Światełko w wodnym tunelu
Kilkanaście dni temu przyglądałem się obronie pracy doktorskiej Joanny Tałandy z Zakładu Hydrobiologii Uniwersytetu Warszawskiego, opartej na publikacjach naukowych, więc mającej angielski tytuł „The effect of artificial light at night on interactions between planktivorous fish and their cladoceran prey”.
Szczegóły są niszowe, więc nie będę ich dokładnie streszczał, dość powiedzieć, że kwestie zanieczyszczenia świetlnego środowiska wodnego dopiero od niedawna są szerzej badane. Przywoływałem czasem przykłady, gdy kwestie badane w ekologii wód od kilkudziesięciu lat zauważali ekolodzy lądowi (jak ekologia strachu). Tu jest odwrotnie.
Lepiej poznane jest zanieczyszczenie świetlne na lądzie. Są inicjatywy takie jak rezerwaty ciemnego nieba, ale i praktyczne drobiazgi, jak instalacja lamp ulicznych (parkowych) o świetle skierowanym tylko w dół, a nie we wszystkie strony, jak w klasycznych latarniach o kształcie kuli czy graniastosłupa. Bada się aspekty wpływu światła o różnych długościach fali na rytm dobowy, zaburzenia snu itd.
Słaba obecność takich badań w hydrobiologii zaskakuje, wszak bardzo wiele badań prowadzi się nad rolą naturalnego światła w ekosystemach wodnych. Dość wspomnieć o dobowych migracjach planktonu, sprawiających, że nocą i za dnia na tej samej głębokości toni można spotkać zupełnie inne zespoły organizmów.
Jeden z najwybitniejszych polskich hydrobiologów Maciej Gliwicz odkrył w jeziorach wielkich rowów afrykańskich efekt księżycowej pułapki. Otóż wodne bezkręgowce co noc podpływają ku powierzchni, żeby najeść się glonów, korzystając z ciemności. Nie znają jednak kalendarza i nie wiedzą, że przez kilka nocy w miesiącu światło księżyca jest tak intensywne, że wystarcza do udanych łowów. Z kolei inne bezkręgowce mórz południowych co miesiąc w czasie pełni wypuszczają w przestrzeń plemniki i komórki jajowe, a synchronizacja ta zwiększa szansę ich spotkania.
Światło w wodzie i jego rozpraszanie to nie tylko kwestia ważna dla wzrokowców takich jak ryby i ich ofiar. Żyjąc na powierzchni Ziemi, nawet nie myślimy o zabójczych właściwościach promieniowania ultrafioletowego. Po prostu mamy mechanizmy, które nas przed nim lepiej lub gorzej chronią. Gdybyśmy ich nie mieli, nie żylibyśmy za długo – jak dżdżownice uciekające z nasyconej wodą gleby. Tak samo nie pamiętamy o niszczącej sile tlenu. Tymczasem w wodzie można się przed promieniowaniem bronić albo odbijającymi go barwnikami, albo wybierać głębokości, gdzie już go praktycznie nie ma. Nie potrzeba przy tym nawet oczu – kilka lat temu pisałem, jak rośliny poznają, że pora na kwitnienie. Na różne głębokości dociera światło o różnej barwie, dlatego glony i rośliny wodne wychwytujące je mają różną barwę.
Różne barwy światła na różnych głębokościach to swoiste znaki orientacyjne. Wiele wodnych bezkręgowców reaguje różnie na światło o różnej barwie, czyli długości fali. Zjawisko to zauważyli w latach 50. ubiegłego wieku Frederick E. Smith i Edward R. Baylor. Włączając światło o różnej barwie, nakłonili rozwielitki do czegoś na kształt tańca. Skonstruowali też układ naczyń z doczepionymi lampkami odpowiedniej barwy – po włożeniu do zbiornika wodnego stawały się pułapką, do której rozwielitki wpływały same. Pułapka działa też na inne organizmy, więc zdarzało się, że zanim Smith i Baylor nałapali liczbę rozwielitek potrzebną do kolejnych badań, zostały zjedzone przez inne wodne stawonogi.
Przez kolejne pół wieku słabo eksplorowano ekologiczne znaczenie sztucznego światła dla zwierząt wodnych, najwyżej wykorzystując je do symulacji światła naturalnego o różnych cyklach. W istocie, o ile światło na lądzie towarzyszy ludziom wszędzie, także wzdłuż dróg, o tyle są wielkie przestrzenie wodne, gdzie zanieczyszczenia świetlnego praktycznie nie ma.
Są jednak miejsca, gdzie sztuczne światło jest. Z badaniami Tałandy spotkałem się, gdy w 2015 r. na jednym ze Zjazdów Hydrobiologów Polskich wygrała konkurs na plakat młodego hydrobiologa, przedstawiając sytuację z Jeziora Mikołajskiego, a więc miejsca, gdzie ludzki styl życia, łącznie ze zmianą rytmów dobowych, znacząco oddziałuje na ekosystem wodny. Dzień jest sztucznie przedłużony i ryby mogą dłużej żerować.
Kolejne badania Tałandy były już prowadzone w laboratorium. Skupiały się albo na rozwielitkach, albo na żerowaniu na nich przez ryby. W tych pierwszych drapieżnika udaje pipeta zasysająca wodę z rozwielitkami. Badane przez Tałandę rozwielitki w ciemności dawały się złapać dużo łatwiej niż przy sztucznym świetle. A więc jest łatwiej nie tylko rybom, ale i ich ofiarom.
Sztuczne światło działa jak naturalne. Trywialne? Niekoniecznie. Tak się może wydawać nam – z antropocentrycznego punktu widzenia. Żarówki czy jarzeniówki są tak projektowane, by dawać światło mniej więcej białe z perspektywy ludzkiego oka. Lampy halogenowe, HPS czy metalohalogenkowe mogą dawać światło żółtawe czy niebieskawe. Nieco bardziej komfortowe dla oczu albo nieco mniej, w zasadzie postrzegamy to jako kwestię estetyczną, a nie zasadniczą. Oko rozwielitki czy ryby może takie światło postrzegać inaczej.
I owszem, z kolejnego badania wynika, że w świetle lamp halogenowych i HPS wzdręgi łowią rozwielitki sprawniej niż w ciemności, a przy lampach metalohalogenkowych tak samo jak przy braku oświetlenia. Czyli decyzja o wyborze latarni oświetlającej promenadę, molo czy most, dla nas niuans estetyczny (OK, nie wiem, czy są jakieś badania wskazujące na jakieś różnice zdrowotne), dla rozwielitek może być czynnikiem determinującym szanse przeżycia.
Badania Tałandy uwzględnione w doktoracie dotyczyły też migracji rozwielitek na określone głębokości w reakcji na różne światło. Tu szczegóły nie są już tak jednoznaczne. Co ciekawe, rozwielitki z różnych klonów zachowują się inaczej. Klony, które na takim doświetlaniu wychodzą gorzej, znikną, ale zastąpią je inne i populacja jako taka może przetrwać tak naprawdę bez uszczerbku. Ot, mikroewolucja.
Dlatego wbrew pozorom Tałanda ostrożnie straszy skutkami zanieczyszczenia świetlnego wśród zooplanktonu. Nie neguje faktu, że skutki takie są i mogą być negatywne, ale jej badania nie pozwalają na daleko idące wnioski. Nie zauważyła takich zmian jak np. Manfrin i in. w publikacji o nadwodnych owadach spędzających etap larwalny w wodzie. W skali przez nią obserwowanej wydaje się, że skutki takie są odwracalne. To daje nadzieję, że w razie dostrzeżenia czegoś naprawdę niepokojącego można podjąć działania zaradcze, choćby wyłączając niepotrzebne światło.
Piotr Panek
fot. Piotr Panek, licencja CC BY-SA 4.0
Komentarze
Przypuszczam, że zanim dojdziemy do kompletnego opisu ekosystemu, jego interakcji, takich doktoratow musi powstać jeszcze kilkaset tysięcy.
„nawet najdłuższa podroż zaczyna się od pierwszego kroku”……
Dokładnie to samo, można powiedzieć o „ocipieniu klimatycznym”.
Nie wiemy o jego przyczynach prawie nic, a kierujemy biliony w działania ktore nic nie znaczą.
Poza napędzaniem kasy kilku macherom.
Jedyny zysk, to rozwoj badań podstawowych, te cegiełki wiedzy o klimacie, kiedys sie przydadzą.
> Nie wiemy o jego przyczynach prawie nic
Rozumiem, że jest więcej takich osób, bo nikt nie zna się na wszystkim, ale gdy się pisze o własnym stanie, lepiej nie używać liczby mnogiej, bo można wywołać wrażenie, że generalnie ludzie nie wiedzą, podczas gdy wielu jednak wie.
Czy ktoś może podać faktyczny koszt, carbon print, czas amortyzacji, maintenance, zrobienie betonowej bazy, położenie kabli, montaż z pływajacych dźwigów itd. duńskich turbin wiatrowych? Oraz kosztów utylizacji starych turbin, ramion z fiberglass.
Mam wrażenie że skórka nie warta jest wyprawki i jest to propagandowe oszustwo.
Podobnie jak spalanie ziarna lub drzewa w elektrowniach węglowych.
Blog Szalonych naukowców niezmiernie łagodnie odniósł się do powyższego komentarza Wieśka WD-59.
Komentator niech swoje brednie opowiada gdzie indziej, bo tu są ludzie poważni!
Odnośnie pytania i sceptycyzmu Observera,
Badania i projekty istnieją.
Przykladowo, oszacowany koszt systemu DESERTEC to 400 miliardow Euro.
Wielokrotnie wspominałem o tym projekcie.
Dla przypomnienia: (tłumaczenie automatyczne)
W roku 1986 niemiecki fizyk Gehrard Kies obliczył, że słońce wypromieniowuje na pustynie świata więcej energii w ciągu sześciu godzin, niż ludzie są w stanie skonsumować w ciągu roku. [1] Z jego obserwacji wynika, że nawet niewielki ułamek całkowitej energii mógłby zasilić całą Europę.
Desertec proponuje, aby sieć elektrowni CSP, farm wiatrowych i systemów fotowoltaicznych rozrzuconych po całej Afryce Północnej i na Saharze.
Sahara jest oświetlana przez około 3600 godzin rocznie, a największa ilość promieniowania słonecznego docierającego do planety znajduje się na Saharze, wzdłuż Zwrotnika Raka. [2] Ciągła i intensywna ilość światła słonecznego przyczynia się do braku całorocznego pokrycia chmurami, co jest idealne do eksploatacji elektrowni CSP przez długie okresy czasu.
Nie jestem pewien czy Polska partycypuje w projekcie?
Blog szalonych naukowców
25 kwietnia 2021
21:14
Dla mnie, kopalnia wiedzy są tłumaczenia roznych naukowych tekstow, zawarte na blogu exignoranta.
Opisujące setki czynnikow wpływających na ekosystem.
Ten wodny, to podobno 90% biomasy Ziemi, odpowiadającej miedzy innymi za 90% produkcji
O poziomie badań nad rożnymi aspektami biosfery, decyduja granty.
I moda….
A ta zależy od propagandy i interesow sponsorow.
Środowisko naukowe jest rownie pazerne, jak każde inne.
I będzie dostarczać wynikow zgodnych z oczekiwaniami.
Tym łatwiej, że poziom finansowania tematow modnych- takich jak na przykład CO2, wybosi na przykład 97% funduszy przeznaczonych na badania nad klimatem.
Zachowania stadne łatwo wymusić.
„A jednak się kręci” przez chyba 100 lat się nie przebiło do swiadomości……
Woda, powietrze, gleba, decydują o naszym przetrwaniu.
Tym biologicznym.
Wyniki badań mowia natomiast o postępującej degradacji.
W tej sprawie nie robi sie z rożnych względow nic.
Wiec nie przetrwamy.
Biosfera jest jak Titanic….
I muzyka- naukowcow- będzie grała do końca, kojąc uszy pasażerow I klasy.
R.S.
26 kwietnia 2021
15:22
Projekt technicznie wykonalny.
Ekonomicznie nieopłacalny.
Straty w przesyle i koszty konserwacji sa większe od potencjalnych zyskow.
Odrobine rentowność podniosłyby akumulatory sodowe.
Teoretyczna jak dotąd technologia.
Linia energetyczna dlugosci 3000 km?
Burze piaskowe?
Niestabilny politycznie region?
Brak kadry inżynieryjnej?
Wody?
Coż to jest wobec mżonek……
Na klimat działaja dwa czynniki niezależne od człowieka.
-precesja
-aktywność słoneczna.
Ewentualnie, wulkany i ich erupcje.
Reszta czynnikow jest do pominięcia.
Ale, resztę da się opodatkować.
Stworzono biznes wart kilkadziesiąt bilionow.
Więc wierni będą płacic kapłanom.
@wd-59
Na klimat działaja dwa czynniki niezależne od człowieka.
-precesja
-aktywność słoneczna.
Na śmiertelność ludzi wpływa mnóstwo czynników niezależnych od człowieka, co nie jest dowodem, że ludzie nie mogą zabijać innych ludzi.
Ewentualnie, wulkany i ich erupcje.
Proszę nie rozpowszechniać legend. Roczne emisje wulkaniczne (wraz z podmorskimi) CO2 to o dwa rzędy wielkości mniej niż emisje człowiecze.
Reszta czynnikow jest do pominięcia.
Wszystko jest do pominięcia, jeśli sobie tak postanowimy. Ale jaki konkretnie jest powód, żeby ignorować czynniki, wpływające na równowagę radiacyjną Ziemi?
Ja chciałem tutaj nieśmiało podziękować WD-59 za zdemaskowanie światowego spisku, jego wkład edukacyjny poparty niezbitymi dowodami i otworzenie oczu na skalę światowej korupcję.
Mnie już nie musi przekonywać co do swojej błyskotliwości i dedukcyjnych zdolności oraz twardej logiki.
Papuga mojej siostry tez przyłącza się do gratulacji i zmieniła repertuarrr z tej okazji
z gadania Korrrona , Korrrona na Zdrrrrada, Zdrrrada.
Wiesiowi życzę dalszych sukcesów w innych blogach i myślę, ze po tym uzna ze jego misja zakończyła się pełnym sukcesem i zostawi ten blog w spokoju.
Pozostałych bywalców proszę o przyłączenie się do moich gratulacji.
Good job Wiesiu!
Ludzkość zdecydowanie musi zrezygnować ze spalania węgla, ropy, gazu itp. aby zachować swoja niszę życia.
Dla Planety Ziemi pozbycie się ludzi to drobny epizod, raczej korzystny.
Problemem jest – uważam – lobbowanie za tym lub innym projektem, bez obliczenia realnych kosztów.
Niektóre projekty sa tak wypasione że nigdy się nie zwróca koszty. Poza tym całkowity carbon footprint produkcji, instalacji, obsługi oraz utylizacji wielokrotnie przekracza zysk z zaprzestania spalania węgla.
Trzeba odpolitycznić dekarbonizację planety, czyli przestać wykonywać pozorne ruchy aby tylko zadowolić infantylnych greenies i do-goodies.
Pozyskanie np. metali rzadkich – do produkcji baterii do samochodów elektrycznych – wymaga przetworzenia kolosalnych ilości surowca i powinno być brane pod uwagę w jego “zieloności”.
Inna sprawa to transport produktów z drugiego końca świata np. ogórków z Hiszpanii lub węgla z za Uralu. Nikt nie wlicza carbon footprint transportu do rachunku.
Nie tak nowe haslo
„Aby uratowac planete nalezy niektorych poswiecic”
Ludzie na Zachodzie zglupieli. Zielona ideologia wygrala z ekonomia. Stala sie religia. Czekam kiedy kaplani zielonych wyklna mnie za to ze jem mieso.
https://exignorant.wordpress.com/2014/05/12/brudne-sekrety-czystej-energii/
Zespół pod kierownictwem Moniki Dittrich przedstawił pierwsze ustalenia już w 2012 r. Opracowany przez uczonych, wyrafinowany model komputerowy pokazał, co się stanie z wykorzystaniem zasobów, gdy wzrost gospodarczy zachowa obecną trajektorię i będzie przyspieszał w tempie około 2-3% rocznie. Stwierdzono, iż konsumpcja m.in. ryb, zwierząt gospodarskich, lasów, metali, minerałów i paliw kopalnych wzrosłaby z 70 miliardów ton rocznie w 2012 r. do 180 miliardów ton w 2050 r. Wartość zrównoważona to mniej więcej 50 miliardów ton (granicę tę cywilizacja przemysłowa przekroczyła w 2000 r.). Model posłużył do sprawdzienia kolejnego hipotetycznego scenariusza, zgodnie z którym każde państwo natychmiast wprowadza najlepsze praktyki efektywnego gospodarowania surowcami naturalnymi. Wynik uległ poprawie: ich zużycie wyniosłoby 93 miliardy ton w 2015 r. Wciąż byłaby to ilość znacznie przekraczająca aktualny apetyt cywilizacji.
https://exignorant.wordpress.com/2018/09/28/onz-zielony-wzrost-jest-nieosiagalny/
Jakiś czas temu – chyba na tym blogu – wspominałem tytuł książki autorstwa Jonathana Franzena
„Koniec końca świata”.
Skoro wspomniałem tytuł, to wypadałoby zasygnalizować, że oprócz tytułu „coś tam” jeszcze…
I w momencie kiedy dyskusja wkroczyła w te rejony które wkroczyła, przypomniałem sobie ciekawy fragment „mojego” Franzena, bo na ten aspekt aktualnych poczynań „uzdawiaczopolepszaczy” również warto zwrócić uwagę.
Mógłbym to zawrzeć w autorskim przekazie, ale zacytuje dosłownie, bo idea zawarta w tym tekście jest dosyć oryginalna i nie chciałbym przypisywać sobie tej idei merytorycznego sprawstwa.
„Ziemia jaką teraz znamy przypomina pacjenta chorego na nieuleczalny nowotwór. Możemy zdecydować się na oszpecającą agresywną terapię, stawiając tamy na wszystkich rzekach i niszcząc wszystkie krajobrazy uprawami pod biopaliwa, elektrowniami słonecznymi i turbinami wiatrowymi, chcąc zyskać na czasie, zyskać dodatkowe lata umiarkowanego ocieplenia. Możemy też podjąć kurację, która pozwoli na na wyższą jakość życia, kurację również zwalczająca chorobę, ale jednocześnie, kosztem nieznacznego przyśpieszenia ludzkiej katastrofy, chroniącą obszary, na których rosną dzikie zwierzęta i rośliny. To drugie podejście ma tę zaletę, że gdyby pojawiło się się cudowne lekarstwo takie jak energia termojądrowa, lub gdyby globalne wskaźniki konsumpcji i liczba ludności spadły, nada istnieć będą nienaruszone ekosystemy które da się uratować.”
I w kontekście powyższej treści:
https://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C395374%2Celektrownie-wiatrowe-zabijaja-ptaki.html
Jako samba kukułeczka, link oczywiście we wymieniu – nie tylko kobiet kochających świat fruwającej fauny- publikuję.
W imieniu nas wszystkich. Po prostu.
Drodzy Białkowcy
Tradycyjnie zasugeruję, żebyście zajrzeli do książki sprzed 40+ lat „Filozofia czasu próby”. Napisał to filozof deklarujący się jako katolicki, ale niemający nic wspólnego z tym, co się pod tym szyldem zwykle ukrywa. Nazywał się Andrzej Grzegorczyk, a książka (w tym pierwsze, paryskie wydanie) jest bezproblemowo dostępna na rynku wtórnym.
A ja z kolei składam nieporadnie słówko do słowa, i z tego następnie…itd., itd. książki autorstwa Thoamasa Nagela o której powinienem właściwie wspomnieć przy okazji „wirusa z nietoperza”, bo jest Nagel filozofem najczęściej kojarzonym z nietoperzem właśnie ( artykuł „Jak to jest być nietoperzem”).
A książka nosi tytuł „Umysł i kosmos” któremu w podtytule towarzyszy pytanie: „Dlaczego noedarwinowski materializm jest niemal na pewno fałszywy”…
…gdzie jako neodarwinizm (piszę, aby sobie ten termin utrwalić) określa się głównie unowocześnioną wersję darwinizmu, wzbogaconą o wyniki badań z różnych nauk biologicznych oraz genetyki populacyjnej.
Jestem na stronie 56 i jest nieźle. Łapię wszystko w lot, albo w locie… jakby latał nietoperz… ale na razie jeszcze nie śmigał.
R.S.
Ale ja nic takiego nie pisałem.
Przeczytaj uważnie jeszcze raz moje komentarze.
I co najważniejsze.
Twoje wnioski mają się nijak do intencji przyświecających ich autorowi podczas powstawania.
A prezydent Trump i wiatraki?
Przy takiej okazji zawsze podkreślam z zazdrością:
„Nie każdy może być Sancho Pansą.”
I nie bierz tak bardzo tego do siebie.
@Kukula
To zrob na litość Lemina coś pożytecznego!
Temat wodnego tunelu i swiatelka padl.
Pozostala nieznosna swiadomosc bytu. Poznanie mechanizmu swiadomosci prowadzi przez poznanie mechanizmu dzialania gazu anestetycznego. Wie to Roger Penrose. Zieloni nie maja czasu na takie bzdury. Musza ratowac planete.
Qualia targaja swiadomoscia R.S. Pozytecznym jest przetrwanie do dnia nastepnego.
Ukojenie przynosi posprzatany garaz.
P.S.
Mozg trzeba dotleniac z umiarem. Przy 3-5 atmosferach tlenu zanika swiadomosc.
@Slawomirski
To ja poprosze o 6 atmosfer,
moze przetrwam do nastepnego dnia.
Dobranoc
test
Niepożądany odczyn poszczepienny: szlag trafił mojego iMaca 🙁
Działał bez zarzutu przez 10 lat. aż nagle i bez ostrzeżenia wziął i zgasł. Po ponownym włączeniu dostał pionowych paseczków i… zgasł.
Karta graficzna?
Trzeba do doktora, który mówi, że za diagnozę należy się (w przeliczeniu) ca 1000 zł. Ponadto nie wiadomo, czy są jeszcze jakieś pasujące części.
Pisanie na iPhonie to katorga. Poza tym powyrzucało mnie z różnych loginów…
Eh, z tymi szczepieniami 🙄
Zawsze wiedziałem, ze Apple produkuje przereklamowany złom, który nie wytrzymuje próby czasu.
Just kidding
Z kartami graficznymi obecnie jest problem, zostały wykupione przez crypto-waluciarzy, albo ćpunów gier komputerowych. Niemniej życzę komputerowi szybkiego powrotu do zdrowia.
Fakt, ze miało być o świetle a kilka blogów wcześniej Kukuła szukał Boga w rozwiązaniach globalnych suponując ograniczenie rozwiązań lokalnych równań kwantowych a Markotowi wysiadła karta graficzna, to przypomniało mi się o symulacji paczek fotonowych.
Tu jednak przydałoby się wsadzić trochę jpg-ow a nawet animacje, ale nie mam jak.
Zatem ciąg dalszy o CUDOWnym świetle, czyli obliczeń superpozycji paczek fotonowych przy pomocy CUDA(*), trzeba poczekać, chyba ze Szaleni Naukowcy wykombinują jak wspomóc blog grafiką animacyjną.
(*) CUDA https://en.wikipedia.org/wiki/CUDA
Działanie sprzętu obliczone jest na jakieś 4-5 lat.
10 letni Mac to o pieć generacji przestarzały złom.
Dziwne, że wytrzymał tyle czasu…..
Ps.
Najcześciej, padają kondensatory, i tu można probować reanimacji.
Ale, czy warto?
Używany komputer z prockiem 3000+ można kupić za 200- 300 zł.
Pochodzi ze trzy lata.
Ten „przestarzały złom” służył mi do wszystkiego, co mi było potrzebne. Nie wiem, co oferuje nowy poza szybszą pracą procesora?
Przez 10 lat nigdy się nie zawiesił, nie został zhakowany, nie zagnieździł się w nim żaden wirus, nie kupowałem do niego żadnych programów ochronnych, nigdy nie potrzebował pomocy.
Z tego, co widzę u znajomych, to mają na chodzie jeszcze starsze modele (obok nowych), bo niektóre dawniejsze, bardzo poręczne aplikacje nie są już kompatybilne z nowymi OS.
R.S.
Proszę o precyzję przy powoływaniu się na treść moich komentarzy.
Obiektem moich poszukiwań nie był Bóg, ale Trójca Święta.
markot
28 kwietnia 2021
18:10
Moj obecny złom- od kilkunastu lat zaopatruję się w ‚second hand” ma pamięć
4 giga, kartę 2 G, dysk 1 Tetrabajt, dwurdzeniowy procesor 3000+.
Srednio co trzy lata, pada kolejny komputer z tego źrodła, więc wymieniam na nowszy model.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by wyjąc ze starego twardy dysk i zamontować w innym egzemplarzu.
W ten sposob, nie traci się starych danych i aplikacji.
A do upgrade dostosowującego do nowego systemu, można odpalić program.
Na przykład Driver pack- 17
To jest właśnie program EKOLOGII.
Sprzęt MUSI być wymieniany, by ludzie mieli pracę, firmy zyski.
Co zrobić ze złomem, nie wie nikt….
Pogoń za nowością, parametrami, przyspiesza postęp techniczny.
Kiedys wprowadzono termin- „smierć moralna” na okreslenie wypierania starego technicznie sprawnego sprzętu, przez wykreowany przez media nowy.
MODA, czy konieczność?
Sztuczne ograniczanie żywotności, to podobny problem.
MODA, czy konieczność?
Użytkowanie sprzętu- samochody, AGH, przez 25- 50 lat, nie wchodzi w rachubę.
Nowy model ma wyprzeć stary, nawet kosztem środowiska.
Smieci się wyeksportuje do krajow biednych….
W tym, Polski.
Dobry Kukuło, bywa ze wynajdujesz ciekawe rzeczy, ale bywa ze nagrzeszysz filozoficznie i zbierasz wtedy kredyt, aby Tobie trochę podokuczać. Potraktuj moje dokuczanie przyjaźnie.
@Markot,
-> bo niektóre dawniejsze, bardzo poręczne aplikacje nie są już kompatybilne z nowymi OS.
Amen – nic więcej dodawać nie trzeba
Mam z tego powodu komputery nawet z Win98, wciąż działaja i im dobrze.
Cena software wielokrotnie przewyższa cenę hardware i czasem ten software się przydaje.
Ostatnio polubiłem Linux.
Oczywiście nie jeden do jednego, ale ciekawe spostrzeżenie sprzed lat kilkudziesięciu. To w kontekście perypetii @markota
Owa myśl autorstwa niejakiego Karla Jaspersa, a poczyniona w ciekawej (chociaż czytałem ciekawsze) pracy zatytułowanej „O źródle i sensie historii” i jak sam tytuł wskazuje stanowiącej autorski opis procesów dziejowych na jednej z planet Układu Słonecznego.
Kluczowe pojęcie Jaspersa to czas osiowy. W tej epoce (800 -200 pne.) umiejscowił niemiecki filozof oś historii powszechnej dla całej, globalnej. ludzkości.
Ten czas to epoka Buddy, Sokratesa, Konfucjusza, Lao-tsy, bo po nich to już ewidentnie marność nad marnościami. I tylko marność.
Nawet czasy mu współczesne nie mają dobrej prasy, chociaż wówczas wykluwała się w zasadzie epoka której dzisiaj spożywamy owoce, spijamy śmietanę itd, .
I nie wiem, czy to intuicja, czy inne moce sprawcze, ale chyba sensownie opisał problemy @markota. Przynajmniej ja takie wrażenie odnoszę.
Oto sympatyczny cytat. Pojęcia adekwatne do czasów w których żył Jaspers:
„Technika uzależnia wszystkich w ich witalnej egzystencji od funkcjonowania skonstruowanego aparatu. w razie zepsucia tego aparatu komfortowe życie zamienia się nagle w skrajną, nieznaną wcześniej mordęgę. Człowiek jest wtedy bardziej zdany na łaskę okoliczności niż wieśniak w swym naturalnym istnieniu”.
I skoro przywołałem Jaspersa i jego pracę. Książka która powstała kilkadziesiąt lat temu jest w zasadzie ( a może szczególnie) aktualna również dzisiaj.
Wiele Jaspersa spostrzeżeń, pytań, tez, czy wątpliwości stanowi fantastyczne gotowce do polemik w epoce postępu i nowoczesności i sytuuje ich autora po tej stronie cywilizacyjnej barykady nad którą kukułki z upodobaniem przelatują i jej przedstawicielom – z należną fruwającym estymą – kibicują.
Przywołałem fragment już wcześniej, ale to jedno zdanie w zasadzie mówi wszystko o stanowisku autora:
„Potędze techniki towarzyszy coraz wyraźniej ubóstwo ducha”.
I wiem, że powinienem poprzeć owo zdanie dowodami i zeznaniami wiarygodnych świadków, ale liczę na inteligencję czytających.
A skoro wiem, że czytają moje komentarze osoby błyskotliwe, to kilka cytatów które w zasadzie uogólniają owych osób spostrzeżenia.
Na przykład ten:
„Dzisiaj wydaje się znamienne, że na świecie prawie już zanikł prometejski entuzjazm wobec techniki, co jednak nie owocuje paraliżem ducha wynalazczości. Niebezpieczna dziecinna radość z techniki przeminęła lub udzieliła się bardziej prymitywnym ludom, które dopiero przywłaszczają sobie zdobycze techniki”
I mój ulubiony fragment. Krótkie wyjaśnienie. Jaspers twierdzi, że przed nami ( trudno ją precyzyjnie budzikiem określić) nowy czas osiowy.
Na świecie ponownie pojawi się jakiś Budda, Sokrates, Konfucjusz, ale na razie cały czas ludzkość czeka. I oto jak opisuje ten okres oczekiwania Jaspers:
„Na razie mamy jeszcze epokę realnych technicznych i politycznych przeobrażeń, nie zaś epokę wiecznych tworów duchowych. Możemy – przy naszych wspaniałych odkryciach naukowych i technicznych wynalazkach – porównać się raczej z okresem wynalezienia narzędzi i broni, pierwszego użytkowania zwierząt domowych i koni, niż z epoką Konfucjusza, Lao-tsego, Sokratesa, Buddy”…
…bo ich nowe wcielenia dopiero nadejdą. I wtedy nastąpi nowy czas osiowy.
@wd-59
Kiedys wprowadzono termin- „smierć moralna” na okreslenie wypierania starego technicznie sprawnego sprzętu, przez wykreowany przez media nowy.
Ten termin (raczej w brzmieniu „zużycie moralne”) wprowadzono znacznie wcześniej, niż media zaczęły wpierać ludziom potrzeby, z których 95% nie mieli. Na przykłąd w tzw. realnym socjalizmie (ale wcześniej często też) funkcjonowała w Polsce zasada „u nas środki produkcji mogą rozlecieć się fizycznie, ale nie podlegają zużyciu moralnemu”. Podobno taką zasadę sformułował oficjalnie Stalin. Nie wiem, nie chce mi się sprawdzać.
Nie jestem pewien, czy ta zasada jest dobra, czy zła. Na pewno odpowiada to mentalności folwarcznej. Kiedy właściciel folwarku potrzebował do czegoś gwoździ, najpierw sprawdzał, czy nie ma w majątku jakiejś starej szopy, z której da się stare, zardzewiałe gwoździe powyciągać, wyklepać na kamieniu i użyć ponownie (w ramach pańszczyzny). Dzięki temu miał – jak to wtedy widziano – GWOŹDZIE ZA DARMO (bo pańszczyzna nic nie kosztuje – jeśli przez „kosztuje” rozumieć wynagrodzenie za pracę). Dopiero jeśli nie było z czego wyciągać gwoździ, szukał w okolicy handlarza „żelazem”.
Historycznie takie podejście miało swoje zalety, na przykład Wajda mógł nakręcić „Ziemię obiecaną” bez inscenizowania wnętrz. Wystarczyło wejść do zakładów włókienniczych w Łodzi (za sanacji też nikt ich nie modernizował), rozstawić reflektory i kamery et voilà – kręcimy, panowie. A w Żyrardowie (chyba tam) jeszcze około 1990 roku stały w państwowej fabryczce prawdziwe warsztaty żakardowskie , czyli automatyczne warsztaty tkackie, na których można było produkować tkaniny wzorzyste, – wzory były zaprogramowane na kartach perforowanych. Dzięki wysiłkom nieocenionego Leszka Balcerowicza wszystko to miało trafić na śmietnik, ale jakiś prywaciarz popukał się w czoło, kupił po cenie złomu, na połowie maszyn uruchomił produkcję, a drugą zostawił do „kanibalizacji” na części zamienne, bo w razi awarii ciężko byłoby znaleźć zamienniki. A tkaniny żakardowskie są bardzo piękne.
Jednak nie jestem pewien, czy kategoria „moralnego zużycia” jest całkiem pozbawiona sensu. Osobiście, jako bardzo stara maszyna kuchenna, czuję się już nie tylko sfatygowany technicznie, ale i moralnie zużyty.
Nie wiem czy to podpucha, z ta prometejskością?
Od kiedy Prometeusz zaczął bawić się gliną i zapałkami nic tylko problemy i nieszczęścia.
W roku 2015 zmontowałem jednominutowy video clip do wykładu.
How prophetic!?
https://www.linkedin.com/feed/update/urn%3Ali%3Aactivity%3A6772690026292760576?lipi=urn%3Ali%3Apage%3Ad_flagship3_profile_view_base%3Bw3pZ4minTFmCu0N18TgBGg%3D%3D
P.S. W niektórych przeglądarkach dźwięk może być wyciszony to trzeba kliknąć na głośnik – unmute.
Ciekawe czy link dziala
@administrator & blog szalonych naukowcow
jesli video clip „The Promethean Curse”, ciagnie za soba reszte strony to go lepiej nie wsadzajcie.
Wydawalo mi sie, ze go odseparowalem.
Lepiej clip wsadzic w jakis server.
Dzieki
R.S.
To co sie stalo w Wuhan przypomina zabawe dzieci z zapalkami. Prometeusz dal dzieciom ogien. A one sfajczyly mu chalupe.
Kilka kadrów z rafy koralowej pochodzą z wyprawy na Wielka Rafę Koralowa w roku 1994.
Ta rafa została zniszczona w dużej mierze dzięki Australijczykom eksportującym węgiel oraz nas wszystkich, którzy jesteśmy konsumentami energii.
Chińczycy w tym wypadku są łańcuchem pośrednim.
…
Jeśli chodzi o kolory to rafa jest najpiękniejsza do głębokości 10-15metrow. Dobre profesjonalne zdjęcia w magazynach albo programach wymagały stosowania silnych reflektorów albo fleszy. Inaczej zdjęcia były by zbyt niebieskie.