Bawić, bawiąc
Sukces Centrum Nauki Kopernik w dużej mierze zawdzięcza zasadzie „uczyć, bawiąc”. Pracownicy CNK bawią gości niekonwencjonalnie, pokazując zasady naukowe, eksperymenty i lżejsze odsłony nauki. Ostatnio zaś CNK posunęło się do formy kabaretu.
Od paru lat w Warszawie odbywa się Festiwal Przemiany. Od jakiegoś czasu współorganizuje go CNK. W tym roku hasłem przewodnim festiwalu jest antropocen. Co to jest antropocen, nie będę czytelnikom tłumaczył, jest hasło w Wikipedii. Koncept antropocenu (na razie zresztą to wciąż bardziej postulowany koncept niż utrwalony i powszechnie przyjęty termin naukowy) jest idealnym tematem dla łączenia nauk przyrodniczych i technicznych z humanistycznymi i społecznymi. I tak mniej więcej wyglądał program tegorocznego festiwalu.
Organizatorzy nie poprzestali na interdyscyplinarnych debatach czy zajęciach, na których można „zaprojektować epokę”. Do stworzenia jednego z wydarzeń festiwalu zaprosili artystów Klubu Komediowego (i nie tylko), na czele z członkami Klancyka. Klancyk to tzw. teatr improwizowany. Jego twórcy podobno nie przepadają za określaniem go jako kabaretu. Moim zdaniem – niesłusznie. Owszem, w czasach, gdy polskie telewizje, z publiczną na czele, z lubością wypełniają ramówki skeczami, z których najśmieszniejszy to ten, gdzie chłop udaje babę albo Polak Chińczyka, kabaret może się nie najlepiej kojarzyć. Tymczasem Klub Komediowy bliższy jest choćby Kabaretowi Starszych Panów, a może i kabaretom przedwojennym. Dotyczy to zwłaszcza cyklu spektakli „Fabularny przewodnik po…”. Z kolei większość aktywności Klubu Komediowego oraz Klancyka (i jego członków w różnych konfiguracjach) to nieco absurdalny humor improwizowany. Domyślam się, że pewne frazy są w jakimś stopniu przygotowane, ale zasadniczo skecze nie są odtwarzane według scenariusza, tylko wymyślane na bieżąco, z inspiracji podrzucanych przez publiczność.
I właśnie taką formułę zaprezentowano w CNK w spektaklu (spektaklo-konferencji) „Antropocen, czyli do czego to doszło”, który został przygotowany głównie przez Michała Sufina, ale – z racji opisanej wyżej formuły – stworzony w dużej mierze przez improwizujących klancykowców, wplatających w swoje skecze losowane frazy przygotowane wcześniej przez publiczność.
Pierwszym elementem spektaklu była improwizowana debata oksfordzka na temat antropocenu, a tezą polemiki było stwierdzenie, że ludzi jest za dużo bądź za mało. Komicy wcielili się w role zwalczających się naukowców-ekspertów. Ponieważ cała debata była improwizowana, a na dodatek komicy musieli wplatać tezy podsuwane przez publiczność, oczywiście nie miała ona za dużo ładu i składu. Nie o to przecież chodziło w tej parodii. Używam słowa „parodia” nie jako krytyki, ale po prostu jako określenia tej formy skeczu. Nieważny zresztą był temat, ważne było, że poziom wzajemnej krytyki rzeczywiście przypomina poziom znany z konferencji, gdy w czasie przeznaczonym na pytania nieraz ktoś wstaje i zaczyna „To właściwie nie będzie pytanie, a komentarz…”, a jeszcze bardziej poziom dyskusji w studiach telewizyjnych, gdzie eksperci tyleż starają się przedstawić swoje tezy, ile zdyskredytować kontreksperta. Zresztą, czy podsumowanie komika „Obu nam chodzi o coś podobnego, z tą różnicą, że mój rozmówca jest idiotą”, nie odzwierciedla niewypowiedzianych – albo wypowiedzianych między wierszami – konkluzji niejednej naukowej debaty?
Artyści Klancyka na co dzień nie tylko improwizują scenki, ale również dubbingują krótkie filmy czy wykonują piosenki – również improwizowane. Tu do zdubbingowania wybrano im fragmenty „Sondy”, a piosenka również miała nawiązywać do antropocenu (choć bądźmy szczerzy – ze środowiskowym znaczeniem tego pojęcia za dużo miała wspólnego). Ponadto pojawił się monolog i piosenka laborantki. To, co dobrze się sprawdza w „Fabularnym przewodniku po…”, tu – wyrwane z kontekstu – nieco wyszło blado, podobnie jak dowcipy geologiczne jakby żywcem wyjęte z tematycznego fanpage’a. Do kolekcji różnych form rozrywkowych doszedł jeszcze stand-up (tu ciężko mi oceniać, bo jakoś nigdy nie przepadałem za tą formą – kojarzy mi się z amerykańskimi filmami, gdzie bohater stara się rozśmieszyć niemrawą publiczność, mając w głowie problemy rodzinne z córką widywaną w obecności kuratora raz na dwa tygodnie albo coś w tym stylu – i niestety naturalnie wychodzi mi empatyzowanie z tą znudzoną publicznością) oraz piosenka bigbitowa (piosenki Radka Łukasiewicza skądinąd lubię, a tu jakoś przeleciała).
Jednym z najlepszych fragmentów był wykład, oczywiście improwizowany, na temat rzucony z publiczności – tkania na kole. Maciej Buchwald opowiadał o tej zamierającej czynności, tak jakby naprawdę coś o niej wiedział i tylko natłok dygresji sprawiał, że mówi nieco od rzeczy. Czy nie znamy takich wypowiedzi ekspertów? Należy też docenić rolę „przedstawiciela władz miasta jako współorganizatora”. Komitety organizacyjne konferencji zwykle zapraszają takie osoby, aby je „uświetniły swoją osobą”, z nadzieją, że wystarczy im splendor i odmówią sobie wypowiedzi w okolicach tematu. I zwykle się mylą.
Najbliższy tematu był występ autora „Nowych wierszy znanych poetów”, który zwykł pastiszować dawnych autorów. Tym razem wyrecytował wiersz o antropocenie stylizowany na Rainera Marię Rilkego. I wiersz ten nie tylko był nagromadzeniem naukowo brzmiących słów, ale naprawdę opisywał antropocen. W odróżnieniu od niego pozostałe teksty miały z nauką mniej więcej tyle, ile „Modne bzdury”. Zatem z frazy „bawiąc uczyć” raczej ten drugi człon nie miał zastosowania. To była po prostu zabawa i rozrywka (niemal jak skecz Tuwima o hydrauliku czy tam ślusarzu z laubzegą).
Czy była to dobra zabawa? Przyznajmy, to, co jest główną zaletą tego typu humoru, tj. spontaniczność i interaktywność, może być postrzegane jako jego główna wada. Klasyczny kabaret przygotowuje swoje skecze, dopieszcza tak, aby były jak najśmieszniejsze. W kabarecie improwizowanym nie ma na to miejsca. Do mnie poczucie humoru Klancyka przemawia, czy do innych gości Centrum Nauki Kopernik, którzy być może spodziewali się czegoś zgoła innego, także? Nie wiem. Mam nadzieję, że tak.
Piotr Panek
fot. Piotr Frydecki, licencja CC BY-SA 3.0
Komentarze
Kabaretyzacja Nauki? Nie wiem czy to wyjdzie na zdrowie.
Takie imprezy za wiele wspólnego z nauką nie mają, więc nauce pewnie nie zaszkodzą. Choć pokazują, jak laicy mogą postrzegać naukę. Nie jako pole dyskursu z argumentacją empiryczną, a jako pole dyskusji z argumentacją w stylu „bo tak mi się wydaje”. Może i w naukach społecznych (łącznie z ekonomią) trochę tak jest, ale przenoszenie tego na nauki przyrodnicze skutkuje potem tym, że debata jakiegoś hochsztaplera antyszczepionkowego z naukowcem klinicystą jest również postrzegana, jak debata marksisty z liberałem. Ot, jedni myślą tak, inni inaczej, a prawda leży pośrodku. Ot, jedni mają argumenty za antropogenicznym wzmocnieniem efektu cieplarnianego, a inni przeciw, ale skąd wiedzieć, że ci pierwsi mają argumenty bardziej rzeczowe? Itd.
W ogłupianiu społeczeństwa kolosalną rolę odgrywają media. W pogoni za kasą czyli tzw oglądalnością organizują „walki kogutów” – naukowiec versus antywacek. Albo „eksperci Macierewicza” kontra zapisy rejestratorów lotu. Ogłupione społeczeństwo nie wie komu wierzyć. Nie religia, a etyka i logika powinna być nauczane w szkołach.
Popularyzacja nauki jest dość trudna i wymaga talentu. Media nie są do takich zadań przygotowane. Natomiast Centrum Kopernik tak. Dziwi zatem, że właśnie w centrum zrobiono jarmark. Ma to taki minimalny sens, że o czymś się powiedziało i może to kogoś zainteresuje. Pewnie ktoś pomyślał, że popularyzacja to właśnie jarmark. Brak wiedzy często bywa przyczyną błędów. Przodują w tym oczywiście tzw. media. Dziennikarze czy komentatorzy z założenia nie mogą mieć wiedzy porównywalnej z wiedzą specjalistów a program robić muszą bo to ich chleb więc bajdurzą. To bym jeszcze zrozumiał ale dlaczego nie słuchają? Muszą powiedzieć swoje bez względu na argumenty czy wyjaśnienia specjalisty. A w szkołach powinna być nauczana logika. Czy etyka? nie wiem. Etyka nie jest nauką. Tak jak i religia.
Z poważaniem W.