Duży filozof



Tomasz z Akwinu – na przekór stereotypom.

W ostatnich tygodniach bardzo mocno wciągnęła mnie postać Tomasza z Akwinu. Celowo pomijam skrót „św.” przed imieniem, bo te dwie literki odbierają coś ważnego tej postaci i sugerują stereotypy, jakie zawsze krążą wokół świętych. Więc po prostu Tomasz z Akwinu.

Filozof to znakomity, co oczywiste, ale i dziwny, co jest mniej oczywiste. Dlatego, że jak pisze o tym autor jednej z książeczek o nim Mikołaj Olszewski, chowa się za swoim dziełem. To znaczy łatwiej jest streszczać jego dzieła i myśli, jakie niosły, niż opisywać koleje jego losu. Nie był skryty, ale też bardzo niechętnie odsłaniał swoje wnętrze. We wspomnianej książeczce Olszewskiego o jego życiu mamy 15 stron, a o twórczości blisko 70. Podobnie jest w innej pracy, Gilberta Keitha Chestertona. Koleje życia Tomasza zajmują w niej znacznie mniej miejsca, niż tło intelektualne i społeczne epoki oraz krótkie przybliżenie samej myśli filozofa. A mnie właśnie jego koleje życia, a także jego osobowość, bardzo ciekawi.


Co więc można o nim powiedzieć? Tytuł jest nieprzypadkowy – fizycznie był to duży człowiek. Dobrze zbudowany, z lekkim brzuchem, wręcz dryblas. Do tego nie był zbyt energiczny, przynajmniej powierzchownie. Ta powierzchowność bywała myląca, ponieważ nie sugerowała, że kryje się w niej niezwykle przenikliwy i inteligentny człowiek. Koledzy ze studiów myśleli o nim, jako o kimś mało rozgarniętym i śmiesznym, przezywając go osłem sycylijskim.

Jego powierzchowność nie zmyliła jednego z najważniejszych nauczycieli w jego życiu Alberta Wielkiego. To on zachęcał go do włączania się do dyskusji i pisania pierwszych prac. Nie dał się zwieść milczeniu swego studenta na zajęciach, ponieważ nie wypływało ono z tego, że Tomasz nie rozumiał treści zajęć, lecz ze zwykłej skromności.

Zapytany, za co najbardziej jest wdzięczny Panu Bogu, miał powiedzieć, że za to, że rozumiał każdą stronę, którą przeczytał. A czytał bardzo dużo i uważał, że w każdej książce, także tej, z którą głęboko się nie zgadzał, jest jakieś ziarno prawdy. Ziarno to trzeba umieć wydobyć. By móc to uczynić, trzeba najpierw zrozumieć tok rozumowania autora i wskazać błędy, jakie popełnił. I to mu się udawało. Lubił dyskutować, lubił odtwarzać tok rozumowania przeciwnika, podawać rozwiązania spornych kwestii, wyjaśniać trudności i wskazywać błędy.

Uważał, że w każdej dyskusji można przekonać przeciwnika, wystarczy mieć tylko dość czasu. Wierzył więc, że każdy uczciwe jest w stanie zważyć argumenty. Pod wpływem argumentów zaś każdy może zmienić poglądy. To objaw wielkiej wiary w racjonalność człowieka.

Pod koniec życia coś w nim pękło. Miało to miejsce po dyskusji z Sigerem z Brabancji. Wygrał ją. Jednak prawdopodobnie pod jej wpływem uświadomił sobie, że każde stanowisko można wykrzywić, wbrew intencjom jego twórcy. Nie mógł się z tym pogodzić. Być może zrozumiał, że taki los może też czekać jego myśl. Nawiasem mówiąc, tak też się stało: jego myśl przez wieki była źle odczytywana i rozumiana, jak to wskazuje się we współczesnych opracowaniach.

Łączy się to też z innym wydarzeniem. Na kilka miesięcy przed śmiercią, 6 grudnia 1273 roku, Tomasz miał przeżyć silne doświadczenie mistyczne. Przypuszcza się, że pod wpływem obu wydarzeń Tomasz przestał nagle dyktować swoje teksty. Niektóre z nich zostały dokończone po jego śmierci, ale część nie. Ponoć miał powiedzieć wtedy o swojej twórczości, że jest jak słoma. Lub według innej wersji, że jak błoto.

W każdym bądź razie Tomasz zamilkł. I ten moment w jego życiu jest dla mnie najciekawszy. Dlaczego przestał pisać? Co sobie wtedy myślał? Co go do tego skłoniło? Można tylko snuć domysły.

Mimo to, usłuchał wezwania papieża, by przybył na sobór w Lyonie. Jednak już na samym początku podróży zachorował na jakieś zwykłe przeziębienie. Był to silny człowiek, lecz tym razem zwaliło go ono z nóg i w kilka tygodni później Tomasz zmarł w wieku ledwie 49 lub 50 lat.

Grzegorz Pacewicz

Il. Benozzo Gozzoli, San Tommaso d’Aquino, 1468-1484; ze zbiorów Musée du Louvre