Rola historyka na przykładzie trawnika

„Historycy studiują przeszłość nie po to, by ją powtarzać, ale po to, by się z niej wyzwolić” – pisze Izraelczyk Yuval Noah Harari w książce „Homo deus. Krótka historia jutra”, a dokładniej w podrozdziale, w którym stara się wytłumaczyć rolę historii.

Uczony zauważa, że od nauki oczekujemy zwykle przewidywania przyszłości: meteorolog ma prognozować pogodę, a lekarz wiedzieć, jakie metody okażą się skuteczne u danego pacjenta. Abstrahując od trafności czynionych przez tę dwójkę i wielu innych przewidywań, autor stwierdza, że roli takiej nie może odegrać historyk: znajomość historii nie przekłada się na możliwość przewidywania przyszłości (dziwnie to brzmi po kilkudziesięciu stronach, na których Harari stara się odgadnąć przyszłość, aczkolwiek możemy to uznać za godną pochwały samokrytykę). Dzisiejsza wojna hybrydowa mało ma wspólnego ze średniowiecznymi starciami rycerzy. Polityka różni się od konfliktów dawnych królów. Jakiej wiedzy mogą więc dostarczyć historycy?

Harari tłumaczy to na przykładzie modnego wśród posiadaczy własnych domów trawnika. Skąd dziś uwielbienie dla kawałka gleby porośniętego niepozorną rośliną jednoliścienną? Na pewno próżno go szukać wśród nienawykłych do uprawy roślin łowców-zbieraczy, jedynych ludzi istniejących przez większość czasu trwania gatunku. Nie zdobił też pałaców ani świątyń starożytnych ludów.

Pierwsze trawniki datuje się na późne średniowiecze, pojawiły się we francuskich i angielskich zamkach. Kawałek ziemi porosły niepotrzebną nikomu trawą wydawał się absurdem. Nie można jej zjeść, nie da się wypasać zwierząt pożerających i gniotących trawę. Krótko mówiąc – zbytek. I o to właśnie chodzi.

Najważniejsza teoria (to już mój komentarz, obawiam się, że tak daleko wiedza biologiczna Harariego nie sięga) tłumacząca powstanie pawiego ogona opisuje go właśnie jako zbytek, wielki, kosztowny, nieporęczny wytwór doboru płciowego, który powinien zmniejszać szanse na przeżycie. A więc jeśli dany samiec przeżył z takim ustrojstwem na ciele, to musi być szczególnie sprawny i zdrowy, przeto musi mieć wyjątkowej jakości geny. Ogon stanowi więc kosztowne, a przez to niepodrabialne świadectwo zdrowia i jakości genów.

W ten sam sposób działał trawnik. Żaden chłop obawiający się głodu nie marnowałby poletka ziemi, nie postąpiłby tak też ubogi rycerz. Tylko bogacz mógł marnować ziemię na takie ekstrawagancje. A więc trawnik świadczył o bogactwie i potędze władcy. Im większy i lepiej utrzymany – tym możniejszy i ważniejszy człowiek.

Z końcem średniowiecza trawnik upowszechnił się, stając się wręcz wizytówką arystokracji. Z czasem wpływ urodzenia na pozycję społeczną zmniejszył się, nie zmniejszyła się zaś rola trawnika. Świadczył on o wartości instytucji (jak uniwersytety), parlamentów, prezydentów, sądów. Zaczął się kojarzyć z władzą i majątkiem. Pojawiać przed domami bogaczy, od bankierów, prawników i właścicieli zakładów przemysłowych począwszy. I budził pożądanie aspirującego mieszczaństwa.

Wkroczył także w świat profesjonalnego sportu, zwłaszcza elitarnego. Opłacani grubymi pieniędzmi piłkarze mogli biegać po zadbanej murawie, gdy młodzież w biedniejszych krajach – do czasów orlików również w Polsce – grała zwykle w piachu czy błocie.

W XX w. trawnik przed domem stał się dostępny dla coraz bogatszej klasy średniej, stając się jednym z wyznaczników statusu i przynosząc miliardy dolarów dochodu firmom całego sektora biznesu. Przeniósł się również przed budynki innych niż zachodnia kultur.

Po cóż mędrzec Harari (a za nim ja) raczy czytelnika tą – wydawałoby się – nieistotną opowieścią? Tak jak wcześniej kluczowy był zbytek, tak i teraz o tę nieistotność chodzi. Spędzacie Państwo niedzielę z kosiarką, bo kilka wieków temu ten czy inny szlachcic chciał pokazać sąsiadowi, że może sobie pozwolić na marnowanie ziemi i zaganianie ludzi do bezsensownej pracy – taki jest przekaz autora. Nasze upodobania, sądy estetyczne (a także moralne) mają głębokie korzenie w splocie zupełnie dla nas nieistotnych zaszłości historycznych. Przypadek sprawił, że lubimy trawniki, a nie jakaś absolutna wartość zewnętrzna wiechlinowatych.

A skoro kierujemy się przypadkiem i mamy tę świadomość, to możemy jeszcze raz się zastanowić. Czy ten stan przyjąć, wielbiąc wysmukłą grację, szybki wzrost i zdolność odrastania niepozornej rośliny (zawdzięcza ją merystomom interkalarnym, stosuje też bardziej zaawansowany typ fotosyntezy C4, o których to doniosłych faktach z nieznanych mi względów historyk Harari nie wspomina)? Czy też odrzucić, wskazując na trwającą przynajmniej od oligocenu wszechobecność trawy, sadząc przed domem coś oryginalniejszego. Oczywiście problem wyboru aranżacji kawałka gleby przed drzwiami to drobnostka. W przeciwieństwie do faktu nieuświadomionego uwarunkowania naszych wyborów, także znacznie poważniejszych, zbiegami okoliczności z zamierzchłej przeszłości.

Marcin Nowak

Bibliografia:

  • Harari YN: Homo deus. Krótka historia jutra. Wydawnictwo Literackie 2018

Ilustracja: zdjęcie wykonane przez autora