Wiosna na trawnikach
Pamiętam, że jakiś czas temu przeczytałem w „Świecie Nauki” artykuł krytycznie oceniający produkcję paliw ze źródeł odnawialnych, głównie roślinnych. Główny morał był taki, że cały ten proceder jest tylko na pierwszy rzut oka ekologiczny. Mianowicie autorzy twierdzili, gdy się dokona pełnej analizy całego cyklu produkcyjnego, to okaże się, że jego bilans energetyczny jest ujemny.
Żeby to zrozumieć, trzeba sobie zdać sprawę, że na pole (powiedzmy rzepaku do produkcji biodiesla) sypie się nawozy sztuczne, wytwarzane w fabryce zasilanej energetycznie przez ropę lub gaz. Wszystkie zabiegi agrotechniczne wymagają zużycia paliwa do traktorów, środków chemicznych na opryski, itd., za każdym razem powiększając koszt energetyczny uprawy. W końcu po zbiorach (kombajny!), przetworzenie roślin do ostatecznej postaci paliwa też wymaga zużycia energii, podobnie jak dostarczenie gotowego produktu do odbiorców.
Jeśli wierzyć w rachunki autorów artykułu, produkcja paliw ekologicznych tak naprawdę wymusza zwiększone pozyskiwanie energii z innych źródeł. W uproszczeniu, gdybyśmy ropę zużytą na wyprodukowanie jednego litra biodiesla przetworzyli na zwykły olej napędowy i odliczyli jego odpowiednią część na zasilanie procesu wydobycia, rafinerii, transport, itd., to i tak zostanie go więcej niż litr.
Zapewne ten rachunek nie jest niepodważalny. Usiłowałem jakoś sobie te ich obliczenia technicznie wyobrazić i to musi być bardzo trudne, a dokładny wynik bez wątpienia zależy w jakimś stopniu od przyjętych założeń i metodologii. Podoba mi się jednak w tym artykule próba ogarnięcia wzrokiem całego procesu technologicznego, od początku do końca, oraz odwaga przeciwstawienia się dominującemu nurtowi myślenia. Tak bardzo, że sam też spróbuję. Mam nieodparte wrażenie, że również wiele innych pozornie oczywistych działań straci na swojej oczywistości, gdy się je weźmie pod uwagę w szerokim kontekście wszystkich uwarunkowań i konsekwencji. Rutyna każe nam zrobić swoje i nie martwić się o resztę, która dzieje się już poza zasięgiem naszego wzroku. Rozważmy jakiś prosty przykład i zastanówmy się, co to jest ta „reszta”.
Przez polskie miasta przetacza się właśnie akcja nakłaniania obywateli do sprzątania po swoich psach. Ja już sprzątam: jak piesek zrobi dużą potrzebę, sięgam do kieszeni po torebkę foliową, szybciutko chwytam przez nią wiadomy obiekt, ściągam torebkę z ręki, zawiązuję i prawie gotowe. Pozostaje tylko poszukać najbliższego pojemnika na śmieci. Pomyślmy jednak o skutkach ubocznych: była kupa, która mogła się spokojnie rozłożyć na trawniku, wzbogacając go nawet w składniki odżywcze przydatne roślinom. Jest kupa w woreczku, która zasili nie zieleń w próchnicę, tylko wysypisko śmieci w bardzo trudno degradowalny odpad. Ponadto jej przewóz na wysypisko, jak też produkcja woreczka obciążają bilans energetyczny i powodują emisję gazów cieplarnianych. Oczywiście świadomi ekologicznie obywatele używają woreczków papierowych. Po czym wrzucają je do pojemnika na odpadki, który wyłożony jest workiem z tworzywa. Plakaty na ulicach i nadruki na woreczkach przecież zachęcają: „Pamiętaj! Zebrane nieczystości można wrzucać do wszystkich koszy ulicznych.” Ktoś ten worek potem zawiąże i wrzuci na samochód. Czy kupa dojeżdża na wysypisko w opakowaniu foliowym jedno- czy dwuwarstwowym, to już niestety wszystko jedno.
Jak się tak o tym pomyśli, to sensowność akcji sprzątania w jej obecnym kształcie zaczyna wymagać dyskusji.
Jerzy Tyszkiewicz
Ilustracja Alicja Leszyńska (z wykorzystaniem ilustracji autorstwa Mbeychok, na licencji GNU)
Komentarze
Z tego punktu widzenia nie należy sprzątać jakichkolwiek śmieci, które przecież i tak wcześniej lub później samoistnie ulegną biodegradacji. Dyskusja zresztą jest bezprzedmiotowa, gdyż żaden Polak gówien po swoim psie sprzątał nie będzie. Przecież wtedy husarskie skrzydła mogłyby mu się pobrudzić.
Też sprzątam. 🙂
Gammon No.82,
Dostrzegasz różnicę między degradacją czegoś w ciągu kilku tygodni, a kilku stuleci?
@GP
„Dostrzegasz różnicę między degradacją czegoś w ciągu kilku tygodni, a kilku stuleci?”
Dostrzegam, ale co się rozkłada w ciągu stuleci? Kości od kurczaka? Obierki od ziemniaków? Zapomniana w kącie lodówki, nadgniła marchew? Roczniki „Polityki”? Przez 500 lat to nawet wrak samochodu zostawiony pod gołym niebem zniknie. Nawet butelki po Coca Coli zamienią się w składnik gleby.
O ile zresztą wiem sprzątanie śmieci jest uzasadniane względami sanitarno-epidemiologicznymi i estetycznymi. Rzecz jasna możemy sobie powiedzieć, że ich usuwanie jest „nieekologiczne” i zostawiać je tam, gdzie je ktoś rzucił. Możemy też jak w dawnych, dobrych czasach wylewać nocniki na ulicę i zakopywać nieboszczyków na głębokości 50 centymetrów albo trzy metry od ujęcia wody. Z punktu widzenia żużycia energii to byłoby bardzo praktyczne.
Panie Jerzy,
szkoda, że tak rzadko zastanawiamy się nad pełnym obrazem, a tak łatwo ulegamy modom i trendom. Myślę, że kolejnym świetnym przykładem tego typu zjawiska może być zakochanie się ekologów w idei samochodu elektrycznego (przy czym a) energia elektryczna ma jakieś źródło, b) produkcja akumulatorów jest jednym z najbardziej toksycznych przemysłów).
Jeśli natomiast chodzi o sprzątanie śmieci i pozostałości po spacerze z psem, podejrzewam, że nie ma co patrzyć na to z punktu widzenia ekologii. Nie chcemy przecież mieszkać na wysypisku i nie chcemy podczas spaceru po mieście/parku całej uwagi poświęcać jedynie trosce o to, by w coś nie wdepnąć.
„Dostrzegam, ale co się rozkłada w ciągu stuleci? Kości od kurczaka? Obierki od ziemniaków? Zapomniana w kącie lodówki, nadgniła marchew? Roczniki ?Polityki?? Przez 500 lat to nawet wrak samochodu zostawiony pod gołym niebem zniknie. Nawet butelki po Coca Coli zamienią się w składnik gleby.”
No właśnie. Psia kupka rozkłada się w ciągu kilku tygodni. Torebka, w którą się ją zawinie, zależy czy papierowa czy plastikowa znacznie dłużej. Ja nie widzę jednak możliwości by to zorganizować inaczej (niby jak?), więc lepiej ją sprzątnąć tak, niż w ogóle.
GP
„No właśnie. Psia kupka rozkłada się w ciągu kilku tygodni.”
Nie. W ciągu kilku tygodni zostaje rozniesiona na butach.
Przecież po ostatniej zimie pieseczkowe kupeczki leżały setkami na chodnikach. Stopniowo zamieniały się w coraz bardziej rozmazane ślady podeszw.
Koprofagi nie występują w mieście w takiej liczbie, żeby szybko zjadać kupeczki.
Panowie,
dla udowodnienia swoich racji proponuje pozyc troche w zasranym do imentu miescie, a potem spedzic ten sam czas w miescie, gdzie wlasciciele psow maja obowiazek sprzatac po swoich pupilkach. Gwarantuje Wam, ze radosc z ogladania miasta i nieba ponad nim moze byc o wiele wieksza niz radosc plynaca z przejscia chodnikiem bez wejscia na „mine”, za ktora to radosc placimy koniecznoscia ciaglego patrzenia pod nogi.
Wzgledy sanitarne, jesli trzymac sie wspolczesnych standardow zwiazanych z tym slowem nie musza byc i nie beda wcale na 100% ekologiczne. W psim przypadku wazniejszym dobrem jest czystosc miasta niz ekologa, bez przesady.
Mysle, ze Autor wpisu naduzywa nieco aplikujac ekologiczna logike do kwestii sanitarnej. Artykul Sciam o biopaliwach dotyczyl metod przemyslowych produkcji biopaliw, a wiec zadawanie pytan o koszt ekologiczny tych metod jest jak najbardziej uzasadnione, jak rowniez rachunki na poparcie takiej czy innej tezy. Jednak powyzsze ma sie NIJAK do sanitarnej kwestii zbierania psich odchodow w miastach. Wiele naszych codziennych gestow zostawia swoj odcisk na srodowisku. To jest nieuniknione. Teoretycznie nie powinnismy sie myc w biezacej wodzie, a juz z pewnoscia nie w cieplej wodzie, lecz isc do rzeki czy jeziora. Gdzie tu sens ? Podobnie z dyskutowanym tutaj zestawieniem zbieranie psich kup v/s produkcja biopaliw.
Swoja droga jesli wlasciciel czworonoga chce i ma ku temu mozliwosci, to niech uzyznia w ten sposob swoj wlasny, prywatny trawnik lub ogrodek, ale nie przestrzen publiczna.
Chyba to nie jest kwestia koprofagów, czy czego tam jeszcze, tylko mrozu…
psie kupy: to nie jest jedynie kwestia zapachowo-estetyczna. Psy miewaja pasozyty. Jaja tychze przeskakuja duzo latwiej kiedy psimi odchodami uzyznia sie czy to trawniki czy to ogrodki _bez odpowiedniego kompostowania_. Z podobnych powodow Kowalski zapewne nie moze sobie zdecydowac ze on na swojej posiadlosci nie podlaczy sie do kanalizacji tylko wlasne fekalia na swoim ukochany trawniku rozkropi.
higiena widac trudna nauka.
Ależ drodzy dyskutanci!
Ja nie napisałem, że jestem przeciwny sprzątaniu po psach. Wręcz odwrotnie – z mojego tekstu jasno wynika, że sam po swoim psie sprzątam.
Natomiast napisałem, że rzecz wymaga dyskusji i tu zdania nie zmieniam.
@GP
„Chyba to nie jest kwestia koprofagów, czy czego tam jeszcze, tylko mrozu?”
W porze ciepłej i mokrej kupeczki stopniowo deszczyk rozpłukuje po chodniku, a w ciepłej i suchej mumifikują się, a potem stopniowo ulegają rozkruszeniu, więc wdepnięcie nie jest aż tak straszne.
J. Ty.
Rzecz wymaga dyskusji….zgoda, ale czy ciagle w kadrze zaproponowanym w dyskutowanym wpisie ?
Warto dodać do rozważań aspekt makroekonomiczny. Wszelkie opodatkowane transakcje wchodzą do dochodu narodowego ze znakiem plus.
Gdybyśmy więc zrezygnowali z produkcji nawozów, upraw pod paliwa i ich zbioru oraz produkcji biopaliw (ograniczając się do przetwarzania ropy na paliwo) to spadłby dochód narodowy i wpływy do budżetu z wszelkimi tego konsekwencjami:)
Na którymś z plakatów w Paryzu wyczytałem, że uprzątane przez słuzby miejskie psie kupy to kilka ton dziennie. Nie znam ich wartości energetycznej, ale może to jest pomysł na bio-paliwo?
Psie kupy to taki sobie pomysł na biopaliwo. Ze znanych mi kup najwięcej materii organicznej mają (i najlepiej się palą, co sam sprawdzałem pacholęciem będąc) końskie.
@Doodge
Myślałem o tych samochodach i nie jestem taki pewien. W wielu krajach znaczny procent energii elektrycznej jest wytwarzany ze źródeł innych niż paliwa kopalne. Wtedy zysk ekologiczny widać.
Dalej, nawet w elektrowni zasilanej ropą czy węglem można (przynajmniej teoretycznie) założyć instalacje do sekwestracji CO2, a w samochodzie nie. Filtry wyłapujące szkodliwe substancje chemiczne dają się zakładać na kominy i są na pewno wydajniejsze od katalizatorów samochodowych.
W dodatku samochody spalinowe hałasują dużo bardziej niż elektryczne, a zanieczyszczenie hałasem też ma swoje złe strony. Wiem coś o tym, bo mieszkam w centrum miasta.
Wcale nie jestem pewien, jaki jest ten bilans.
@Jacobsky
W Niemczech 13 lat temu w systemie segregacji śmieci był też zawsze kontener na odpadki organiczne, do kompostowania. Może by tak i u nas?
A ogólniej, to chodziło mi o ćwiczenie w patrzeniu „po całości”, nie upieram się, że kupy to najważniejszy temat. Nasunęły mi się, bo mam z nimi codzienny kontakt 😉
Co do patrzenia na problemy ekologiczne całościowo to moim zdaniem czeka nas rewolucja w podejściu do ekologi.
Żeby tylko ekolodzy nie przeszkadzali.
Autor pisze:”Oczywiście świadomi ekologicznie obywatele używają woreczków papierowych.”
Czy aby na pewno świadomi?
Uważam, że koszt ekologiczny torebki papierowej jest dużo wyższy niż foliowej.
Akcja przeciwko jednorazowym torebkom ma sens jak się je zastępuje brakiem torebki a nie papierowymi.
Co do problemu sprzątania psich kup to żadne akcje nie pomogą.
Psy w miastach powinny być opodatkowane i pieniądze przeznaczane na sprzątanie psich odchodów.
Sam nie mam psa w mieście tylko z powodu kup właśnie.
Nie zamierzam sprzątać a zasrywanie miasta mi przeszkadza.
Nie winię właścicieli psów tylko służby miejskie.
O przypadkach wypróżniania się psów na chodniku nie wspominam bo żeby ten problem rozwiązać to trzeba by eutanazję zalegalizować.
W Niemczech 13 lat temu w systemie segregacji śmieci był też zawsze kontener na odpadki organiczne, do kompostowania. Może by tak i u nas?
A nas w Warszawie wprowadzono obowiązkową segregację odpadów.
Jeden pojemnik na śmieci podlegające recyklingowi i drugi na pozostałe.
Tylko, że nikt się nie zastanowił jak wygląda struktura śmieci miejskich w XXI wieku.
Do pojemnika „recyklingowego” wrzucamy papier,puszki,szkło,plastik.
No to co nam pozostaje?
No kompost właśnie.
Tak więc postulat J.Ty. jest już od dawna spełniony.
To znaczy nie do końca bo ten pojemnik na resztę czyli kompost to ten dawny ogólny a ten na recykling dodatkowy mały.
jak panowie wiecie, niemcy sa dokladni;
na samo szklo tylko sa 3(slownie: trzy) pojemniki:
a) na szklo biale
b) zielone
c) brazowe
Jesli chodzi o psie odchody to nie ma chyba wiekszego powodu, zeby nie wlaczyc ich do ogolnej masy smieci zbieranych w miastach, oczywiscie po uprzednim zacheceniu (czytaj: zmuszeniu metodami administracyjnymi) wlascisieki psow do zbierania po swoich ulubiencach. Wysypiska i tak sa zlem koniecznym, nawet jesli zredukuje sie do minimum ilosc produkowanych odpadow. Smiecie skladowane na wysypiskach (nawet po uprzednim wybrani z nich tego, co da sie odzyskac lub skompostowac – a nie wszystko mozna przerobic na kompost), a wiec smiecie skladowane na wysypiskach, jesli odpowiednio zakopane, stanowia zrodlo biogazu. Psie odchody,z racji na ich zawartosc bakteryjna sa idealnym zrodlem bakterii beztlenoych, a wiec nawet nie potrzeba wiekszego wysilku celem specjalnego przygotowania masy smieci dla fermentacji gazowej. I tak wiekszosc bakterii do tego potrzebnych przychodzi z gleby.
Jako mieszkaniec jednej z kanadyjskich metropolii, od lat jestem zmuszony do selekcji odpadow i do osobnego zbierania szkla, papieru, plastiku i metali (specjalny pojemnik), aby oddzielic je od innych smieci. Nie jest to system doskonaly (np. w domu nie robi sie selekcji szkla wedlug koloru), ale pozwala odzyskac spora czesc surowcow. To caly biznes.
Ilekroc jestem w Polsce, tylekroc zawsze mnie zastanawia dlaczego puszki po napojach nie sa objete kaucja. U mnie mala puszka kosztuje 5c, wiesza (0,5 L i plus) 20 centow. Dzieki temu naprawde bardzo malo puszek wala sie po ulicach, a i tak w koncu dnia wiekszosc jest wyzbierana przez „zbieraczy”.
Ty tyle w temacie.
Pozdrawiam.
Jacobsky
U nas nie ma kaucji ale i tak puszki są zbierane przez kloszardów i odnoszone do skupu.
W dużym mieście puszki nie znajdziesz.
I tu mała dygresja.
Na święta byłem na wsi.
Trawy jeszcze nie porosły a śnieg stopniał.
Masa śmieci się wala po rowach.
W mieście psie kupy a tam syf przy drogach nawet we wsi.
Normalka, już się nie denerwuję.
Nauczyłem się patrzeć w dal.
Ale jedna rzecz mnie zastanowiła.
Masa puszek.
Moim zdaniem to uboczny skutek wspólnej polityki rolnej UE.
Puszek się zbierać nie opłaca.
parker,
z tymi puszkami to wszystko jest kwestia organizacji. „U nas” moge sprzedac puszki w kazdym sklepie spozywczym, a wiec nie musze ich targac do punktu skupu, ktorych to punktow jest mniej niz sklepow spozywczych. W supermarketach skup puszek do samoobsluga, dzieki stosownym automatom. Nie wyrzucam puszek i kiedy zbierze sie caly ich worek, to przy okazji nastepnych zakupow oddaje w sklepie.
Pozimowy krajobraz jest wszedzie podobny. Parking przy moim miejscu pracy jeszcze nie zostal wysprzatany i wszedzie walaja sie puste opakowania, papiery i inne smiecie. Dwa tygodnie temu jechalem przez wsie i prawde mowiac przy drodze bylo czysciej niz miescie.
Pozdrawiam
Jacobsky
Co kraj to obyczaj.
Problem puszek jest mi obcy jako użytkownikowi bo z nich nie korzystam a jak mi się zdarzy to nigdy do śmietnika nie wrzucam tylko obok kładę żeby do recyklingu trafiły i nikt w śmieciach z mojego powodu nie musiał grzebać.
Kiedyś podobnie robiłem z makulaturą ale punkty skupu pozamykali więc jej nikt nie zbiera.Podobno niezbędny wkład makulaturowy do produkcji papieru bardziej się z Niemiec opłaca importować.
A z czego u was żyją kloszardzi jak tak wszystko do sklepu zwracacie?
parker,
z tego, co dobrzy ludzie wrzuca do czapki, zbieraja puszki i butelki (bo nie wszyscy sa tacy bardzo obywatelscy), naiektorzy, ktorym wciaz sily pozwalaja myja szyby samochodow stojacych na swiatlach (tzw. squeege) plus wszystko inne, co daje pare centow.
a mnie zadziwia z recyclingiem co innego – właśnie podpisałem umowę na wywóz śmieci. Duży kosz raz na dwa tygodnie 24 złote, natomiast segregowane śmieci po napełnieniu worka – 7 zł. Szkopuł w tym, że przy takim rachunku mi się dalej opłaca niepełny kosz dopchać puszkami i butelkami…
zupełnie nie rozumiem, czemu w Polsce nie ma przynajmniej darmowego odbioru butelek i puszek, nie wspominając o automatach dających po ~5 groszy za wrzuconą butelkę, powszechnych w USA i wielu krajach UE..
Ekologia a torebki foliowe.
Dlaczego tak łatwo uważacie, że torebki foliowe są mniej ekologiczne od papierowych? Papier rozkłada się z czasem w atmosferze, szczególnie wilgotnej i w czasie tego rozkładu dostarcza do powietrza wszystkie chemiczne świństwa jakich użyto do jego produkcji (kleje, wybielacze i diabli wiedzą co). Torby z folii praktycznie prawie się nie rozkładają. Wiatr i piasek podrze je na kawałki i będą przez wieki pełniły rolę kamyczków tak jak to się dzieje ze szkłem lub ceramiką. Zatem emisja szkodliwa będzie rozłożona na wieki a przez to mniej niebezpieczna. Na dodatek papier suchy jest relatywnie łatwopalny a spalanie papieru jest prawie porównywalne ze spalaniem np. oleju napędowego.
@Wojtek-1942
Owszem, papier nie jest czystą celulozą, więc to i owo wydziela, ale w istocie szybko się rozkłada znikając naprawdę. Tymczasem plastik niestety nie do końca przypomina piasek, jak rzeczywiście jest ze szkłem i ceramiką. No i też gdyby to jeszcze był czysty polietylen, to byłoby pół biedy, ale różnego typu dodatki też nie są milsze niż kleje papieru. Zaglądnij np. tam: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wielka_Pacyficzna_Plama_%C5%9Amieci , a jeszcze lepiej do interwiki tego artykułu (w zależności od znajomości języków, ale anglojęzyczna wersja wydaje się najlepsza).
Ależ właśnie martwi mnie w papierze to, że tak szybko się rozkłada. To, że folia torebki się nie rozkłada powoduje, że nie uważam tego za temat ekologiczny a raczej porządkowy. Torby należy sprzątać a nie zamieniać je na papierowe. Po sprzątnięciu niechaj sobie trwają. Uwalnianie z nich paskudztw rozkłada się w czasie tak bardzo, że jest niezauważalne ekologicznie. Tak?
Od pewnego poziomu to już nie jest problem porządkowy, ale właśnie ekologiczny (w naukowym tego słowa znaczeniu). Jeżeli na olbrzymim obszarze w sestonie stosunek pyłu plastikowego do planktonu wynosi od 1,4 do 6,9 do jednego, a w niektórych rejonach przekracza 100:1, to już jest istotny składnik ekosystemu. I to nie chodzi o jakiś ściek w Chinach, tylko o olbrzymi obszar oceanu między Hawajami a Kalifornią (problem zauważono już w latach 70. w Atlantyku, ale najwięcej badań Amerykanie robią u siebie i stąd mam dane: http://alguita.com/pdf/Density-of-Particles.pdf ) To nie jest kwestia mniej lub bardziej nieestetycznego plastikowego piaseczku, ale kwestia olbrzymiej masy niestrawnej zawiesiny, która ląduje w aparatach filtrowych i przewodach pokarmowych ptaków, żółwi, ryb, krewetek, koralowców itd. Co więcej, każda cząstka ma swoje właściwości sorpcyjne i tak się składa, że plastiki często mają duże powinowactwo do DDT, PCB, rtęci itp. substancji, które zamiast opadać na wieki na dno, unoszą się wśród planktonu. Popularno-naukowy artykuł (niestety w wersji skróconej) o tym jest np. tam: http://www.wiz.pl/main.php?go=1&op=2&id=149
No tak, pewnie, że tak. Koniecznie trzeba sprzątać to pyłu nie będzie. A wracając do remu to o kupach: Pływałem sporo po wielkich mazurskich. To co opowiem jest tak 10 lat do tyłu. Brzegi jezior to łąki, rzadko pola i las często. Otóż jeśli nocowało się przy brzegu z łąką i w pobliżu był niewielki lasek, tak 2-5ha to wszyscy z pobliskich łódek załatwiali swoje potrzeby w tym lasku. Powiedzmy 10% to byli harcerze i ci zabierali tzw saperki a reszta oczywiście nie. Wiecie jak taki las wyglądał w czerwcu a co dopiero w końcu sierpnia? Nie wystarczą dwa tygodnie. Teraz jest pewnie lepiej bo więcej przystani w których się nocuje i funkcjonują toalety chemiczne. Lecz są wędkarze i oni ani chemiczne ani przystanie. Siedzą rzadziej zatem zagęszczenie jest mniejsze ale ilość o wiele większa. Tak jest gdy się nie sprząta. Problem śmieci można rozwiązać wyłącznie płacąc. To kosztuje ale jednak sprzątać trzeba. Nawet zakaz pakowania w foliowe torebki zakupów w marketach nie spowoduje zniknięcia folii bowiem ludzie kupią w tych sklepach torby do śmieci i i tak będzie trzeba sprzątnąć. Żaden rachunek temu nie zapobiegnie.