Jak zniszczyć naukę?
Są burze, które wstrząsają prawie wszystkim, i takie, które wstrząsają tylko niektórych. Te drugie mogą mieć niestety dalekosiężne skutki. Weźmy nową listę punktów przyznawanych czasopismom naukowym. Ze środowiska lecą gromy, ale w zasadzie nikt z zewnątrz sprawy nie zauważa i się nią nie przejmuje. Jest się czym martwić?
Przede wszystkim: po co komu ta lista? Służy ocenie naukowców. Jak? Żeby to wytłumaczyć, zastanówmy się najpierw, na czym właściwie polega ta praca.
Niby proste: naukowiec tworzy naukę. Idem per idem. Czyli co robi? Mówiąc górnolotnie, powiększa dostępną sumę wiedzy. Trzeba dodać uwagę bardziej techniczną, lecz kluczową: stosując przy tym metodę naukową (czyli w sposób opisany w tekście o szczepionce na covid-19). Przeprowadza badanie, otrzymuje wyniki. A potem je ogłasza.
Wbrew powszechnej opinii robi to nie w telewizji czy innym medium i niekoniecznie na konferencji (to raczej dodatek do nauki). Pisze pracę (poza humanistyką dość krótką, długie miesiące wysiłków zamyka zwykle na kilku-kilkunastu stronach), którą wysyła do czasopisma. Redaktor tegoż albo odsyła pracę od razu, bo nie spełnia wymagań lub nie pasuje do tematyki pisma, albo wysyła ją do recenzji – zwykle do jednego-trzech specjalistów w danej dziedzinie. Ci piszą anonimowo (i zwykle za darmo) recenzję pracy, której autor zazwyczaj też nie jest im znany. Mogą rekomendować przyjęcie jej bez zastrzeżeń (w teorii), z niewielkimi zastrzeżeniami (do czegoś trzeba się przyczepić, żeby było widać, że się artykuł czytało), zalecić gruntowne zmiany i kolejną recenzję (niestety będzie trzeba jeszcze raz to czytać i pisać opinię za darmo) lub zmieszać tekst z błotem, więc w efekcie się nie ukaże.
Zatem to publikacje (nie enigmatyczne odkrycia, nie wystąpienia na konferencjach i w mediach) są efektem pracy naukowca i przesądzają o jej jakości. Tylko że publikacja publikacji nierówna. Wspomniany tekst o szczepionce w „Lancecie” to jednak inna klasa niż (oby się Piotr Panek za to na mnie nie obraził) we „Fragmenta Floristica et Geobotanica”. Jak je porównać?
W taki sam sposób, który kiedyś przyniósł dwóm młodym ludziom miliardowe dochody. Sukces Google polegał początkowo na tym, że wydobywał najlepsze treści w internecie. Najlepsze według kogo? Internautów. Panowie doznali olśnienia: do dobrych treści ludzie linkują częściej niż do słabych. To liczba linkowań stanowi miarę jakości. Nie do końca dobrą, ale najlepszą, jaka istnieje.
W nauce jest podobnie. Każda praca dodaje cegiełkę do budowli wznoszonej przez poprzednie pokolenia badaczy, obficie korzystających ze swoich dokonań. Osiągnięcia poprzedników, na których autor opiera własne wywody, wskazuje się w cytowaniach. Idea jest taka: lepsze prace są cytowane częściej niż gorsze.
A więc miarą jakości pojedynczej pracy będzie liczba cytowań. Przykładowo: praca o szczepionce ze stycznia 2021 r. do tej pory zebrała 55 cytowań. Moja praca sprzed kilku lat – 0. Cóż zrobić. Chyba istotnie nie była najlepsza.
Moglibyśmy zliczyć wszystkie cytowania danego badacza. Załóżmy, że pan X wymyśla ulepszenie metody sekwencjonowania DNA, procedury wykonywanej rutynowo w tysiącach badań. Każda praca zawiera opis działań. Zamiast jednak przez dwie strony powtarzać szczegóły powszechnie znanej procedury, można napisać, że zastosowano metodę X. I zacytować. Nikt nie ma czasu czytać długich tekstów (poza humanistyką). Cytowania pracy pana X pójdą więc w tysiące. Czy to oznacza, że jest lepszym naukowcem od kardiologa, który dzięki swojej metodzie (i pięćdziesięciu innym pracom) wykryje nowy gen odpowiedzialny za arytmię? I zaproponuje nowatorską terapię? Albo paleontologa, który znajdzie i opisze szkielet nowego rodzaju dinozaura?
Trudno ocenić, czy lepszy jest naukowiec, który ma pięć prac po dziesięć cytowań, czy taki, który ma dziesięć prac po pięć cytowań. Z pewnością jednak ten, który ma dziesięć prac po dziesięć cytowań, jest lepszy od tego, który ma pięć prac po pięć cytowań. Na tym polega indeks Hirscha (h). Świetnie nadaje się do porównań w ramach tej samej dziedziny (przy czym musimy jeszcze ustalić bazę danych, w której szukamy cytowań). W przypadku różnych dziedzin to się nie uda. Przykładowo: jeden z najwybitniejszych polskich socjologów, zapraszany do mediów średnio raz na tydzień prof. Dariusz Jemielniak, ma h = 10. A weźmy jednego z najlepszych polskich psychogeriatrów (dziedzina, wydawałoby się, znacznie bardziej niszowa): prof. Tomasz Sobów, poza środowiskiem niezbyt znany i niezapraszany do mediów (nad czym z uwagi na jego wielką wiedzę ubolewam), ma h = 27.
Podobnie z czasopismami. Bierzemy wszystkie artykuły w danym piśmie, liczymy wszystkie ich cytowania w ciągu dwóch lat (uprośćmy to sobie) – i otrzymujemy średnią liczbę cytowań. Znowu musimy ustalić bazę danych (wybiera się bazę bardziej restrykcyjną niż w Hirschu, ale to tylko kwestia techniczna). Powstaje Impact Factor. Znowu świetnie porównuje czasopisma w obrębie dziedziny. Dla „Journal of Affective Disorders” wynosi on 3,9, „Psychiatria Polska” ma 1,19. Najlepsze czasopisma medyczne mają IF bardzo wysokie, np. „Lancet” 60,4. Natomiast najlepsze czasopisma paleontologiczne mają IF znacznie niższe, np. „Cretaceous Research” dorównuje wynikiem… „Psychiatrii Polskiej”. Prócz tego mamy całą masę czasopism w ogóle nieuwzględnionych w tej klasyfikacji (nieimpaktowanych). Mają znaczenie w krajowej czy regionalnej nauce, natomiast w świecie kompletnie się nie liczą.
Jak to się przekłada na działania ministerstwa? Poprzednie, aktualizowane co jakiś czas listy przypisywały czasopismom punkty mniej więcej zgodnie z tym, jak IF danego tytułu ma się do największych IF w danej dziedzinie. Jeśli „Lancet” ma więcej punktów niż „Journal of Affective Disorders”, ta zaś więcej niż „Psychiatria Polska”, ta z kolei jeszcze więcej niż nieimpaktowana „Psychiatria i Psychologia Kliniczna”, to można sumować punkty za publikacje i w ten sposób oceniać naukowców. „Cretaceous Research” powinno dostać o wiele więcej punktów niż „Psychiatria Polska”. Obecna lista dużo punktów przypisuje jednak pismom nieimpaktowanym, na obrzeżach nauki, za to blisko związanych z alma mater ministra.
Polska nauka nie cieszy się uznaniem w świecie. W oficjalnych statystykach sytuuje się nisko. Wprowadzanie i nagradzanie pieniędzmi osiągnięć w alternatywnych, opierających się na innych kryteriach, jeszcze sprawę pogorszy. Możemy stwierdzić, że w sporcie od dziś liczy się głównie football, sumo czy krykiet, możemy przeznaczyć na nie pieniądze. Ale świat i polscy niezależni od władzy komentatorzy w dalszym ciągu będą oceniać wyniki w olimpiadach czy mistrzostwach. Świat oceni polską naukę według IF, h, liczby cytowań. Nikogo nasza lista nie obchodzi. Prócz polskich naukowców, którzy będą oceniani przez środowisko za publikacje w obiektywnie dobrych pismach, a opłacani za prace w obiektywnie słabych, ale lubianych przez ministerstwo. Doba ma 24 godziny. Stawianie ich przed wyborem: albo pracujecie porządnie, albo dostajecie pieniądze, źle się skończy.
Marcin Nowak
Ilustracja: Ślimak nagi. Nie dość, że powolny, to jeszcze nie ma się gdzie schować. Zdjęcie wykonane przez autora.
Komentarze
Chyba nie do końca tak…..
W największym stopniu, liczy się jezyk publikacji i renoma pisma, budowana przez dziesięciolecia- co najmniej.
Przy dominacji angielskiego, niewiele publikacji w innych językach ma szansę przebić się do jakiegoś wiekszego grona naukowcow.
Tresci nawt przełomowe, jeżeli sa w innym języku, nie istnieją.
Jezyki nauki, techniki, sztuki, zmieniały sie w naszym kregu kulturowym przez
2 000 lat. Zmieniały sie wiodące osrodki naukowe, przodujące uniwersytety.
Tak więc, panta rhei…..
Po łacinie, niemieckim, francuskim, angielskim, może przyjść czas na inne języki i prestiż publikacji innych wydawcow.
Mandaryński, czy Kantoński- na przykład?
Ps.
Nikt by nie cytował, czy filmował dzieł Sienkiewicza, gdyby nie pisał po NIEMIECKU…
A tak, dostał Nobla, ekranizowano go we Włoszech i USA.
Co do języka, angielski liczy się głównie dlatego, że daje największe szanse na cytowania. Przeglądając metodologię prac, można bardzo często znaleźć ograniczenie do prac napisanych po angielsku. Świetne argentyńskie pismo paleontologiczne Ameghiniana wydaje w języku miejscowym, ale co lepsze pracę są tłumaczone na angielski. Co zaś do renomy pisma – można się nie pozachwycac, ale nie można jej wyrazić liczbowe. W formalnych ocenach liczy się IF, nie renoma.
Świetne argentyńskie pismo paleontologiczne Ameghiniana wydaje w języku miejscowym
Znaczy po argentyńsku? 🙂
A jakiego języka używa się w Argentynie?
Na pewno miejscowego.
W USA też wydają pisma w języku miejscowym.
A w Szwajcarii w trzech miejscowych i po angielsku 😉
Na szczęście ten miejscowy język Argentyńczyków jest rozumiany przez 500 milionów ludzi.
… na całym świecie.
Ślimak nagi… W ogródkach żre wszystko, dlatego ludzie niszczą go jakimiś chemikaliami (?), które sprawiają, że ciało tego ślimaka rozpuszcza się w pianie, ślimak w tym czasie jeszcze żyje…
Ślimaki majace skorupki żyją sobie w ogródkach, nie niszczą wszytkiego. Ps. Nie mam ogródka.
Biedny ślimak!
Wśród nauk przyrodniczych, jeśli praca ma potencjalną wartość ekonomiczna, poprzedza ją zgłoszenie patentowe. I w tym miejscu następuje wyraźny rozdział miedzy uprawianiem nauki instytucjonalnej w ramach uczelni, instytucji naukowych i korporacji.
Z punktu widzenia korporacyjnego, publikowanie czegokolwiek co nie dało się opatentować albo przynajmniej wszcząć wstępny proces patentowy jest wręcz wzbronione.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie oddawał danych za darmochę do sfery publicznej.
Z tego co widzę na przykład w rankingu Research Gate, patenty się jednak nie liczą.
Mam mgliste przeczucie, ze nowa lista rankingowa made in Poland, ma służyć ‘lepszej dystrybucji grantów’, czyli wspieraniu poprawnych naukowców od mniej poprawnych.
M Nowak 20 MARCA 2021 17:57
Od kilku lat to plaga, zwalcza się je wszelkim sposobami, w Internecie mnóstwo porad tępienia tego ślimaka bez skorupki. W mgnieniu ok. 30 000 wyników. A chemicznie to. np. tak: „Użyj granulatu zawierającego siarczan żelaza (III), który uważa się za stosunkowo nieszkodliwy dla kręgowców, lub granulat z metaldehydem (może być trujący dla zwierząt, dlatego stosuj go z rozsądkiem)”.
R.S. 20 MARCA 2021 18:28
Mam niemgliste przeczucie, że zasady oceny/punktowannia zmienia każda władza i że czyni to chyba co roku.
Nawet zdarza się, że władza nie ogłasza listy (np. w 2011 za władzy PO) i wtedy decyduje co? Widzimisię? Kogo?
R.S. 20 MARCA 2021 18:28
Nie ma znaczenia, kto rządzi – PO, PiS – postępują stale tak samo, jak im się akurat podoba, czyli wspieraniu poprawnych naukowców od mniej poprawnych. Tak było, jest i bydiet! Wsiegda.
„Innymi słowy: nijak to się ma do zapisu z projektu rozporządzenia, mówiącego o rozliczaniu na podstawie wykazu obowiązującego na koniec roku. Ale nie dało się tego obejść w inny sposób, skoro w 2011 roku nie ma żadnego wykazu. Byleby tylko wyszło to nam wszystkim na dobre. Jestem ciekaw, czy po ukazaniu się nowego wykazu liczba moich punktów za rok 2011 będzie większa niż zakładałem, czy może mniejsza? Może się okazać, że publikowaliśmy w czasopiśmie „bez punktów”, a teraz będą one nam jednak przyznane – taka sytuacja może mieć miejsce, gdy czasopismo właśnie teraz przekroczyło dwa lata funkcjonowania i po złożeniu ankiety zostanie pozytywnie ocenione (czyt. zostaną przyznane punkty za publikacje w tymże).
Wszystko oczywiście zależy od nowych zasad, które – w tym przypadku – zmieniono (znów!) w trakcie gry.”
Cytuję za https://ekulczycki.pl/warsztat_badacza/jak-liczyc-punkty-za-publikacje-z-2011-roku-skoro-nie-ma-aktualnego-wykazu/
@R.S.
20 MARCA 2021
Nie powiedziałbym. Oczywiście każdy chciałby mieć patent (nawiasem mówiąc, w połowie należący do uczelni). Jednak niewiele prac mogłoby do tego doprowadzić. Jest wiele prac dotyczących nauk podstawowych, które dopiero staną się bazą, na której inni będą mogli wymyślić coś patentowalnego. Wiele tematyk się po prostu nie nadaje. Prace opisujące nowe gatunki organizmów – organizmów się nie patentuje. Opisy przypadków, przeglądy systematyczne, metaanalizy medyczne – też niekoniecznie. A badania leków celem wprowadzenia na rynek to wielki koszty, ograniczające zainteresowanych do wielkich firm.
2ontario
20 MARCA 2021
I wtedy poprzednia lista obowiązuje. Zmiany były zawsze i odzwierciedlały lepiej lub gorzej obiektywną wartość czasopism ustaloną metodami naukometrycznymi.
Jakiś miliard ludzi mowi w rożnych odmianach angielskiego.
500 milionow, hiszpańskiego
Portugalski to 250 milionow
Francuski, około 200
Trzy głowne dialekty chińskie, to z 1,5 miliarda.
Rosyjski, to ze 180 milionow.
Reszta się nie liczy jako język nauki.
Może poza niemieckim, ktory miał swoj okres świetnosci w XIX wieku.
Był stosowany zarowno w Japonii, Rosji, i Chinach, jako język techniczny, wojskowy.
Z supremacji języka można odnosić rozliczne korzyści.
Kosztuje to rocznie setki milionow twardej waluty.
Poczawszy od publikacji naukowych, skończywszy na bankach, giełdzie, liniach lotniczych i morskich, ubezpieczeniach, języku kontraktow i prawa.
Skończywszy na języku oprogramowania…..
Zaiste, bycie IMPERIUM przez 150 lat, daje spore korzyści.
Ps.
Co do językow.
Z 10 lat temu, na sinologii w Polsce było 20!!! miejsc.
Obecnie jest 40….
Wyraźny postęp…..
A przecież w Chinach też prowadzone są badania naukowe na wysokim poziomie.
Jak wyglądaja ich periodyki, ktoś wie?
R.S. 20 marca 2021 18:28
Tak POWINNO być ale czy tak JEST ?
Czy wyniki prac naukowych powinny zaspakajać ambicje naukowca czy służyć społeczeństwu, które je finansuje. Nawet jeśli pochodzą ze środków korporacji to i tak źródłem ich są przychody ze sprzedaży jej produktów za które płaci konsument czyli my wszyscy.
Marcin Nowak 20 MARCA 2021 19:03
Skoro tak, skoro lepiej lub gorzej, to nauke niszczą wszyscy: od PO po PiS, od SLD po PSL. Każdy, kto ma władzę niszczy. „Nauka polska nie cieszy się uznaniem w świecie”.
@Marcin Nowak
Ależ oczywiście, nowego gatunku dinozaura opatentować się nie da, ale jakąś metodę analityczna mającą znamiona wynalazku, która pozwala zobaczyć czy w skale są kości już tak.
A propos za kości można dostać sporo pieniędzy . -> The price tag for a triceratops’s skull is $170,000 to $400,000, and a diplodocus is $570,000 to $1.1m.
Odkrytych praw przyrody lub formuł matematycznych nie można opatentować, ale urządzenie, które je wykorzystuje już tak.
Klasycznym przykładem może być tomograf rentgenowski. Transformaty rekonstruujące obraz z prześwietlanych warstw były znane w literaturze naukowej i bez nich wynalazcom pomysł tomografu by w głowie nie zaświtał. Ale gdy wprowadzili oni algorytm do obróbki sygnału, urządzenie bez problemu uzyskało patent.
Z tego co słyszałem od kolegów, to np. ranking międzynarodowy Uniwersytetu/Politechniki Wrocławskiej ( Lwowskiej ), jest wyższy niż Uniwersytetu Warszawskiego, mimo ze ten ostatni jest w stolicy jest wyższy, bowiem tam władze uczelni biorą pod uwagę patenty pracowników.
Korporacje są zobowiązane do tego, ze maja przynosić profit i płacić podatki. W ten sposób społeczeństwo jest beneficjatem postępu naukowego. Z tym, ze świat się zmienił i korporacji robiących research prawie, już nie ma!
Wyjątkiem jest biotech.
@All
…Z publikacjami a głownie stowarzyszonymi patentami w biotech, jest sporo kontrowersji.
Otóż nie można opatentować czegoś co występuje w naturze. Ale szczepionka mRNA w naturze nie występuje, z pewnością dostanie patent.
Z roślinami a raczej nasionami firmy Monsanto, to czysty rozbój, ale innego rodzaju.
Rośliny powstające i wydaniu owoców są albo bezpestkowe albo nasiona z tych owoców w następnej generacji owoców już nie wydadzą.
Może koledzy biolodzy napiszą cos więcej, ja się na tym nie znam. Niemniej pierwotne nasiona mające takie właściwości plus cos np. co sprawia, ze roślina jest niesmaczne dla robaka są wielu przypadkach opatentowane.
Jak łatwo sobie wyobrazić, publikacje naukowe mające potencjał ich wdrożenia, powinny być patentowane. Ale koszt patentu w USA to około $10-12tys.
Przy aplikacjach międzynarodowych koszt znacznie rośnie do kilkudziesięciu tysięcy.
Wniosek z tego, ze nie wszystkich na to stać i z grantu badawczego trudno to pokryć.
Zresztą kosztami patentu, nie można obciążyć projektu, bo jest to niedozwolone.
@Marcin Nowak 20 MARCA 2021 15:40
„A jakiego języka używa się w Argentynie?”
LUNFARDO
Co do chińskiego, jest to 1 z języków, w których widzę opisy nowych rodzajów dinozaurów. Chińska paleontologia jest 2 na świecie, po amerykańskiej
A jakieś przykłady podobnego picia nauki sprzed obecnej listy? Bo pooskarzac jest łatwo.
Na marginesie, dla Kaczyńskiego i pisuarów ludzie po studiach to po prostu wykształciuchy. Olewam punkty za publikacje (i pochodzenie) pana ministra.
Wykształciuch,
WAZ
Większość grantow na badania naukowe, jest przydzielana z klucza militarnego.
Im większy budżet wojskowy, tym wiecej grosza na rożne projekty, często dość ekscentryczne.
Jawność wynikow takich badań, jest z reguły znikoma.
Czyli, dzięki zbrojeniom uzyskujemy znaczące przełożenie sie wynikow, na rynek cywilny.
Kraje generujące z powietrza gigantyczne kwoty na takie badania, posługujace sie drenażem mozgow, są w sytuacji uprzywilejowanej.
To swoiste piractwo miedzynarodowe.
Przypuszczam, że najważniejsze wyniki takich badań, nigdy nie trafią do oficjalnej publikacji.
Tak więc rating wielu naukowcow ze względu na niemozność podzielenia się wiedzą, może być znacznie zaniżony.
Brak cytowań ze względu na TAJNOŚĆ wynikow….
@ R.S.
20 MARCA 2021 19:46
„Z tym, ze świat się zmienił i korporacji robiących research prawie, już nie ma!“
Nie ma korporacji, które prowadzą R&D? Oczywiście, że są. Pomijamy korpokracje banksterów i spekulantów Wall Street, którzy główne obracają forsą.
Oto jak wygląda struktura twórców nauki w USA, parę przykładów:
1. The American Chemical Society 155 000 członków.
2. Materials Research Society 14 000 członków.
3. The American Physical Society 50 000 członków
4. The American Ceramic Society 11 000 członków.
5. The Electrochemical Society 8000 członków.
Oprócz uniwersytetów i przemysłu jest szereg National Labs, gdzie średnio pracuje 5 tysięcy zatrudnionych, w tym 2000 PhD. Roczny budżet pomiędzy 1 a 2 miliardy dolarów – moje dane z przed 20 laty.
A propos czasopism i języków, to np. Acta Metallurgica et Materiallia drukuje głównie po angielsku, ale na żądanie opublikują po niemiecku lub francusku. Abstrakty są w 3 językach.
Niezależnie od tego całe tomy rosyjskich publikacji technicznych są tłumaczone na angielski i równolegle publikowane w USA.
Wieslaw A Zdaniewski 20 MARCA 2021 21:02
Wykształciuchy…, branie w kamasze… Tak, Ludwik Dorn, to jego słowa. Tenże Ludwik Dorn, który z list PO startował w wyborach do Sejmu… Z list PO, z list PO, z list PO (2015). Z list PO…
Nastąpi teraz dynamiczny rozwój teologii, czekam z wypiekami na twarzy na nowe odkrycia!
Maciej2 20 MARCA 2021 22:37
Oglądam ostatnimi czasy bardzo dużo programów historycznych, jest kilka stacji. Wysyp fascynujących audycji o Jerozolimie, starożytnym Izraelu i Biblii, naukowcy z całego świata tym się zajmują… Czekam z wypiekami na twarzy na nowe odkrycia, będą, bo nie szczędzą forsy. Ogromnej forsy. Anglicy, Amerykanie… Nie szczędzą.
Maciej2 20 MARCA 2021 22:37
Ale nie tylko, bo całymi godzinami pokazują np. audycje o… starożtnych kosmitach. Bzdura, ale jak fascynująco ukazana, z jakim rozmachem, za jak dużą forsę! Otóż, tam, na Zachodzie mają pasję badawczą, odkrywczą, poszukowawaczą i umieją znakomicie ją pokazać. A u nas co? Tylko chichy, kpiny, kopanie po kostkach. I to gdzie? Na forach „Polityki”!.
Otóż, naukowcy mają prawo wszystko badać, od kosmitów poprzez każdą rzecz, każdą roślinę, każde zjawisko do teologii. Wolno im, bo nauka jest od tego, by badać. Pytać i szukać. Inspirować. Ale nie u nas, u nas chich i kopniak.
@ ontario 20 MARCA 2021 22:36
„ Ludwik Dorn, to jego słowa – wykształciuchy“
To Pierwszy Polak-Pisuar nie poprawił narodowo-patriotycznej polszczyzny?
Ale Dorn przecież był u Pisuarów zanim dał stamtąd dyla.
@W.A. Zdaniewski
Podpieranie sie liczba członków organizacji, jako dowod o dobrej kondycji nauki ,szczególnie sprzed dwudziestu lat, to trochę marna argumentacja.
Ilu wsrod nich to emeryci, studenci, bezrobotni?
KIlka przykladow
1. Fizyka bezrobocie 7.7% , underemployment czyli zatrudnienie w zawodach zastępczych np. smażenie hamburgerow to 34%
2. Rozne technologie techniczne bezrobocie 6.6% , underemployment 55%
3. Antropologia 6.0% , 54% zatrudnienie w zawodach np. jak kosci antroploga i antropolozki układają się jedne na drugich 54%
Itd.
O zatrudnieniu inżynierów w różnych dziedzinach powyżej pięćdziesiątego roku zycia, usiasc i płakać.
W 2009 wg IEEE bezrobocie inzynierow osiagnelo 10%. Stystyka mocna zanizona bowiem, ludzie którzy wyczerpali limit ubezpieczenia przeciw bezrobociu do statystyk już nie wchodzili.
U Obamy wcale sie nie poprawilo, a Uu Trupa, lepiej nie mowic, po co komu nauka!
Zartobliwie z sarkazmen,
Dla pocieszenie czytylnikow w Polsce, nad swoim biadolicie a cudzego nie znacie.
Ogolnie, jednak to wstyd dla cywilizacji zachodu.
Drepce i drepce tak w miejscu czekając, az już można będzie, wtrącić słów kilka.
Dość w klimacie wpisu, choć trochę okrężnie…
Cytuję, cytuje, cytują…
Zapożyczone z innego blogu, ale kogoś od nas, mam ochotę to karcę!
„Mimo, że przeczytałem sporo mądrych i opasłych książek na temat okrucieństw komunizmu, Stalina, gułagów to największe wrażenie zrobiło tych kilka zdań z książki białoruskiej noblistki Swietłany Aleksijewicz „Czasy secondhandu.”
Rzecz dzieje się w jakimś syberyjskim gułagu:
„Rzucili o do kryminalistów. Takiego chłopaczka…co tam przeżył, nikt już nigdy się nie dowie…
Piękno Północy – wprost nie do opisania! Niemy śnieg i światło bijące od niego nawet w nocy…A człowiek jest bydlęciem roboczym. Wdeptują go w naturę, cofają gdzieś. „Torturowanie pięknem” tak to nazywał. Jego ulubione powiedzonko: „ kwiaty i drzewa lepiej Mu się udały niż ludzie”.
Miłość…jak wyglądał jego pierwszy raz?
Pracowali w lesie. Obok nich eskortowano do pracy kolumnę kobiet. Kobiety zobaczyły mężczyzn, zatrzymały się – nie ruszają z miejsca. Dowódca eskorty:
– Naprzód marsz!
Kobiety stoją
– Dalej, mać wasza!
– Obywatelu naczelniku, puśćcie nas do chłopców, bo już nie możemy. Będziemy wyły!
– Coście wy? Diabeł was opętał!
A one stoją…
– Nigdzie nie pójdziemy.
Komenda: „Macie pół godziny. Rozejść się!”Kolumna w jednej chwili się rozsypała. Wszystkie wróciły na czas. O oznaczonej porze. Wróciły szczęśliwe…Gdzie mieszka to szczęście?””
Historia pewnej miłości – Olga Karimowa, muzyk lat 49.
Gdzie mieszka te szczęście o to pyta siebie w myślach Gleb,
jego życie do tamtej chwili, od lat 16 do 30, Gułag.
Uważa ze wszystko przed nim to scena, przedstawienie teatralne,
przed nim, to przed oczyma, on sam jest tylko brudnym zabałaganionym
zapleczem, rzeczami zagubionymi , niepotrzebnymi.
Więźniarkom tak niewiele trzeba było, albo bardzo wiele, odrobinę, czegoś, jakiegoś kontaktu, okruchu „miłości”, w ciągu pól godziny ile razy można westchnąć z rozkoszą, na ile później sposobów opowiadać te chwile?
Gleb, nic z tych chwil nie wyniósł, bo nie mógł, może i pomyślał o co tyle zachodu, wielkie mi coś…. do Olgi, na nią czekał, wiecznie ile trzeba było itd!
Cytujmy prawdziwie a nie jak nam wygodnie!
Oczy wciąż przecieram ze zdumienia, jak tak można!?
Czego po takiej interpretacji sie spodziewać, więźniarek siedzących w baliach
ze wrzątkiem, w balerinach na stopach?!
Nim dotarłam do łazienki to mnie olśniło!
„Gdzie mieszka to szczęście?”sa wypowiedziane w głos przez Olgę do Swietłany.
To sobie piwa nawarzyłam, sama.
Szczęście (happiness) nigdzie nie mieszka. Ani dosłownie, ani nawet metaforycznie. Po prostu nie ma czegoś takiego. Są najwyżej jakieś neurotransmitery.
Chyba że chodzi o szczęście = good luck. Ale to też nigdzie nie mieszka. Po prostu warunki początkowe i brzegowe tak się niekiedy ułożą, że białkowiec powie „ale miałem szczęście: cudem uniknąłem wpadnięcia pod tramwaj!” Ale to żaden cud. W odpowiednio dużym zbiorze sytuacji jest taki podzbiór, gdzie nieszczęśliwe zdarzenie jest „o włos”, a on się potem rozpada na kolejne podzbiory – sytuacje gdy nieszczęście się zdarzyło / nie zdarzyło.
@Gammom No.
Dzięki. Nie ma to jak trzeźwy ( ale bez przesady) osąd świata nauki i…
… problemy Bohatyrowiczowej z wywodoprzywoływaniami komentarza jakiegoś Wawrzyńca B.i jego interpretacją mam z głowy.
Bo wypadałoby się do tego odnieść. przynajmniej ze względu na wirtualną – na ten moment – znajomość , ale z drugiej strony dlaczego tekst jakiegoś faceta zamotanego w baletowe piruety i inne tego typu konteksty na innym blogu ma stanowić dla mnie wyzwanie.
I to tym bardziej, że dzisiaj niedziela.
„Szczęście (happiness) nigdzie nie mieszka”
Dziękuję za oparcie za ramie w biedzie…na Ciebie liczyć zawsze można!
Szczęście, z refleksji Olgi, jak już sie połapałam kto komu i czego zazdrości!?
Ulotne chwile gdzieś w lesie, z kimś, którąś o której urodzie nie ma ani słowa…
Olga czuje, ze tamta mogła dać Glebowi więcej od niej, choć im czasu dopisywało
więcej.
Złościła mnie już wcześniej, teraz wqrza, bo dla niej podróż pociągiem,
być może z miejscówką, to przyzwolenie do pociągu kolanka bądź stopy, wzroku, do pierwszego miejsca zajętego przedstawicielem, płci przeciwnej.
Odtrącała za dobre serce, miłość do swego dziecka…biłabym, i patrzyła czy równo puchnie…
Wyobrażałam sobie czytając Gleba, jego czuprynę w kolorze włosów
Saszy Pankratowa z „Dzieci Arbatu” o uśmiechu Siergieja Kotowa ze „Spalonych słońcem”.
Widziałam, być może i siebie leżąca na jaśku opartym o jedno z jego ud, a on nam czytał, wspólnie omawialiśmy każdą przeczytaną stronę…
A zamiast tego, mam koszmary, śnią mi sie gotujące sie niemowlęta!
Moim szczęściem jest niby jak u nich kilka metrów podłogi w kuchni, łóżko polowe, wzrok nawyciagany do granic możliwości, każdą stroną, jeszcze tylko jednym rozdziałem.
Kolejne dziecko w odosobnieniu…
życzmy sobie juz tylko tego:
https://www.youtube.com/watch?v=jKIEUdAMtrQ
Przestrzeni!
Wieslaw A Zdaniewski 20 MARCA 2021 23:42
To Pierwszy Po Prezesie Polak-katolik Tusk nie poprawił polszczyzny Dorna i wstawił go na listę PO, przyjął to, co pisuar odrzucił jako odpadek, ogryzek? Przyjął, wylizał ten ogryzek i wstawił go na listę, aby ciebiue i mnie reprezentował w Sejmie jako owoc pierwszej klasy??? No, no, no…
„wywodoprzywoływaniami ”
Wywodo co?!
No przykro mi, chciałam zapytać wprost, o co Ci chodziło!?
Nie uszły mojej uwadze komplementa do właścicielki tamtego bloga…
Okupywałam bramę, by cię przechwycić, i nie zamącić twego serca zachwytu.
Bo jeszcze blogerka gotowa przejrzeć na oczy jakichś to Waćpan masz internetowych znajomych i obejdziesz się smakiem!
Miałam i pytać o Jasia Krone z „Pokoleń”, Kazka Spokornego z „Piątki z ulicy Barskiej”…Podchorąży Jacek „Korab”z „Kanału” przemilczany?!
Ja mam ulicę Wilczą, w Warszawie na grafiku miejsc koniecznie do zobaczenia…
Obecnie już wszystko pójdzie na moje konto i z piersią wypiętą niekoniecznie do orderów, biorę na klatę wszystko z czym będzie związany mój obecny komentarz.
Bo może ten tekst wywołać kontrowersję wśród obrońców wizerunku świata nauki jak i samego naukowego paradygmatu, ale nie wykluczona jest okoliczność, że na barykady wkroczą defensorzy i defensorki czci i godności niewieściej. Tym bardziej, że rzecz dotyczy…tak, tak, dotyczy miłości
Ale może też nastąpi wcale radosne zaskoczenie, wręcz niespodzianka i piszący te słowa zostanie ogłoszony czymś tak, albo kimś tam. A zresztą.
Historia jest autentyczna, działa się co prawda w sąsiednim powiecie, ale ten fakt tym bardziej wyklucza potencjalne wodolejstwo.
Oto to dające wiele do myślenia zdarzenie:
Do chatki zamieszkanej przez staruszkę i jej kota przychodzi druga staruszka i prosi o nocleg.
I jak to w tym powiecie bywa staruszka zamiast ją przepędzić daje jej ciepłego mleka i proponuje żeby się przespała.
Wtedy ta druga staruszka mówi:
– Widzisz, jaka jesteś dobra i jak dobrze trafiłaś. Ja jestem wróżką i zrobię
wszystko o co mnie poprosisz.
No i zamienia ją w piękną młodą dziewczynę i pyta się dalej:
– A czego jeszcze byś pragnęła?
– Ponieważ jestem teraz piękna i młoda, więc chciałabym zażyć miłości. Może zamienisz mego kota w kochanka?
Wróżkostaruszka zamienia kota w smagłego przystojniaka. Dziewczyna rzuca mu się na szyję, szepce do ucha miłe słówka, ale on odpycha ją i wk… i częstuje tej oto treści frazą:
– Idiotko, trzeba było mnie nie kastrować!
u nas chich i kopniak.
A w życiu!
Polscy naukowcy badają „hostię z Sokółki” i stwierdzają w niej fragment mięśnia sercowego człowieka w agonii 😎
Uzdrawia ze śmiertelnych chorób, leczy dawne rany, a nawet powoduje, że do ludzkich serc powraca miłość – hostia z kościoła św. Antoniego w Sokółce działa cuda.
To jest polska nauka, a nie jakieś śmichy chichy czy prozaiczna Serratia marcescens
Teraz dla odmiany coś z dorobku nauki globalnej, czyli poważnej.
Ciekawy tekst ( będący fragmentem książki Lee Smolina „Niedokończone rewolucje Einsteina…”) ukazała się w najnowszym” Plus minus’.
Tutaj link do niego, a właściwie do fragmentu. Dysponuję całością, bo jestem po lekturze papierowej, pełnej wersji.
https://www.rp.pl/Plus-Minus/303199983-Lee-Smolin-Czego-Bohr-nie-powiedzial-Einsteinowi.html
Nie jestem ekspertem w tej branży, a jedyne kwestie które mnie rajcują to raczej mechanizmy które w świecie nauki daje się zaobserwować przez ludzi znających się na rzeczy, a dla mnie ta diagnoza jest po prostu świadectwem, że wybór osadzenia tego hegemona (świata nauki) na cywilizacyjnym tronie jest wyborem błędnym. A przynajmniej wartym rzeczowej dyskusji.
Daję temu od czasu do czasu ( nie tylko na tym blogu)świadectwo, co spotyka się z wiadomą reakcją większości komentujących, ale mnie to nie zrażało, nie zraża, a treść tego tekstu jest świadectwem, że z moją intuicją tak źle nie jest.
Bohaterem tekstu teoria mechaniki kwantowej która w zasadzie przez nokaut w pierwszej rundzie przez nokaut powaliła przeciwnika na deski. Przeciwnika, czyli realistyczną wersję fizyki.
Co prawda od 1927 roku istnieje realistyczna wersja mechaniki kwantowej której przyautorzył Louis de Broglie i jest ona ponoć niezbyt skomplikowana ( w szczegóły nie wnikam w tym momencie) i stanowi alternatywną , opartą na ideach głoszonych przez realizm, ale niestety…
Na jednym z kongresów Solvaya
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kongresy_Solvaya
były próby dyskusji nad treścią teorii do Broglie,ale trudno nazwać to dyskusją.
Einstein też próbował zgłosić zdanie odmienne( niespójności w nowej mechanice kwantowej), ale Bohr i koledzy mieli większą siłę przebicia. Ładne zdanie autora na temat tego jakimi metodami ta przewaga była uzyskiwana:
„..,Bohr jednak opublikował swoje wspomnienia z tych dyskusji w artykule, który z jednej strony jest jedną z najbardziej frapujących lektur w historii fizyki, a z drugiej arcydziełem akademickiej propagandy”.
Ładne : arcydzieło akademickiej propagandy… żeby to jeszcze na KUL-u w Lublinie.
A po de Broglie i jego teorii ostał się ino swąd. Jedynie nieliczni masochiści próbowali.
A o zwycięstwie Bohra, Heisneberga zadecydował w dużej mierze dowód niejakiego von Neumanna, który dla wszystkich naukowców był autorytetem.
I tutaj pada zdanie ciekawe. Ponownie Lee Smolin:
„Niepoprawny dowód von Neumanna zdaje się jednym z tych przypadków, które nazbyt często przydarzały się w historii nauki, gdy jakaś praca okazuje się równie wpływowa , co błędna.”
Wykryła to jakaś małolata, matematyczka Grete Hermann.
Która w twierdzeniu Neumanana, że „niemożliwe jest istnienie zmiennych ukrytych” a to z kolei dowodzi, że nie ma alternatywy dla obowiązującej teorii kwantowej, znalazła, że :
„założenie którego prawdziwości się nie dowodzi twierdzenia było równoważne z podstawową strukturą mechaniki kwantowej której prawdziwości się dowodzi”.
Niestety swoje spostrzeżenia Pani Gere przeszły bez odzewu, bo ukazały się w mało znanym piśmie, a i fakt, że uczyniła to kobieta miał z pewnością jakieś znaczenie.
Dopiero po ponad dwudziestu latach niejakiemu Davidowi Bohmowi zapaliła się kontrolka bo fakty mówią co innego niż dowód owego von Neumanna, a po następnych dziesięciu latach John Bell zidentyfikował źródło błędu, czyli wadliwe założenie.
Wniosek mój:
Paradygmat nowoczesności ciągle aktualny, czyli lij wodę, syp piasek, nie żałuj materiału, najważniejszy jest fundament, a fundamentem jest oczywiście świat nauki
@Bohatyrowiczowa
I mam prośbę, nie przerzucał tej historii z tym smagłym kotem na baletowy.
Stamtąd tutaj możesz coś przerzucić, ale w odwrotnym kierunku raczej nie.
„@Bohatyrowiczowa
I mam prośbę, nie przerzucał tej historii z tym smagłym kotem na baletowy.
Stamtąd tutaj możesz coś przerzucić, ale w odwrotnym kierunku raczej nie.”
He he boisz się, co widać!
Tyś to wykastrowane kocie, czy tak?!
Zresztą uznajmy że o nic nie pytam…
Nie przerzucę nic stąd bo tam to musiałabym raczej coś z mcj, żeby ta cała heca miała ręce i nogi…
Możemy przyjąć że jeśli coś mnie kręcić stamtąd będzie, i zechce zapytać z czym
to się szama…posłużę się szyfrem z Gleba?!
Pamiętasz t…c…k… z jego rozpisek w bólu i złości gdzie sie tylko dało,
jego: t o c h y b a k o n i e c…moje t e g o c h c ę k u k u ł a z godz wpisu…
Tak się umawiamy?!
@Bohatyrowiczowa
Niech będzie.
Boże a gdzie entuzjazm?!
Bo to jest entuzjazm wyważony.
Bohatyrowiczowa, to ( ten post, ale nie wielkanocny) do merytorycznego mojego komentarza, czyli tego o nauce…chociaż moim zdaniem, moje wszystkie teksty noszą znamiona takowych.
Fragment( ostatni akapit tekstu w Plus minus) który dowodzi, że tak jak istnieje poprawność polityczna, w ramach której – na zasadzie dogmatu -wskazuje się, że ktoś ma rację bo ma rację, a komuś należy się prosty w szczękę, tak i w nauce pewne prawdy swą obecność na salonach zawdzięczają średnio poprawnym metodologicznie dowodom, a okazuje się po czasie, że ich miejscem stacjonowania być winny jedynie obskurne dworskie czworaki:
„Przez wszystkie te lata, gdy ktoś zaczynał mówić o możliwości zbudowania realistycznej mechaniki kwantowej spotykał się jedynie – jak mi opowiadano – z połajanką w kopenhaskim stylu, a jeśli to nie skutkowało, wytyczano ostateczny argument: „Von Neumann, że nie ma żadnej alternatywy”. Można tylko snuć domysły, jak inaczej miałyby się sprawy, choćby odrobinę inaczej gdyby powszechnie znano pracę Gretę Hermann, w której wykazała, że von Neumann niczego nie udowodnił. Niestety historia zwyczajnie obrała inne tory.
Pełne brzmienie argumentu:
„Von Neumann udowodnił, że nie ma żadnej alternatywy”.
W tekście brakowało słowa „udowodnił”.
markot 21 MARCA 2021 12:05
Naukowcy mają prawo badać wszystko, żadnego tabu.
A ty co, pisowiec, ograniczałbyś badania naukowe?
samba kukuleczka 21 MARCA 2021 11:04
To ci dopiero wróżka potężna. Kota zamieniła w modzieńca, ale nie zdołała przywrócić mu tego, co wycięli…
@Bohatyrowiczowa
A propos „entuzjazmu wyważonego” .
Jego słabo uświadamianą ( przez osoby zainteresowane) zaletą jest to, że pozytywnie rokuje na przyszłość.
Moje anse wobec nauki mają wybitnie kulturowe oblicze.
@Kukuła
Czytam czytam, i stwierdziłem, ze najpierw pójdę do lasu poszukać jakiejś gałęzi, co by z niej wystrugać dobrego bykowca do programowania.
Wtedy Cię trochę poprogramuje, ale jeśli uważasz ze ‘alternatywa’ to właśnie dowód na istnienie Boga, to jesteś na złym blogu.
Potwierdza to tylko, ze jesteś zgubiony i roli nauki nie rozumiesz jako dialektycznej metody poznawczej.
O teorii Bohmianowskiej juz, jakis czas temu wspominalem z linkami.
@Sambo
Wpis z godziny 14:34 przeczytałam parokrotnie, zakąszając doń ziemniaka
i karbinadla, muszę ruszyć tyłek po coś do picia, a co Ty tam chłepcesz o tej porze?!
Odwracam kota ogonem tego no wykastrowanego, bo nic nie przychodzi mi innego teraz do głowy!
Żałuję że nie przyszedłeś do mnie z zapytaniem o serial z Netflix, który wpadł w oko blogerce?!
Zabłysnął byś, Kubą Rozpruwaczem np. albo garderobą czyt bluzą z kapturem,
w którą młodzieży kazał sie wbić, trener podejrzewany o spowodowanie czyjegoś, upadki i śpiączki…
Naukowcy mają prawo badać wszystko, żadnego tabu.
A czy ja im zabraniam?
Czekam na ogłoszenie wyników w jakimś renomowanym piśmie np. Lancet albo NEJM.
Wybitnych odkryć nie należy chować pod korcem.
@Bohatyrowiczowa
Ten komentarz z 14:34 miał się nijak do kastrowanego kota. Nawiązywał do komentarza w którym dzieliłem się refleksami po lekturze artykułu w „Plus minus” a który poświęcony był metodom sankcjonowania prawd świata nauki.
Mój kastrowany kot to pokłosie lektury książki o której wspominałem na baletowym, czyli publikacji której treść stanowią listy autorstwa Stanisława Mackiewicza ps. Cat.
Jest tam trochę polityki, anegdot, kawałów, historii z życia zaczerpniętych, ale większość z nich jest bardzo sprośna.
Cat to przedwojenny wileński dziennikarz, który załapał się po wojnie nawet na fuchę ministra w rządzie londyńskim, ale polityki tu bez przesady.
Sporo w tych listach informacji o swoich podbojach i o tym z kim, albo z iloma, w jakich okolicznościach, o swoim samopoczuciu po…
W 1958 roku wrócił do Polski i tutaj sobie nie folguje.
Nie wymienia z nazwiska, ale był w pewnym momencie prawdopodobnie p/o Stanisława Dygata…
…chociaż moi zdaniem czasami przegina z peanami na temat swojej jurności.
W sumie czytałem sporo publikowanej korespondencji między znanymi lubianymi, ale treść jego listów ( te najbardziej pikantne mają jednego adresata, którym jest chyba jakiś jego dobry kumpel) momentami może osoby pruderyjne zniesmaczać.
Próbka takiego listu do przyjaciela ( już po powrocie do Polski):
„Z moich trzynastu partnerek – niektóre już dawno odeszły, a inne ja polikwidowałem w ciągu ostatnich tygodni – zostałem tylko z aktorką i tą, którą znasz jako gołą, a która jest narzeczoną znanego tutaj pisarza, ale tak wielkiego pijaka, że ja starzec 61-letni muszę mu pomagać. Ale zauważyłem, że z dwóch ostatnich razy nie była zadowolona”.
Ale ten fragment to mały pikuś wobec innych.
A , zresztą jeżeli się przeczyta te dwa zdania to można zrozumieć, dlaczego wrócił z emigracji do Polski:
„Chory jestem i stroskany, ale co dzień Bogu dziękuje, że tu wróciłem. Emigrację pamiętam jako burdel z kurwami i pederastami do sprzedania, w którym ciągle kazano mi modlić się i śpiewać pieśni nabożne”.
Oczywiście Polska nie była zakonem o ścisłej regule, ale w/g Mackiewicza wszystko tu było jakieś bardziej spontaniczne. Naturalne.
markot 21 marca 2021 15:39
„Naukowcy mają prawo badać wszystko, żadnego tabu.”
„A czy ja im zabraniam?”
Pan nie – do tego trzeba mieć „odpowiednie środki” dające „mocną pozycję decyzyjną”.
Czy gdyby Pan był szefem wydawnictwa naukowego pozwoliłby na opublikowanie w nim wyników prac, które dyskwalifikowałyby produkty firmy będącej „sponsorem” Pańskiego wydawnictwa – np. wpływy z jego reklam stanowiłyby np. 50% przychodów wydawnictwa?
„Wolne media” to już dzisiaj fikcja. Już nawet nie publikacje naukowe lecz zwykłe artykuły na pewne tematy są blokowane bo są dla tych co decydują co najmniej „niewygodne”
R.S.
A kto tu mówi o jakichś dowodach na istnienie Boga. Lub ich braku.
Ja jedynie mówię ( jeżeli mówię), że świat w którym rządzi sprostytuowana ze światem wielkich korporacji nauka jest światem źle pomyślanym i według tego wzorca realizowanym i jedną sensowną alternatywa jest świat gdzie dobro i zło jest nazwane, a jedynie świat religii ( niekoniecznie chrześcijańskiej) i tradycji potrafi to sensownie uczynić.
Bo ten kulturowy paradygmat postępu i nowoczesności zadań sobie takich nie stawia.
Dla niego pojęcia dobra i zła po prostu nie istnieją.
Od około 10 lat wyznaję takie credo, ale co i rusz natykam się na sensowne publikacje które moje intuicje potwierdzają.
Wczoraj skończyłem lekturę książki „Dlaczego liberalizm zawiódł?”. Wydana przez PIW książka Amerykanina Patricka Deneena (ponoć dyskutowana w USA) pokazuje również o roli nauki w jakiej obsadziła ją liberalna, zachodnia demokracja.
A ja szczególnie takiej roli nie potrafię zaakceptować.
@
kaesjot
21 marca 2021
16:18
Poważnie uwierzyłbyś, że sensacyjne odkrycie naukowe dokonane na białostockim Uniwersytecie Medycznym mogłoby być zablokowane przez jakiegoś „sponsora”?
” Myśmy tego nie robili, jako uczelnia – powiedział rektor uczelni prof. Chyczewski i dodał, że badania zostały przeprowadzone w sposób nielegalny, „po cichu”, poza oficjalną drogą. Miało to miejsce w Akademickim Zakładzie Diagnostyki Patomorfologicznej.”
Rektor nie podważa diagnozy kolegów, chociaż „cechuje ich emocjonalne podejście do wiary”.
„Są doświadczonymi patologami, więc z dużym prawdopodobieństwem badana przez nich tkanka pochodzi z mięśnia serca. Nasuwa się pytanie: z czyjego serca?” – pisze rzecznik Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Podkreśla, że badanie histopatologiczne nie da tu odpowiedzi, a wątpliwości rozwiałoby badanie genetyczno-molekularne.
Kto więc blokuje polską naukę i pozbawia ją sukcesów?
Kiedy padły oferty porządnego zbadania rzekomej „tkanki serca w agonii”, sprzeciwił się stosowny biskup:
„Mamy do czynienia z materią niezwykle subtelną. Jeśli wyznajemy, że jest to ciało Chrystusa, to nie można tak sobie ciąć na kawałki i poddawać badaniom. Trzeba zachować ostrożność i swoistą bojaźń.”
Ha ha ha
Badań więc nie wykonano, hostia czyni cuda, a do kasy spływają datki na msze proszalne i dziękczynne. Jest duży popyt na obrazki z cudowną hostią, bo one też czynią cuda 😎
A swoją drogą wypracowanie metody na stwierdzenie „serca w agonii” możnaby chyba opatentować?
Serce w agonii = jeszcze żywe?
@Kukula i reszta watpiacych w nauke
Wiele stereotypów interpretacyjnych w nauce, wzięło się z pewnego typu celebryzmu medialno-naukowego.
W konsekwencji pewne poglądy zostały wprowadzone do systemu edukacyjnego.
Niektóre równania fizyczne można rozwiązywać lokalnie albo globalnie, i nie znaczy to wcale, ze tylko jedno rozwiązanie jest jedynie prawdziwe i słuszne.
Być może jest tu analogia z jedynie slusznymi religiami.
Ponownie podam link do video pokazujący podejście Bohmian-owsko -de Broglie-owskie do zagadnień falowych w mechanice kwantowej.
https://www.youtube.com/watch?v=WIyTZDHuarQ
Nic nie było dla mnie bardziej denerwujące, niż mówienie ze elektron to orbitalna chmura.
Dużo lepsze zobrazowanie elektronów zamkniętych w pułapkach orbitali jest pokazana w tym linku.
https://www.youtube.com/watch?v=4WR8Qvsv70s
gdzie para elektronów odbija się o granice brzegowe funkcji sferycznej orbitalu -> patrz 18 sekunda.
Szkoła kopenhaska, wolała nie wnikać w ruch elektronów i zastąpiła ich ruch funkcjami prawdopodobieństwa.
Dzisiejsze komputery radzą sobie dość zgrabnie z kinetyka wielu ciał, gdyby były sto lat temu, być może mechanika Bohmianowska zdominowałaby szkołę kopenhaską.
Niestety komputerów wtedy nie było i podejście rozwiązań lokalnych równań kwantowych, doprowadziło do uproszczonego obrazu w postaci chmury prawdopodobieństwa. Nic wiec dziwnego, ze wkrótce zaczęto zapominać o chmurze prawdopodobieństwa i upraszczając edukacje mówić o chmurach elektronowych, co pokutuje do dnia dzisiejszego.
Powracając do rozmowy o publikacjach, wspomożenie tekstu naukowego żywymi animacjami powoduje dużo szybsze przyswojenie trudnych koncepcji teoretycznych lub przedstawienie danych. Drukowany tekst zaczyna być przeżytkiem, służącym do wyleczenia czytelnika z bezsenności.
Nie wiem, czy stosowanie animacji podobnie byłoby skuteczne w przypadku nauk humanistycznych?
Tu bardziej widzę jakaś hybrydyzacje nudnych tekstów ze sztukami pięknymi.
Największą popularność myślę taka technika medialnie wzbogacona edukacyjna mogła by odnieść w naukach prawnych.
Cóż za wspaniałe było by wzbogacanie omawianego kazusu, krótkimi clipami w YouTube np. pokazujące wymierzaną karę.
Tekst ten kiedyś puszczałem. Ale skoro ha ha ha.
Nie wiem czy ma on dawać czemuś świadectwo. Po prostu publikuję.
Źródło tekstu: „Panorama współczesnej filozofii” z rozdziału Filozofia nauki. Autor Wojciech Sady ;
https://ksiegarnia.pwn.pl/Panorama-wspolczesnej-filozofii,636852063,p.html
Fragment kończący esej poświęcony filozofii nauki.
Wielu znanych mi fizyków uważa dogmat transsubstancjacji za prawdziwy. Czynią to, co trzeba podkreślić, po godzinach pracy, a zapytani chętnie przyznają, że fizyka nie ma z tego typu dogmatami nic wspólnego. Niemniej jeśli przeistoczenie chleba i wina w ciało i krew Chrystusa naprawdę zachodzi, to oznacza to, że Wielka Prawda o świecie jest zupełnie inna niż opowieści, jakie oferują nam nauki.(…) Rozmawiałem też przed laty z fizykiem z innego kręgu kulturowego, który – po godzinach pracy – był buddystą jogaczary, a zatem uważał , że świat jest czymś w rodzaju snu, tyle że nie indywidualnego ale śnionego jednocześnie przez wszystkie istoty czujące (bogów, tytanów, ludzi, zwierzęta, głodne duchy i mieszkańców piekieł). Skoro jest to sen wspólny, to żadna istota czująca z o osobna nie wie, co i w jaki sposób się w tym dzieje -z tej perspektywy nauka się ślizga się po powierzchni – a narzędzia jakich dostarcza, utrwalają te sposoby życia, które skazują nas n wędrówkę w kręgu kolejnych narodzin i śmierci. Nie zamierzam twierdzić, że chrześcijanie ( wszyscy bądź członkowie pewnego szczególnego wyznania) lub buddyści jogaczary nauczają Prawdy – ale nie potrafię tego wykluczyć. A jeśli takie możliwości weźmiemy pod uwagę, to uznanie wiedzy naukowej za zbiór użytecznych w ramach pewnych sposobów życia nabierze innego sensu.”
markot 21 MARCA 2021 12:05
Poczytałem sobie na ten temat (nic o nim wczesniej nie wiedziałem!):
1) uczelnia odcina się od badania, uznaje je za nierzetelne;
2) nigdzie nie znalazłem informacji o tym, że ci dwoje uczeni stwierdzili, że tkanka jest tkanką Chrystusa, stwierdzili tylko, że jest tkanką serca.
3) Mieli prawo badać.
4) Mają prawo badać dalej, stosując najnowsze techniki, być może okaże się, że tkanka jest tkanką np. kury…
5) Kler zabronił dalszych badań.
Nie widzę niczego nagannnego w tym, że uczony coś bada. To jego prawo. Każdy inny ma prawo powtórzyć badania, zweryfikować je. W tym przypadku do takiej sytuacji (weryfikacja) nie doszło.
Ty nie zabraniasz, ale podajesz przykład, który – jak wynika z wątku (chichy i kopy) należałoby wykpić, czemu się sprzeciwiam, sprzeciwiam się kpieniu z tego, co bada uczony. Nie, badać trzeba wszystko, zadnego tabu., żadnego zakazu.
Moim idolem w tym przypadku jest renesansowy filozof, nazwiska, niestety, nie pamiętam (Vico?), który apelował, aby mierzyć (badać) wszystko, a jeśli nie można zmierzyć, to sprawić, aby zmierzyć się dało…
Nudne teksty, czytelnicy z zapałkami pod powiekami, smętni odbiorcy tekstów…bo powinno być łatwiej, szybciej, weselej, jakieś clipy, może videoclipy.
Być może, ale chyba na pewno jestem anachronicznym epigonem, bo chcę żeby nauka była nudna i toczyła się swoim rytmem, odmiennym od tego co na zewnątrz, od tego, czym raczy nas współczesność.
Ale jest to raczej nierealne, kiedy nauka to nie jakaś prawda, która czasami nie wywołuje zachwytów gawiedzi, ale właściwie już tylko czyjaś kasa, a ten będzie liczył kasę kto będzie szybszy, kto będzie pierwszy?
I kurtynę można opuścić.
samba kukuleczka 21 MARCA 2021 18:12
Ależ jest fascynująco. Pokazują i omawiają w porywający sposób , trudno się oderwać, intrygują, Świetne programy naukowe na tylu kanałach. Jakże urzekająco np. Zagadki Wszechświata z Morganem Freemanem. To perełka, cudo. A kasa? Oczywiście, za dobrą pracę nalezy dobrze zapłacić. Inaczej nuda, bo komu się będzie chcieć. Bankructwo socjalizmu pokazało, że nikomu…
markot 21 marca 2021 16:40
Czy Zakład Patomorfologi Lekarskiej oraz Zakład Patomorfologi Lekarskiejtego samego uniwersytetu medycznego zajmują się czym innym ?
Badająca z Zakładu Patomorfologi Lekarskiej „brała udział w zamknięciu procesu beatyfikacyjnego księdza (….) została wtedy powołana do Komisji Rozpoznania Relikwii, żeby stwierdzić autentyczność szczątków błogosławionego kapłana. Tak poznała arcybiskupa , który stał na czele komisji.”
Równolegle takie same badanie przeprowadził profesor z Zakładu Patomorfologi Ogólnej tego samego uniwersytetu medycznego.
Ciekaw jestem czym się różnił zakres prac obu zakładów i jaka jest pewność, że oboje badający się nie znali albo nawet przyjaźnili a dla przyjaciela zrobi się wiele.
Mało jest takich „uczynnych” naukowców gotowych „uzyskać ” wynik jakiego oczekuje zleceniodawca?
Wbrew insynuacjom ze strony @ontario nie kpiłem z badania czegokolwiek, lecz z opublikowanych rezultatów (fragment serca w agonii) i zakazu dalszych badań ze strony biskupa, który zakłada, że chodzi o serce Chrystusa, bo to na hostii 🙄
Z jednej strony mieszanie biologii z teologią, z drugiej lęk przed poznaniem prawdy.
Jeśli wyznajemy, że jest to ciało Chrystusa, to nie można tak sobie ciąć na kawałki i poddawać badaniom. Trzeba zachować ostrożność i swoistą bojaźń
Tak wciska się prostym ludziom ciemnotę i zabobon, i hamuje naukę.
Na tej samej ciemnocie bazował „cud w Bolsenie”, od którego zaczęło się
odprawiania procesji ku czci Ciała i Krwi Pańskiej w święto Bożego Ciała.
Dziś wiadomo, że to, co 750 lat temu uznano za prawdziwą krew, to była właśnie kolonia bakterii Serratia marcescens produkującej prodigiozinę – czerwony barwnik przypominający krew.
Serratia m. bardzo dobrze rozwija się na białym pieczywie oraz na hostiach w wilgotnym środowisku.
„Krwawiące hostie” oraz „krew” wykryta w mące służyły w historii do prześladowania Żydów oskarżanych jak nie o zatruwanie studzien w czasie epidemii, to o nakłuwanie hostii albo inne bezeceństwa 🙄
Inny przykład to „cud upłynniającej się krwi Chrystusowej” w kościele św. Januarego w Neapolu.
Już w średniowieczu znano mieszanki tiksotropowe np. uwodniony chlorek żelaza z węglanem wapnia, płyn o barwie czerwonobrunatnej krwi, którego lepkość zmienia się w miarę wywierania siły i substancja przechodzi ze stanu stałego w ciekły. Lub odwrotnie.
Płyny tiksotropowe są jednym z rodzajów płynów nienewtonowskich.
Tiksotropię wykorzystuje się na przykład do produkcji niekapiących farb do malowania sufitów.
Płynem tiksotropowym jest… keczup. Spróbujcie wylać go z butelki odwróconej do góry dnem. Wypłynie dopiero po użyciu siły.
markot 21 MARCA 2021 19:02
Wbrew wierutnym kłamstwom markot2, nie pisałem, że markot2 kpi z badań naukowych, ale że podał przykład mieszczący się w wątku, w którym należałoby wykpić badania naukowe. Użyłem trybu przypuszczającego, a ten tryb – jak wszyscy wiedzą – nie jest oznajmieniem ani twierdzeniem. A w innym wpisie użyłem pytania („A ty co, pisowiec, ograniczałbyś badania naukowe?”), które to pytanie nie było ani oznajmieniem, ani stwierdzeniem czegoś itp. Było pytaniem, w doadtku pytaniem retorycznym. Pytanie nie oznajmia czegoś, nie może być zatem uznane za orzeczenie o fakcie.
Poza tym odpowiadałem na wpis, w którym markot2 ani słowa nie wspomniał o Chrystusie czy o zakazie badań przez kler. To ja napisałem, że naukowcy nie twierdzili, że tkanka jest tkanką z ciała Chrystusa, co więcej, dorzuciłem od siebie, że może się okazać, że to tkanka kury…
Słowem, markot2, polemizuje nie z moim wpisem, ale ze swoimi fantazjami na temat mojego wpisu i zarzuca mi to, czego NIE napisałem, a co jest li tylko tworem jego bujnej (tu: ukłony i pełen podziw z mojej strony) wyobraźni.
Ze względu na cudowną fantazję markot2 od tej pory, jeśli mi się zechce, to wobec markot2 będę stosować tę samą zasadę, jaką on stosuje wobec mnie, ale raczej nie stanę w szranki z tak genialnym fantastą, nie mam szans. Nie wykluczam, że popróbuję choć w jednej milionowej dorównać markot2…
Kler może sobie pisać i OPOWIADAĆ CO tylko mu się podoba. Wolny kraj Polska, wolni ludzie, dlatego nie intersuje mnie to, co opowiadają. Ich sprawa.
Natomiast zajęło mnie to, czy naukowcy opowiadali bajędy. Otóż, nic takiego, stwierdzili tylko, że przedmiot badania to tkanka i że rzetelnie ją zabadali. Weryfikację ich badań uniemożliwił kler. Tyle.
Naukowcy zbadali materiał (całun) i orzekli, że na podstawie ich badań materiał nie pochodzi z czasów, jaki mu przypisywano. Zachowali się naukowcy fair. Nie wiem, czy umożliwiono innym naukowcom weryfikację.
Polscy uczeni zbadali materiał i orzekli, że to tkanka. Zachowali się fair. Uniemożliwiono (kler) weryfikację badania, a rektor uczelni odciął się od uczonych. Rektor zachował się nie fair, bo naukowcy mają prawo badać wszystko, wszystko, wszystko. To wszystko.
Ten lekarz powinien dostać doktorat honoris causa polskich Akademii Medycznych.
Tygodnik Polityka powinien wystąpić oficjalnie z takim wnioskiem:
https://www.youtube.com/watch?v=bHPFjNbr1ZI
To „występy” w mediach ludzi nauki mają być wskaźnikiem poziomu naukowego, jaki reprezentują?
przedmiot badania to tkanka i że rzetelnie ją zabadali i żadną bajędą nie jest, że to fragment serca w agonii ino rzetelny wynik badań patomorfologicznych 😎
@markot
Może pomylili się o jedną literę i nie chodziło o fragment serca w A-gonii tylko w B-gonii (np. Begonia obliqua L.).
Wprawdzie obecność serca w roślinie byłaby rzeczą dość niezwykłą, ale tyle teraz się tego GMO namnożyło, że wszystko możliwe.
markot 22 MARCA 2021 17:16
1) Wysiadam. 2) Bo nigdy nie dorównam twojemu fantazjowaniu o tym, co – twoim zdaniem – napisałem, choć – moim zdaniem – nie napisałem. 3) Dlatego: bujaj (się).
Przylezie taki ćwok na blog, naprodukuje insynuacji, po pisowsku poodwraca kota ogonem i sobie idzie. Niestety zazwyczaj na krótko 🙁
@Gammon No.82
Serce w plecaku, serce na dłoni, serce w rozterce, serce w B-gonii… 🙂
markot 22 MARCA 2021 19:28
Przyfrunie taki geniusz genialny markot2 na forum, naprodukuje fantazji o tym, że ontario coś napisał, choć bidula ontario prostuje, że tego nie napisał. Po pisowsku ów geniusz genialny genialnie poodwraca ogon kotem i, na szczęście, nie odchodzi sobie. Na szczęście, na zawsze będzie tu gęgolił kongenialnie…
Pan woytek polecil wsluchac sie w Narodowe Media. Dokladnie wywiad z polskim lekarzem pracujacym w Niemczech. Chodzi o opinie tego medyka na temat pandemii.
Geniusz polskiej medycyny na obczyznie zaleca zaprzestanie testowania na Covid19. Chiny tak zrobily to i my mamy tak samo postapic. On uwaza ze Covid19 to grypa. Wierzy w swiatowy spisek oraz w to ze Maryja Dziewica urodzila syna.
Platy czolowe sa zbedne do takiej konwersacji.
Tak zlasowanego mozgu od dawna nie slyszalem.
@kaesjot
Zanim mozolnie zrobisz sobie tabelki i porównasz, zobacz tutaj w EUROMOMO
https://www.euromomo.eu/graphs-and-maps/#excess-mortality
Polska niestety nie uczestniczy.
Dodatkowa smiertelnosc w USA spowodowana Covid19
https://www.cdc.gov/nchs/nvss/vsrr/covid19/excess_deaths.htm
@markot
U nas nie ma tego dużego „skoku” w kwietniu 2020 . Poza tym kształt krzywych jest zbliżony .- wzrosty ilości zgonów w okresach jesienno – zimowych i spadki w okresach wiosenno – letnich. Podobnie też wygląda ten krytyczny okres przełomu 2020 i 2021. To tak na szybko. Można jeszcze pobawić się w analizę wartości względnych odchyleń od określonej wielkości bazowej, lecz nie śledzę gdzie i jakie ograniczenia są wprowadzane zatem trudno mi powiązać określone przyczyny ze skutkami.
@kaesjot
W kwietniu 2020 nie było dużego „skoku”, bo się ludzie przestraszyli, trzymali dystans i unikali kontaktów, no i gwałtownie zmalał ruch samochodowy, ale za to w listopadzie 2020 – zmarło prawie dwa razy więcej osób (o 97,2 proc.) niż w listopadzie 2019.
W 2020 o było prawie 70 tys. zgonów więcej niż w 2019. To jest przyrost o 16,7 proc. co daje nam trzecie miejsce po Hiszpanii (18,4 proc.) i Bułgarii (16,9 proc.)
Norwegia miała wynik ujemny. Zmarło 0,9 proc. mniej niż w 2019.
Jeśli się zważy, że Hiszpanie należą do najbardziej długowiecznych narodów w Europie (żyją przeciętnie o 5 lat dłużej niż Polacy), a pandemia największe żniwo zbierała wśród najstarszych, to widać to w kwietniowej fali po ponad 800 zgonów dziennie…
@markot
Mnie się ów „kwietniowy skok”w krajach Europy Zach. a jego brak u nas bardziej kojarzył mi się ze szczepieniami przeciw grypie. U nas szczepiło się mniej niż 5% ludzi i mieliśmy kilkakrotnie niższy poziom zgonów niż w krajach, gdzie szczepiło się 50-80% ludzi. Temat został w mediach szybko wygaszony bo podważał zaufanie do skuteczności i bezpieczeństwa szczepionek.
Wg wcześniejszych informacji miały już zakończyć badania nad skutecznością amantadyny a czytam, że jeszcze nie ruszyły !
@kaesjot
Podasz konkretne przykłady krajów, gdzie szczepienia przeciw grypie objęły 50-80 proc. ludności?
I dlaczego takie informacje miałyby podważać zaufanie do szczepionek, skoro ludzie nie umierali na grypę?
W Australii, gdzie co roku zdarzają się ciężkie epidemie grypy, zanotowano w ubiegłym roku niebywałe zainteresowanie szczepieniem przeciw tej chorobie.
Od 1. marca do 19 kwietnia 2020 zaszczepiono ponad 2,1 mln osób, w porównywalnym okresie rok wcześniej było to 624 tys. osób i 235 tys. w 2018.
Epidemii grypy sezonowej w 2020 praktycznie nie było, a jak wyglądała śmiertelność na COVID?
Tu sobie zobacz:
https://www.worldometers.info/coronavirus/country/australia/
Jak dotąd wirusa stwierdzono u 29,218 osób, z tego zmarło 909.
Australia liczy 25,7 mln mieszkańców.
Dzisiaj, podczas lektury porannego strumienia wiadomości, zaserwowano mi artykuł:
Czy wynalazki AI powinny być patentowalne.
Autor artykułu Andreas Leupold* dowodzi, ze system patentowy powinien być zreformowany, aby takim wynalazkom zapewnić ochronę.
Na szczęście zdrowy rozsadek jeszcze istnieje i urzędy patentowe odrzuciły zgłoszenie.
Niemniej dla profesji prawników zajmujących się prawem patentowym to spora gratka. Rozumiem, ze Andreas Leupold już się oblizuje.
Pokusa zarobku jest duża, a co z tego ze system patentowy zostanie zniszczony powodzią generowanych patentów przez AI.
Rozwijając temat na sztukę, tu tez można oczekiwać czegoś ciekawego z działki prawa autorskiego. Jedno z pytań, które może paść.
Czy obraz namalowany przez AI jest autorski a jego kopia namalowana przez inne AI to plagiat albo fałszerstwo?
Idąc dalej wchodzimy w podobną sytuację na polu nauki, gdy dwa AI dokonały odkrycia. Które dostanie Nobla – ha, ha. No i oczywiście co z punktacją?
Myślę, ze radosne dywagacje prawno-filozoficzne jak w cytowanym artykule*, niestety powstają w umysłach ludzi, którzy nie rozumieją do końca czym jest AI.
I tu jest prawdziwe niebezpieczeństwo.
Będzie fajnie jak AI zajmujące się wypełnianiem treści w mediach, na podstawie własnej algorytmicznej analizy, nazwie kogoś na wysokim stanowisku państwowym debilem , albo obrazi czyjeś uczucia.
Ciekawe czy Lemin to przewidział?
Ref *
https://sifted.eu/articles/ai-generated-inventions-patentable/
markot
23 marca 2021
22:30
@kaesjot
” ale za to w listopadzie 2020 – zmarło prawie dwa razy więcej osób (o 97,2 proc.) niż w listopadzie 2019.”
Zaś w listopadzie 2020 zmarło „na kowid” prawie nieskończenie więcej osób niż w listopadzie 2005 (tak uczy matematyka).
I nikt w wolnych mediach (WM) nie odtrąbił tego sukcesu?!
Niestety, gdyby w listopadzie 2020 (np. konkretnie 15.11.2020) wykonano tyle badań testowych, ile dzisiaj (wczoraj), to mielibyśmy wtedy ok. 60000 „nowych zachorowań na kowida”. Znaczy dzisiejsze rekordy, o których z taka duma donoszą WM i politycy wszelkiej maści (PWM) można o kant wiadomo czego…
Zwłaszca, jeżeli wziąć pod uwagę, że gdyby dzisiaj wykonano tyle testów, ile wówczes, to „nowo zachorwoanych” byłoby raptem głupie ok. 12000.
No i wtedy co, lub kogo, należałoby zamknąć w ramach nowych restrykcji spowodowanych tak drastycznym niewykonaniem planów i zobowiązań.
TOKOLA 26 marca 2021 14:12
Nie bardzo rozumiesz o czym pisałem. Otóż pisałem o WSZYSTKICH zgonach niezależnie od przyczyny a nie tylko o covidowych.
Komunikaty MZ nie mówią o ilości zachorowań lecz o ilości „pozytywnych wyników testów” które są jak miara 1 m z gumy – czy mierzony obiekt na 2 m albo 5 m długości ona zawsze pokazuje, że ma 1 m.
markot 25 marca 2021 0:29
Ja piszę głównie o Polsce. O związku (?) między wskaźnikiem szczepień przeciw grypie i zgonów na covid w kilku państwach europejskich pisałem wiosną 2020 . Kartkę z notatkami wyrzuciłem dawno a przeszukiwać blogów, by znaleźć ten, w którym o tym pisałem – przepraszam ale zwyczajnie nie chce mi się.
kaesjot
26 marca 2021
14:39
TOKOLA 26 marca 2021 14:12
„Nie bardzo rozumiesz o czym pisałem. Otóż pisałem o WSZYSTKICH zgonach niezależnie od przyczyny a nie tylko o covidowych.”
Przepraszam. Zwykłe niechlujstwo z mojej strony – dopiero po fakcie zauważyłem, że do mojej reakcji na post markota dokleiła sie ksywka kaesjot, której nie usunąłem. No ale nie ja jeden nie bardzo rozumiem, o czym kto pisze. Rzeczony kaesjot nie zrozumiał na przykład, że ja piszę nie o sposobie relacjonowania danych kowidowych przez MZ, ale przez WM i PWM, co zresztą starłem sie sygnalizować, pewnie nieudolnie, chociażby przez opatrywanie niektórych sformułowań typowych dla WMPWM+ cudzysłowami.
@TOKOLA
Ja też pisałem o wszystkich zgonach. Chodziło przecież o tzw. nadumieralność.
@kaesjot
Szkoda, że wyrzuciłeś te notatki, bo się napracowałeś i poszło na zmarnowanie.
Jednakowoż takie dane, jak wyszczepialność na grypę, można znaleźć bez trudu w sieci.
Zapewniam jednak, że w żadnym kraju nie osiągnięto takich wyników, jak twierdziłeś. Takie korelacje są zatem kompletnie bez sensu.
To już raczej większa liczba zgonów koreluje z odsetkiem bardzo starych ludzi w społeczeństwie. W krajach jak Hiszpania czy Włochy, gdzie ludzie żyją przeciętnie dłużej o 7 lat niż w Polsce i w wielopokoleniowych rodzinach z tradycją długich, niedzielnych biesiad, widać to było wyraźnie.
Ponadto, gdyby zastosować twoją logikę, to czy wielki skok umieralności w Polsce zimą i teraz ma jakiś związek ze szczepieniami przeciw grypie?
Możliwe, że tak, ale odwrotny niż ci się zdaje, bo zamówiono o wiele za mało (nikt nie wie, ile) dawek szczepionki przeciw grypie, a było bardzo wielu chętnych na to szczepienie.
Wystarczyło dla ca 5 proc. społeczeństwa.
Z informacji Szczepienia.info wynika, że w ubiegłym sezonie zaszczepiło się jedynie 4,12 proc. populacji, w grupie seniorów więcej, bo 15,1 procent. Dla porównania, rekomendacje WHO mówią o zalecanych szczepieniach na poziomie 75 procent w grupie powyżej 65 roku życia.
W Australii jak widać postąpiono inaczej i zamówiono prawie 15 mln. dawek.
Zaś w listopadzie 2020 zmarło „na kowid” prawie nieskończenie więcej osób niż w listopadzie 2005 (tak uczy matematyka).
Jaka matematyka tak uczy?
Jeśli w listopadzie 2005 na COVID-19 (lub w związku z nim) zmarło 0 osób, a w listopadzie 2020 zmarło 11 968 (oficjalne dane), to różnica (więcej) wynosi 11 968, a nie „prawie nieskończenie więcej”.
@markot
„Jeśli w listopadzie 2005 na COVID-19 (lub w związku z nim) zmarło 0 osób, a w listopadzie 2020 zmarło 11 968 (oficjalne dane), to różnica (więcej) wynosi 11 968, a nie „prawie nieskończenie więcej”.”
W oryginalnym postcie markota , któren mnie zainspirował, mowa jest o:
„zmarło prawie DWA RAZY więcej osób ”
Przez ile razy trzeba przemnożyć zero, żeby wyszło 11 968?
Albo weźmy to procentowo: 11968 – 0 podzielone przez zero, ile to jest procent wzrostu? Uprzedzająco, wiem, że się nie dzieli przez zero, ale granicę już można próbować wyznaczyć. Czyli, jeżeli w mianowniku zbliżamy się do zera, to do czego PRAWIE zbliża się iloraz? A jak jeszcze doda się wszystko, co jest „w związku z kowidem”, łącznie z ze związkami partnerskimi, to może nawet przekroczymy nieskończoność … No bo co jest w ciągu ostatniego roku bez jakiegoś związku z kowidem?
A tak naprawdę ciągle chodzi mi o to, że mamy od roku bezprecedensowy wzrost żonglerki danymi „w związku z kowidem” z wyraźnie wytyczonym wektorem. Trochę zatem sobie pospekulowałem, żeby pokazać, że można tym wektorem poobracać na różne strony stosując triki
podobne do tych, którymi raczą nas na co dzień WMPWM+ Graficznym obrazem jest aktualnie pan premier pewnego państwa w środkowej E, który w nienagannym garniturku, mkijażu i manicurze prezentuje się na tle wykresu o powierzchni coś pół hektara, gdzie na niebieskim tle pnie się, z niejakim trudem i naciąganiem, wykres z naniesionymi danymi w coraz bardziej krwawo-czerwonej tonacji. Może to niezbyt ładnie z mojej strony, bo temat jednak śmiertelnie poważny, ale czasami trudno zdzierżyć.
Dyskusja na blogu zboczyła gdzie chaszcze i zarośla, a o swoje prawa i godność cały czas upomina się niszczona nauka. Niestety aż tak bardzo w obronie jej, czyli nauki, nie stanę bom albo prostak i cham i małom wyczulony na piękno jej dokonań, albo obiektywnie rzecz biorąc jest ona jakaś taka nijaka i za bardzo jej w gwizdek idzie. I zastanawiając, się co żesz za dobrodziejstw doświadczyłem „z boku” uznałem, że tak naprawdę to nauka mogłaby dla mnie istnieć w bardzo skromnym wymiarze. Jakaś pułapka na myszy, ewentualnie scyzoryk wielofunkcyjny… i to by mi wystarczyło.
Bo to co dobre w moim życiu jest oto tych ludzi zasługą, bo od nich między innymi takie „coś”dostałem:
Od dziadka Józefa
Piękne usposobienie i brak skłonności do gniewu
Od mamusi
Szacunek wobec Boga i szczobrodliwość
Od tatusia
Względem ludzi uciążliwych oraz popełniających błędy łatwość w przebaczaniu zmianie nastawienia do nich
Od ciotki Krystyny
Miłość do bliskich, do prawdy i sprawiedliwości
Od wujka Stanisława
Porzucenie zabiegów związanych z miłością do chłopców
Od Boga
Dobrych dziadków, dobrych rodziców, dobrą siostrę, dobrych nauczycieli, dobrych domowników, krewnych, przyjaciół niemal wszystko
Od duchownych chrześcijańskich uzyskałem to, że nie tknąłem Joli, ani Leopolda a i z późniejszych miłosnych namiętności zdołałem się wyleczyć
…a od Bohatyrowiczowej i Pani Joanny Brych wiedzę, że oglądając Netflixa również można mieć pozytywny wpływ na otoczenie.
@TOKOLA
Już się tak nie wysilaj, bo nie miałeś podstawy, ale koniecznie chciałeś wtrącić coś o żonglowaniu danymi i mnożeniu przez zero, więc szukałeś punktu zaczepienia choćby przez manipulację cudzych wypowiedzi.
Przypominam, że mowa była o zgonach w ogóle i porównaniu ich liczby w roku 2020 do lat poprzednich.
Jeśli jesteś uczciwy, to jeszcze raz przytocz całe (inspirujące cię) zdanie:
w listopadzie 2020 – zmarło prawie dwa razy więcej osób (o 97,2 proc.) niż w listopadzie 2019.
i przypomnij, od kiedy jest mowa o koronawirusie i zgonach z jego powodu.
Jeśli ktoś tutaj żongluje, to ty – logiką 😉
Ludzie gadają, zanim pomyślą; jeżeli zaś potem widzą, że twierdzenie ich było błędne i że nie mają racji, to pragną jednak, aby się chociaż wydawało, jak gdyby było na odwrót
(Artur Schopenhauer)
markot
27 marca 2021
„Już się tak nie wysilaj, ”
Ależ zapewniam, że się nie wysilam – wszystko to przychodzi mi naprawdę lekko.
„ale koniecznie chciałeś wtrącić coś o żonglowaniu danymi i mnożeniu przez zero,”
Nie chciałem, samo jakoś tak wyszło.
„więc szukałeś punktu zaczepienia”
Jak wyżej.
” choćby przez manipulację cudzych wypowiedzi.”
Przypominam, że w tytule wątku zawarte jest pytanie o to
jak zepsuć naukę. Wyszedłem zatem naprzeciw oczekiwaniom gospodarza i pokazałem, jak ja bym to zrobił (wzorując się na WPPWM+).
„Przypominam, że mowa była o zgonach w ogóle i porównaniu ich liczby w roku 2020 do lat poprzednich.”
Czyli nie ma między nami sprzeczności – ja też proponowałem rok poprzedni, konkretnie — 2005.
„Jeśli jesteś uczciwy, o jeszcze raz przytocz całe (inspirujące cię) zdanie:
w listopadzie 2020 – zmarło prawie dwa razy więcej osób (o 97,2 proc.) niż w listopadzie 2019.”
Uczciwie mówiąc, nie wiem, czy jestem uczciwy, ale mimo to przytaczam; proszę bardzo:
‚w listopadzie 2020 – zmarło prawie dwa razy więcej osób (o 97,2 proc.) niż w listopadzie 2019.’
„Jeśli ktoś tutaj żongluje, to ty – logiką”
E tam — jakbym potrafił żonglować, to byłbym teraz premierem, profesorem medycyny, albo – cyrkowcem .
@Artur Schopenhauer
„Ludzie gadają, zanim pomyślą”
Panie Schopenhauer, skąd ta pewność, że ja jestem ludź?
A może jestem algorytmem, nasłanym przez samego Putina?
Jakby nie było i kim bym nie był, dziękuję za radę i już się nie wysilam.
„…a od Bohatyrowiczowej”
Skruszona muszę wyznać, że Netflix zaprotestowałby, nie podpisałby sie pod tym,
nie poświadczył.. bo od dawna mnie u siebie nie widział…
Od kwarantanny z kontaktu syna … oglądam po sztuce każdego dnia, produkcje
które warto jeszcze raz zobaczyć…
Widziałam trochę filmów z Tadeuszem Janczarem, Teresą Iżewską.
Choć i ja miałam wujka Stanisława, nie uczył mnie zabiegów porzucania,
i stad na Teresę patrzyłam łapczywie…
Jako mama Dudusia, na helskiej plaży, brunetka, ależ mnie oczarowała!
Oglądałam ostatnio smacznie, może ze smakiem, do teraz mam przed otwartymi oczyma, numer boczny samochodu 8 12 46, jego pakę , dokazujących w niej Saszkę i Warwarę, nieświadomych otoczenia przez hitlerowców…
Smakuję tez i tego: C dur G dur Amol F dur – dwa bicia w dół, dwa kciukiem
w góre, po jednym biciu w dół i górę, po razie na akord…
F#m7 znów, jak do tego chwytu naciągnąć małego palca?!
Z tamtym wpływem, to w niektórych przypadkach poleciałem zanadto hiperbolą, ale w niektórych… a tak naprawdę to ową konstrukcję laurki zapożyczyłem od Marka Aureliusza który w swoich „Rozmyślaniach” coś takiego zamieścił.
A ponadto kończę moje poddachowe lokum, które w zasadzie są dwoma pokojopomieszczeniami.
Właściwie już skończyłem – jeszcze naścienne, pędzlem malowane, aparatem pstrykane wytwory jakichś artystycznych dusz.
W tej chwili pracuję koncepcyjnie nad tryptykiem „Plecy”. Nie będę pierwszy (są słynne „Plecy” Abakanowicz) ale moje plecy są w zasadzie dwuwymiarowe, czyli jakieś oleje na płótnie i jedna akwarelka. W sumie trzy obrazy i ich pięć z plecamy.
Teraz poważniej, czyli właścicielki owych pleców:
Obraz który jest oczywiście kopią, ale ci którzy widzieli… Zresztą obrazy są raczej mało znane, więc mogę wciskać ,że to są oryginały… i do tego przeze mnie malowane:
https://www.auctionzip.com/auction-lot/szymon-mondzain-szamaj-mondszajn-act-alina_145443FA1E/
Link trochę zmyłkowy sam tekst również, no i tytuł obrazu „Studium głowy” ( Gajewski)ale mi w zasadzie chodzi głównie o plecy.
Przejeżdżając kiedyś przez Bydgoszcz wpadłem do jakiejś galerii, a tam wystawa malarstwa polskiego z pocz XX w. I ten obraz mi jakoś utkwił. Znalazłem w sieci, znalazłem niezłą malarkę, zleciłem i namalowała. Podoba się.
Drugi to też plecy.
Ale jakie!
Kiedyś odwiedzając chełmskie muzeum nabyłem robiący niezłe wrażenie album. Album był wydany przy okazji tamtejszej wystawy a poświęcony był nieznanemu m zupełnie Szymonowi Mondzainowi. Okazało się facet urodził się w Chełmie ( kiedyś, kiedyś), ale przez Kraków (ASP) wylądował we Francji. Wylądował i malował. Moim zdaniem nieźle.
Namalował między innymi Alinę.
A oto Alina i jej plecy. W tej chwili są myte… żartowałem…oczywiście malowane:
https://www.auctionzip.com/auction-lot/szymon-mondzain-szamaj-mondszajn-act-alina_145443FA1E/
No i ostatnie plecy. Tutaj też trochę zmyłkowe w tytule.
Kiedyś, myląc galerie (szukałem moich kalendarzy z „ludzieńkami” na 2021 rok – znalazłem ostatecznie) przez przypadek. wszedłem na stronę z aktami i moim oczom ukazało się coś takiego:
https://galeriamarzenie.pl/pl/p/AKT-IX-Kovelinas-Andrius/613
Niedrogie, wymiarami mi podchodzi, kształty pleców też bez zarzutu i chyba one będą stanowić uzupełnienie mojego tryptyku z „plecami” w roli głównej.
A pod nimi, obowiązkowo ( zastanawiam się nad ilością), dla równowagi , na podłodze znajdował się będzie On, czyli mój plecak. Plecak ze starych, dobrych, traperskich czasów.
To będzie mój autorski wkład w całość projektu artystycznego.
W poprzednim komentarzu ten link miał być jako pierwszy.
To są plecy z Bydgoszczy:
https://bydgoszcz.wyborcza.pl/bydgoszcz/1,128852,15362218,Malarz__ktory_uwiecznil_bydgoska_Wenecje.html
@ Grzeszny Kukula
No i co grzeszniku,
poleciałeś z hiperbola i starasz się rakiem wycofywać, ale Ci tym razem tego nie odpuszczę.
Rozumiem, ze w domu nie masz lodówki, elektryczności, komputera, uzębienie niepełne, mleko pijesz prosto z krowiego cycka, a świnka właśnie się wykrwawia, bo jedzonka nie ma, jak zakonserwować.
Ponadto chodzisz na boska a ręce myjesz świeconą wodą.
A w niedziele jak dobry chrześcijanin idziesz do szpitala, jak Święty Aleksy, wrzody chorym wypijać w ramach pokuty.
Oj Kukuła, Kukuła pogubiłeś się w tym świecie i koniecznie chcesz obrywać jak dobry chrześcijanin. Raz z prawej strony potem z lewej. A jak za mało to idziesz do innego bloga aby Ci poprawili.
Być może kilkanaście generacji wcześniej szaman w Twojej wiosce przeznaczyłby Cię na ofiarę z okazji zjawiska astronomicznego, nie widząc zbytniego pożytku z Ciebie.
A nie przyszło Ci do głowy, aby tak szyję wyciągnąć i popatrzeć na swój system wartości i religię jak na skończony i zamknięty twór w mózgu?
To Ci objawię prawdę naukową, jak grzesznik (innej kategorii) , grzesznikowi, ze to cos co się kołacze w twojej głowie to podzbiór zjawisk fizyko-chemicznych w ramach szeroko rozumianej nauki.
Ostatnio [*] w ramach badań, wstawiono trupa do MRI.
Neurony w trupim mózgu w warunkach beztlenowych odpalały jeszcze przez dwadzieścia cztery godziny. Nie wątpię, ze w tym czasie trupi mozg doświadczał Światłości, może Piekła a moze podziwial czarna dziure.
Trup niestety tego nie powiedział, chociaż ponoć jest wyjątek, który jest podstawa przynajmniej pięćdziesięciu odmian chrześcijaństwa.
Ref *
Could a final surge in brain activity after death explain near-death experiences?
https://www.nature.com/scitable/blog/brain-metrics/could_a_final_surge_in/
@R.S.
Zacząłem czytać i stwierdziłem że to co wymieniasz, to ja to wszytko mam, ale wyobrażam sobie życie bez tych wszystkich darów nat… przepraszam, darów nauki i życie takie wcale nie byłoby nudne.
Uważał tak mój dziadek którego wieś zeelektryfikowali w latach 60-tych.
Lodówkę kupił sobie dosyć późno, ale i tak mówił, że mu smalec jakoś prądem śmierdzi,
Komputera z wiadomych powodów nie miał, ale gdyby nawet, to uznałby, że mu do niczego potrzebny nie jest, bo jak krowy ryczą to komputer mu siana nie da i tym bardziej kubła z wodą pod pysk krowie nie postawi.
Jeżeli chodzi o stomatologa to dziadek miał na starość 1 (słownie:jednego) zęba, ale chleb sobie w mleku zamaczał, z kartofli wszystkiej wody nie odcedzał to miał kartofle miękkie, prawie puree i z jednym zębem 86 lat przeżył.
A konserwy?
Dziadek 2 razy do roku ( przed świętami) świnkę na haka wieszał i własnoręcznie rozprawiał, a że w piwnicy miał piec chlebowy i wędzarnie to sobie bardzo dobrze z babką (żyła 85 lat) radzili
A mleko?
Mleko w bańce do studni wpuszczał i nie dość że śmietanę miał swoją to świeży ser od czasu do czasu babcia mu z kluskami na obiad serwowała. I na termin przydatności nie musiał się patrzyć.
Nauka mojemu dziadkowi do niczego nie była potrzebna.
Cepy były dżewiane, grabie tożsame, a widły to mu kowal ze wsi zrobił.
@R.S.
Ja, Ciebie rozumiem, bo Ty Amerykanin teraz i do narodu noblistów naukowych się zapisałeś, ale ja jestem Polak i wiesz, że Polacy noblami pisanymi słyną, a ja po prostu tę tradycję bardziej metafizyczną propaguję.
R.S.
A na poważnej już przy następnej okazji, chociaż te argumenty – ja przynajmniej – traktuje jak najbardziej serio.