O względności rzetelności
Jak odróżnić nieudolność od nierzetelności?
Podstawą badań naukowych jest ich rzetelność. Jednak pojęcie rzetelności jest bardzo względne. Do tego dochodzi też rzetelność recenzji. A tu relatywizm bywa jeszcze większy.
Badania rzetelne są OK, nierzetelne nadają się do kosza lub kwalifikują ich wykonawców przed sąd. Podobnie jest z recenzjami. Tylko rzetelne mają wagę naukową, gdyż potwierdzają doniosłość recenzowanych badań. Taka jest teoria. Ta jednak dość często z praktyką ma mało wspólnego.
Przed kilkoma dniami dostaliśmy recenzje naszego manuskryptu z pewnego amerykańskiego czasopisma z dziedziny biologii rozmnażania. Jeden z recenzentów był w pełni usatysfakcjonowany naszymi poprawkami po pierwszej recenzji, drugi twierdził, że praca nadal nie nadaje się do druku. Ten drugi żądał pokazania dodatkowych kontroli (co od razu zrobiliśmy) i krytykował konkluzje naszej publikacji twierdząc, że nie mamy podstaw do takiego ich sformułowania.
Ponieważ recenzent był dość enigmatyczny i nie napisał czarno na białym, jak on widziałby owe konkluzje, a my ciągle uważaliśmy, że nasze wnioski są uprawnione, wybraliśmy drogę pośrednią. Zmieniliśmy sformułowania w naszych konkluzjach nie zmieniając zasadniczych tez.
Napisaliśmy też w liście do edytora, że nie rozumiemy o co chodzi recenzentowi (expressis verbis), ale staraliśmy się zmienić w owych konkluzjach co tylko wydało nam się możliwe. Dodaliśmy również naszą opinię na temat rzetelności owego recenzenta (mieliśmy bowiem co do tego wątpliwości już po pierwszych recenzjach). Po dwóch czy trzech dniach edytor podjął decyzję o przyjęciu publikacji do druku nie oglądając się na naszego „rzetelnego” recenzenta.
Oczywiście nie mam ciągle pewności, czy ów „nierzetelny” recenzent nie był bardziej „rzetelny” od nas. Może bowiem chodziło mu o jakiś ważny szczegół, o którym my nie wiedzieliśmy. Jeśli tak, to jego recenzja nie była nierzetelna, a tylko nieudolnie napisana. Jak odróżnić jedno od drugiego?
Tym razem proces recenzji skończył się dla nas pomyślnie. Ale wiele razy zdarzało mi się, że moim zdaniem nierzetelne recenzje powodowały odrzucenie moich publikacji. Najciekawsze są przypadki (nieliczne), gdy po odrzuceniu z jednego czasopisma publikacja jest akceptowana przez inne czasopismo o wyższym „impakcie”. Mam taką publikację w EMBO J., o której mówię, że na szczęście została odrzucona z J. Cell. Biol.
Te perypetie pokazują ułomność procesu recenzji publikacji naukowych. Jednak właśnie ten ułomny system jest najbardziej obiektywny. Istnienie wielu, niezależnych od siebie czasopism naukowych sprawia, że proces recenzji w swym globalnym zasięgu jest jednak dość rzetelny. Co nie chroni przed wpadkami, czego najlepszym przykładem świadomie fałszowane publikacje ukazujące się w najlepszych czasopismach.
W dziedzinie biologii ingerencje recenzentów zwykle pozwalają poprawić jakość prezentowanej wiedzy. W naszej publikacji, w najgorszym razie mogliśmy nawet pozwolić sobie na usunięcie owych spornych konkluzji bez dramatycznych skutków dla zawartości naszej pracy. Jednak podobna ingerencja w prace socjologów, historyków, filozofów, psychologów czy politologów może zupełnie zmienić znaczenie myśli i samych publikacji.
To oczywiście przykład (chyba? – tu zdaję się na opinie blogowiczów) skrajny, gdyż w tych dziedzinach recenzje odbywają się na innych zasadach. Jednak właśnie to, sprawia, że wymienione wyżej dziedziny nie należą do nauk w ścisłym tego słowa znaczeniu. Skoro zmiana przecinka może zmienić sedno zawartej w takich publikacjach myśli, to jak tu mówić o ich naukowości.
Na koniec dwie uwagi o rzetelności publikacji, o której dużo na tym blogu dyskutowaliśmy, tzn. o pracy historyków Cenckiewicza i Gontarczyka o Lechu Wałęsie. To bowiem przykład najbardziej skrajny ze skrajnych, gdyż dotyczący żywego człowieka, na którym dokonuje się historycznej wiwisekcji pod pretekstem badań naukowych.
Obrońcy książki jakże często powoływali się na jej naukowość. W trakcie dyskusji na temat owego dzieła naukowego dowiedzieliśmy się kto był recenzentem – m. in. jakiś inny historyk z IPN, którego nazwiska nie pamiętam i nie ono ma znaczenie. Są to może przyjęte standardy dla prac historycznych, ale nawet dziecko zauważy, że obiektywizm takich recenzji jest zerowy. Gdyby jednak poddać ową pracę prawdziwej, anonimowej recenzji, i to dokonanej przez historyków wyłączonych z polskiego kręgu uwikłań politycznych, a więc zagranicznych, to oczywiście posypałyby się oskarżenia o cenzurowanie badań naukowych.
Otóż, co widać z przykładu opisanego na początku wpisu, moje własne badania są właśnie cenzurowane. Co więcej, jak za czasów PRL muszę walczyć z ich cenzorami, co czasem się udaje, a czasem nie. I właśnie dzięki temu publikowane przeze mnie wyniki badań mają stempel rzetelności, a badania Cenckiewicza i Gontarczyka go nie mają.
Jacek Kubiak
Fot. m.gifford, Flickr (CC SA)
Komentarze
Recenzentów było co najmniej czterech, a nie jeden. Nie będę już przepisywał nazwisk, są na stronie. http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/229/7615/SB_a_Lech_Walesa_Przyczynek_do_biografii.html Pamiętam też wypowiedzi m.in. Paczkowskiego i innych na temat mniej lub bardziej krytyczne.
„Gdyby jednak poddać ową pracę prawdziwej, anonimowej recenzji, i to dokonanej przez historyków wyłączonych z polskiego kręgu uwikłań politycznych.”
To mogłoby być bardzo ciekawe.
Czterach, ale wszyscy tak czy inaczej uwiklani w wewnetrzna polityke.
Dlatego, że recenzowali pracę?
Dlatego, ze sa Polakami i w dodatku nie sa anonimowi.
Gdyby byli anonimowi można by im stawiać te same zarzuty, a nawet coś jeszcze dodać.
Dlatego powinni byc rownoczesnie zagraniczni i anonimowi. Tylko nikomu na czyms takim nie zalezy. Szczegolnie w IPNie Kurtyki, ktory sam dostal sie na swoje stanowisko po trupach, a dokladnie po jednym. 🙂
Wedlug mnie, badania prowadzone przez IPN sa nie-etyczne. Tak wiec, trudno tutaj mowic o wlasciwym sposobie recenzowania. To tak jakbys chcial znalezc recenzentow aby ocenic wyniki naukowe Dr Mengele. Czasopisma historyczne powinny odmawiac publikowania wynikow podobnych nie-etycznych badan. Potencjalni recenzenci powinni ograniczyc swoje oceny do jednego zdania „badania zostaly przeprowadzone na podstawie nie-etycznej metodologii”.
JCB ma wyzszy impact factor niz EMBO J.
Teraz, w 1993 mial nizszy.
Co do cenzury, to chyba jej nie ma poniewaz zawsze sie znajdzie czasopismo ktore opublikuje kazdy smiec (w obrebie Pubmed-u rowniez). W tej chwili jest rosnacy trend do publikowania odkryc duzego kalibru w smietnikowych czasopismach. Dla przykladu — dokonalem wlasnie duzego odkrycia Tak mi sie wydaje…). Znalazlem bialko potrzebne do wczesnego rozwoju mozgu. Jego brak u zwierzecia laboratoryjnego powoduje fenokopie George’a Busha — brakuje polowy mozgu. Jestem wiec strasznie podniecony tym odkryciem, jego potencjalem w dziedzinie leczenia chorob rozwojowych i psychicznych. Ale boje sie ze ktos gdzies moze tez pracuje nad tym samym bialkiem. Co robie wiec? Wysylam papier do czasopisma a znikomym impakcie ale szybkim cyklu produkcyjnym. W koncu, niezaleznie gdzie opublikuje — liczy sie odkrycie. A inaczej to grozi mi sytuacja w ktorej moja publikacja bedzie opozniona o wiele miesiecy.
@jk
Jak odróżnić nieudolność od nierzetelności?
No własnie. Temat ciekawy ale spaprany jak często przez jego upolitycznienie. I jak tu odroznic czy jest to tekst nierzetelny czy nieudolny ?
No wlasnie. 🙂
Nie ma zadnej roznicy pomiedzy nierzetelnoscia, a nieudolnoscia. Czy komukolwiek robi roznice, ze rura cieknie z powodu nieudolnosci hydraulika, czy tez jego nierzetelnosci. Nieudolnosc jest po prostu forma nierzeletelnosci.
Dywagacje nt. pracy „naukowej” na temat Walesy sa bez sensu poniewaz historia nie jest nauka scisla. Oceny wydarzen historycznych zmieniaja sie w czasie, nie tyle z powodu nowyk odkryc nieznanych dotad materialow, ale z powodu zmiany postrzegania pewnych zjawisk. Nie mozna zatem przykladac tej samej miary do historii (a takze socjologii, etnografii, psychologii, itd., itd.), jak do nauk scislych. Ba, … nawet medycyna do dzis nie jest uwazana za nauke scisla. Dyskusja zatem nt. „naukowosci” ksiazki o Walesie do niczego nie prowadzi. Ciekawe natomiast ryloby rozwazenie powodow, dla ktorych taki kierunek badan zostal podjety. Poniewaz ksiazka zostala napisana wyraznie na zamowienie polityczne, nie majace nic wspolnego z badaniami naukowymi, mozna zatem jej autorow smialo postawic w tym samym szeregu co np. Lysenke. I to bylby wystarczajacy komentarz na ten temat.
P.S. Przepraszam za „literowki” – pisane na goraco. W.
@Werbalista
Czyżby werbalista walczył o miejsce u boku Łysenki ? Jakoś wywód zupełnie nienaukowy, raczej ideologiczny. Jasne, że historia to nie to samo co matematyka, ale jak historia jest od faktów niezależna to jest to pseudonauka, a jak się faktów trzyma to jednak z nauką ma coś wspólnego.
Przykładów nienaukowych produktów ‚historyków’ nie brakuje np. http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=141 ale te nikogo niemal nie obchodzą. Co innego jak pojawia się książka oparta na faktach, ale niewygodna , niezgodna z wyznawaną ideologią (niezależną od faktów) – wtedy kociokwik murowany.
Fakty faktami, ale ich przedstawienie tendencyjne. Walesa nigdy nie zaprzeczal, ze gral z ubecja w cymbergaja. Dziwne, ze Walesa, Kuron, Geremek, Michnik siedzieli dlugo, a ile nasiedzieli sie bracia Klamczynscy? Pewnie razem (we dwoch) bedzie tego ze dwa i pol tygodnia. Szkoda gadac.
Co to za argumenty ? Pseudonaukowe ! Kto siedział dłużej ten ma większą rację. Innych nawet nie wsadzali ale eliminowali z tego świata. Inni siedzieli długo i pisali książki w więzieniach, inni bezkarnie nie mogli nawet pisać na komputerze w latach 90-tych w instytucjach z nazwy naukowych, zarządzanych przez czerwonych ‚uczonych’
A np Maleszka był internowany ale to nie znaczy, że był pokrzywdzony jak ‚dowiodła’ np. ,komisja senacka UJ ! itd itp Szkoda gadać.
@jw
Bardzo mi przykro, ze jw odebral moja wypowiedz jako „wywod ideologiczny”. Moim celem bylo wylacznie wykazanie bezsensu rozpatrywania pracy o Walesie konkretnie, a ogolnie takze innych tego typu badan, jako sensu stricte „naukowych”. jw argumentuje: „Jasne, że historia to nie to samo co matematyka, ale jak historia jest od faktów niezależna to jest to pseudonauka, a jak się faktów trzyma to jednak z nauką ma coś wspólnego.” No wiec, niezupelnie. Interpretacja historii jest nierozerwalnie zwiazana z ocena wydarzen, a zatem z natury nie moze byc obiektywna. Zeby szybko podwazyc teze, ze „… jak sie faktow trzyma to jednak z nauka ma cos wspolnego.” wystarczy zacytowac „pyrrusowe zwyciestwo” – gdzie nie ulega watpliwosci, ze Pyrrus bitwe pod Ausculum zdecydowanie wygral, a jednak do dzisiej ten „fakt” historyczny pozostaje synonimem kleski.
Jesli chodzi o kociokwik, wywolany „ksiazka oparta na faktach”, rzekomo niezgodnych z pewna ideologia, to uprzejmie informuje, ze tego typu publikacje nie powoduja u mnie kaca, a raczej tylko niesmak. Jak juz powiedzialem – kazda, ale to kazda – praca naukowa, wyraznie pisana na zamowienie, powoduje silne poczucie watpliwosci co do motywacji jej autorow. Ale to tylko jeden z powodow moich zastrzezen. Drugim, nimniej waznym, jest fakt, ze jest jeszcze o wiele za wczesnie aby pokusic sie o ocene postaci, jak by nie bylo, historycznej. Na pewno powstanie wiele opracowan na ten temat, popartych o wiele doglebniejszymi badaniami i powazna analiza. Trzecim, wreszcie powodem mojej nieufnosci jest fakt, ze autorami sa osoby ktore maja praktyczny monopol na dostep do zrodel, a pelnia – z zalozenia – obowiazki bardziej prokuratorskie, niz naukowych pracownikow historycznych.
Mowiac bez ogrodek, wlasciwym celem tej ksiazki bylo badz to powierdzenie, badz tez zdementowanie tezy, ze Walesa byl „Bolkiem” – i tylko tyle. Marny to pretekst do pracy naukowej, obliczonej bardziej na tania sensacje, niz na rzetelne rozwazania historyczne. Czy takie badania naukowe mozna uznac za „rzetelne”?
@werbalista
Skoro werbalista odmawia naukowości historii ( nie ma nic wspólnego z nauką nawet jak sie faktow trzyma !) więc cała ta dyskusja ma tylko aspekt idelogiczny a nie naukowy. Rownie dobrze można sobie wziąc na warsztat jakąś dowolną pracę historyczną i ją kopać bo nie jest naukowa ( na mocy definicji !). Jak chcemy dokopać z przyczyn idelogicznych jakiemus wybranemu autorowi to go wybieramy i kopiemy , że to co spłodził nie jest naukowe.
I tak to wygląda niezależnym okiem patrząc.
Mecz „frajerzy” – „esbecy” wciąż trwa
http://goscniedzielny.wiara.pl/index.php?grupa=6&cr=0&kolej=0&art=1215680397&dzi=1104708891&katg=
„Polaków rozbito na dwa obce sobie światy: na „esbeków” oraz „frajerów”
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instyutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN”
Widzę sprawy podobnie, jako frajer
Do; Werbalista
„O to to ” mi chodziło.
„Nauki typu; historia , sosjologia ,politologia itp. są raczej fenomenami kulturowymil takimi jak np.malarstwo. I tyle.
Z tym przecinkiem w pracach przyrodniczych też trzeba uważać. Przez kilkadziesiąt lat twierdzono, że szpinak ma niebywale dużo żelaza, a to tylko E. Wolfowi przesunął się przecinek dziesiętny.