Sahara w cyklu
Mniej lub bardziej tajemnicze cykle, które mają odpowiadać za naturalne zmiany klimatu, to ulubiony argument osób niezgadzających się z dowodami na obecne antropogeniczne ocieplenie. Nie będę jednak teraz o nich pisać – to temat na inny tekst. Oprócz takich cykli są cykle hipotez, co powodowało konkretną zmianę środowiska, w tym klimatu.
Pustynnienie to dramatyczna sprawa. Wbrew pozorom problem ten w dyskursie nie pojawił się niedawno wraz z rozwojem ekologii, klimatologii i ich wersji paleo. O pustynnieniu pisali już starożytni. Zmiany środowiska w antyku były znaczne. Opowieści o herosach z dawnych czasów walczących z hydrami czy lwami na terenie Grecji uświadamiały starożytnym, że kiedyś w ich krajach żyły zwierzęta już niespotykane. O ile hydry pozostawały zwierzętami mitycznymi, o tyle lwy wciąż można było spotkać na Bliskim Wschodzie czy w Afryce.
Historycy greccy czy rzymscy, sięgając do dawnych opisów, zauważali, że tam, gdzie w ich czasach dominowały zarośla krzewów, według dawnych relacji miały być lasy tworzone przez dęby czy sosny. Wbrew temu, co może nam się wydawać, ówcześni protonaukowcy nie wszystkim opisom wierzyli bezkrytycznie. Arystoteles, przywołując co bardziej egzotyczne opisy zwierząt, zaznaczał, że niektóre z nich brzmią mało wiarygodnie i zrzucał odpowiedzialność za ich rzetelność na źródła. A więc był to już zaczątek przywoływania bibliografii, coś, co we współczesnej nauce jest oczywistością, ale nie zawsze było.
Jednak opis stepowienia i pustynnienia nie był zasadniczo podważany. Były też próby wyjaśnienia mechanizmów, oparte częściowo na obserwacjach. Co do lasów, dość oczywiste było, że ich zanik to wynik wyrębu. Natomiast za dalsze stepowienie i pustynnienie zdaniem ówczesnych protonaukowców odpowiedzialna była dalsza gospodarka, zwłaszcza hodowla kóz. Kozy są znane z anegdotycznego zjadania wszystkiego, co się tylko da. Wprowadzone na wyspę, z której wytnie się las, nie dopuszczą do jego odnowienia, zjadając siewki. Nawet cierniste krzewy są zagrożone, nie mówiąc o winorośli, pszenicy czy drzewach oliwnych.
Rozpoznano problem, więc pojawiło się rozwiązanie – należy ucywilizować krótkowzrocznych wyspiarzy i Afrykańczyków, a tam, gdzie jeszcze nie dotarła odpowiednia oświata, przynieść ją z legionami. Podobnie zresztą postępowali spadkobiercy kultury grecko-rzymskiej przez następne setki, a nawet tysiące lat. Co prawda przenoszone przez nich świnie, szczury i inne zwierzęta domowe potrafiły się przyczynić do zniszczenia rodzimych biocenoz nie gorzej niż kozy, też zresztą wypuszczane przez żeglarzy na wyspy jako potencjalne chodzące spiżarnie na drogę powrotną z podróży.
W XX wieku rozwój nauk przyrodniczych musiał się zderzyć ze starymi teoriami. Z jednej strony historie wysp, których przyroda uległa zniszczeniu po pojawieniu się człowieka, stały się ikonami zarówno ekologii jako nauki o powiązaniach w przyrodzie, jak i ruchów ekologicznych na rzecz ochrony różnorodności biologicznej. Historia Wyspy Wielkanocnej, która miała imponującą kulturę i dramatyczny jej upadek wiązany z przeeksploatowaniem przyrody, to najlepszy przykład. Z drugiej jednak – pojawiła się wiedza, że niektóre procesy są bardziej skomplikowane, a i wydawać się mogło, że zmiany klimatu w erze przedindustrialnej zachodziły bez udziału człowieka. Wreszcie w dyskursie oprócz argumentów rzeczowych pojawiły się głosy, że przypisywanie pustynnienia pierwotnej gospodarce to narracja usprawiedliwiająca kolonializm, a pierwotne kultury żyły w zgodzie z naturą i wcale nie podcinały gałęzi, na której siedziały.
Problem pustynnienia w dyskursie naukowym nabrał nowych wymiarów wraz z odkryciami paleoekologicznymi i archeologicznymi na Saharze. W powszechnej wyobraźni piramidy od zawsze stały na pustyni, ponad zasięgiem Nilu. Hannibala można sobie wyobrażać niemal jak przywódcę państwa Tuaregów, który mógł zagrozić Rzymowi tylko dzięki egzotycznym, sprowadzanym gdzieś z głębi Afryki słoniom. W kontrze do tego wiedza, że Kartagina jednak była w stanie podbić Hiszpanię, a za nią w głąb Afryki było jeszcze królestwo Numidii, nie jest dla historyków niczym niezwykłym. Co więcej, po podbiciu przez Rzymian tereny tych państw były określane jako spichlerz Rzymu ze względu na świetne warunki rolnictwa.
Ale to nie wszystko. W głębi Sahary odkryto już całkiem dawno ryty naskalne wskazujące, że przed tysiącami lat jej mieszkańcy na co dzień obcowali z bynajmniej nie pustynnymi zwierzętami, jak żyrafy, krokodyle czy tury, i zajmowali się rybactwem. Potwierdza to archeologia. Najbardziej wilgociolubne zwierzęta żyły tam kilkanaście tysięcy lat temu, z czasem zaczęły ustępować bardziej typowym dla suchej sawanny czy stepu. Kilka tysięcy lat temu mieszkańcy Sahary zajmowali się już raczej pasterstwem, co sugeruje stepowienie, a wreszcie pustynnienie spowodowało pojawienie się wielbłądów. To ostatnie już całkiem niedawno, ale to i Prus, pisząc „Faraona”, wiedział, że dla starożytnych Egipcjan wielbłąd był czymś egzotycznym.
Kilkanaście tysięcy lat temu to czas, gdy w Europie jeszcze całkiem głęboko sięgał lądolód. Stepowienie i pustynnienie Sahary postępowało wraz z jego ustępowaniem. Zatem tu dość oczywistym powodem wydaje się naturalna zmiana klimatu. Ocieplanie klimatu i przesuwanie się lodowca pociągało za sobą zmiany w cyrkulacji powietrza i ostatecznie mniej więcej nad zwrotnikiem Raka ustaliła się strefa pustynna. Z czasem rozszerzała się i przesunęła aż do wybrzeży Morza Śródziemnego, Nigru i Nilu. Ludzie tu mogli być tylko biernymi obserwatorami.
Mimo to o ile nie da się zaprzeczyć roli naturalnej zmiany klimatu, o tyle rola ludzi w pustynnieniu północnej Afryki nie dla wszystkich była taka oczywista. Pojawiały się głosy odwołujące się do starożytnych koncepcji, że ludzie i ich zwierzęta gospodarcze jednak dołożyli się do tego procesu. Dość spojrzeć na niektóre arabskie miasta, gdzie jedynym zielonym elementem są cmentarze – ogrodzone, a więc niedostępne dla kóz. Jednocześnie to nie są obiekty rolnicze, jakoś specjalnie nawadniane, a więc ich zieleń wydaje się czymś naturalnym dla okolicy, a brak zieleni musi być efektem antropopresji.
Głosy te przycichły, gdy zespół Martina Claussena pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia przeprowadził symulacje zmian klimatycznych. Wynika z nich, że stopniowa zmiana nachylenia osi ziemskiej powodowała stopniowe pustynnienie sawannowej Sahary przez pierwsze tysiąclecia symulacji, co wynikało ze zmiany reżymu monsunów. Gdy jednak pojawiły się pierwsze placki gołej, niepokrytej roślinnością pustyni, proces przyspieszył. Mniej roślinności oznaczało mniejsze parowanie, a to oznaczało mniejsze zachmurzenie. To z kolei zmniejszało opady, a więc szybsze pustynnienie. Jak widać, włączył się samonapędzający się mechanizm dodatniego sprzężenia zwrotnego. Zbieżność kalendarza z symulacji z danymi paleoekologicznymi potwierdza ich wiarygodność.
Zatem wkład ludzki jest niepotrzebny. Jednak od razu pojawiły się symulacje Johna E. Kutzbacha, które dawały podobną zbieżność z paleoekologią przy wprowadzeniu efektu wylesienia. Cywilizacje saharyjskie już kilka tysięcy lat temu miały potencjał do zauważalnego przekształcenia delikatnych ekosystemów sawanny drzewiastej. Wycinając drzewa, mogły sprawić, że woda opadowa zamiast zatrzymywać się na miejscu i parować z drzew, tworząc chmury, spływała do morza. To mogło dołożyć się do naturalnego pustynnienia, łącznie z tym, że zmieniało cykl krążenia węgla. Pisałem nieraz, że drzewa to słaby sposób na długotrwałe magazynowanie węgla, ale brak drzew to sposób jeszcze słabszy. Wbrew pozorom więc ludzie już wtedy przyczyniali się, choć oczywiście wówczas nieznacznie, do globalnego ocieplenia.
Modelowanie więc wskazuje, że udział człowieka w pustynnieniu Sahary był możliwy, ale nie był konieczny. (Na marginesie należy wspomnieć, że Sahara pustynniała i zieleniała naprzemiennie przez miliony lat, a nie tylko w ostatnim dziesięciotysiącleciu. No więc od tych wielkich cykli nie dało się uciec). Archeolodzy i paleoekolodzy znaleźli jednak pewien słaby punkt. Otóż pustynnienie poszczególnych fragmentów Sahary przebiegało podobnie. Podobna była sekwencja zmian klimatycznych, roślinności naturalnej, zwierząt dzikich i gospodarczych, a nawet czegoś na kształt ras ludzi zamieszkujących różne regiony Sahary. Jednak mimo podobnych tendencji czas i tempo zmian było różne. Gdyby decydowały tylko stałe w tempie przesunięcia osi Ziemi, takich różnic nie powinno być.
W związku z tym pomysły, że ludzie jednak mieli wpływ na pustynnienie Sahary, wracają. Badacze zwracają uwagę na bliższe nam historycznie przykłady z Ameryki czy Nowej Zelandii, gdzie kolonizacja ludzka z wprowadzeniem trzody spowodowała znaczące zmiany roślinności. Wydaje się, że w północnej Afryce pustynnienie w danej okolicy zaczynało przyspieszać wtedy, gdy pojawiało się w niej pasterstwo. Przysłowiowe kozy zjedzą wszystko, ale bydło i owce, a raczej to był dominujący model wczesnego pasterstwa, są bardziej wybredne. One jedzą trawy i różne zioła, zostawiając cierniste krzewy. Pasterze, żeby krzewy nie zarosły pastwisk, musieli je usuwać. Najskuteczniejszym prymitywnym sposobem jest ich wypalanie.
Ktoś może podnieść argument, że naturalne pożary na sawannie są codziennością, a nie wywołuje to od razu pustynnienia. Dzieje się tak dlatego, że w naturalnych warunkach spalona sawanna ma jakiś czas na regenerację. Otóż duzi roślinożercy z sawanny unikają pożarzysk. Przyczyną jest strach przed drapieżnikami. Na spalonej sawannie, dopóki nie odrosną krzewy i drzewa, roślinożercy są wystawieni jak na tacy. Istnieje cały dział ekologii behawioralnej – ekologia strachu. Kiedyś muszę o tym więcej napisać, bo jest kluczowym zagadnieniem w hydrobiologii co najmniej od połowy XX w., a i w ekologii lądowej zaczyna być coraz bardziej poznawana.
Dzikie owce czy tury więc raczej miały mały potencjał na rozkręcenie samonapędzającej się spirali pustynnienia ze względu na ich ekologię strachu. Hodowlane owce i bydło mają ją zupełnie inną. Nawet gdyby instynkt nakazywał im unikanie bezdrzewnych pastwisk, muszą paść się tam, gdzie każe im człowiek. David K. Wright twierdzi, że taka zmiana ekologii strachu u roślinożerców Sahary miała kluczowe znaczenie dla szczegółów jej pustynnienia. Zatem cykl poglądów znowu wrócił do punktu ze starożytności. Oczywiście od tamtych czasów wiemy dużo więcej.
Piotr Panek
- David K. Right Humans as Agents in the Termination of the African Humid Period Frontiers in Earth Science 2007. doi.org/10.3389/feart.2017.00004
fot. Alessandro Passaré, licencja CC-BY-SA 3.0
Komentarze
Dziękuję za artykuł. Nie mogę jednak przejść obojętnie wobec krzywdy, jaką wyrządził Pan Prusowi przypisując jego dzieło Sienkiewiczowi.
Sienkiewicz, pisząc „Faraona”… 😉
Czytam, że przyczyną tzw. małej epoki lodowcowej, trwającej glacjologicznie w latach 1300-1850, a w Alpach sytuowanej w latach 1570-1900 miała być kolonizacja Ameryk po odkryciu ich przez Kolumba…
Naukowcy ze Stanfordu twierdzą, iż w krótkim czasie wyginęło tam 90 proc. ludności, która głównie zajmowała się wypalaniem lasów pod pola uprawne. Powstałe nieużytki regenerując się pochłonęły tak wiele dwutlenku węgla z atmosfery (2-17 mld ton), że osłabiły efekt cieplarniany i przez to w europejskich Alpach narosło tyle lodowców.
Nawet ogromne stada bizonów na amerykańskiej prerii (ca 30 mln) nie zdołały tych strat zrównoważyć, ale od czasu, kiedy je masowo wymordowano prawie do ostatniej sztuki, lodowce zaczęły się cofać 🙁
Tak można snuć najbardziej fantastyczne korelacje 😉
Cywilizacja ludzka przyczyniła się do pustynnienia? A może pustynnienie i inne klimatyczne zjawiska zainicjowały tworzenie się ludzkich cywilizacji, choćby poprzez migracje i zagęszczanie skupisk ludzkich w dorzeczach rzek (Tygrys, Eufrat, Nil)?
Trudno jest oceniać te zjawiska skoro historia ludzkości, a już na pewno ludzkich cywilizacji jest dużo krótsza niż najkrótsze cykle klimatyczne ziemskiego globu. Człowiek ma może w ostatnich 500 latach znaczący wpływ na klimat (ekstensywna gospodarka leśno-rolna), a w 150 ostatnich latach ten wpływ jest przepotężny (ekstensywna gospodarka przemysłowa).
Myślę, że dla globu i przyrody te zmiany to pryszcz. Gorzej dla ludzkości, która się niemożliwie na tym globie rozpleniła. Drobne zmiany klimatyczne mogą być dramatyczne. Nie ma już prawie miejsca gdzie można by migrować i uciekać. Chociaż takim miejscem potencjalnie mogłaby być właśnie Sahara po skutecznej próbie nawodnienia i użyźnienia.
„Człowiek ma może w ostatnich 500 latach znaczący wpływ na klimat (ekstensywna gospodarka leśno-rolna), a w 150 ostatnich latach ten wpływ jest przepotężny (ekstensywna gospodarka przemysłowa).”
Ekstensywna????
@markot
Zgoda, może to słowo nie jest najtrafniejsze. Chodziło mi raczej o masowość i skalę wpływu na przyrodę, krajobrazy i sposób życia. W pewnym sensie miały te gospodarki charakter rabunkowy wobec zasobów przyrody, ale nie znam słowa, którym mógłbym to precyzyjniej określić.
intensywna
@snakeinweb
19 listopada o godz. 12:25
Chociaż…
Intensywne wypalanie lasów deszczowych pod uprawę palmy olejowej to jednak gospodarka ekstensywna 🙁
Intensywne rolnictwo w krajach uprzemysłowionych opiera się na wykorzystaniu mniejszego areału, ale przy znacznym zastosowaniu mechanizacji, pestycydów, nawozów oraz… importu pasz z innych regionów świata. Dzieje się to kosztem skażenia gleb i środowiska (wód gruntowych) nadmiarem produktów zwierzęcej przemiany materii, podczas gdy gleby w innych regionach jałowieją i pustynnieją…
Wirus i homo Sapiens.Początek białka i jego udoskonalony koniec.Niczym się nie różnią ,bo zabijają swoich żywicieli.Wirus robi to szybciej ,bo go mnogo a jak za mnogo będzie już Sapiensa ,nastąpi szybka śmierć przyrody.No i przyczynia się do tego króliki, jako przykład rozwoju ludzkości.,wg pomyleńców nad Wisłą.
@markot
Jeśli pojęcie gospodarki ekstensywnej było nietrafne i nieszczęśliwe, to pojęcie gospodarki intensywnej jest równie niewłaściwe. Po prostu o coś innego tu chodzi. Oba typy gospodarowania mają ogromny i niekorzystny wpływ na środowisko przyrodnicze. Alternatywą może być tylko gospodarka optymalna ukierunkowana na ochronę środowiska.
No tak, myśląc o Prusie, napisałem „Sienkiewicz”. W sumie, nie wiem, czemu. Może gdzieś w głębi świadomości pustynia i puszcza dały taką kontaminację. W każdym razie, nie ma tu się jak wykręcać i czego bronić. Poprawiam.
Wbrew pozorom, ludzie dość dawno mogli wpływać na klimat. Jeżeli nie ma jakichś mniej stałych procesów, jak nagłe odsłonięcie skał węglanowych, które mogą wietrzeć, to zasadniczo przyroda działa tak, że gazowy węgiel z atmosfery powoli, ale systematycznie znika, więziony w torfie czy właśnie węglanach. Tak było też po ostatnim zlodowaceniu, aż w pewnym momencie spadek jego zawartości zahamował. W przypadku metanu zbiega się to z początkiem upraw ryżu. A w Ameryce, owszem, duże fragmenty Amazonii chociażby mają gleby zdecydowanie wyglądające na niegdyś uprawiane, podczas gdy teraz jest tam puszcza (pod)równikowa nieodróżnialna od pierwotnej.
@snakeinweb, @markot
Gospodarka ekstensywna to taka, w której zwiększenie podaży następuje poprzez zwiększenie obszaru nią objętego ( więcej ha ziemi pod uprawy, więcej maszyn we fabryce ) a w intensywnej przyrost następuje poprzez wzrost wydajności ( np. q/ha , szt./godz.).
Do tego wszystkiego dochodzi ekspansywność gospodarki – wkracza ona na obszary dotychczas zdominowane przez naturę ( wycinka puszczy amazońskiej ).
Niedługo przekroczymy ( a może już przekroczyliśmy ) próg zdolności Ziemi do odtworzenia zużytych zasobów a to początek drogi do katastrofy. A korzystamy także z surowców nieodnawialnych ( wszelkie kopaliny ), które prędzej czy wcześniej się skończą.
@kaesjot
Gospodarka ekspansywna to może najwłaściwsze słowo, którego mi na początku zabrakło.
Niedawno gdzieś słyszałem, co jest mi trudno zweryfikować, a nawet uwierzyć, że przed 10-15 tysiącami laty człowiek z całą jego zwierzyną udomowioną i hodowlaną stanowił 0,02% całej biomasy fauny kręgowców. Dzisiaj ten udział wynosi ponoć 98%. Nawet jak te liczby są przesadzone, to kierunek się zgadza i to jest właśnie ekspansywność cywilizacyjno-gatunkowa.
@snakeinweb
10 000 – 15 000 lat p.n.e. żyło 3 – 5 mln ludzi dzisiaj jest ich 1500 – 2500 razy więcej. Podobna ( jak nie większa ) będzie liczba zwierząt hodowlanych. Te 98 % ( też przesadzone moim zdaniem ) to raczej odnosi się do biomasy lądów a są jeszcze morza.
@kaesjot
Jasne, że chodzi o populację (i przestrzeń) a nie np. o wzrost i tycie w rozwoju biomasy. Kwestia mórz też mi przyświecała w moich wątpliwościach. Z jednej strony trudno jest biomasę w morzach oszacować. Z drugiej strony największych bio-masywnych konkurentów, czyli wieloryby też żeśmy nieźle przetrzebili. Niektóre gatunki liczy się w setkach sztuk.
Gorąco polecam książkę Yuval Noah Harari: Sapiens.
Spustoszenie jakie Sapiens zrobił w środowisku jest imponujące.
W sumie, to zastanawiałem się, czy starym zwyczajem Markot nie wrzuci czegoś w tym stylu: http://kawaly.tja.pl/dowcip/baco-gdziescie-sie-nauczyli-tak.jpg
🙂
Szanowny Panie Piotr Panek
Za globalne ocieplenie nie sa odpowiedzialne kozy ale konsumpcja papieru przez Daniela Passenta.
Wielokrotne obwinianie Kozioka Matolka nie ujdzie Panu na sucho.
Slawomirski
Myślę, że nie tylko Sahara. Nie mniejszy wpływ miało wylesienie dzisiejszych Afganistanu i Iranu, nie mówiąc o Syrii. I wiązało się to nie z pogodą tylko z odkryciem i rozwojem tam wytopu miedzi i przede wszystkim żelaza, do ostatniego pnia. Te zmiany sprzed 5-3 tys lat wyniszczyły pas od Indii do Morza Śródziemnego bez szans na regenerację aż do dzisiaj. Inaczej niż na Jukatanie, gdzie kultura Majów upadła po totalnej dewastacji półwyspu, a do dzisiaj przyroda się chyba zregenerowała.
Ciekawe, że podobne zjawisko w Europie udało się jednak odwrócić: Tereny Niemiec zostały mocno wylesione, tym razem wskutek zapotrzebowania na popiół (potaż) do wytopu szkła. Drzewo było materiałem reglamentowanym tak bardzo, że stolarz miał prawo do jednego pnia – rocznie. Znany wielu Schwarzwald był całkowicie łysy aż w 18 wieku rozpoczęto akcję zalesienia. Dzisiejsze górskie jodły szwarcwaldzkie to produkt sztucznego sadzenia drzew w górach.
Czyli jeśli się chce to można. Choć można też nic nie robić i wyzywać innych od …
P.S. Wszystko to dzisiaj następuje w przyśpieszonym tempie w Hiszpanii. Od paru już lat zastanawia mnie, czy dożyję czasu, kiedy Hiszpanie zamienią swój kraj w Saharę, czy zmądrzeją.
Za eksperta od cykli się nie uważam, więc nie planuję jakiegoś specjalnego wpisu na ten temat.
Dziękuję za uzupełnienia. Od dawna chyba nikt poważnie nie uważa, że ludzie mieli decydujący wpływ na pustynnienie Sahary i szeroko rozumianego Bliskiego Wschodu. Wszystkie tego typu wnioski raczej mówią o dołożeniu się do zmian globalnych związanych ze zmianami nachylenia osi ziemskiej i właśnie takimi jak ochłodzenie młodszego driasu (jezioro Agassiz i te sprawy). To jak znaczące lub nieznaczące to dołożenie było, to już inna kwestia.
PS. Pewne zmiany w roślinności nie wymagają zmian klimatycznych, o czym świadczy chociażby historia półwyspu preriowego w Ameryce Płn., który istniał dopóki europejscy kolonizatorzy nie zaczęli gasić pożarów lasoprerii. A pustynnienie sawanny to nawet słonie potrafią lokalnie spowodować.
Pustynnienie na sporych obszarach może mieć miejsce w ciągu kilku dziesięcioleci.
Intensywne wykorzystanie prerii na Wielkich Równinach USA przez nadmierny wypas, coraz głębszą orkę i brak płodozmianu, a do tego dziesięcioletnia susza – przyczyniły się do katastrofy ekologicznej w postaci burz pyłowych, które spowodowały utratę żyznej warstwy gleby na obszarze ponad 100 mln ha. Gdyby nie ulewne deszcze w 1938 roku i wprowadzenie prawodawstwa chroniącego ziemię i wymagającego szkolenia rolników, to by USA miały kolejną pustynię więcej.
Bez Słoni sawanna – nie będę już szukał źródeł (badania w Namibii, w regionie gdzie wybito słonie do zera i tylko z rzadka one „zachodzą” aby zobaczyć, że nie mają tam co szukać; dodam jednak, że i tam pustynnienie raczej związane jest z tym samym naturalnym około zwrotnikowym efektem co doprowadził Saharę do pustynnienia) – sawanna jednym zdaniem: bez ich np. „wałowania”, odchodów, z jednego z najlepszych sekwestratorów CO2, tj. bardziej niż lasy tropikalne trwale usuwającego węgiel z obiegu rocznego; ta sawanna zamienia się – bez powtarzam, Słoni i innych roślinożerców – w subtropikalny las parkowy lub ksero-termiczny-troficzny sucho-step – znacznie „pośledniejszy” rezerwuar węgla, a ten z kolei dużo szybciej pustynnieje, szczególnie jeśli wyginą ostatnie gryzonie, niż taka „słoniowa” sawanna. Tak więc słonie mogą w jedynie specyficznych warunkach przyspieszyć to co i tak jest nieuchronne, wynikające z innych przyczyn (no bo są bardzo długowieczne i wolniej reagują spadkiem liczebności na zmniejszające się zasoby krócej żyjącego w suchszym klimacie, roślinnego pokarmu – model, równanie oscylacyjne – populacyjne L-V – zjadany – zjadający, się kłania) – tutaj zgoda ale…
…ale warto bardziej sprawdzać tzw. „merytoryczność” swoich argumentów.
Owszem „wielkie zapylenie” lat 30-tych zostało silnie wzmocnione antropogenicznie przez uprawę, a obecne podobne zjawiska są wzmacniane jeszcze przez skrajną fragmentację habitatów – środowisk – np. susza w Kalifornii, daleki telekonektyczny efekt uboczny urbanizacji. I chwała ekologom, ruchom zielonym, że zawczasu zwrócili uwagę na problem. Tutaj jednak dyskutujemy o gospodarce człowieka przed w czasie i po tzw. optimum holocenu, gdzie np. – okres borealny, notowano naprawdę „wielkie zapylenia” na preriach, trwające nieustanie w skali nawet setek lat. Owszem wówczas przyroda sobie poradziła bo nie była poddana ISTOTNEJ presji antropogenicznej, obecnie a właściwie od kilku wieków, mogła, może sobie nie poradzić – zgoda, ale czy z powodu nie tylko głównie lub choćby nawet tylko nieznacznie istotnie, ocieplenia?
Co do szukania wpływu słoni na zmianę sawanny drzewnej w bezdrzewną to klasyczne badania mają już pół wieku: R. M. Laws 1970 „Elephants as Agents of Habitat and Landscape Change in East Africa” Oikos 21 (1), 1-15
Sawanna i słonie na własne oczy
@panek
A ja proponuję wybrać się do parku Krugera i zobaczyć na własne oczy wpływ słoni na sawannę. Proponuję przy tym porozmawiać z pracownikami i strażnikami parku. Wystarczy zresztą przejechać drogą do Satary i Mopani żeby dostrzec całe wielkie obszary na których wszystkie duże drzewa są złamane (najłatwiejsza metoda sięgania na szczyt) a reszta pozbawiona gałęzi. Tylko kikuty. Podobno zarząd próbuje sterylizować słonie. Inaczej parku nie będzie.
P.S.
Trudno osobie nagle i przypadkowo skonfrontowanej z tematem napisać od ręki coś co by zrównoważyło dywagacje przygotowanych do ataku zawodowców. Nie znaczy to jednak, żeby po prostu przyjąć bez protestu ich lekceważące traktowanie metodą powoływania na to, co ktoś tam gdzieś tam napisał i podobno zbadał. I to tunelowe patrzenie na problem.
Tymczasem inaczej sprawa wygląda na obszarach z nadmiarem opadów a inaczej na obszarach względnej równowagi homeostatu, albo postępującego niedoboru opadów. Tutaj nawet niewielkie zakłócenia mogą prowadzić do całkowitego załamania i katastrofalne skutki są niewspółmiernie wielkie. Czy nie lepiej nad tym się zastanowić zamiast wyciągać arbitralnie wnioski o braku wpływu. Ja się takimi teoriami nie dam zagadać.
@ZWO
Zgadzam się z tym, jak rzadko.