
https://www.youtube.com/watch?v=0yt123LvNTI
Rola fizyka na przykladzie trawnika
” It is well-established that the primary photosynthetic processes of energy and charge transfer exhibit essential quantum mechanical properties, such as delocalization, wavepackets, coherence and superradiance, and that classical models do not accurately describe the ensuing dynamics.”
Jednak przegrała.
Ale rywalka była po prostu lepsza.
Przegrała oczywiście swój mecz Iga Świątek.
A jakieś szczególne wrażenia po spotkaniu?
Pierwsze to oczywiście boskie wręcz „K… mać” które można było odczytać z ust Igi po jednym z niezbyt udanych zagrań.
A drugie to informacja, że Iga jest zodiakalnym Bliźniakiem i obchodzi urodziny 31 maja, czyli…
…czyli można powiedzieć, że gdyby nie pewien szczegół to bylibyśmy rówieśnikami z dokładnością co do dnia, bo piszący te słowa (upubliczniłem ten fakt przy jakiejś okazji) również…
Komentarz może dla niektórych nieco z boku, ale for me jak najbardziej merytoryczny. Bohaterem są jakby nie było Trawniki. Trochę historyczne, nieco współczesne, ale Trawniki. Kiedyś o nich wspominałem, przy okazji promocji wyrobów tamtejszej GS-owskiej piekarni.
Zakład się rozwija, asortyment wyrobów coraz bardziej urozmaicony. Przypiekarniany sklep od pewnego czasu – we wtorki i piątki – przeżywa oblężenie. Hitem są małe cebularze, czyli cebularzyki. Pychota. Wprowadzono nawet na nie zapisy. Ludzie nie dośpią, ale wstają rano, czapka na głowę i pod piekarnię. Biegną. Albo wręcz dojeżdżają.
Co ciekawego poza tym na trawnickich Trawnikach?
Kiedyś – teraz placówka zaprzestała działalności – osią kulturalnych potrzeb trawnickiej młodzieży był dom kultury…nie, może nie był to klasyczny dom kultury, ale mogli miejscowi się tam rozerwać. Szczególnie w soboty. A właściwie to tylko w soboty. Oferta była na tyle ciekawa, że HBO wysłało swoich ludzi i nakręcili film o czekających na sobotę.
https://www.youtube.com/watch?v=_rS0dnMI9dY
A co jeszcze?
W Trawnikach działają zakłady chemiczne. Francuski właściciel uznał, że nikt nie wykona tej roboty tak dobrze( produkcja gąbek do mycia naczyń) jak trawnickie kobiety i dziewczyny. Praca nie jest może rewelacyjna ( wykonuje się ją w perfekcyjnie szczelnych kombinezonach), ale zawsze oprócz wypłaty można do domu parę dodatkowych gąbek przemycić, które zdyskwalifikuje dosyć rygorystyczna, gąbkowa kontrola jakości.
Oczywiście po kilku latach takiej pracy dziewczyny i kobiety pieprzą te gąbki i tę całą robotę, bo po pierwsze szanują swoje zdrowie, a po drugie ileż można wysłuchiwać, kiedy wrócą do domu od swoich mężów, chłopaków, dzieci: „czy te gąbki rzeczywiście muszą tak śmierdzieć?”
A poza tym wątek historyczny dotyczący trawnickich trawników.
W czasie ostatniej wojny w Trawnikach mieścił się obóz szkoleniowy, gdzie szkolono członków kolaboracyjnej formacji SS-Wachmannschaften, która wzięła aktywny udział w operacji wymordowania Żydów w Generalnym Gubernatorstwie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ob%C3%B3z_szkoleniowy_SS_w_Trawnikach
I to chyba wszystko – na razie – o Trawnikach…gdzie nieopodal, kilka kilometrów na wschód: bociany i kukułki…ale o tym też już chyba kiedyś pisałem.
ontario – skąd wiedza o ogródkach kwiatowych u chłopów ? To raczej dość późny „wynalazek”- w dodatku też pragmatyczny- ja nieraz widziałam, jak wiejskie gospodynie kwiaty z takich właśnie przydomowych ogródków sprzedawały/sprzedają, zasilając domowe budżety … Kwiaty ścinano także do kościoła ewentualnie aby kogoś obdarować – kwiaciarnie bywały tylko w miastach.
Tak się zastanawiałam, czy buzię tutaj w ogóle otwierać… tutaj to w odniesieniu
do nie klasycznego domu kultury!?
Odliczyłam do dychy, kilka setek razy, i nie, to zostawię!
Zajmę się w tego miejsce tym czterominutowymsiedemnastosekundowym filmem z linku, @samby z wyżej…
„nie oszukała ona ani sama siebie ani nikogo”
„ja ją pytałam, chyba kilkanaście razy, ją i jej matkę”
„mąż może ją mocniej potłuc jeśli sie dowie”…skąd to usprawiedliwienie,?
stłukł a może zatłukł, ale ona ostrzegała!!?..cos qrwa w stylu a nie mówiłam.
bo jej dopska nie dotyczyło!
„umówić się na setki, rozmowy( w tle hehe, ale ja ich przecież nie oceniam)bo dla nich to(ta setka) to znaczy co innego”…
„usypiała nie kołysanką, tylko włączonym telefonem komórkowym”…-przegięcie,
bo rytualnie maluchy są przygotowywane do nocnego snu.
Naszej Mi, niespełna dwuletniej, czytamy książeczki, u ściany jej łóżeczka,
zostaje zapalone leniwe światełko, z czerwoną żarówką, siedzą w gotowości grający miś przytulacz, i pingwinek z muzyką relaksacyjną, bądź połączony
bluetooth z komórką jej mamy, i Alanem Jacksonem i jego Remember When.
Drzemka popołudniowa, to ona decyduje gdzie i kiedy zasypia, czeto składa klocki i na leżąco na dywanie tak zasypia…
Tancerka „erotyczna” niby przy nich i na już , pstryknięcie paluchami, ma nucić,
… bo przecież to nie ją oceniają!
Mnie przykro było wysłuchać tych zgorszonych dziennikarzopodobnych!
Gdyby zależało im na dobrze tych ludzi, nie byłoby tego dokumentu!
Jakby co to kosili dziś u nas trawy i ledwo widzę co namąciłam.
Tej treści informację znalazłem w sieci.
„W ciągu 12 miesięcy od marca ub. roku, holenderskie lotniska straciły 82 proc. pasażerów. Jednocześnie o połowę spadła emisja CO2. – podał w poniedziałek Holenderski Urząd Statystyczny (CBS) w komunikacie na swojej stronie internetowej.”
Przyznam, że trochę mnie ona zaniepokoiła. Żyłem do tej pory w przeświadczeniu, że emisja CO2 i wpływ tej emisji na zmiany klimatyczne to przede wszystkim sprawstwo kóz i innych parzystokopytnych, jak również bogactwa naturalnego wydobywanego w okolicach Jastrzębia, a tutaj piszą, że wpływ na kondycję mojego trawnika w dużej mierze może mieć natężenie ruchu lotniczego, bo jeżeli latają to trawnik jest w kłopotach, a jeżeli nie latają…
Zastanawiające.
https://www.wnp.pl/logistyka/holandia-ponad-80-procent-mniej-pasazerow-na-lotniskach,466562.html
„bogactwa naturalnego wydobywanego w okolicach Jastrzębia”
I tu też możesz mieć rację, skosili, kurz się uniósł, i wszelakie uszczelki,
w nosie popuszczały.
Wyglądam jak „To” nawet jeszcze gorzej.
Jeszcze informacja w sekwencji” „Kulturalna gmina i jej kulturalni mieszkańcy” dotycząca miejscowości Trawniki.
Otóż coroczną tradycją jest organizacja „Trawnickiej Zaciery”.
Są oczywiście dwie wersje tej imprezy: damska „Trawnicka Zaciera” i męska „Trawnicki Zacier”.
A spoczko, mogę pomóc zupę rozlewać?!
Pod malusim waruneczkiem…moja bielszczanka, wiesz może czy być tam by mogła?
Za Dominiką, Duśka wejdzie w ogień!
Bielszczanka:
https://www.youtube.com/watch?v=cGKHh9YX0kM
Koszenie trawnika w niedzielę?
Zgroza 🙄
Nie do wyobrażenia w cywilizowanych krajach, gdzie nie tylko prawo, ale i dobry obyczaj obliguje do poszanowania spokoju sąsiadów i wszelkich hałasów (kosiarki, wiertarki, młoty pneumatyczne, głośne instrumenty muzyczne etc.) zakazuje się w porach przeznaczonych do odpoczynku.
Chłopskie ogródki, które poznałem od pierwszych lat życia, to były poniemieckie ogrody z drzewami owocowymi, krzakami porzeczek, agrestu, malin, grządkami warzywnymi etc.
„Od ulicy” przy każdym domu krzaki bzu, jaśminu, róże, piwonie, nigdzie nie uświadczyłbyś cmentarnej tui, iglaków, wierzby japońskiej…
Trawniki przydomowe pojawiły się w miarę starzenia się właścicieli i ucieczki młodych do miast. Po prostu murawa, mlecze i stokrotki pokryły gołe (tratowane przez dzieci i wydziobywane przez drób) do tej pory podwórka, pozostawiając ścieżkę wydeptaną od furtki do drzwi wejściowych…
Wraz z zarośnięciem podwórka przyszła zamiany kozy na kosiarkę. Szczególnie w Wielkopolsce, gdzie dawniej widać było kozy „koszące” rowy przydrożne prawie przy każdej zagrodzie.
W moim ogrodzie mieszkają jaszczurki, padalce, zaskrońce, możliwe też, że mignęła mi raz żmija, trochę się obawiałem dokładniej sprawdzać 🙄
W nocy przychodzi jeleń buszujący po okolicy, widziano też kozice, ja znajduję głównie ślady ich kopytek, kupki bobków i obżarte rośliny. W zimie obgryzały gałązki jabłoni i moreli. Sięgały, bo śnieg zalegał długo i grubą warstwą.
Tendencje ogrodowe wyglądają tu tak: Umierają lub trafiają do domu starców bardzo starzy rodzice, spadkobiercy wycinają drzewa owocowe, robią parking i miejsce pod grill oraz meble ogrodowe, sadzą kilka krzaczków lawendy, a resztę zasypują wywrotką kamieni. Nie ma koszenia, plewienia, nawożenia, czysta sielanka. Jaszczurkom się podoba, a i deszczówka ma gdzie wsiąkać.
Taki trynd
Czysto i sterylnie ale gminy zaczynają zabraniać.
Może ten trend odwróci się sam z siebie, od kiedy coraz więcej „homeofficerów” zaczyna zwracać uwagę na to, gdzie spędzają ostatnio znacznie więcej czasu, na co patrzą i co jedzą…
Mowa trawa zamienila sie w siano. Nastapil cud regurgitacji i metanizacja.
A może by tak chemo-luminescent trawniczek albo drzewko? Sąsiedzi pozazdroszczą i tez będą chcieli.
https://www.nytimes.com/2013/05/08/business/energy-environment/a-dream-of-glowing-trees-is-assailed-for-gene-tinkering.html?pagewanted=all&_r=0
Linki do projektu w tekście.
Jak już pieprzyc naturę to na całego
Nasionka można kupić na ebay!
Szaleńcy z SanFrancisco nawet zaprojektują własna roślinkę co świeci.
Chyba tych szarlatanów jednak jakaś agencja rządowa jednak zablokowała.
Może koledzy wiedza cos więcej?
Keywords:
Emerald Fluorescent Flower Seeds Night Light Emitting Plants Garden Rare
Najbardziej wzruszajaca uwaga autorow projektu:
Note: Release of plants transformed with agrobacterium is strictly regulated. This is important given that agrobacteria is a plant pathogen (even if it is disabled). You are now a DIYBiologist and it is important we are all good stewards and adhere to safety regulations of the technology to make sure it is available to others.
Moja interpretacja w wolnym tlumaczeniu:
Uwaga: Uwalnianie roślin przekształconych agrobacterium jest ściśle regulowane. Jest to ważne, biorąc pod uwagę, że agrobacteria jest patogenem roślinnym (nawet jeśli nie ma odnosnych przepisow).
Jesteś teraz „Biologiem-Bogiem Zrob to SAM” i ważne jest, że WSZYSCY jesteśmy dobrymi stewardami (prawie wziete z Biblii) i przestrzegamy przepisów bezpieczeństwa technologii, aby upewnić się, że jest dostępna dla innych – oczywiscie tylko w szlachetnych celach.