Szczepienie, szczepienie i po szczepieniu
Wpis będzie inny niż zwykle, bo nie dotyczy wydarzeń ze świata nauki, tylko mojego doświadczenia ze szczepieniem na COVID-19 i związanymi z nim konsekwencjami.
Prolog (długi)
Nie jestem aktywnym naukowcem. Nie pracuję też na uczelni i choć wciąż mam kontakt z nauczycielami akademickimi, to nie uważam się za jednego z nich. Dlatego gdy ogłaszają, że nauczyciele znajdą się w grupie „1”, nieprzesadnie mnie to zajmuje. Tym bardziej że argumentem za priorytetem nauczycieli jest powrót do nauki szkolnej, a to kwestia oświaty powszechnej, a nie szkolnictwa wyższego.
Wciąż jestem na liście adresowej pracowników macierzystego wydziału i widzę presję kolegów tam zatrudnionych, by wnioskować o włączenie nauczycieli akademickich do grupy „1”. Rektor to zdanie podziela. O dziwo władze przychylają się do próśb środowiska.
Wciąż mnie to osobiście nie interesuje. Ale okazuje się, że kategoria nauczycieli akademickich jest szeroka i objęła osoby niezatrudnione, ale mające mniej lub bardziej gościnne zajęcia ze studentami. To m.in. ja. W sumie ma to sens – w mijającym semestrze prowadziłem zdalnie zajęcia na jednej uczelni i niewykluczone, że jesienią też tak będzie. Czy robię to etatowo, czy hobbistycznie, nie powinno mieć znaczenia.
Okazuje się, że szczepionek mRNA Pfizera i Moderny jest mało, a AstraZeneki nie powinno się podawać ludziom starszym. Poza tym – zwłaszcza w przypadku AZ – im krótszy odstęp między dawkami, tym mniejsza szansa na sprawne uodpornienie (niech Marcin Nowak wybaczy mi niefachowe słownictwo). Zatem coraz mniej prawdopodobne, że nauczyciele zdążą sobie wyrobić odporność przed końcem roku szkolnego. No ale harmonogram został już ogłoszony.
Przyznaję, wolałbym szczepionkę mRNA. AZ ma zalety szczepionek konwencjonalnych, ale mniejszą skuteczność, za to większe prawdopodobieństwo odczynów poszczepiennych. Ostatecznie jednak lepsza Astra w ręku niż Pfizer w zamówieniu.
Swoją drogą, czy ktoś z Państwa zauważył, żeby jakakolwiek osoba grająca Kasandrę wobec szczepionek nowej generacji zaakceptowała wykorzystującą stare mechanizmy szczepionkę AZ? Raczej odwrotnie, „sceptycy” nagle mają zastrzeżenia do szympansiego wirusa. Nie wiadomo, skąd się to bierze, ale dla efektu obrzydzenia nie potrzeba racjonalnych argumentów. Można np. wychwalać borsucze sadło (w polskiej medycynie ludowej sam zetknąłem się z psim smalcem) jako coś wspaniałego w swej naturalności i jednocześnie przestrzegać przed użyciem otoczki wirusa atakującego szympansy. Pisałem o rosyjskim trollingu z początku pandemii i prognozach, że obejmie kwestię terapii. „Małpia szczepionka” jest tego kolejnym przykładem.
Na razie to jednak trochę dzielenie skóry na niedźwiedziu. Ruszają zapisy nauczycieli oświatowych, a o akademickich nie wiadomo nic. Ja sam nie mam wcale pewności, czy się łapię, czy nie. 11 lutego rektor, chyba zniecierpliwiony pytaniami pracowników, wysyła pismo, że nic nie wiadomo i trzeba czekać. Już dzień później ministerstwo ogłasza, że rejestracja nauczycieli akademickich ruszy w poniedziałek o godz. 8 rano, a o godz. 12 odbędzie się webinarium dla koordynatorów z instrukcją, jak to obsłużyć. Termin rejestracji upływa w czwartek w południe. Przez weekend różne uczelnie wywieszają na stronach ogólnikowe komunikaty.
Uczelnia, na której prowadzę zajęcia – też. W poniedziałek wczesnym popołudniem pojawia się konkretniejszy komunikat, z którego wynika, że osoby prowadzące zajęcia na podstawie umów o dzieło także kwalifikują się do szczepień. Na skrzynki służbowe rozsyłane są maile. Jak można się domyślić, osoby nieetatowe (w tym doktoranci) mogą ich nie mieć. Ja nie mam. We wtorek na maila niesłużbowego, którego używam do kontaktu z administracją uczelni, przychodzi informacja, że powinienem podać trochę danych, żeby można mnie było wprowadzić do systemu. W środę administracja ma pełne ręce roboty, żeby osoby takie jak ja w tym systemie umieścić. Wieczorem powinna zajść migracja danych i zostanie mi kilkanaście godzin na rejestrację. Migracja zaszła, formularza rejestracyjnego brak. W czwartek rano – parę telefonów. O godz. 11 pojawia się formularz. Mam godzinę na rejestrację. Udaje się. Tymczasem ministerstwo przedłuża termin do piątku wieczorem.
Lista punktów szczepień jest długa. Lista punktów przewidzianych dla nauczycieli – nie. W zasięgu kilkudziesięciu minut piechotą od mojego domu – prawie żadnego. Najwięcej sensu ma szpital. Jakieś 20 lat temu trafiłem tam z EKG zawałowca, choć jako żywo zawału nie miałem, więc lekarze z przychodni mieli konfuzję, a ze szpitala – konfuzję z podejrzeniami, których nie mogli zweryfikować. Nie pamiętam już dobrze, ale zdaje się, że mieli maszynę do echa serca (nie mogę się opędzić od skojarzenia z Leopoldem Staffem), tylko nie było nikogo do obsługi (może wpadał raz na tydzień?). Ostatecznie to szpital od urazów, a nie tamponady. Trochę tam poleżałem, aż doszli do wniosku, że najlepiej będzie wysłać mnie na badanie do instytutu kardiologii, gdzie uznano, że może lepiej mnie jeszcze zatrzymać. Odesłali mnie po paru dniach, wyleczyli, a pierwotny szpital musiał tylko wystawić wypis. Może to nie najlepsze skojarzenia, ale przez lata pewnie cała kadra zdążyła się zmienić, a poza tym mam się szczepić, a nie leczyć.
Ktoś znajomy też się tam zapisał i dostał maila z terminem. Ja nie. Po paru dniach dzwonię do szpitala i o dziwo całkiem sprawnie przełączają mnie na rejestrację (oczywiście numeru nie ma nigdzie w sieci). Z terminami przysłanymi mailem się nie negocjuje, przez telefon łatwiej. Mam przyjść między godz. 9 a 12. W sumie dobre podejście – najwyraźniej już wiedzą, że podanie konkretnej godziny skończyłoby się obsuwami i pretensjami. Tak się składa, że koło punktu szczepień wiedzie moja droga do pracy i czasem po godz. 8 widzę kręcących się ludzi, którzy pewnie chcą się zaszczepić już o 9.
Mój termin jest stosunkowo późny. Nauczyciele oświatowi już w przytłaczającej większości mają pierwszą dawkę za sobą. Duża część akademickich też. Mam trochę znajomych wśród tych pierwszych, a jeszcze więcej wśród drugich. Znajomych z kręgów lekarskich i przemysłu medycznego mam mniej, ale ich relacje są mniej adekwatne do mojej sytuacji, bo ci dostają szczepionkę Pfizera.
Ostatni raz byłem szczepiony, kiedy macierzysty wydział sponsorował terenowcom prewencję przeciw kleszczowemu zapaleniu opon mózgowych. Było to kilkanaście lat temu i nie pamiętam, żebym po którejkolwiek dawce zauważył coś niepokojącego. Teraz znajomi raportują głównie gorączkę i jeden dzień wyjęty z aktywności. Niektórzy nieco więcej. Inni z kolei prawie na nic się nie uskarżają. Tych ostatnich da się policzyć na palcach ręki. Jednej. Drwala.
Powtarza się sformułowanie „sztuczna grypa”. Z reguły kilka godzin po szczepieniu temperatura zaczyna rosnąć, nadchodzi trudna noc i dzień z gorączką ok. 39 st. Niektórzy mają nieco ponad 37, a czują się, jakby mieli stopień więcej. Częsty jest ból głowy i ręki. Zdarza się ból mięśni. Wszyscy polecają paracetamol. Niektórzy zawczasu rezerwują teleporadę, żeby dostać dzień zwolnienia z pracy.
Mnie akurat w tych dniach wypada praca zdalna, i to bez telekonferencji, więc niczego nie rezerwuję. Pewnie jakoś przetrwam. Termin się zbliża.
Dzień -1
Dzień jak co dzień. Pracuję zdalnie. Wieczorem zaczyna mnie boleć głowa. To u mnie bardzo częste. Może nie jest to kliniczna migrena, ale jestem bardzo podatny na taką przypadłość. Czasem mam objawy przypominające kaca po małym piwie. Biorę ibuprofen i idę spać.
Dzień 0
Ibuprofen najwyraźniej zadziałał. Budzę się ze stłumionym bólem głowy, który wietrzeje gdzieś w porannym prysznicu. Do punktu szczepień docieram ok. 11. Kolejka do rejestracji jest krótka. Następna jest trudna do oszacowania – kilkanaście, może kilkadziesiąt osób. Korytarz jest wypełniony dość luźno, ale w całości, nie wiadomo, ile ma zakrętów. Wśród osób czekających na swoją kolej są osoby już zaszczepione, czekające przepisowy kwadrans na ewentualny wstrząs anafilaktyczny (spojler – nikomu przy mnie się nie przydarzył), albo takie, które przyszły dla towarzystwa. Upewniam się, kto jest przede mną. Ktoś upewnia się, że jest po mnie.
Większość z nas niejedną kolejkę w życiu widziało. Zasadniczo atmosfera jest dość pogodna. Ktoś wyraża umiarkowane oburzenie, że zaszczepiono go o 11, choć miał termin o 9:45. Mijają prawie dwie godziny i nadchodzi moja kolej.
Czasem mówi się, że nic się nie poczuło – na wyrost. Tym razem naprawdę bardziej widzę wkłucie, niż je czuję. W porównaniu z wkłuwaniem do poboru krwi to naprawdę zupełnie inna jakość. Pielęgniarka przykleja plaster, radzi przykładać w razie czego mrożonki, brać paracetamol albo pyralginę.
Wracam do domu. Co jakiś czas sprawdzam temperaturę. Domowy termometr na podczerwień potrafi wskazać wyniki różniące się o stopień w dwóch pomiarach w, wydawałoby się, identycznych warunkach i nie umiem go wykalibrować. Ale coś tam pokazuje. Czoło przez całe popołudnie i wieczór ma według niego od 36,1 do 36,7 st. W okolicy wkłucia zaczynam czuć głęboki, tępy, dość słaby ból, trochę przypominający zakwasy.
Paracetamol czeka. W moim dzieciństwie dla lekarzy było oczywiste, że gorączkę powyżej 37 st. pod pachą (teraz taka temperatura chyba nawet nie spełnia kryterium gorączki) zbija się polopiryną. Nikt nie słyszał o Randolphie Nessem, George’u Williamsie i medycynie darwinowskiej, według której podwyższona temperatura to nie tyle objaw choroby, który trzeba zwalczyć, ile metoda na walkę z patogenami, którą co najwyżej trzeba kontrolować, żeby organizm sam sobie nie zaszkodził. Tu jednak nie ma patogenów, które trzeba zwalczać, a organizm może wytaczać działa w postaci gorączki i stanu zapalnego wobec udawanego wroga, więc nie mam oporów przed hamowaniem jego zapędów.
Wieczorem czuję się zmęczony. Hm… czy to zaskakujące? Przeszywa mnie jakiś pojedynczy dreszcz. Leci serial z angielskimi napisami i zauważam, że nie nadążam ze śledzeniem intrygi. Przełączam na Kajka i Kokosza – tu nie mam problemów z ogarnięciem przekazu. Termometr uparcie nie chce przekroczyć 37 st. Paracetamolu nie biorę, idę spać.
Dzień 1
Noc niespokojna. Dość często się budzę. Coś tam czuć w ramieniu. Niby nie bardzo, ale zawsze coś. Termometr mówi: 36,5 st.
Budzę się poważniej po godz. 6. Uświadamiam sobie, że za zły sen odpowiada ból głowy. Mówiłem, że to dla mnie nic nowego? Dobra, 36,7 to nie powód do zbijania gorączki, ale paracetamol działa też przeciwbólowo – łykam. Smaruję głowę preparatem z alkoholem i olejkami eterycznymi. Trochę dosypiam.
Ból jest dość mocny. Paracetamol go tłumi, ale nie do końca. Biorę prysznic, uderzenia wody w moim przypadku tłumią z reguły ból na jakiś czas, co może być kluczowe dla jakiegoś przełamania się układu nerwowego i zadziałania środka przeciwbólowego. Tym razem trochę tak jest, a trochę nie. Znów smaruję głowę. Jem śniadanie. Staram się nie przemęczać umysłowo.
Przyznam, że nieraz w takiej sytuacji poszedłbym do pracy i albo od aktywności ból przytłumiłby się bardziej, albo zająłbym się mało wymagającymi sprawami. Dziś pracuję zdalnie, więc pozostaje druga opcja. Bardziej wymagające rzeczy zostawiam na jutro.
Zbliża się południe. Czas na drugą kawę. I na drugą dawkę paracetamolu. Dzwoni szefowa – czyli pojawiła się pilna sprawa, której nie da się odłożyć. Rozmawiamy i na swoich komputerach równocześnie przeglądamy dyrektywy i rozporządzenia, żeby sformułować odpowiednie uwagi. Paracetamol i adrenalina sprawiają, że jest to jak najbardziej wykonalne. Dzień może nie jak co dzień, ale jak parę razy na miesiąc. Termometr mówi: 36,4-36,9.
Dzień mija. Idę spać pół godziny, może godzinę wcześniej niż zwykle. Nie widzę potrzeby brania kolejnej dawki paracetamolu.
Dzień 2
Budzę się chyba najbardziej wypoczęty od wielu dni. W ramieniu lekki ból. Termometr nic szczególnego nie mówi. No cóż, nie wygląda na to, żeby szczepionka wywołała u mnie coś, co zapamiętam na długo. Czekają na mnie zaległe sprawy z wczoraj. Zobaczymy, co się stanie za dziesięć i pół tygodnia.
PS. 10 tygodni później
Przez 10 tygodni diagnostyka poczyniła znaczne postępy, bo stan normy temperatury i ciśnienia stwierdzono u mnie bez żadnych zauważalnych instrumentów. Za to od wejścia do wyjścia minęło jakieś 30-40 minut.
Piotr Panek
Komentarze
A czy czip Gatesa Pana nie uwiera?
Nie, ale mam ochotę na banany.
Czipy Gatesa są u Pfizera i tylko dla wybranych.
Ewentualną obecność w organizmie sprawdza się w pobliżu anten 5G. Jak zamrowi… 🙄
Niespodziewana chęć na banany może być wynikiem „mind control” , Morawiecki powinien przywieźć Antonowem banany.
observer 12 MARCA 2021 10:36
Spodziewana chęć nieustannego pisania o Morawieckim jest wynikiem „mind control”???
Krąży po Polsce opowieść, że przez pewien czas od zaszczepienia się należy unikać wszelkiej maści NLPZów, bo się od tego immunizacja psuje. Nie wiem, czy to nie jest legenda miejska. Znalazłem coś z „Journal of Virology”, ale to jednak hipotezy:
https://jvi.asm.org/content/95/7/e00014-21
Paracetamol i metamizol mają przyzerowe przeciwzapalne, więc niezależnie od odpowiedzi, cały problem chyba ich nie dotyczy?
Może z tego samego powodu szczepiąc się Sputnikiem V należy przez dwa tygodnie przed i po szczepieniu nie pić alkoholu?
@markot
Sputnikiem można by potraktować frankowiczów, oni i tak nie mają kasy na alkohol.
@observer
Potem Ziemię będzie okrążał rój frankowiczów, wydających z siebie monotonne „BIIIP! – BIIIP! -BIIIP!”
Do wejścia na orbitę już im niewiele brakuje 🙄
Mamy do czynienia z wielkim eksperymentem.
Na skalę globalną.
Wyniki będą znane powiedzmy za pięć lat.
Wowczas będzie można ocenić skuteczność, czy też szkodliwość kolejnych typow szczepionek.
Oraz, kierunek mutacji wirusa pod wpływem kolejnych typow.
Znamy już bakterie lekoodporne.
Analogia nasuwa się sama…..
Dzięki niejakiemu Darwinowi, a właśnie bardziej wspomnianym Nessemu i Willamsowi, wiemy że medycyna cały czas jest eksperymentem o zmieniających się w trakcie warunkach. No, chyba że stosujemy tradycyjne metody sprzed dwóch tysięcy lat – one żadnej ewolucji nie podlegają…
Trampowi naleza sie gratulacje za zaszczepienie Ameryki. Nie mozna tego powiedziec o Kanadzie.
…tak gratulacje za +500 000 zgonow i bajzel ktory zostawil. Sam po kryjomu sie zaszczepil w styczniu a baza jego wyborcow i reszta kraju niech zdycha.
…pytanie do autora blogu oraz reszty – co to znaczy byc aktywnym naukowcem?
z wlasnych obserwacji w dzialce nauk eksperymentalnych
95% to rzemioslo, 5% nauki
te 95% to przygotowania aby mozna sie przez 5% zastanowic nad tym co wyszlo.
Medycyna jest cały czas jednym wielkim eksperymentem, ale od czasu do czasu ma znaczenie kto zostanie obsadzony w roli grupy badawczej.
Szczególnie kiedy procedury ewidentnie odbiegają od prawideł kanonu.
Na przykład ( co najmniej) dwuletni okres badań klinicznych.
A w przypadku prac nad wiadomą szczepionką badania trwały…ile trwały.
A doba cały czas ma 24 godziny, rok 365 dni…
Bakterie, wirusy, pasożyty, to test naszego układu immunologicznego.
Przeżywają najbardziej wydajne układy biologiczne.
Zmarła na coronowirusa ostatnio moja powinowata.
Zapalenie płuc w wieku 91 lat, często bywa smiertelne…..
Ale w statystykach, ujeta zostanie jako ofiara.
Co najmniej jedno na siedmioro dzieci lub nastolatków spędziło większość ostatniego roku pod zamknięciem, zwiększając niepokój, depresję i izolacji.
Koronawirus doprowadził również do zawieszenia kampanii szczepień przeciwko innym chorobom – począwszy od odry – w 26 krajach, zwiększając zagrożenie dla zdrowia osób nieszczepionych.
Od listopada 2020 r. Uchodźcy i osoby ubiegające się o azyl nie mogą uzyskać dostępu do pomocy w zakresie ochrony socjalnej związanej z COVID-19.
https://www.globaltimes.cn/page/202103/1218091.shtml
============
Te ofiary pandemii, sie nie licza…
R.S.
13 marca 2021
„…tak gratulacje za +500 000 zgonow i bajzel ktory zostawil. ”
Ja tam nie bronię Trumpa (chyba że wysupła jakiś miliard na fundację mojego imienia), jednak dla porządku zachęcam do sprawdzenia, jaki bajzel odziedziczył po poprzednikach. Polecam lekturę (bez miliardowej zachęty ze strony autora i wydawcy) książki Snydera pt. „Amerykańska choroba”. Może się oczęta otworzą szerzej na jedną z głównych przyczyn amerykańskiego sukcesu w biciu rekordów umieralności. Ciarki przechodzą po krzyżu kiedy człowiek sobie uświadomi, że polski biznes medyczny ( b. służba zdrowia) na swój chałupniczy sposób podąża za amerykańskim wzorcem.
@TOKOLA
Czytałem fragment – publikowany w Plus Minus – tej książki.
Ciarki to mało powiedziane.
Drogi @TOKOLA
Oczęta maja mi się otwierać niby na co?
Ja mieszkam w Stanach wiec nie musze czerpać z pośrednich źródeł.
Próby rozwalania reformy ochrony zdrowia, to przecież postulat republikanów od samego początku ACA
A teraz do faktow.
Fakt numer jeden – COVID-19 trafił się za prezydentury kryminalisty Trumpa a nie za Obamy!
Obamy Trump o zdanie nie pytał. Wręcz przeciwnie
Fakt numer dwa.
Obama zostawil NSC’s 69 – stronnicowy dokument jrzadowy ak administracja ma postępować w przypadku pandemii.
https://assets.documentcloud.org/documents/6819703/pages/WH-Pandemic-Playbook-p1-large.gif?ts=1603810350647
Co zrobił Bożyszcze Trump?
Tu mamy fakt numer trzy
Bozyszcze rozpieprzyl advisory board. On wiedział lepiej.
Chinska grypa zniknie sama i co się przejmować trzema zachorowaniami.
Zniknie jak będzie cieplej.
@Slawomirski ma krótka pamięć, albo tubule w zaniku wiec wypisuje swoje ody do Trumpa.
Jak dawać Trumpowi kredyt to po całości.
Ciekawe czy Snyder o tym pisze?
https://www.statnews.com/2020/05/17/the-art-of-the-pandemic-how-donald-trump-walked-the-u-s-into-the-covid-19-era/
R.S.
13 marca 2021
18:51
„Oczęta maja mi się otwierać niby na co?
Ja mieszkam w Stanach wiec nie musze czerpać z pośrednich źródeł. ”
Dear R.S.
Nie bierz wszystkiego tak osobiście. Do otwierania ocząt nikogo nie zmuszam. To była sugestia. Żyjemy w wolnym świecie i jak kto zechce oczęta otworzyć, to otworzy. Ty możesz trzymać zamknięte. Wolna wola. Tylko uważaj przy przechodzeniu przez jezdnię! Nie zalecałem też
korzystanie z pośrednich źródeł – T. Snyder, z tego co mi wiadomo, urodził się w US i tam przez większość życia
mieszkał. Opisany przez siebie stan szpitalnictwa w US też poznał na własnej skórze od podszewki, kiedy w wieku lat 50 zapadł na ciężką chorobę. Nawet, jeżeli – mimo tego – uznać go za „źródło pośrednie”, to osobiście wolę już takie, niźli bezpośrednie doświadczanie tego, co on przeżył.
Tobie też, dear R.S., tego rodzaju bezpośredniości nie życzę!
Co zaś do panów Obamy i Trumpa, to jako zaciekły hetero nie mam do żadnego z nich jakiegoś osobistego emocjonalnego stosunku, ani miłości ani nienawiści, czemu chyba po części dałem wyraz. Nie bardzo więc pojmuję sens pozostałej części Twojego, dear R.S., komentarza.
I zdrowia życzę!
Struktura federacyjna i płatna, zdecentralizowana służba zdrowia, uniemożliwia skoordynowane działanie na poziomie kraju.
To jest problem USA.
Europa ma inny problem.
Zbyt wiele kręgow/ osrodkow decyzyjnych.
Kraje rozwijające się, takich problemow nie maja.
Bo u nich SŁUŻBA ZDROWIA nie istnieje.
I to jest moim zdaniem grupa kontrolna tej pseudopandemii.
Jaka będzie smiertelność w tej grupie niezaszczepionych, nie majacych pomocy lekarskiej, w stosunku do mających dostęp do szczepionek, szpitali?
Oby były to statystycznie znaczace liczby.
W przeciwnym wypadku, należy uznać, że media i ich sponsorzy są siłą dominującą, dowolnie kształtującą rzeczywistość.
I nie ponoszącą żadnej odpowiedzialności za skutki.
Fragment wspomnień Snydera opisujący posługę amerykańskiej placówki zdrowie przywracającej. Z artykułu o którym wspominałem:
„Lekarzy oraz pielęgniarki zwalniano za przynoszenie do pracy własnego sprzętu ochronnego, gdyż obnażało to braki w zapasach szpitali. Za każdym razem, gdy przebywałem w amerykańskim szpitalu, czułem presję, bym go opuścił. W noc, gdy prawie umarłem w przedsionku szpitala, nikt nie wykazywał szczególnej troski o mnie.
Kiedy rozchorowałem się w Monachium w grudniu zeszłego roku, również powinienem był głośniej się skarżyć, a lekarze powinni byli bardziej polegać na technice. Gdyby niemieccy specjaliści zlecili tomografię komputerową, prawdopodobnie zobaczyliby obrzęknięty wyrostek robaczkowy i podaliby mi antybiotyki lub przeprowadzili operację. Jednak gdyby do końca leczono mnie w Niemczech, zostałbym w szpitalu znacznie dłużej, otrzymałbym odpowiednie antybiotyki i byłbym obserwowany. Wręcz nie do pomyślenia byłoby katastrofalne amerykańskie skąpstwo skutkujące wyrzuceniem pacjenta ze szpitala zaraz po wycięciu mu wyrostka, bez poinformowania go o drugiej infekcji. To właśnie przez taki scenariusz trafiłem, nieświadomy własnego stanu, do szpitala na Florydzie.”
@TOKOLA.
Nie wiem co opisuje Snyder ale zapewniam czytelnika ze oczy mam otwarte cały czas.
Znane są przypadki, gdy rachunek szpitalny wynosił ponad milion lub szpital odmawia przyjęcia pacjenta albo po operacji wyprowadzają na krawężnik.
Z własnych doświadczeń bardzo dawno temu, mieliśmy do czynienia z horrendalnymi rachunkami, gdy moja trzyletnia córka miała astmę i ubezpieczyciel oświadczył, ze nie pokryje badan desentyzujacych.
Zanim Obamie udało się wprowadzić „ACA” czyli ustawę znaną jako Obama Care, ubezpieczyciele odmawiali pokrywania tz warunków pre-existing conditions.
A pre-existing condition is an illness or health condition that was known and existed prior to applying for health or life insurance. Before the introduction of the Affordable Care Act (ACA), health insurance companies could deny coverage or charge you more for pre-existing conditions.
Moja riposta głownie dotyczy wpisu, bynajmniej nie Twojego ,
ale skoro wtórnie zacytowałeś mnie z okazji trumpiego bajzlu, to jedyne co mi przychodzi do głowy, aby zakończyć temat
przytoczę analogię o strażaku, co podpalał, a potem brał udział w gaszeniu pożaru po czym oczekiwał nagrody.
Trumpowi należą się gratulacje za zaszczepienie Ameryki. – I don’t think so.
Być może opinie w Kanadzie czy w Polsce są inne na temat tego kryminalisty, ale to temat bardziej pasujący do blogu Szostkiewicza lub Passenta.
moj wpis o 20:39 sie moderuje ???
@Kukula,
Potwierdzam co pisze Snyder.
Takich przypadkow jest wiele, szczegolnie gdy ludzie nie maja ubeazpieczenia.
Pelna zgroza.
Operation Warp Speed zainicjowana przez prezydenta Trumpa sprawia ze Ameryka sie szczepi na Covid19 ponad 2 mln na dzien. Prosze porownac to do tragicznej sytuacji w Kanadzie. Ameryka wygladalaby tak jak Kanada gdyby nie Trump.
Jaka będzie smiertelność w tej grupie niezaszczepionych, nie majacych pomocy lekarskiej, w stosunku do mających dostęp do szczepionek, szpitali?
To sobie zobacz, co się dzieje w Brazylii, gdzie prezydent Bolsonaro długo negował istnienie wirusa i zagrożenie pandemią, a jak się ocknął, to za późno zabrał za zamawianie szczepionek…
W biednych krajach afrykańskich, gdzie ludzie doświadczani licznymi epidemiami i słabością systemów pomocy medycznej, mają już wyćwiczone odruchy (mycie rąk, dezynfekcja, dystans, maski), jest znacznie mniej przypadków infekcji koronawirusowej. Ludzie zdają sobie sprawę, że jak sobie sami nie pomogą, to nie mają na kogo liczyć.
a tak bez hipokryzji to chyba nie odmowi @Slawomirski dania kredytu profesorowi Zhang Yongzhen, bez ktorego rzemiosla (zwal jak zwal), swiat nie znal by kodu virusa
a po drugie
… pharmaceutical companies got started on that process while Trump was still denying COVID-19 would ever become a problem…
a po trzecie
jeszcze raz o strazaku
co podpalił,
a potem brał udział w gaszeniu pożaru po czym oczekuje aplazu uznania,
gdy cala reszta personelu medycznego zapieprza 24/7/365 a on gral sobie w golfa
USA
Liczba przypadków koronawirusa na milion mieszkańców — 90 372
Liczba zgonów — 1644/mln
Liczba całkowicie zaszczepionych — 10 proc. (FULLY VACCINATED: 35,000,159)
Tragiczna sytuacja w Kanadzie
Liczba przypadków — 23 846/mln
Liczba zgonów — 591/mln
Liczba całkowicie zaszczepionych — 1,6 proc. (590,674)
Sytuacja w Polsce
Liczba przypadków — 49 960/mln
Liczba zgonów — 1245/mln
Liczba zaszczepionych — 4 proc. (1,555,400)
@Slawomirski
„Prosze porownac to do tragicznej sytuacji w Kanadzie. Ameryka wygladalaby tak jak Kanada gdyby nie Trump.”
Chętnie porównam. Proszę tylko o uściślenie tematu. Konkretnie. Jakieś opisy masowej zagłady Kanadyjczyków, łacznie z niedźwiedziami polarymi i bobrami, odciętych od dobrodziejstw pandemii w US zamkniętą granicą?
@Blog szalonych naukowców
wiemy że medycyna cały czas jest eksperymentem o zmieniających się w trakcie warunkach
Obawiam się, że nadużywacie w tym przypadku słowa „eksperyment”. To jest zresztą dość popularne podejście wśród lekarzy, którzy przekonują, że każdy lekarz, w każdej sytuacji klinicznej, prowadzi w odniesieniu do pacjenta „własny, mały eksperyment” (to jest cytat, ale nie pamiętam, gdzie na niego natrafiłem).
Każda decyzja kliniczna jest podejmowana (przynajmniej w jakimś-tam zakresie) w sytuacji niepewności. Wiele z takich decyzji ma charakter półempiryczny i wymaga korygowania ex post (np. „diagnosis ex juvantibus”).
Ale to samo dotyczy każdej decyzji „technicznej”, a także decyzji w życiu codziennym. Nie ma sensu nazywać rutynowego leczenia „eksperymentem”. Tak samo nie ma sensu nazywać „eksperymentem”
* rutynowego projektowania maszyn lub budowli – mimo, że może się nagle okazać, że piaskowiec z kamieniołomu X ma wytrzymałość na zgniatanie odbiegającą od podawanej w podręcznikach dla „piaskowca w ogólności”, warunki geologiczne pod fundamentami mogą zostać niedostatecznie rozpoznane, a konkretny odlew metalowy może mieć w środku pęcherze, pęknięcia lub inne nieciągłości;
* wyboru kierunku natarcia na wojnie – mimo, że regularności strategii, sztuki operacyjnej i taktyki są wątpliwe jako „prawa nauki”, a liczebność, jakość i urzutowanie wojsk przeciwnika może być w danym momencie nieznane;
* regulowania silnika;
* decyzji osobistych, jak wybór rodzaju wykształcenia i szkoły, wybór partnera życiowego itp. albo „co zrobić dziś na obiad” (jako względnie autonomicznego robota kuchennego ten ostatni typ decyzji interesuje mnie szczególnie).
Przy takim podejściu wszystko byłoby eksperymentem, to jaki sens tak to nazywać (…and when everyone’s super… no one will be)?
No, chyba że stosujemy tradycyjne metody sprzed dwóch tysięcy lat – one żadnej ewolucji nie podlegają…
Na pewno podlegają – sądzę, że muszą im podlegać co najmniej w takim samym stopniu, co wirusy przy kopiowaniu swoich kwasów nukleinowych. Jeśli w jakimś „domowym przepisie apteczkowym” z XIX wieku będzie składnik „wyskok rogu jeleniego”, to współczesny znachor, jeśli nie sprawdzi „tradycyjnego”nazewnictwa, to zamiast kwaśnego węglanu amonu („amoniaku spożywczego” a.k.a. „amoniaku do ciasta”)
http://www.orokepal.pl/tabele/Chemia/nazwy_chem.html
pójdzie na allegro szukać jelenich rogów i pilnika do zdrapywania z nich „wyskoku”.
Ale to jest taka prawdziwa, neodarwinowska ewolucja, hi hi. Na kogo wypadnie, na tego bęc, a kto przeżyje, wolnym będzie.
P.s.
Mam wrażenie, że IRL mamy do czynienia głównie (wyłącznie?) z klasami sytuacji, kiedy „przestrzeń zdarzeń elementarnych” jest na wejściu niedookreślona, a w dodatku może ona później ulegać zmianom.
Już na początku nie wiadomo, czy kostka do gry jest naprawdę symetryczna, a po kolejnych rzutach na dodatek ściera się ona i odkształca, i rozkład wyników może się subtelnie zmieniać – a gracz może tylko z grubsza śledzić kierunek tych zmian.
I to wszystko mimo tego, że (jak sądzę) wszechświat jest zasadniczo deterministyczny (może poza obszarem teorii kwantów).
Co do tzw. medycyny naturalnej i jej receptur….
Część z nich jest skuteczna, z powodu zawierania substancji biologicznie czynnych, wyekstrahowanych przez wspołczesną chemię.
Jest też efekt placebo, ktorego nie należy pomijać.
Wiara czyni cuda, w wielu wypadkach….
@wd-59
Jest też efekt placebo, ktorego nie należy pomijać.
Wiara czyni cuda, w wielu wypadkach…
W tym wypadku mam zawsze wątpliwości: wydaje mi się, że efekt placebo niespecjalnie działa na „twarde punkty końcowe” i polega raczej na „subiektywnie czuję się lepiej [nawet jeśli nadal umieram]”.
@Gammon No.82
Dzięki za fajną tabelkę. Przeleciałem wzrokiem i znalazłem kilka zastrzeżeń.
Zieleń malachitowa to nie tylko pigment ze sproszkowanego malachitu, ale też barwnik trójfenylometanowy stosowany np. w akwarystyce.
Zieleń brylantowa –> zieleń diamentowa
I nic dalej, że to też barwnik podobny do zieleni malachitowej, ale z grupami etylenowymi zamiast metylowych (basic green 1), stosowany podobnie jak fiolet gencjany.
@markot
Co do nazewnictwa: prawdopodobnie ono samo też może ewoluować. Może więc „zieleń malachitowa” pierwotnie istniała w żargonie malarskim (obok np. „zieleni grynszpanowej” czy „ziem” żelazowych, jak ugry i sjeny), a potem przemieniła się w coś innego? Oczywiście nie mam pojęcia, czy tak było. Ktoś by musiał zrobić potężny i nikomu do niczego nie potrzebny przegląd dawnej literatury.
Co do praktyki: oimw malachit jest w warunkach normalnych najbardziej stabilnym minerałem „miedziowym” w skorupie ziemskiej, więc po zmieleniu może funkcjonować w malarstwie sztalugowym jako pigment. Praktycznie podobno właśnie tak było, ale to już podaję na odpowiedzialność fachowców, bo sam się nie znam.
http://voynichgrullo.blogspot.com/2013/12/malachit.html
@Gammon No.82
Jasne. Pomyślałem tylko, skoro zieleń brylantowa, która jest nowoczesnym wynalazkiem…
W tabelce nie ma też ultramaryny – bardzo trwałego barwnika mineralnego ze sproszkowanego lazurytu ((Na,Ca)8[S2|(AlSiO4)6, w średniowieczu droższego od złota. Od XIX w. produkowanego syntetycznie.
Ten barwnik (syntetyczny) czyli tzw. farbka był czasem dodawany u mnie w domu do płukania białej pościeli i obrusów, bo pogłębiał wrażenie bieli.
Dziś to te niebieskie punkciki wybielacza optycznego w proszku do prania.
Ta sama szczepionka, ten sam dzień, inne miejsce, inne skutki uboczne. Cały następny dzień gorączka i zmęczenie. Więc gratuluję lekkiego przejścia. Ale przeciwciała podobno obie grupy tworzą w podobnych ilościach.
Przypomniała mi się zabawa z dzieciństwa – rzut kamieniem do celu. Każdy z nas mówił w co chce trafić rzucał – bliżej lub dalej wyznaczonego celu. Tylko jeden z kolegów zawsze wpierw rzucał a potem nas przekonywał, że właśnie tam , gdzie jego kamień uderzył chciał trafić.
@markot
niebieskie punkciki wybielacza optycznego w proszku do prania
Skoro je widać, to chyba muszą być grudami bardzo drobnego pyłu i w wodzie się jakoś rozłażą na zawiesinę? Inaczej to nie miałoby sensu.
@Markot & G82 oraz reszta
-> Czipy Gatesa są u Pfizera i tylko dla wybranych.
Zona ma jako pierwsz dzisiaj dostać chip, jak zacznie komunikować się ze mną binarnie to się zastanowię.
Ale czasu na zastanowienie mam mało, bo dostane swój kilka godzin po niej.
Dzisiaj mamy PI – Day czyli 314 i zamianę czasu.
Happy PI – Day all Geeks!
Tabelka z nazwami fajna na przykład wątroba siarczana.
Kiedyś w starym poradniku galwanizera szukałem co to znaczy.
Temat pigmentów, wspaniały.
Jedna z hipotez jest ze zieleń Scheelego, która była w tapetach na wyspie Elbie obarcza się przytruciem Napoleona. Arszenik jest w jej składzie AsCuHO3
Z innych ciekawostek, to obecnie popularne farby akrylowe, ciągną (absorbują) brudy.
Szczególnie w muzeach jest to problem, bo temperatura muzealna jest we właściwym zakresie ich plastyczności i jako dielektryki łatwo przyciągają kurz.
https://www.si.edu/mci/english/learn_more/taking_care/acrylic_paintings.html
@Gammon No.82
Te barwne granulki to może tylko dla ładniejszego wyglądu proszku, bo cały proszek może też mieć lekko niebieskawy wygląd. Barwniki dodawane jako wybielacze (barwa dopełniająca) mieszają się z wodą bez problemu. Osadzone na włóknach tkaniny neutralizują optycznie jej szarzenie i żółknięcie.
O ile sobie dobrze przypominam, to proszek IXI miał niebieski kolor.
„Farbka” dodana do płukania z krochmalem sprawiała, że wymaglowana lub wyprasowana bielizna wywierała wrażenie nadzwyczaj białej.
A jak się przesadziło z dozowaniem albo narobiło niebieskich plam, to ratował kwasek cytrynowy.
Wybielanie optyczne nie niszczy włókien, jak wybielanie chlorem lub tlenem.
@R.S.
No to pamiętaj, po szczepieniu ramię do góry, aby czip nie zawędrował, gdzie nie trzeba 😎
A Napoleon z Elby wrócił zdrowy, dopiero Św. Helena mu zaszkodziła.
Badacze skłaniają się dziś ku tezie, że był to raczej zaawansowany rak żołądka.
Analiza włosów Napoleona wykazała wysoki poziom arsenu i antymonu w organizmie Napoleona, stwierdzono nawet, że w różnych okresach życia cesarz musiał dostawać spore, ale nie śmiertelne dawki, a arszenik wchodził np. w skład pomady do włosów, którą stosował z zamiłowaniem.
W czasach, kiedy przeczyszczano chlorkiem rtęci, a także używano go (kalomel) oraz arszeniku do leczenia syfilisu… 🙄
Tak, moja pomylka, historia/hipoteza zwiazana byla z wystrojem pokoju hotelowego na Swietej Helenie.
Scheele’s Green: The Color That Killed Napoleon
This green, called Scheele’s green, was the invention of a Swedish chemist and was used in the wallpaper that covered many rooms of Napoleon’s exile home. Unfortunately, when the dye gets damp it also gets moldy and releases arsenic into the air.
Pigment byl popularny od 1770 i przynajmniej w urzyciu przez sto lat.
Scheele byl ciekawa postacia w chemii
oops *uzyciu
Bardzo silne barwniki zawdzięczają intensywny kolor czyli specyficzna absorpcje światła dzięki przeniesieniu ładunku.
Na przykład w przypadku błękitu pruskiego „Prussian blue (Fe4[Fe(CN)6]3)” jest to przeniesienie ładunku ( charge transfer) pomiędzy jonami żelaza Fe2+ Fe3+.
W ultramarynie natomiast jest to przeniesienie ladunku pomiędzy siarkami o roznej walentnosci w strukturze tego barwnika S3– , S2– .
O szczegulach strukturalnych można poczytać w artykule Pawla Rejmaka, Structural, Optical, and Magnetic Properties of Ultramarine Pigments: A DFT Insight
J. Phys. Chem. C 2018, 122, 51, 29338–29349
Stare receptury błękitu pruskiego opierały się o bezsensowne alchemiczne dodatki takie jak ogon osła lub cos podobnego – ha, ha.
Po prostu był to brak zrozumienia chemii.
Jak widac magia – efekt placebo, lecznictwo naturalne itd, wciaz ogarnia umysly aspirujacych badaczy w tym blogu.
znowu sie moderuje…
AI nie lubi wzorow chemicznych, czy co?
Glupie to AI , niedouczone chyba.
Glupie to AI , niedouczone chyba. ” przynajmniej w” urzyciu „przez sto lat.”
@lecher
tak dziekuje
– wlasnie poprawka ortograficzna tez sie moderuje.
niestety po fakcie opublikuj trudno poprawiac
@R.S.
Zhang Yongzhen nalezy sie uznanie za szybkie opublikowanie genomu wirusa. Bylem w Szanghaju pod koniec listopada 2019 i wiedzialem o zgonach na SARS w Wuhan. CCP zrobila wszystko co w jej mocy by zatuszowac epidemie. Dezinformacja doprowadzila do pandemii. Odpowiedzialnosc za pandemie spoczywa na CCP.
Miszanie do tego Trumpa jest czescia dezinformacji sponsorowanej przez CCP.
@TOKOLA
Kanada bylaby juz zaszczepiona jak Izrael gdyby byla czescia operacji Warp Speed.
Podziekowania dla markot za statystyke.
Niestety nieudolny rzad kanadyjski wdal sie w pertraktacje szczepionkowe z chinska firma co skutkowalo tym ze jest obecnie ostatni w kolejce po szczepionki.
Od teraz staram sie unikc komunistycznych produktow ze znaczkiem „Made in China”.
@
„Kanada bylaby juz zaszczepiona jak Izrael gdyby byla czescia operacji Warp Speed. ”
A to przepraszam. Myślałem, że chodzi o niebywale wielką liczbę zarażonych, a chodziło o niebywale małą liczbę osób przystępujących do sakramentu szczepienia.
@Slawomirski
Dbaj o zdrowie.
Ostatnia fabryka penicyliny w USA została zamknięta w 2004.
The vast majority of key ingredients for drugs that many Americans rely on are manufactured abroad, mostly in China.
https://www.nbcnews.com/health/health-care/u-s-officials-worried-about-chinese-control-american-drug-supply-n1052376
@TOKOLA
😀 😀 😀
O przydatnosci czipow zadecyduję media.
Może być to termin powiedzmy 2030…..
Gotując żabę, nie należy się spieszyć.
Akceptację zdobywa sie drążąc temat, przez długu czas.
A nowe technologie kontroli, czasu do ich akceptacji wymagają.
@
@R.S.
AI nie lubi wzorow chemicznych, czy co?
AI nie lubi ul-tra-ma-ryny, bo się kojarzy z pewnym silnym środkiem przeciwbólowym
@Markot
got it 🙂
1110100
1101000
1100001
1101110
1101011
1110011
and
1001001
0100000
1100001
1101101
0100000
1001111
1001011
chip works already!
nastepna dawka za trzy tygodnie.
Polecam, szczegolnie WD-59
bedzie mogl bezposrednio komunikowac sie z komputerem.
@R.S.
Pfizer czy Moderna?
Uważaj w pobliżu anten G5.
@Markot
Pfizer.
Pfizer wymaga niskiej temperatury przechowywania i nie wszystkie ośrodki maja warunki.
Jeden z kilkunastu punktow szczepień Phizerem w naszym stanie zorganizowali na Sali gimnastycznej kompleksu uniwersyteckiego Yale – New Haven
Sprawdzenie czy ludzie są zajerestrowani na określoną godzine, już na parkingu.
Przed wejściem na sale sprawdzenie temperatury i wywiad środowiskowy oraz dają własne maseczki.
Potem do rejestracji dziesięć stanowisk rejestracyjnych weryfikujący dane w komputerze, skan prawa jazdy i karty ubezpieczeniowej. Potem wejście na sale chyba z dwudziestoma stanowiskami do szczepień. Po szczepieniu odsyłają do drugiego końca sali, gdzie trzeba czekać 15 minut czy nie ma reakcji alergicznych. Podczas czekania podchodzi pracownik i ustala termin drugiego szczepienia.
Zona się wreszcie uspokoiła, bo już miała wszelkie syndromy typu Jas nie doczekał – Konopnickiej.
Zwłaszcza, ze w Uniwersytecie znowu było kilka zachorowan.
Ona ma swój wykład dla studentow pt. Chemistry in context of art i niestety zajęcia sa w kontakcie ze studentami.
Pytałem ja trochę o pigmenty. Wiele z nich musiała wyrzuć z programu ćwiczeń laboratoryjnych np. biel ołowiową.
@R.S.
Pytałem ja trochę o pigmenty. Wiele z nich musiała wyrzuć z programu ćwiczeń laboratoryjnych np. biel ołowiową.
Zaiste, chemofobia godna jest potępienia. Przecież byłoby o wiele prostsze, gdyby studenci nie oblizywali pędzli.
I jak taki człowiek później miałby zostać nowym van Meegerenem, skoro nie umie się obchodzić z podstawowymi pigmentami?
https://en.wikipedia.org/wiki/Han_van_Meegeren#The_„perfect_forgery”
OIDP w The Supper at Emmaus (u nas jako Uczniowie w Emmaus) Meegeren zaplanował i namalował obrus z bieli ołowiowej na starym (siedemnastowiecznym) podobraziu dokładnie w tym miejscu, gdzie wcześniej już była biel ołowiowa, której nie dał rady w 100% usunąć bez ryzyka przetarcia płótna na wylot. Wiedział, że resztki poprzedniego pigmentu będą widoczne na zdjęciu rentgenowskim, a rtg było już wtedy rutynową techniką badania „stratygrafii” farb w głąb obrazu. Wprawdzie wiadomo było, że Vermeer niekiedy malował na płótnie, którego już wcześniej użył on sam lub ktoś inny, ale Meegeren chciał uniknąć jakichkolwiek podejrzeń o nieautentyczność.
A było nie usuwać.
Gdyby wiedział, że niebawem właśnie ta biel okaże się zdradliwa, bo nowa nie zawiera domieszek typowych dla starej.
Fascynująca jest historia tego fałszerza, który fałszował tak genialnie, że niewiele brakowało, a zostałby skazany za kolaborację i wyprzedaż dóbr narodowych 🙄
Za fałszerstwa dostał tylko rok+konfiskatę majątku…
Jeden z najbardziej znanych fałszerzy powojennych, niemiecki malarz Beltracchi fałszował, a właściwie „kontynuował” twórczość kilku znanych surrealistów i innych malarzy z przełomu wieków, i całkiem dobrze mu szło, ale w końcu wpadł.
Zamiast jak zwykle samemu mieszać farby, kupił tubkę gotowej bieli cynkowej, a ta zawierała ślady bieli tytanowej, nieużywanej w czasach malarza, którego fałszował.
Pierwsze obrazy malował (na płótnach nieznanych malarzy z epoki) według zdjęć obrazów uznanych za zaginione w czasie wojny lub skonfiskowane i zniszczone przez hitlerowskie władze, później sam komponował motywy z elementów typowych dla danego artysty. Dbał o oryginalne ramy z epoki i nalepki z galerii, przez które miały przejść te obrazy, tyle że te nalepki naklejał współczesnym, błyskawicznym klejem 😉
Fałszował nawet fotografie zaaranżowanych odpowiednio wnętrz z fałszywymi obrazami na ścianach i własną żoną ucharakteryzowaną na jej babkę. Dzięki temu uzyskał niezbędne potwierdzenia autentyczności od uznanych ekspertów…
@markot
„A było nie usuwać.
Gdyby wiedział, że niebawem właśnie ta biel okaże się zdradliwa
”
Lepsze jest wrogiem dobrego! Po pierwszej wojnie światowej władze bolszewickiej Rosji, a właściwie ich służby specjalne, postanowiły wspomóc ruchy rewolucyjne na Węgrzech doprowadzając do upadku rządu w Budapeszcie przez rozdęcie szalejącej tam hiperinflacji. W tym celu wyprodukowali tony fałszywych banknotów i zarzucili nim rynek węgierski. Rzecz spaliła na panewce, bo były to fałszywki doskonałe, m. innymi
bolszewicy zakupili najlepszej jakości papier w Wiedniu.
Tymczasem banknoty emitowane w megatonowych ilościach przez bank węgierski produkowane były na coraz gorszym sprzęcie i praktycznie na papierze pakowym. Kasjerki sprawdzały ich autentyczność przez zanurzanie w kubełku z wodą – jak się rozpuściły to były oryginały. Ruskie fałszywki się nie rozpuszczały. Ciekawe jak to będzie, kiedy u nas ruszy hiperinflacja? Ruskie służby nie są głupie – wyciągają wnioski ze swoich porażek. Może już skupują od Polaków odpady papierowe, które ci pracowicie sortują przed wyrzuceniem do pojemnika.
@markot
Kiedyś, dawno temu, czytałem „na papierze”, że już niektórzy prerafaelici dodawali bieli tytanowej do gruntu. Potem czytałem „na pikselach”, że gotowe farby z bielą tytanową pojawiły się dopiero po I wojnie światowej. Oczywiście jedno drugiego nie wyklucza, bo sam związek i jego właściwości kryjące były znane dużo wcześniej.
A dziś postanowiłem poszukać i natrafiłem na to:
https://painterspalettes.net/titanium-white/
(nadal wynika z tego tylko tyle, że Pisarro używał tego pigmentu przed 1903 rokiem, a prerafaelici to jeszcze 50 lat wstecz – no i nie wiem; może w tamtej książce było przekłamanie, zresztą już nawet nie pamiętam jej tytułu).
Historie fałszerstw są fascynujące.
Z zapamiętanych opowieści z dzieciństwa, kolegów ojca, to były wczesne lata sześćdziesiąte, pamiętam ze ‘Kossaki’ szły jak woda.
A z kolei do obrazków Nikifora Krynickiego, nikt nie chciał się dotykać z powodu bio-hazardu. Facet miał ponoć gruźlicę i na akwarele spluwał. Pędzelki chyba jednak lizał
Zona mówi, ze Chińczycy mieszają sprytnie sproszkowane skorupy ze starych waz z epoki Ming, tak aby wychodził właściwy skład izotopowy podczas analizy fluorescencji rentgenowskiej.
Ponieważ probki do analizy pobierane sa od podstawy, tam, gdzie nie ma szkliwa, autentyczny ‘clay’ jest właśnie tam umieszczany.
Z okresu dzieciństwa, gdy ojciec gruntował płótna, zdarzało mi się bazgrać coś ołówkiem, a potem zamalowywać, aby ojciec bazgrołów nie widział.
Moją intencją było wprowadzenie ‘znaku’ autentyczności. – ha ha.
Z innych ciekawych analiz i mało znanych, to analiza impedancyjna.
Obraz kładzie się na płaskiej folii metalowej, a od góry skanuje bezdotykowo sondą pojemnościową. Przy czulosci femto/atto picofaradow wyraźnie np wychodzą włókna, a jak jest faktura albo w miarę spore różnice w stałej dielektrycznej farb to powstaje obraz ‘kondensatorowy’.
Sprytny fizyk, może zakupić bilety na loterie i bez zdrapywania srebrnej farbki może odczytać czy pod spodem jest wygrana. Sam nie próbowałem, ale to taki pomysł atto-faradowy dla biednych naukowców potrzebujących gotówkę.
@Gammon No.82
Przeczytałem i wygląda na to, że do 1919 roku „biel tytanowa” miała ZAWSZE co najmniej lekko słomkowy kolor, przypominający kość słoniową.
Kto jechał paryskim metrem i widział jego stacje, pamięta może kafelki właśnie w takim kolorze. One nie są białe, choć glazura zawiera „biel tytanową”.
Jeżeli stwierdzono biel tytanową na obrazach sprzed 1920 roku, to występuje ona w towarzystwie dodatków stosowanych do glazur ceramicznych (baryt, kaolin).
Uzyskanie możliwie białego pigmentu o dobrych własnościach kryjących było od dawna celem producentów ceramiki i farb, bo biel cynkowa kryła za słabo, a biel ołowiana była toksyczna. Wytwórcy sztucznych szczęk i porcelanowych koronek też dążyli do uzyskania możliwie białych zębów…
Dopiero zrozumienie procesów mineralizacji podczas wypalania porcelany i nowa technologia produkcji dwutlenku tytanu dała naprawdę biały pigment i możliwość jego produkcji na skalę przemysłową.
Prawdopodobnie więc laboratorium angielskie, wyspecjalizowane w analizach dzieł sztuki potrafiło (w 2010 roku) udowodnić pochodzenie bieli tytanowej z tubki gotowej bieli cynkowej ze sklepu.
Malarz przyznał się do swojego procederu, a na usprawiedliwienie podał argument, że on tych obrazów nie fałszował, lecz tworzył to, co artyści jeszcze by namalowali, gdyby dłużej żyli 😎
Praktyczna porada dla kolekcjonerów.
Nie wysyłać obrazów do Francji w celu autentyfikacji.
U nich jest prawo, ze jeśli jest to fake to spalą .
W Metropolitan Musem, koło Central parku w NYC, jest galeria poswiecona ‘Amerykańskim Impresjonistom’.
Ich twórczość pasuje do stwierdzenia fałszerza, którego cytuje Markot.
Oni by to namalowali, gdyby żyli dłużej.
W jakimś sensie, pod skórą, będąc w tej galerii nie mogłem oprzeć się uczuciu, ze jest to amerykański kicz przemycany pod stylem impresjonizmu.
Tu przykład obrazów.
https://images.metmuseum.org/CRDImages/ad/original/DT95.jpg
https://images.metmuseum.org/CRDImages/ad/original/DP161239.jpg
Technicznie świetnie namalowane a w jakiś sposób rozłączenie czasowe i geograficzne obrazów dają mi poczucie ‘absmaku’.
Jedyna różnica, ze nie są one kwalifikowane jako fakes, to to ze są sygnowane przez ich amerykańskich autorów.
Fałszerz, o którym pisałem, przyznał się do puszczenia w obieg około 300 obrazów w przeciągu 40 lat. Proces wytoczono mu z powodu 14, bo tyle było skarg. Powstała też lista 53 dzieł ujawnionych jako fałszerstwa, żeby znowu nie trafiły do handlu.
Obrazy trafiły do wielu kolekcji i galerii na świecie, a trzyosobowa banda zarobiła co najmniej 16 mln euro. Artysta dostał 6 lat odsiadki, ale do więzienia musiał wracać tylko na noc, w dzień mógł pracować na wolności. Odsiedział 3, włącznie z aresztem przed procesem, reszta w zawieszeniu.
Stał się sławny i maluje dalej, tyle że sygnuje własnym nazwiskiem. No i nie dostaje już 2 mln euro za obraz.
@markot
tworzył to, co artyści jeszcze by namalowali, gdyby dłużej żyli
Lem!
*** tu cytat ***
(…) potrafimy udowodnić, iż „Diewoczka” stanowi utwór Dostojewskiego w „wyższym stopniu” aniżeli własny jego tekst — „Imperatora”!
Ogólna prawidłowość mimezy taką ma postać: jeśli dany autor do cna wyeksploatował centralną dlań konfigurację sensów kreacyjnych (,,obsesję życiową”), czyli — w nomenklaturze bitystów — ,,przestrzeń swych semotworów” — niczego, oprócz tekstów wtórnych (,,schyłkowych”, „echowych”) mimeza już w osi tej nie dostarczy. Jeśli natomiast czegoś „nie dopowiedział”; (np. z przyczyn biologicznych, bo zmarł przedwcześnie, bądź socjalnych, gdyż się na to nie poważył) — mimeza zdoła wytworzyć „brakujące ogniwa”.
*** tu koniec cytatu ***
O bezkresna była mądrość Lemina. Niech mu będzie chwała po ostatni elektron.
Mimeza już jest!
Widzieliscie Sklodowska albo Mona Lise?
https://youtu.be/P2uZF-5F1wI
Wkrótce ‘Wiecznie żywy’ będzie znowu prawił nam kazania o zyciu poczetym, a jak ich nie będziesz regularnie słuchał, to twoja cyfrowa osobowość zostanie skazana na wieczne męki blogowe.
Odnośnie antyków, jak cos nie ma w sobie radioaktywnego cezu to z pewnością antyk.
https://static01.nyt.com/packages/images/multimedia/bundles/projects/2013/ChinaArt/stool2.jpg
Bledna decyzja Niemiec
„Germany’s health ministry announced on Monday that it would stop administering the Oxford-AstraZeneca vaccine with immediate effect, on the recommendation of the Paul Ehrlich Institute (PEI), the country’s authority on vaccines.
„The background to this decision follows new reports of cases of cerebral vein thrombosis connected with an AstraZeneca vaccination,” Health Minister Jens Spahn said.”
Cebulki tulipanow też były bardzo kosztowne, swego czasu w Holandii….
Im bardziej ciemniejsze kwiaty, tym wiekszą fortunę trzeba było wybulić.
Zdaje się, że ze sztuką jest dość podobnie.
Snobizm kosztuje i stać na niego jedynie nielicznych, licytujacych się na POSIADANIE.
Dzieła sztuki, odpowiednio wypromowane, to jedynie lokata kapitału.
W warunkach krytycznych, jedynie wartość opałowa.
Ewentualnie, ładunek do katapulty…..
Cyfrowy kolaż amerykańskiego artysty Beeple’a, który istnieje tylko jako plik JPG sprzedany w czwartek za rekordową kwotę 69,3 miliona dolarów w Christie’s, przynosząc więcej pieniędzy niż fizyczne prace wielu znanych artystów.
„ Everydays: The First 5000 Days ” stał się najdroższym jak dotąd „ niewymienialnym tokenem ” (NFT) – kolekcjonerskim zasobem cyfrowym, który wykorzystuje technologię blockchain do przekształcenia wirtualnej pracy w unikalny przedmiot
https://www.silverdoctors.com/headlines/world-news/brace-for-the-most-dramatic-shift-in-the-standard-of-living-in-all-of-u-s-history/
=============
A jak zabraknie prądu?
Ktoż bedzie podziwiał arcydzieło, o wartosci utrzymania kilkuset rodzin przez rok?
To zaczyna być kompletnie chore.
Kto za to zapłaci
Obiecany miliard dawek wystarczyłby na zaszczepienie około połowy ludności rejonu Azji i Pacyfiku, poza Indiami i Chinami.
Finansowanie nowego przedsięwzięcia ma pochodzić z pożyczek Development Finance Corporation (agendy pomocowej rządu USA) oraz dwóch japońskich instytucji pomocowych Japan International Cooperation Agency i Japan Bank of International Cooperation.
https://wiadomosci.onet.pl/swiat/usa-japonia-indie-i-australia-w-sojuszu-by-wyeliminowac-chiny-z-wyscigu-o-szczepionki/k4df4mh
============
I tak kreuje sie wielomiliardowy i wieloletni biznes…..
Oczywiście, z wymiarem politycznym i spekulacyjnym.
A ludzie?
A kogo to….
https://www.unz.com/mwhitney/operation-vaxx-all-deplorables-codename-satans-poker/
===========
Inny punkt widzenia…..