Ja czy Ty?
Co jest pierwsze? Czy moje ja, czy też Twoje Ty?
Wielu myślicieli u Rene Descartesa (Kartezjusza) poszukuje źródeł pewnego złudzenia, które kiedyś określiłem jako złudzenie indywidualizmu. Chodzi oczywiście o jego słynną formułę „myślę, więc jestem” („cogito ergo sum”), która zawsze wypływa na zasadzie bodziec-reakcja, gdy tylko wspomni się nazwisko tego filozofa. Myśliciele ci wskazują na ogół, że sentencja ta przesadnie skupia się na „ja” (ja myślę, ja jestem), a pomija milczeniem całą, najważniejszą resztę.
Co może być tą resztą? Można tu zaznaczyć wiele rzeczy. Na przykład język. Kartezjusz całkowicie zapomina o języku, a przecież gdyby nie język w ogóle swoich myśli nie mógłby wypowiedzieć. Nie byłoby „myślę…”. Język wiedzie nas zaś do wspólnoty, ponieważ tylko na bazie wspólnoty i we wspólnocie język w ogóle może zaistnieć. To dzięki życiu we wspólnocie człowiek nabywa język.
Oczywiście można zawsze zgłosić obiekcję, że przecież indywidualny człowiek mógłby sobie sam wymyślić język. Tylko czy taka zabawa może dotyczyć naszego pierwszego (pierwotnego) języka? I po drugie, czy taki język w ogóle spełniałby swoją funkcję, to znaczy byłby komunikatywny? Jeżeli zaś kogoś chcielibyśmy nauczyć takiego języka, by z nim porozmawiać, to automatycznie niemal otwieramy furtkę, by język taki stał się elementem wspólnoty.
Filozofowie dialogu wskazywali też na jeszcze jeden element zawarty w „reszcie” pominiętej milczeniem przez Descartesa. Chodzi o relację Ja – Ty. Właśnie mam przed sobą „Opowieści chasydów” Martina Bubera, jednego z myślicieli zaliczanych do filozofów dialogu. Dostałem ją wczoraj razem z kartonem innych książek kogoś, kto po prostu lubi zbierać książki i akurat robił z nimi porządek. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że coś ciekawego będzie w tym kartonie, a tu miła niespodzianka.
Nie jestem specjalistą od filozofii dialogu, ale jedna rzecz zawsze mi się u nich podobała: koncentracja refleksji nad problemem komunikacji samego siebie, swego jestestwa, swego najgłębszego wnętrza. W toku rozwijania tego zagadnienia pojawia się też kwestia relacji Ja – Ty. Co jest pierwsze? Czy moje ja, czy też Twoje Ty?
Ich odpowiedź wskazuje, że pierwotniejsze jest Ty. Jeżeli spojrzymy na nasze życie od początku naszego istnienia, od razu odkryjemy, że to dzięki komuś innemu w ogóle żyjemy i jesteśmy tym, kim jesteśmy: rodzicom, opiekunom i innym różnym osobom, z którymi się zetknęliśmy. W toku różnorodnych relacji kształtowało się nasze „ja”. Bez relacji Ja – Ty, a więc także bez uprzedniego czyjegoś Ty, trudno byłoby więc powiedzieć „ja”: „ja jestem”, „ja myślę”, „ja chcę” itp.
Wspomniałem o książce Martina Bubera „Opowieści chasydów”. Praca ta poprzedzała całą jego dalszą refleksję filozoficzną i wygląda na to, że duchowość chasydów mocno wpłynęła na jego filozofię. Na zakończenie więc jedna z opowieści, która dobrze zamknie ten wpis. Niestety nie zapisałem sobie jej dokładnych danych bibliograficznych.
„Powiedziano kiedyś rabbiemu Mendlowi, że pewien człowiek jest większy od drugiego, którego również wymieniono z nazwiska. Rabbi Mendel odpowiedział: ‚Jeżeli ja jestem, ponieważ to ja jestem, a ty jesteś, ponieważ to ty jesteś, wówczas ja jestem ja, a ty jesteś ty. Jeżeli natomiast ja jestem ja, ponieważ ty jesteś ty, a ty jesteś ty, ponieważ ja jestem ja, wtedy ja nie jestem ja, a ty nie jesteś ty’.”
Grzegorz Pacewicz
Fot. qgil, Flickr (CC SA)
Komentarze
Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie każdy udziela samemu sobie podkreślając w życiu to co nas łączy z innymi lub kładąc nacisk na to co nas dzieli, biorąć „Ja” za coś lepszego od „Ty” lub odwrotnie itd.
A w końcu i tak te różne „Ja” funkcjonują w ramach jednego struktury – kultury, można więc powiedzieć że są częściami większej całości.
PS Poza tym, jesteśmy również „My” i (jak słusznie zauważa T.Torańska) „Oni”:)
W oczywisty sposob wszyscy jestesmy skupieni na sobie. Tego wymaga sama fizjologia. Postrzegamy drugiego czlowieka przez pryzmat wlasnego JA, co jest tez uzasadnione fizjologicznie. Mozemy dopiero oderwac sie od tego egocentrycznego widzenia swiata wkladajac w to odpowiedni wysilek intelektualny. Jednym przychodzi to latwiej, innym trudniej, niektorym nigdy. Kartezjusz slusznie zaczal od siebie. Poszedl droga fizjologiczna. Nastepni moga rozszerzac jego poglady.
a moze po prostu „my” ?
„On”. Najmłodsze dzieci nie znają pojęcia „ja” i mówią o sobie w trzeciej osobie, o innych też. Świadomość „ja” kształtuje się dopiero później. 🙂
Faktycznie.
@Hoko
Ale to chyba się raczej uznaje za oznakę, nie tyle, że dziecko postrzega siebie jako trzecią osobę, tylko, że postrzega wszystkich jako część siebie. Por. klasyczny eksperyment z wiedzą o tym, gdzie „Kasia” schowała zabawkę.
A „Bobo chce papu” to chyba bardziej kwestia trudności z gramatyczną osobą pierwszą niż ze samoświadomością.
W moim „ja” mieści się mój stosunek do „ty”, „my”, „wy”, „oni” i do wszystkiego innego, co mnie otacza lub do czego mam określony stosunek. Inną sprawą jest, jak moje „ja”, tj. moja świadomość ma się do „rzeczywistości”, tj. do spełniającego wymogi poprawnego postrzegania i logicznego myślenia krytycznie zweryfikowanego wzorca lub przyjętego modelu (niewątpliwie jest w tym jakaś niedająca się całkiem zobiektywizować umowność).
Osoby chore psychicznie lub nawet poddane hypnozie często widzą świat „nierzeczywisty”, nie spełniający wymogów poprawnego postrzegania i logicznego myślenia. Każdy z nas w jakimś obszarze postrzega rzeczywistość błędnie. Chyba więcej jest postrzegania błędnego niż prawidłowego i precyzyjnego. Na szczęście, nie w obszarach o zasadniczym egzystencjalnym znaczeniu (bez ewolucyjnej szkody dla gatunku możemy sobie spokojnie wierzyć w krasnoludki).
Jeśli mylimy się w sprawach o podstawowym egzystencjalnym znaczeniu, nie będziemy mogli na dogodny dla nas sposób zmieniać rzeczywistości. Nie odniesiemy sukcesu ewolucyjnego.
Przepraszam za przydługi wywód, może trafny, może nie.
Za przydługi wywód już przeprosiłem, to jeszcze coś dorzucę.
Uważam, że najgłębsze nasze wnętrze, treść jesteśstwa to jednak „ja”, a nie „ty”. Posługując się nomenklaturą komputerową, można powiedzieć, że „ja” jest najlepiej w nas opragramowane i ma najlepszy interfejs ze światem zewnętrznym. Ja widzę, ja słyszę, ja czuję, mnie boli, mnie cieszy, mnie martwi i przeraża, ja wyobrażam sobie, ja dochodzę do konkluzji itp. Opragromawanie i interfejs „ty” jest zdecydowanie słabsze (chociaż różne na różnych etapach rozwojowych, np. we wczesnym dzieciństwie i w okresie dorosłości) i różne w odniesieniu do różnych „ty” (np. ty mamo i ty zdrajco). Co „ty” słyszy, co widzi, co go boli, co czuje mogę sobie tylko wyobrażać na podstawie wewnętrznego programu analogii (mało pewny program). Jeszcze słabsze w moim jesteśstwie wydaje się być opragramowanie i interfejs „my”, „wy”, „oni”, ale czy nie jest to już dzieleniem włosa na czworo?