pożyczki (bez odsetek, spreadu i hipoteki)

płyta szelakowa, fot. Mediatus, Wikimedia Commons

W nadmorskich miasteczkach i wioskach zjadacze fauny morskiej rozpoznaliby jako przegrzebki, tych jednak menu (sformułowane w zasadzie w językach słowiańskich) nie znają. Otwierają je za to niemal niezmienne sen żaki na dwa sposoby, surowe (z sosem z cytryny i oliwy) i zapiekane. Są to,  pożyczone odrobinę okrężną drogą, francuskie Saint Jacques, małże św. Jakuba. Wolącym jadło dorastające na lądzie oferuje się pršut z miejscowym serem lub melonem, dojrzewającą wędzoną szynkę, która nazwę wzięła z wł. prosciutto. Za to do śniadania w promenadowej kawiarni można było zamówić świeżego, ciepłego kroasana, czyli rogalika z listkowego ciasta znanego nad Loarą i nad Wisłą jako croissant.

Pożyczki spotykamy we wszystkich językach, choć w niektórych, w tym w naszym, czasem pojawia się tendencja do urabiania rodzimych odpowiedników nazw obcych. Oprócz  podomki, dobrej może dla cioci, ale nie dla wujka (niezmiennie otulającego się szlafrokiem) czy bezrękawnika, który można nawet napchać puchem i nosić jako ocieplacz, ale którego  do fraka się nie włoży i wielu innych, zwykle już zapomnianych, mamy tu żywe (przynajmniej w mowie potocznej) przykłady nazw pierwiastków, które zawdzięczamy inwencji Jędrzeja Śniadeckiego. Więcej szczęścia miał biustonosz, który zastąpił biusthalter (nm. Büstenhalter).

Obcość pożyczek się zaciera. Mało kto dostrzeże je w kościele, chrzcie,  wójcie czy barwie. Uważniejszy (i znający obce języki) użytkownik języka zastanowi się być może nad nowszymi etażerką, berżerą, szmizjerkąsztybletami, kaszkietemklientem, portfelem czy sorbetem. Choć czasem bardzo egzotyczne, spowszedniały nam kajak, katamaran, kakao, bakłażan (i oberżyna) czy huragan (oraz tajfun). W większości wypadków reagujemy tylko na obcość nowinek językowych, czasami nie zdając sobie sprawy, że znów pożyczamy to samo — tak zdarzyło się niem. wyrazowi Kübel, od którego mamy nasz rodzimy kubeł i późniejszy, dziewiętnastowieczny, nieco okrężny (bo przez jiddysz) kibel, takim „podwójnym” zapożyczeniem jest też nm. Farbe jako barwa  i farba. Za ponowne pożyczki można też uznać  elektorat (‘wyborcy jakiegoś ugrupowania’) w odniesieniu do dawnego, dziś funkcjonującego już tylko w znaczeniu historycznym elektoratu jako państwa rządzonego przez elektora lub apartament i studio w zn. ‘mieszkanie’ w zestawieniu ze dawniejszymi znaczeniami ‘wnętrze pałacowe w części reprezentacyjnej’ i ‘pracownia malarza’ oraz ‘miejsce realizacji nagrań lub słuchowisk albo kręcenia filmów’. Trochę innym przypadkiem jest wyraz siutaż, określenie  zdobienia ubrań, które przez fr. soutache przyszło z węg. sujtás, które opisuje zdobienia tradycyjnego stroju węgierskiego. Dziś częściej określenie to odnosi się do ręcznie robionej biżuterii, która wykorzystuje tę samą technikę, a madziarskości siutażu elegantki zapewne nie są świadome. Podobnie zapomniany dziś  szerzej szelak, z którego robiono płyty gramofonowe, wrócił do nieco bardziej potocznego obiegu jako typ lakieru do paznokci, choć częściej w obcej pisowni shellac.

Zapożyczenia znajdują sobie miejsce w języku przyjmującym, dopasowując się do niego. Jednym idzie to łatwiej, na przykład wtedy, gdy zakończone na spółgłoskę, jak sweter, komputer czy blender, odmieniają się jak przyswojone dawniej: krater, eter, emiter czy charakter. Inne przepoczwarzają się wolniej, zmieniają radykalnie pisownię i nabierając giętkości fleksyjnej, by odmieniać się według polskich wzorców.  W dawniej, ale już po wojnie, wydanych powieściach, które czytałam w liceum, eleganccy mężczyźni nosili paltoty (zapożyczone też jako palto), a cenne rzeczy chowało się w safesach – dziś trudno byłoby mi powiedzieć, jak to czytać: [safesach]? [sejfsach]?  Nieco później towarzystwo w jeansach rozbijało  namioty na campingach, a  słowniki pouczały, by czytać to raczej z [ke] niż [ca]. Jeszcze u progu niepodległości business businessman opisywało ludzi interesów z innej rzeczywistości, by w niedługim czasie przybrać całkowicie spolszczoną formę biznesu i biznesmena. Podobnie całkowicie dziś spolszczony butik trzymał się wówczas pisowni boutique i równie światowe miał ambicje. Adaptacja fonetyczna oddaje raczej polskie niż źródłowe brzmienie — porównajmy choćby port. fejião i pl. fiżon  czy fr. entrecôte  i pl. antrykot.  Mam wielką słabość do tej językowej mimikry, być może przez sentyment do traktatu Russa o pochodzeniu języka i dramatów Szekspira. W nadmorskiej rzeczywistości, opisywanej przez  dobrze  (plażażagiel, kurort, molo, promenada, parawan)  i słabiej   (marina, skim-boarding, aquapark) przyswojone zapożyczenia,  oko z radością zawisło na  kajtach i cukierniczych specjałach: czekoladowym brauni (w ofercie z latté za 15,90) oraz bezowym torcie z bakaliami , wdzięcznie spolszczonym na dakłas (fr. dacquoise).  Wydaje się, że tempo adaptacji fonetycznej, a także ortograficznej (czyli zapisu „po polsku”), przyspieszyło w ostatnich latach, tak pojawił się skejt (z deską lub bez) , hejt (nic dobrego, więc nic dziwnego, że zachował h, choć wymawiana jest głoska bezdźwieczna), nius(y), lazania, tiszert, pankejki (obok safesowych w charakterze pancakesów), kapkejki (obok cupcakes, w obu wypadkach jest to pseudonim babeczek), krafty (dla piwoszy) czy kłady (dla ratowników).

 

Fotografia Mediatus, 2oo8; płyta szelakowa z prywatnej kolekcji autora zdjęcia z nagraniem arii z „Moc przeznaczenia” G. Verdiego w wykonianiu E. Caruso (1908). Licencja GNU Free Documentation License, Version 1.2 or any later, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported