Filozof transgresji i pornograf
Wbrew obiegowym opiniom markiz de Sade nie był wyłącznie zwyrodnialcem.
Zapewne tylko niewielkiemu gronu wiadomo, iż markiz de Sade był wziętym pisarzem (choć pornografem) i filozofem. We Francji toczy się spór o to, czy był on pierwszym filozofem nowoczesnym, czy też ostatnim filozofem feudalnym. Ale mało ważne, która z opcji wygra – jeśli w ogóle któraś może wziąć górę. Samo istnienie tego sporu w XXI wieku świadczy o oryginalności filozofii Donatiena Alfonsa François, markiza de Sade’a.
Cześć wakacji spędziłem w Prowansji na południu Francji. Tam właśnie, w dawnych włościach znanego z seksualnej rozpusty i okrucieństwa markiza, dowiedziałem się, że był on nie tyko seksualnym zwyrodnialcem, ale i wziętym pisarzem i filozofem.
Zacznijmy jednak od drobnej uwagi lingwistycznej. Markiz to francuski tytuł szlachecki: on – markiz (franc. marquis), ona – markiza (franc. marquise). W języku francuskim litery „s” na końcu słowa „marquis” się nie wymawia (fonet: [marki]). Natomiast końcówka „ise” słowa „marquise” wymawiana jest jak „iz” (fonet: [markiz] ). Kiedy wiec Polacy mówią o markizie de Sade najczęściej z wyraźnym „z” na końcu [markiz], Francuz sadzi, że mowa o żonie markiza. Tyle tytułem lingwistycznego wstępu.
Donatien de Sade to postać tak barwna, że można pisać o nim bez końca. Choć był wychowankiem jezuitów, to stał się zaprzeczeniem wszelkich cnot i powszechnie znanym symbolem zła. Streszczając w kilku słowach jego 74-letni żywot powiedzmy tylko, że napisał wiele poczytnych dzieł sławiących okrucieństwo, zło i występek. Najsławniejsze z nich to „120 dni Sodomy” (1785), „Justyna, czyli o nieszczęściu cnoty” (1791 – napisana i anonimowo opublikowana już po Wielkiej Rewolucji), „Filozofia w buduarze” (1795) i „Juliette” (również z roku 1795; Juliette i Justine to dwie siostry uosabiające odpowiednio: cnotę i rozpustę). Wszystkie wywoływały skandale i uznawane były od razu za pornografię.
Był de Sade wiele razy ścigany za rozpustę i znęcanie się nad swymi ofiarami. Raz skazany został na śmierć, choć wyroku nie wykonano, gdyż udało mu się zbiec. Dwukrotnie był więziony i spędził w sumie prawie 30 lat swego życia w izolacji. Dzięki temu – właśnie dla zabicia czasu – pisał większość swych dzieł. Dokonał żywota jako osobisty niemal wróg cesarza Napoleona I w azylu dla psychiczne chorych, choć daleko mu było do choroby psychicznej. Poza tym był przez wiele lat żonaty z panną de Montreuil, z która miał dwóch synów. Oczywiście, na boku, miał w tym czasie bardzo wiele seksualnych przygód, o których nie śniło się chyba nikomu innemu. I to nie tylko w jego epoce.
Tak w życiu, jak i w swych dziełach hołdował Sade maksymalnej rozpuście połączonej z uzyskiwaniem rozkoszy ze znęcania się nad seksualnym partnerem/partnerką. I to nie tylko nad ludźmi, ale i nad wszystkim, co uznane za święte, godne, ważne. W poszukiwaniu szczytów rozpusty organizował orgie (jego wierny walet Latour znający potrzeby swego pana uzupełniał braki wynikające z posiadania jednej tylko pary narządów płciowych) z wszelkimi możliwymi udziwnieniami i bluźnierczymi pomysłami, o których nie będziemy tu pisać, by nie siać zgorszenia. Wyuzdany seks jest podstawą jego pisarstwa.
Nie zapominajmy, że w owych czasach rozprawy filozoficzne miały charakter epickich opowieści z morałem (u Sade’a zawsze a rebours), dialogów i dramatycznych opowieści. W żadnym wypadku nie były to suche wykłady; te sadystyczne ociekały wręcz wszelkimi wydzielinami ludzkiego ciała. Lektura jest wręcz nieznośna – prowokuje podniecenie, ale i wymioty, tak jakby Sade znęcał się i nad swym czytelnikiem, zmuszając do go do psychicznego samogwałtu. Jednak seksualna otoczka absorbująca gros uwagi czytelników była jedynie środkiem wyrazu perwersyjnego markiza.
Sednem jego filozofii stała się pochwala transgresji, czyli przekraczanie wszelkich norm, granic, zakazów, tak moralnych, jak i społecznych. Seks był najlepszym, bo i najbezpieczniejszym, sposobem ekspresji, szczególnie w erotycznie rozpasanym wieku XVIII. Ale sadystyczna pochwala zła nie dotyczy wyłącznie tej sfery życia. Była to również pochwala wszelkiej zbrodni. Te zaś trudniej było wypróbować w realnym życiu. Jest niemal pewne, ze Sade nigdy nikogo nie zabił. Transgresja u Sade’a ma ten sam poznawczy charakter, co pożądanie wypraw w nieznane Kolumba czy Magellana. Tyle, że markiz dokonuje swych wojaży w alkowie. W przeciwieństwie do wielkich podróżników może wypróbować swe nowe pomysły i hipotezy od razu, bez żmudnych przygotowań.
Z eksperymentów bezbożnika Sade’a wylania się jednak postać będąca zaprzeczeniem ateisty. Okazuje się, że by dokonywać transgresji moralnych, konieczne jest ciągłe utrzymanie nakazu moralnej czystości. By bluźnić Bogu, trzeba utrzymać zakaz obrażania Boga. Ba, by mu ubliżać, trzeba w niego wierzyć. Niezachwiany ateista żadną miarą nie doznałby bowiem rozkoszy psychicznej i cielesnej z bluźnierstwa wobec nieistniejącego dla niego Boga.
Paradoksalnie, będący zaprzeczeniem bogobojności Sade potwierdza konieczność wiary i stanowienia norm moralnych. Bez wiary transgresja norm moralnych nie ma sensu. Bez transgresji zaś wiara jawi mu się jako pusta deklaracja. Sade podąża więc śladami Kartezjusza, szukając wyjaśnienia, czym jest z jednej strony ludzka żądza, z drugiej zaś wewnętrzna i niepowstrzymana potrzeba przekraczania granic w dobrze zaplanowanym eksperymencie. Jedno okazuje się dopełnieniem drugiego, a wiara łączy je ze sobą. Sade wydaje się pytać: skoro zło dać może pełną rozkosz, to czyż nie stoi za nim boskie przyzwolenie? Jeśli zaś zakłada istnienie boskiego przyzwolenia, to w oczywisty sposób wierzy w Boga! Sztuczka iście diabelska.
Nasz niezwykły bohater twierdzi, że zło, rozwiązłość, egoizm są naturalnymi stanami ludzkiej duszy. Skoro agresja jest stanem naturalnym, to opieranie się jej musi być złem. Podążając dalej tym tropem dochodzi do wniosku, że uczucia i odruchy pozytywne, takie jak miłość, wdzięczność, miłosierdzie czy współczucie są nieuzasadnione i sztuczne, gdyż niezgodne z naturą.
Przeciwieństwem sadyzmu może jawić się filozofia cierpienia i cierpiętnictwa. Ale to tylko pozór. Jak bowiem mawiają Francuzi, przeciwieństwa bardzo są do siebie podobne. W myśl tej zasady, Sade twierdzi, że miłosierdzie, współczucie, umartwienie są jedynie dziwną mutacją opisanego przez niego upustu złych żądz. Tak jak agresja, perwersja i wyuzdanie dają rozkosz sadyście, tak uległość i umartwienie dają ją masochiście. Noszenie włosiennicy, biczowanie swego ciała, poszczenie i umartwianie się to w oczach markiza nic innego niż sadyzm, tyle, że a rebours.
Z jakich obiektywnych powodów dobro miałoby być fundamentalne? Dlaczego miałoby być zwykłym brakiem zła? Wedlug Sade’a fundamentem jest właśnie zło, a dobro to niezgodny z naturą stan braku zła. Pojmowaniu stanu rzeczy wspak, jak widać u Sade’a, nie ma końca.
Jednak meandry mysli Sade’a, choć niebezpieczne i odrzucające, pomijając nawet pornograficzną i wyuzdaną otoczkę, są przykładem tego, jak daleko sięgnąć może ludzka myśl. Nie ma takiej domeny, takiego skrawka naszej świadomości, których nie dałoby się wytłumaczyć naszymi żądzami (oczywiście z definicji złymi), chęcią uzyskania przyjemności i rozkoszy. Naszym duchem rządzi ciało, a nie na odwrót.
Jednak sadyzm, jak każdy bezkompromisowy osąd, jest groźny. Przedłużeniem filozofii Sade’a był przecież hitleryzm, który sadyzmem, tym razem nie tylko seksualnym, przerósł wszelkie wyobrażalne miary. Są zaś nim nadal ideologie rasizmu, ksenofobii i antysemityzmu. Czy Sade tego właśnie chciał? Możliwe, że tak. Jednak umierając sądził, że jego dzieła zostaną zapomniane. Był przekonany, że „120 dni Sodomy” zaginęło bezpowrotnie w trakcie burzenia Bastylii – gdzie powstało tuż przed rewolucją (na jego nieszczęście przeniesiono go na początku lipca 1789 do Charenton, nie mógł więc korzystać z glorii uwolnionego przez Rewolucje więźnia Bastylii). W swym testamencie prosił, by pochowano go w sekretnym miejscu, zacierając wszelkie ślady grobu. Tak też uczyniono.
Choć doczesne szczątki filozofa-pornografa zaginęły, to jego filozofia przetrwała. Sade dał pożywkę dla dalszych rozmyślań Schopenhauera, Nietzschego, Freuda, Michela Foucaulta. Żadna analiza zła nie ignoruje przemyśleń Sade’a. Paradoksalnie z jego filozofii wywodzi się również zakaz stosowania kary śmierci. Skoro bowiem zbrodnia ma być naturalna, to nie można za nią karać. A tym bardziej karać śmiercią. Sade ma również ciągle wpływ na kształtowanie praw człowieka. Zakaz prawny ma bowiem umożliwiać transgresję, a wiec dawać suwerennemu człowiekowi wolność. A suwerenność człowieka przejawia się właśnie możliwością transgresji. Choć niełatwo się z tą myślą oswoić, to jednak ludzkość zawdzięcza sadyzmowi bardzo wiele.
A może dobro i zło są nierozłączne? Czy dobro nie istnieje bez zła, tak samo jak zło bez dobra?
Jacek Kubiak
Fot. yog, Flickr (CC SA)
Komentarze
„Zakaz prawny ma bowiem umożliwiać transgresję, a wiec dawać suwerennemu człowiekowi wolność. A suwerenność człowieka przejawia się właśnie możliwością transgresji.”
Trochę to dla mnie zakręcone. O co chodzi?
OK. Trangresja wedlu Sade’a jest konieczna dla wyprobowania/sprawdzenia wolnosci. Wlasnie przekraczajac okreslone ramy mamy mozliwosc przekonania sie, ze jestesmy rzeczywiscie wolni, ze mamy wolna wole. Konsekwencje to inna sprawa. A ze pokretne? Oczywicie, caly Sade jest pokrecony, zly i przewrotny.
Ok. Mniej więcej tak to wyczuwałem, tylko zdania te nie wydały mi się do końca jasne.
Wybacz, to moje pierwsze kroki w filozofii 🙂
🙂
„..A może dobro i zło są nierozłączne? Czy dobro nie istnieje bez zła, tak samo jak zło bez dobra?..”
Matematycznie rzecz biorąc tak właśnie jest. Natomiast łatwo mi wyobrazić sobie dobrze funkcjonującą grupę ludzi „dobrych” (przynoszących pozytek sobie i innym). Natomiast grupa „złych” (siejących zamęt i zniszczenia) szybko by się wykruszyła.
Co do markiza wydaje mi się, że jego dorobek polegał głównie na podniesieniu perwersji i degrengloady do rangi filozofii życiowej. Czy świat ma z tego jakiś pożytek? Wątpię.
Bardzo ciekawy wpis i bardzo ciekawy blog, może coś udami się z niego wycisnąć i wrzucić na http://cziki.pl . Także zapraszam
He, he. de Sade dobry na ciekawostki. 🙂