Niedowiary!
W zmrożonej delcie Albany River zobaczyłem alegorię polskiej nauki.
No właśnie, to całkiem nie do wiary. Minęły już dwa tygodnie od kiedy pani minister Kudrycka ujawniła na łamach „Gazety Wyborczej” jak chce reformować polską naukę, a „Niedowiary” na ten temat milczą. Ponieważ do przedłożenia gotowego projektu rządowi pozostał jeszcze miesiąc, możemy więc chyba ciągle spokojnie dyskutować.
Mam też usprawiedliwienie na moje milczenie. Nie było mnie bowiem w sieci praktycznie przez owe dwa tygodnie. Lecąc do Houston w Teksasie nad zamrożoną Grenlandią i Kanadą miałem natomiast świetną okazję do przemyśleń. Między innymi na temat propozycji minister Kudryckiej.
Wpadająca do Zatoki Jamesa (północna Kanda, prowicja Ontario) rzeka Albany (polecam fotoreportaż znaleziony w intrenecie o tym, jak ta rzeka wygląda z bliska latem) tworzy niezwykle wyglądającą z lotu ptaka deltę (fotografia w nagłówku). W dodatku o tej porze roku rzeka jest oczywiście w okowach lodu. Ten widok właśnie przykuł moją uwagę. Rozśmieszę zapewne nieco blogowiczów, ale właśnie w zmrożonej delcie Albany River zobaczyłem swego rodzaju alegorię polskiej nauki. Teraz jest ona nieruchoma, zastygła, ale już widać w niej potencjał i może pod warstwą lodu coś jednak do zatoki przecieka. Gdy przyjdą roztopy wody Albany River ruszą w kierunku James Bay pełną parą. Wówczas może będą po niej mogły pływać owe wymarzone przez minister Kudrycką „okręty flagowe”.
Ale zostawmy alegorie na boku i wróćmy do samej reformy.
Nie będę streszczał (z konieczności) samych założeń reformy, a skupię się tylko jednym, moim zdaniem ważnym, problemie. Otóż, ministerstwo pragnie utworzyć z najlepszych polskich ośrodków naukowych tzw. „okręty flagowe”, czyli elitarne centra naukowej doskonałości.
Trudno krytykować sam pomysł koncentracji nakładów i środków na najlepszych, choć oczywistą konsekwencją będzie całkowita zapaść tych ośrodków, które do flagowej floty się nie dostaną. I to pomimo zapewnień pani minister, że „Na dodatkowym finansowaniu uczelni prowadzących flagowe kierunki studiów nie stracą pozostałe szkoły wyższe” – powtarzam za Rzepą. Bardzo mi przykro, ale jak Święty Tomasz, jak nie dotknę to nie uwierzę.
Z pozornym egalitaryzmem w nauce trzeba się jednak pożegnać – to musi być właśnie sedno reformy. Chcę krytykować nie elitaryzm takiego systemu, a samą procedurę wyłaniania owej uprzywilejowanej floty. Minister Kudrycka chce to bowiem zrobić przy pomocy urzędniczych decyzji. W „Gazecie Wyborczej” mówi, że dokona tego „Państwowa Komisja Akredytacyjna według kryteriów – dorobek kadry, jakość badań i nowoczesna dydaktyka”. Nic dodać nic ująć – przypomina się epoka późnego Gierka. Pomysł urzędowego wyznaczania, kto ma być elitą, a kto tylko „elytom” wydaje mi się nie tylko bardzo zły, ale wręcz zabijający ducha reformy.
Mianowicie dlaczego uczelnie mają cokolwiek dostawać? Naukowcy pieniądze powinni po prostu sami sobie wywalczyć. Korzyści z samoregulującego się, a nie narzuconego i kontrolowanego skrupulatnie przez ministerialnych urzędników systemu byłoby wiele.
Trzeba po prostu pozwolić owym okrętom flagowym pojawić się samym. Jak? – poprzez możliwość zdobywania grantów. Dziś granty stanowią zaledwie 30-40 proc. nakładów przeznaczonych na naukę. I w pierwszym rzędzie to właśnie trzeba zmienić i te proporcje muszą ulec zmianie. Aby system stał się rzeczywiście wydajny, pod postacią grantów musi iść na badania naukowe około 70-80 proc. nakładów.
Docelowe sponsorowanie projektów naukowych (to właśnie system grantów), w przeciwieństwie do marnotrawienia środków przez instytucje, zostało docenione wszędzie tam, gdzie nauka coś znaczy. Po co wywarzać otwarte drzwi i trzymać się dawnych wzorów, skoro są do dyspozycji nowe i bezapelacyjnie lepsze? Chyba jedynie po to aby nadal naukę trzymać w biurokratycznym uścisku i ją kontrolować. Jeśli tak, to po co ta cała reforma?
Polska jest pod względem nauki małym krajem. Naukowcy znają się między sobą doskonale, a w ścisłej dziedzinie każdego uczonego znajduje się zaledwie po kilku uznanych ekspertów. Dlatego polscy naukowcy, zdani na własny potencjał, nigdy nie będą w stanie rzeczywiście obiektywnie sami się ocenić. Konieczne jest otwarcie oceny projektów badawczych na zagranicę. To zaś oznacza, że plany badawcze muszą być formułowane po angielsku i sprawnie musi działać system wysłania próśb o recenzję i samych projektów.
Tu pojawia się problem, który dla wielu moich rozmówców wydaje się nie do pokonania. W latach 90. XX wieku KBN próbował bowiem przejść na taki obiektywny system oceny grantów, ale system ten się załamał i przeszliśmy znów na pisanie grantów po polsku i na wewnątrzpolską, z założenia ułomną, ocenę.
Próbowałem dowiedzieć się, skąd porażka ta się wzięła. Okazuje się, że to nie tyle system był zły, co biurokracja sobie z nim nie poradziła. Dokładniej zaś wygląda na to, że ministerialni urzędnicy najzwyczajniej w świecie system dobili. Główne przyczyny klapy były trzy.
Po pierwsze, właśnie owi urzędnicy zasłaniając się ustawą o języku polskim kazali pisać ten sam tekst po polsku i po angielsku. To jeszcze systemu nie zatkało, ale przysporzyło ludziom wiele zbędnej roboty. Po drugie, prośby o recenzje wysyłane były, chyba ze względu na oszczędności, pocztą zwykłą. Do USA listy z samym pytaniem czy dana osoba zgodzi się przygotować recenzję płynęły statkiem (mój informator zapewnił mnie, że nie jest to dowcip). Po trzecie, znalezienie dobrego recenzenta zależało od siły przebicia członka KBN, który o to zabiegał. I tylko to trzecie mogło stanowić obiektywne i trudne do przełamania słabe ogniwo systemu.
Trzeba więc wyciągnąć wnioski z nieudanych prób i wrócić do nich, ale w lepszej wersji. To nic nowego, w końcu chyba wszyscy naukowcy w dużym stopniu znają się na pracy w systemie prób i błędów. Kompleksy urzędników można (i należy) pokonać. Całą korespondencję dotyczącą grantów, dziś, w XXI wieku, trzeba, jak na całym świecie, prowadzić po prostu przez internet. Zaś problem w zmobilizowaniu naukowców, by skutecznie zabiegali o dobrych recenzentów też jest chyba do pokonania.
Zapewne należałoby zwiększyć ilość pieniędzy w grantach (a więc nie tylko przeznaczyć więcej pieniędzy z budżetu na naukę, lecz skoncentrować je też w większe pule). Konsekwencją będzie właśnie wyłonienie się w naturalny sposób liderów – twórców owych wymarzonych przez panią minister okrętów flagowych. Trzeba jedynie pozwolić tym najlepszym zdobyć to czego chcą, a nie obdarowywać kogokolwiek.
Darowizna uzależnia naukę od widzimisię urzędników i polityków i jest wysoce korupcjogenna. Granty muszą dostawać nie tylko najlepsi i najbardziej kreatywni, ale i najlepiej wyposażeni. W ocenie projektów naukowych trzeba bowiem brać pod uwagę możliwości prowadzenia badań, a te są często zdeterminowane przez posiadany sprzęt (szczególnie w naukach eksperymentalnych). Dlatego właśnie pierwsza liga wyłoni się w takim systemie samoistnie.
Jej zaczątek zresztą już istnieje. Są to już dziś najlepsze polskie placówki naukowe. Nie trudno przewidzieć, że to one właśnie staną się pierwszymi spośród owych okrętów flagowych. Jednak stawiać trzeba na konkurencję, a nie na urzędniczą decyzję. Inaczej wyleje się dziecko z kąpielą. Trzeba wystrzegać się więc wszelkich rozwiązań arbitralnych, do forsowania których urzędnicy mają, jak widać, pewne skłonności. Nie tylko zresztą w Polsce.
Jacek Kubiak
Fot. JK
Komentarze
Jak wyniki PKA, która bada przede wszystkim papiery i dydaktykę, mają mieć związek z badaniami?
Nareszcie rozsadny glos w sprawie reformy nauki. Nalezy zatrzymac szalona Kudrycka zanim popsuje to co jeszcze dobrego zostalo. Problem z uzyskaniem recenzji za granica jest wyolbrzymiony. Jakos czasopisma naukowe sobie radza. Wysyla sie do skutku az ktos kompetentny sie znajdzie. W razie watpliwosci, wyslac urzednika Kudryckiej na staz do powiedzmy Wellcome Trust. Zwiedzi troche swiata i moze sie czegos nauczy.
@ badacz dualizmu jadrowego :
Z jednej strony dzieki za pochwaly, a z drugiej troche sie nie zrozumielismy. Ja jestem za referoma pani Kudryckiej i tylko marudze na temat szczegolow.
Pozdrawiam
jk
A ja mowie ze „okrety flagowe” to kompletne nieporozumienie w ogolach i szczegolach. Jest to bardzo alarmujacy pomysl. Naukowcy w Polsce cicho siedza bo wydaje sie zupelnie naturalne ze te silniejsze osrodki dostana wiecej forsy. Jednak te pieniadze beda podzielone wedlug starych zasad zgodnie z hierarchia wewnetrzna tych instytucji. Gigantyczne marnotrawstwo sie nam szykuje. Wiem co mowie, jako praktyk i teoretyk nauki ktory to jest juz bardzo blisko zrozumienia dlaczego sa dwa jadra a nie jedno.
@ badacz dualizmu jadrowego :
acha ok 🙂
No wiec jesli pozostanie taki sam system podzialu dobr jak do tej pory, to w ogole nie ma co robic tej reformy.
Ja też uważam że trzeba modernizować i są w świecie dobre tego przykłady, może nie w naukach ścisłych ale np. w społecznych jak najbardziej.Byłem stypendystą rządu norweskiego, oni myśleli o tym problemie już w latach 70-tych -80 tych i utworzyli w Bergen taki jeden flagowiec na pokład którego zaproszono innych Skandynawskich badaczy i stypendystów z krajów ościennych.Wyszło całkiem nieźle , skumulowano środki, kapitał intelektualny , otoczono to niezłym zapleczem i były oczekiwane rezultaty.Astronomowie też zdaje mi się pracują w podobnym systemie, a więc dobre praktyki istnieją w świecie i trzeba próbować.Problem w Polsce mamy taki że naród indywidualistów nie chce się zjednoczyć nawet na zdjęciu. Może Ruskich poprosić o jaką inwazję to znajdzie się katalizator na fizyków na początek?
Diabeł może tkwić w szczegółach, ale całość brzmi w miarę rozsądnie. Mnie jednak marzy się, aby usłyszeć jakiś konkret, który choć trochę mógłby ułatwić pracę naukowcom. Być może nie dotyka to tak bardzo humanistów, ale w naukach doświadczalnych jest katastrofalnie. Z roku na rok bariery biurokratyczne stają sie coraz bardziej uciążliwe, a obecnie zaczynają prowadzić do paraliżu. Zakup każdego odczynnika wymaga wypełniania kilku stron dokumentow (nasza grupa badawcza kupuje kilkanaście-kilkadziesiąt odczynników tygodniowo) – mimo ze płatnosc jest z grantów, za które odpowiada kierownik projektu. Osobna historia to zamówienia odczynnikow droższych nie tysiac (sic!) złotych. To jakies 90% zamówień… Gdyby postępować całkowicie lege artis, od złożenia „wniosku na złożenie zamówienia na zakup” do otrzymania odczynnika mijałyby co najmniej 3 miesiące. Wypełniamy dziesiątki oświadczeń, podajemy dziesiątki nikomu niepotrzebnych informacji (np. czy przesyłka sprzed kilku miesięcy przyszła pocztą czy kurierem), wysyłamy wciaż kolejne kopie umów, pozwoleń itd. Schodzi na to jakieś 70% czasu. Jedyne wyjście, to zatrudnienie w zakładzie dodatkowej osoby od faktur i dokumentów. Oczywiście z grantu, bo nie ma szans na etaty. Ale czy nie rozsądniej byłoby przeznaczyć te pieniądze dla doktorantów czy postdoków? Czy faktycznie nie ma żadnej prawnej możliwosci traktowania grantu jako źródła finansowania (bo tak go przecież rozliczamy), a nie sumowania zakupów ze wszystkich źródeł na całej uczelni (wpada sie wtedy w ustawy o zamówieniach publicznych i gospodarce finansowej), co prowadzi do konieczności pisania podań o zgodę na zakup bez przetargu każdego przeciwciała? A może dałoby się podciągnać badania naukowe pod Euro2012 – tu procedury przetargowe jakoś nie są niezbędne, a i kwoty wyższe niż 1000 PLN…. Może na początek Pani Minister mogłaby spróbować zdjąć z nas chociaż niektóre obowiązki biurokratyczne i uwierzyć, że badacz który zaangażował mnóstwo czasu i pracy w uzyskanie grantów lepiej zadba o sensowne wydanie pieniędzy (za które jest odpowiedzialny), niż urzędnik, dla którego każdy nowy grant na uczelni to fanaberia przysparzająca pracy i kłopotów.
I jeszcze jedno – wiele programów wymaga wkładu własnego uczelni. Jeśli uniwersytety nie będą mogły takich funduszy na kredytowanie pierwszego etapu realizacji projektu zagwarantować (lub póki nie zmieni się interpretacja przepisów przez urzędy centralne tak by można było przeznaczać na gwarancje obecnie dostępne środki) – to wiele pieniędzy zostanie zmarnowanych lub trafi do instytucji prywatnych, tylko dlatego że ich ograniczenia biurokratyczne nie dotyczą.
Pozdrawiam,
alicja jozkowicz
No to zdaje sie autor tekstu przekonał się do propozycji zmian lansowanych od kilku lat przez NFA. Czyżby to wynik rozmow z p. Czarkiem w Houston ?
A co do okrętow flagowych to one musza być wyposażone w odpowiednie stery aby dotarły do własciwego portu. Na razie mamy chyba jedynie okręty-widma gdzieś błąkajace sie po morzach.
@ jw:
Panie Jozefie,
Tylko krowa nie zmienia pogladow.
🙂
Ale wcale nie jestem pewien czy tak bardzo je zmienilem.
jk
Jest jak jest, ale jak jest- to każdy widzi…..
Jestem absolwentem Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Przez trzy lata w
samorządzie studenckim zajmowałem się sprawami dydaktycznymi. Spędziłem dni na różnych organach uczelni, poczynając od Rady Wydziału, komisji
programowych, przechodzące przez Senacką Komisji ds. Dydaktyki, a
kończąc na Senacie. Starałem się zabierać głos, zwracać uwagę na różne
problemy, co przyjmowano zazwyczaj chłodnie. Organy pędziły przed
siebie, byle skończyć i uciec od niewygodnych pytań.
W samorządzie organizowaliśmy działania mogące uzdrowić sytuację w
polskim szkolnictwie m.in. poprzez badanie opinii studentów na temat
nauczycieli akademickich. Stoczyliśmy o nie trzecią wojnę światową. To
był nowy element na polskich uczelniach i jasne było, że trafi on na
silny opór. Ostatecznie wyniki ankiet trafiały tylko na ręce szefów
katedr(i samorządowe), a zdarzało się, że ci otrzymywali najniższe
oceny. W małym stopniu udało się osiągnąć to, co wydawało się dla
młodego pokolenia logiczne i racjonalne, ono, zaś nie mogło sięgać do
wyników ankiet(były tajne), potrzebnych choćby do ukształtowania swojej
ścieżki studiów,. Ba, pamiętam nawet, że na mojej specjalności większość
przedmiotów do wybrania została studentom zalecona przez ich promotorów.
Ostatecznie nie bez winy samych studentów, którzy jednak w skutek m.in.
niemożności obejrzenia wyników ankiet, zniechęcali się do kolejnych
oddolnych inicjatyw i posiadania własnego zdania. Władze wypominały nam
brak reprezentacyjności wyników. Ankieta była początkowo anonimowa i
nieobowiązkowa. Wymyśliliśmy rozwiązanie naszego problemu i udało się!
Prosta rzecz zajęła nam jeden dzień. Uczelni, zaś kilka miesięcy na
wprowadzenie. Studenci przestali obawiać się o brak anonimowości, wyniki
były reprezentatywne.
Negatywne opinie miały wpływ tylko na najmłodszych pracowników. To było
nasze pyrrusowe zwycięstwo, a my każdego dnia odkrywaliśmy, że
studenckie pomysły, próbujące w jakiś sposób wprowadzić twórczą
destrukcję, miały nikłe szanse na akceptację na organach uczelni.
One zaś cieszą się nikłą atencją swoich uczestników. Powiem więcej,
potrzeba co najmniej nadgorliwego optymizmu by twierdzić, że sytuacja w
polskim szkolnictwie nie wymaga zmiany. Liczni nauczyciele akademicy,
niczym duchy snują się myślami po dalekich krainach, skreślając w czasie
każdego głosowania, niemalże jednomyślnie swój głos na tak. Na tak dla
status quo. Grupowa faza snu, w czasie której przyznaje się doktoraty,
pomimo częstej nieznajomości prac, obfitująca w apatię i zwykłe dbanie o
swoje interesy.
Polskie uczelnie wykształciły specyficzny klimat. Kastowy system
podszyty socjalizmem. Daleko mu do demokracji czy do wzorcowej
efektywności. Liczne stopnie akademickie wnoszą do struktury nadętą
hierarchie, która formalizuję coś, co powinno być z natury elastyczne .
Organy uczelni składają się w większości ze starszych osób z tytułem
profesora. Parytet głosów(!) cementuje starą hierarchię na organach
wydziałów czy całej uczelni. Wydaje się, że takie rozwiązanie
dostosowane jest bardziej do poprzedniego systemu społeczno-
ekonomicznego.
Panie doktorze habilitowany! Panie Profesorze! To miło, że napisaliście
książki, często li tylko przepisując je od nauczycieli akademickich z
zagranicy. Nie było wyjścia lub brakowało czasu, my to rozumiemy. Jednak
chcemy zmiany. Zlikwidujmy socjalistyczne i inflacyjne tytuły naukowe,
które powodują niepotrzebne wewnątrz organizacyjne i międzyludzkie
zależności.
Wyprowadźmy ducha feudalizmu z organów uczelnianych, które decydują o
bieżącym i przyszłym funkcjonowaniu jednostek naukowych. A przede
wszystkim silnie wpływających na polską gospodarkę, społeczeństwo i
politykę. Bez reformy uczelni wyższych będziemy ciągłą prowincją
gospodarczą- kulturalną Europy.
W końcu nauka jest poszukiwaniem nowości. Postęp, zaś polega na
prowadzeniu badań i oświecaniu młodych ludzi! Lecz o nich polskie
uczelnie raczej nie dbają. To truizm, groźny jak trucizna, która nas
jeszcze nie zabiła.
Kolejne dawki to:
a) mało elastyczny system zajęć prowadzonych w ogromnych
kilkudziesięcio-, kilkusetosobowych grupach ;średniowieczny i
irytujący.
b) nikłe finansowanie przez państwo jednostek dydaktyczno- naukowych lub
nieodpowiednie nimi zarządzanie,
c) nieukształtowane mechanizmy na popieranie oddolnych inicjatyw i
powszechny lęk przed zmianą,
d) słabe wyposażenie bibliotek i wypożyczalni, choć pojawiają się
pomysły e-podręczników, które mogły by rozwiązać wiele problemów,
e) ustalanie programów studiów na poziomie centralnym,
f) niski kapitał społeczny (nauczyciel-student, student-uczelnia,
student-student)
g) kompromis w obronie słabeuszy, nudziarzy, kompletnych nierobów,
leniów i łapówkarzy.
Ostatni punkt to zwykła obraza dla nowoczesnego społeczeństwa. W końcu
po drugiej strony zgnilizny znajduję się interes nas wszystkich. To my
jesteśmy właścicielami uczelni wyższych, to my finansujemy je z podatków
lub czesnego. To my jesteśmy obywatelami tego państwa, decydujemy o
zmianach. Wyduśmy z polityków potrzebne słowa i czynny, by zmienić to,
co od dawna czeka na zmianę. Wąska grupa nieprzystosowanych nauczycieli
akademickich jest najmniejszą grupą w Polsce, która broniona jest
swoistym milczeniem już od 19 lat, stoi nam niczym ość w gardle i od
wielu lata czekająca na interwencję lekarza. O tym się nie mówi, a
jeśli nawet, to zapomina po tygodniowej debacie. Cała sytuacja działa
demotywująco na środowisko akademickie. Wyrzućmy z uczelni słabych
nauczycieli i badaczy, zwiększajmy finansowanie, istnieje wiele dróg na
pozyskanie środków. Ostatnio proponuję się wprowadzenie opłat na
studiach państwowych i to nasuwa kolejne pytanie.
Jak pogodzić prywatne finansowanie z instytucją należącą do państwa(jest
niezależne- jest właśnością kliki???).
Wprowadźmy zmiany organizacyjne, pozwalające na finansowanie młodych
naukowców i przełomowych badań. Potrzebujemy dynamicznej polityki
dydaktycznej, która dostosowywana będzie do globalnej gospodarki
opartej na wiedzy! Połączmy technologie z kapitałem.
Czas leci, a my nie koordynujemy klonowania ponad miarę i potrzebę
kierunków studiów, które przede wszystkim otwierane są ze względu na
swoje niskie koszty prowadzenia, a nawet nie przyszły interes młodego
pokolenia .
Młodzi nauczyciele akademicy posiadają świadomość zmiany, lecz brakuję w
nich ducha walki. Zachowują się często, jak członek Solidarności wysłany
na wyjazd służbowy do ZSSR. Może to strach przed potencjalnymi
konsekwencjami, może to dozgonna wdzięczność dla Wuja, który przyjął ich
na doktorat. A może to śmiesznie stypendia naukowe, starczające na
skromne życie. Od 1 do 15.
Często od doktorantów słyszałem słowa
– A co my możemy z tym zrobić?
Wielkie zwątpienie połączone z wyrzutem, że nic zrobić się nie da. Te
same słowa wypowiadali młodzi Rosjanie(studenci, z którymi mieszkałem),
dla których niewyobrażalna była demokratyzacja Rosji.
Jeden z moich profesorów lubił powtarzać zdanie:
– Jest jak jest, ale jak jest- to każdy widzi.
Finansowanie jest jednym z problemów polskich uczelni wyższych, lecz nie
największym. Kultura, która zagnieździła się w polskich uczelniach, to
rak, który toczy polskie społeczeństwo. Ostatecznie potrzebujemy czasu,
dobrych chęci i zachęconych do poszukiwań studentów wyposażonych w
odpowiednie narzędzia i opiekę naukową, pomagającą im rozwijać skrzydła,
w świecie natychmiastowego dostępu do informacji.
Na polskich uczelniach istnieje spora grupa nauczycieli, którzy
rozumieją zależności w naszym świecie i czują się na tyle pewni, by być
otwartym na zmiany i ducha nowoczesności, niesionego przez młodych
ludzi. Oby z czasem było ich coraz więcej.
Twórzmy zmiany, bo warto!
@ przedostatni. mohikanin :
Pani Alicjo,
To co pani pisze traci nie tylko poznym Gierkiem, ale horrorem. Oczywiscie nie znam dnia codziego polskiego naukowca, wiec to co pani pisze mnie przerazilo.
Co do wkladu uczelni; no wlasnie, sadze, ze te 20-30 proc. nakladow powinno byc w gestii instytucji. Sa tacy, ktorzy sadza, ze 100 proc. powino isc na granty (a z nich mozna placic wspolne wydatki kazdej isntytucji).
Jednak z tego co pani pisze widac, ze biurokracja moze zabic kazda idee.
Niedawano pisalem do znajomego w USA cos na temat organizacji nauki w Polsce. Odpisal mi, iz sadzil, ze pisze o Zimbabwe (przy calym szacunku dla Zimbabwe).
Kiedy czytam teksty o projektach niektorych reform w Polsce to zastanawiam sie dlaczego urzednicy za kazdym razem staraja sie wymyslac kolo. Tak jak piszesz, Jacek, w wielu krajach istnieje sprawny system grantow, a wiec co stoi na przeszkodzie skorzystac z niego ?
Sytem grantow nie jeest oczywiscie systemem doskonalym i latwo zepsuc go poprzez machlojki w dobieraniu arbitrow oceniajacych projekty. W Kanadzie system grantow podupadl solidnie wlasnie z tego powodu i stal sie narzedziem, za pomoca ktorego rozdaje sie nie tylko pieniadze, ale i kuksance i kopniaki, czesto z popudek bardzo osobistych. Rozne historie kraza na temat konkursow, sposobu selekcji podan o granty, oraz jakich wplywow trzeba uzyc, zeby grant dostac. Duza role w deprecjacji systemu mialo zatarcie sie granicy miedzy nauka a biznesem, przynajmniej na gruncie personalnym, i nie jest zaskoczeniem, ze obecnie prym wioda czesto placowki, ktorym pratronuja naukowcy z rolexami na reku i w garniturach od Armaniego. Moze i tak musi byc, bo znac, ze sa to osoby przebojowe i zaradne, tylko ze nie kazdy, kto robi badania musi byc z definicji utalentowanym sprzedawca siebie i swego dorobku, sprzedawca w rozumieniu marketingowym, bo oczywiscie w nauce sprzedawac sie trzeba, i temu sluza kongresy, sympozja, a takze – a moze przede wszystkim – publikacje. Na szczescie, obok grantow istnieje takze system finansowania nauki przez fundacje i innych dobroczyncow, a wiec generalnie nie jest jeszcze tak zle.
Tendencja do koncentracji placowek badawczych (tworzenie tzw. biegunow „pole”, czy skupisk zwanych z angielska „grappe”) to byc moze jedno ze zjawisk prowadzacych do krystalizacji tego, co nazywasz „okretami flaowymi”. Problem w tym, ze takie bieguny czy grappy przyciagaja nie tylko placowki badawcze jako takie, ale rowniez male i srednie biznesy jako off-spiny z badan, i w ten sposob zakotwiczenie sie w takim srodowisku staje sie czesto przeszkoda nie do przejscia z przyczyn prozaicznych, takich jak np. cena najmu lokali. Glupia sprawa, ale problem w tym, ze adres placowki wystepujacej o grant rowniez ma znaczenie dla niektorych recenzentow (choc nie powinien moim zdaniem), i w ten sposob kwestia bycia lub niebycia na okrecie flagowym ma swoje zakotwiczenie w realu.
Oczywiscie sa to moje spostrzezenia na temat jednego kraju, w ktorym system generalnie dziala, ale wymaga pewnych poprawek i usprawnien.
Na szczescie, kiedy juz ma sie pieniadze, to wtedy wszsytko idzie jak z platka, i bariery biurokratyczne, ktore opisuje „przedostatni. mohikanin” nie istnieja.
Pozdrowienia.
@ Krisoul :
No duzo tego….uf.
Rozumiem i z wieloma postulatami sie zgadzam. Ocene doktoratu przez Rade Wydzialu uwazam za nonsens. Sam widzialem na UW (Wydzial Biologii) rzeczy skandaliczne, ktore przechodzily jak gdyby nigdy nic.
To musi ulec zmianie, doktorat musi oceniac 2-5 recenzentow, ktorzy rozumiej o co chodzi w pracy i kwita, ale… nie ma czarodziejskich formul na rozwiazanie wszystkich problemow. Reforma nauki zabierze w Polsce wiele lat. Chodzi o to zeby teraz wziac sie za najwazniejsze sprawy.
@ Jacobsky :
No tak. Takie same spostrzezenia moge przekazac z Francji. Kazdy system ma swoje zle strony. We Francji robi sie wszystko zeby ci z Rolexami dominowali (vide Nicolas Sarkozy en personne).
Ale w Polsce chyba sa dwa glowne problemy do przelamania:
1. biurokracja
2. zle nawyki
Latwo zdiagnozowac, ale jak zadzialc by je usunac?
PS. Przelecialem sie niedaleko od ciebie 🙂 Swoja droga ta trasa do Ameryki przez (prawie) biegun polnocny jest cudowna. Ogladanie tego wszystkiego z lotu ptaka dla mnie graniczy z cudem. W dodatku leci sie tam zawsze za dnia. Powrot to zupelnie ina historia.
Nie ma idealnego systemu, beda bledy. Czytajcie jak NIH odrzucilo projekt ktory niedawno dostal Nagrode Nobla (Mario Capecchi). NIH notorycznie odrzuca projekty wysokiego ryzyka. Pani Kudrycka powinna miec na uwadze mechanizmy ktore beda chronic projekty typu wysokie ryzyko/wysoka wygrana. Polecam dla pani minister nastepujaca wnikliwa analize:
http://www.fasebj.org/cgi/content/full/21/2/305
tak wiec, poniewaz zaczynamy od poziomu Zimbabwe, warto uniknac niektorych bolaczek ktore maja systemy grantowe w rozwinietych krajach. Potencjalnie, w Polsce mozna zbudowac system ktory jest bardziej wydajny.
@ badacz dualizmu jadrowego :
Rozwiazanie wydaje mi sie proste. Trzeba zlecic badanie pt. Plusy i minus kilku wybranych 3-4 systemow przyznawania grantow. Kilku zdolnych informatykow moze zrobic synteze w 10 dni (co ja gadam, w 24 godziny, za odpowiednim wynagrodzeniem). Pani min. Kudrycka zatrudnia mlodych zdolnych w ministrestwie. Moze o tym pomyslec. To proste jak przekladnia pasowa, ale chyba nici z takiego sposobu dojscia do sedna sprawy, bo trezba dac pole do popisu dla ‚ekspertow’. Tak sadze. A wy?
O doktoratach słów kilka. http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=477
„Jak daleko jesteśmy w tyle za krajami przodującymi w nauce niech świadczą zalecenia Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów, która dba ?by obywatel polski, aspirujący do kariery naukowca, przynajmniej na starcie tej kariery wykazał się umiejętnością napisania kompletnej rozprawy w języku ojczystym? co jest na ogół zrozumiale na etapie matury, ale na etapie doktoratu winno się raczej sprawdzać umiejętność pisania prac naukowych w języku zrozumiałym dla naukowców innych krajów. CK co prawda dopuszcza pisania rozprawy doktorskiej w języku obcym, ale wymaga tłumaczenia jej na język polski. „
Zgadza sie. Ale… moj promotor powiedzial mi kiedy pisalem prace doktorska: ‚panie Jacku, moze to ostatni raz kiedy pisze pan cos ciekawego po polsku’… i kazal mi znalezc samemu kilka bledow ortograficznych w moim tekscie. Bardzo mu jestem teraz wdzieczny, bo doceniam ile jest warte pisanie bez (wielkich) bledow po polsku.
jk,
Ja za te same pieniadze sluze moja ekspertyza. Jest ona bardzo zwiezla (trzy litery). Wiem ktora agencja ma najlepszy system w USA (z komponentem innowacyjnym) . A pal to szesc, powiem to pani Kurdyckiej za darmo.
OK. Zobowiazuje sie przekazac informacje z ominieciem sluzb specjalnych.
Ja brzoza, ja brzoza…
zgadzam zie z jw ze doktoraty powinno sie pisac po angielsku. w ten sposob mozna zangazowac zagranicznych recenzentow. wlasnie sie wybieram do cieplego kraju w Europie w charakterze recenzenta doktoratu. Chetnie bym sie tez pofatygowal do Polski, szczegolnie jezeli doktorat dotyczy jader, szczegolnie podwojnych (albo przedjader). Moge zaplacic za swoj bilet i przy okazji zabaczyc sie z mamusia. Zachecam innych zagranicznych badaczy aby sie zglaszali do bezinteresownego uczestnictwa w recenzowaniu doktoratow (na serio).
mam nadzieje ze okien samolotu tez cos ciekawego zobacze. Podzielam entuzjazm dla awiacji.
szczegolnie intrygujace to przywiaznie do 2 jader.
😉
jk
Jacek,
niedaleko to pojecie wzgledne:)
Aby doleciec z Europy do Huston rzeczywiscie ociera sie o Grenlandie i o Zatoke Hudson. Ode mnie do Albany River jest ponad 1000 km. Ale okolica ladna i z gory wyglada ciekawie nawet w zimie.
Coz, nastepnym razem wysiadz w biegu i wpadnij !
Tylko nie w zimie, bo z gory wyglada ona znacznie ladniej niz w rzeczywistosci, kiedy trwa juz ponad 3 miesiace, i konca nie widac zza hald sniegu.
Pozdrawiam.
OK. Co tam 1000 km…. 🙂
Panie Jacku,
Ja jednak z uporem maniaka będę wracać do tego co na codzień najbardziej utrudnia nam życie (od początku roku prawie uniemożliwia) – paranoidalnych reguł biurokratycznych obowiązujących na uniwersytetach. Oprócz tworzenia całościowych wizji i programów na przyszłość, może Ministerstwo (?) mogłoby spróbować ułatwić naukowcom efektywniejsze wykorzystanie tego co mamy już dziś? Żebyśmy nie musieli np. pisać wyjaśnień do biura zamówień publicznych, dlaczego kupujemy odbitki naszego artykułu akurat z redakcji Circulation, a nie z innego czasopisma. I tłumaczyć w oświadczeniu dlaczego nie możemy przedstawić trzech ofert cenowych dla tychże odbitek. To nie wymaga dodatkowych nakładów finansowych. A przede wszystkim – żebyśmy nie musieli wypełniać wniosków o zwolnienie z procedury przetargowej na prawie każdy odczynnik. Może korzystając z dyskusji, która się ostatnio zaczęła, warto byłoby o takiej naukowo-biurokratycznej rzeczywistości napisać? Może w Polityce? Żeby ten codzienny absurd przynajmniej próbować decydentom/opinii publicznej uświadomić? Może można by pomyśleć o uczelnianym odpowiedniku „komisji Palikota”?
Pozdrawiam serdecznie,
AJ
Pani Alicjo,
Oczywicie, ze trzeba to opisac i probowac zmienic. Ale ja jestem za daleko od tego i nie bede w stanie zrobic tego samodzielnie.
We Francj, tez obowiazuje nas oczywiscie zasada przetargu. Instytucje naukowe rozwiazaly problem (czy rzeczywiscie rozwiazaly?) w ten sposob, ze podpisuja tzw. umowe rynkowa z firmami, ktore takie zbiorowe przetargi wygraly. Dlatego kupujac NaCl nie moge sam sobie wybrac firmy, tylko musi to byc fima X. Jesli mam wazne powody zeby kupic NaCl np. Sigmy, to musze pisac umotywowane uzasadnienie, ktore zreszta moze byc odrzucone (!!!). To oczywiscie ogranicza moje mozliwosci kupowania za ‚wlasne’ wywalczone (bo CNRS daje tyle co pis naplakal) pieniadze tego co chce, ale powoduje pewien klopot tylko od czasu do czasu.
Co do okrętów flagowych to zdaje się mają wywieszone flagi pirackie i chodzi im o zalegalizowanie procederu w postaci bezkarnego plagiatowania i bezkarnego ustawiania konkursów.
Jak np. piłkarska drużyna I ligowa ustawia mecze to może spaść do II czy nawet III ligi a uczelnie I ligowe mimo ( a może dlatego) ustawiania awansują do statusu okrętu flagowego i flagi pirackie zamienią na narodowe! I to jest chyba sedno sprawy.
Panie Jacku,
Tego się właśnie obawiam – że paraliż biurokratyczny nie jest polską specjalnością. U nas (UJ) jest podobnie – też mamy firmę, która wygrała przetarg na „odczynniki”. Tyle, że w wielu przypadkach inne firmy oferują potrzebne nam rzeczy znacznie taniej, a bardzo często wybrana przez uczelnię firma potrzebnych nam specyficznych odczynników nie produkuje. Jeśli na uczelniach, gdzie rzeczywistą, finansującą się z własnych grantów jednostką („podstawową komórką społeczną :)” jest grupa badawcza, probuje się stosować reguły gospodarki finansowej takie jak w kopalni czy fabryce samochodów, prowadzi to nie tylko do absurdów biurokratycznych, ale także do strat finansowych i całkowicie nieracjonalnych, nieekonomicznych zachowań.
A w końcu może się zdarzyć, że po takim nieustannym kreowaniu pism i pisemek przyjdzie chęć aby machnąć na to ręką, bo po co sie szarpać i probować kupić coś taniej, skoro łatwiej kupić drożej. Po co stawać na głowie, żeby potrzebne do doświadczeń materiały przyszły w tym tygodniu, a nie w maju. A najłatwiej po prostu przestać starać sie o granty, dojść do wniosku że „się nie da” i pisać sobie raz na trzy lata pracę przeglądową do lokalnego czasopisma. Obawiam sie, że to może być jedna z przyczyn dla których sporo ludzi z pomysłami i dobrymi chęciami szybko się wypala zasilając grono zgorzkniałych „naukowców” czekających na emeryturę.
Mam też wrażenie, że choć wiele przepisów jest nie do zmiany, to jednak szereg szczegółowych decyzji to radosna twórczość lokalnych urzędników administracji umiwersyteckiej, produkującej taśmowo coraz to nowe, czasem wzajemnie wykluczające się interpretacje. Obawiam się też, że wiele gremiów decyzyjnych na uczelni jest już na tyle oderwanych od codzienności laboratoryjnej, że nie doceniają wagi problemu. Próba dyskusji czy interwencji kończy się stwierdzeniem „no tak, ale takie są przepisy”. Może jednak jest tu jakieś pole do działania dla nowej ekipy w Ministerstwie?
Pozdrawiam serdecznie i więcej nie narzekam,
AJ
@ jw :
Tez mnie zastanowilo, ze mowi sie o trybie powolywania okretow flagowych (ktory tu krytykuje), a nie mowi sie nic o trybie ich odwolywania.
@ przedostatni. mohikanin :
We Francji, w ramach walki z wykorzystywaniem stazystow (tez problem ten dotyczy raczej kopalni lu duzych korporacji niz uniwersytetow) wprowadzono obowiazek placenia stazystom szykujacym prace magisterska. Pomysl, moim zdaniem, deprecjonujacy sam sen robienia magisterium. Ale to jeszcze bym przelknal. Najlepsze jest to, ze aby miec magistranta w labie to ja sam musze dla niego znalezc pieniadze! Uniwersytet nawet nie chce o tym mowic, a ja pracuje w labie CNRSu, ktory nie ma zadnego obowizku dydaktycznego. Wynik jest taki, ze rezygnujemy z naboru magistrantow, bo sie po prostu nie oplaca. Lepiej wziac doktorantow, ktorzy sa oplacani albo przez ministerstwo albo z prywatnych grantow, o ktore specjalnie sie wystepuje. W dodatku to ‚nabytek’ na 3 lata i jakaz roznica w wydajnosci. Oczywiscie na dluzsza mete tak sie nie da pracowac i skutki moga byc katastrofalne. Ale tu tez to nikogo nie obchodzi.
Wygląda na to, że biurokracja ma się dobrze bez względu na system. Przy okazji – w tym tygodniu mam PKA w Instytucie – a produkcja papieru na ten cel idzie w najlepsze od co najmniej października. Ilość papieru, jaki wymaga PKA jest porażająca.
No, ale chyba ‚na gorze’ zdja sobie z tego sprawe:
Premier apelował też do Rady Krajowej o wsparcie działań deregulacyjnych, aby „oczyścić polskie życie z nadmiernej ilości przepisów, koncesji, nakazów, zakazów”.
„To jest być może najważniejsze zadanie Platformy Obywatelskiej – uwolnienie energii Polaków (…) od nadmiernych roszczeń biurokracji, fiskusa i władzy politycznej, to jest zadanie naprawdę epokowe” – mówił szef rządu.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,4979135.html
Z natury jestem malkontentem, więc raczej nie wierzę, że się uda. Program Kluski nomen omen poległa w tzw. dyskusjach międzyresortowych, czyli gdy się urzędasy za niego wzięły.
Ja zas jestem umiarkownym optymista, wiec sadze, ze cos jednak sie uda. 😉
Francuskie uniwersytety do reformy
http://serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34181,4969433.html
„..zdecydowanym zmianom sprzeciwiają się i wykładowcy, i studenci. Pierwsi boją się zaostrzenia kryteriów zatrudnienia, a drudzy zwiększenia wymagań przy przyjmowaniu na studia. Choć i jedni, i drudzy chcieliby, żeby ich szkoły znalazły się wśród najlepszych.”
Czyli jak u nas. Heroiczna walka o zachowanie status quo. Chociaż u nas
szyki trochę psuje NFA, a we Francji ?
Zwalanie na biurokracje to wielkie uproszczenie. Ktos zwykle z tytulem profesora nadzoruje urzednikow czy to w ministerstwie czy tez na wydziale. Sejm pelen jest profesorow. Nauka polska jest wiec taka jak naukowcy a nie mgliscie zdefiniowana wroga biurokracja.
orzesek ” Nauka polska jest wiec taka jak naukowcy ” Tak samo sądzę
por. http://www.nfa.pl/skany/drogi.pdf
Orzęsku (i JW),
Ja nie „zwalam na biurokrację” i nie próbuje nikogo przekonać że naukowcy są cacy, tyko administracja jest fe. Wspomniałam natomiast o kilku przykładach (wziętych z ostatnich dwóch tygodni) totalnych absurdów biurokratycznych w jakich tkwią naukowcy na uniwersytetach, bo sama siedzę w tym po uszy i tracę mnóstwo czasu na wypełnianie/podpisywanie niepotrzebnych do niczego papierów. To nie jest tak, ze siedzi sobie jakiś „profesor” i nieudolnie nadzoruje, a jak się go/ją wymieni to od razu sie poprawi. Nas obowiązują przepisy kilku ustaw, które w najmniejszym stopniu nie pasują do uczelni, a zwłaszcza do tego, że zespoly badawcze prowadzą badania finansując je zwykle z kilku grantów, a nie z centralnego rozdzielnika. Jest wiele zespołów beznadziejnych (tym zreszta w obecna sytuacja pewnie nie przeszkadza), ale są też zespoły dobre. Gdyby mniej czasu traciło się na wypełnianiu kolejnych formularzy (bez których nie można kupić odczynników i materiałów niezbędnych do prowadzenia badań), to dla „naukowców” którzy praktycznie nic nie robią – to nie miałoby znaczenia, ale dla dobrych, aktywnych zespołów byłoby bardzo ważne. To nie uzdrowi systemu i nie zastąpi reform – ale zwyczajnie może ułatwić życie.
Pozdrawiam,
AJ
@ jw:
We Francji zajmuje sie tym organizacja Sauvons la Recherche:
http://www.sauvonslarecherche.fr/
z tego co slysze, SLR to jest organizacja typu zwiazku zawodowego naukowcow ktora probuje zablokowac reformy w kierunku zwiekszonej konkurencyjnosci. Tak wiec to jest odwrotne NFA. Pojawienie sie podobnego gracza na polskiej scenie to koniec reform.
Nie jest to zwiazek zawodowy, a pozarzadowa organizacja, ktora powstala spontanicznie, gdy rzad kilka lat temu zaczal wprowdzac nieprzygotowane reformy. To troche taka zbieraniena tych co chca reformowac, ale nie dokladnie tak jak rzad, tych co boja sie konkurencji i tych, co lubia sobie pokrzyczec. Jak wszystkie chyba francuskie org. tego typu sa zdominowane przez dzialaczy o lewicowym rodowodzie. W sytuacji kryzysu samej lewicowosci rzeczywiscie nie bardzo wiadomo czy chca reform czy tez nie. Werbalnie chca, ale nie tych, ktore sa proponowane. W praktyce roznie bywa.
oczywiście że Sauvons la Recherche to nie NFA i całkiem słusznie orzesek to zauwazył raczej zaprzeczenie. Blizej to nich ma KRNP, ale nie ma takiego wsparcia w ZZ i lewicy (czy lewactwie) jak Sauvons la Recherche. Oczywiście NFA bez takiego wsparcia jest tylko głosem wołającym na puszczy i workiem do bicia, ale zdarzaja sie reakcje pozytywne np. zainteresowanie – DROGI I BEZDROŻA NAUKI W POLSCE. http://www.nfa.pl/skany/drogi.pdf
juz ze strony 2 senatorów i 1 posła co juz jest rekordem w historii polskiego parlamentaryzmu, Jesli to sie przełozy na wprowadzenie proponowanych zmian do ustaw akademickich to juz będzie sukces.
Oczywiscie SLR wpisuje sie w pejzaz francuskiej polityki, ktory jest nieporownywalny z polskim. Specjalnie wspmnialem o lewicowym rodowodzie SLR i specjalnie napisalem, ze ie sa chyba wszystkie organizacje pozarzadowe. Nie znam jakiejs o rodowodzie prawicowym. Takie sa realia i tyle.
Bez umocowania politycznego SLR znaczylaby niewiele wiecej niż NFA a tak jak to juz było widac jest to ruch o którym sie głośno mówi, oczywiscie głownie w lewicowej prasie
a o reformach a la SLR
http://www.sauvonslarecherche.fr/spip.php?rubrique119
@ jw :
swieta prawda!
Brak zachowawczego nurtu a la SLR mozna uznac za sprzyjajacy w polskiej nauce. Jest tez zrozumiale dlaczego tak jest –place niskie i benefity srodowiska minimalne i do tego ciemne spoleczenstwo ktore nie zareaguje na potencjalne demonstracje uliczne w obronie nauki, prawdziwe czy tez demagogiczne.
U nas zachowawcza jest większość a nurt jest reformatorski ale słaby i dyskredytowany.(argumenty – nauka nie znosi rewolucji więc trzeba robić reformy ale żeby zostało tak jak jest, z wyjątkiem nakładow !)
Kazda reforma boli, wiec nie ma co sie dziwic, ze ludzie sie ich boja. To nanjnormalniejsze na swiecie.
jk pisze:
„…obowiazek placenia stazystom szykujacym prace magisterska. Pomysl, moim zdaniem, deprecjonujacy sam sen robienia magisterium. Ale to jeszcze bym przelknal. Najlepsze jest to, ze aby miec magistranta w labie to ja sam musze dla niego znalezc pieniadze!”
Tak jest w Kanadzie. Studia megisterskie (tzw. drugi cykl) sa fakultatywne i nie kazdy na nie idzie. Promotor bierze magistranta wtedy, gdy ma na niego pieniadze, szczegolnie na kierunkach, gdzie do magisterki trzeba cos wiecej niz biblioteka, komputer i biurko. Chodzi o srodki na stypendium plus koszty badan w ramach studiow. Podobnie jest z doktoratami oraz post-dokami. To jest w pewnym sensie odzwieciedlenie sprawnosci osrodka badawczego, gdyz jednym z parametrow branych pod uwage przy grantach, w ktorych elementem sa magistranci czy doktoranci jest to, ilu dyplomowanych magistrow czy doktorow wyszlo z postulujacego laboratorium. Innymi slowy: najtrudniej jest zaczac, ale potem, jesli co roku produkuje sie przynajmniej jednego czy dwoch magostrow plus doktora co trzy lata, szybko mozna wejsc do grona placowek dydaktyczno-badawczych, co pomaga przy staraniu sie o grant.
Pieniadze ida z roznych zrodel: czesc z funduszy labolatorium (studenci wpisani sa w grant), czesc z roznych fundacji oraz programow na ten cel powolany. Wielokroc studenci sami szukaja pieniedzy na swoje studia, a profesorowie tylko podpisuja ich aplikacje o stypendium i wystawiaja stosowna opinie.
Oczywiscie nie wszyscy studenci dostaja pieniadze i znalem takich, ktorzy robili magisterke, i to laboratoryjna, pracujac jednoczesnie poza instytutem. Kaskaderka, ale mozliwa do zrealizowania, jak sie ma 22 lata.
Pozdrowienia.
OK, poszedlem na strony SLR, glownie zeby odswiezyc to co pozostalo z mojego francuskiego. Duzo tam straszenia konsekwencjami przyjecia rozwiazan amerykanskich. Jednak odnosze wrazenie ze jest to grupa skrajna i uprawia demagogie. Na przyklad taki fragment z ich strony z druzgocaca krytyka systemu amerykanskiego wyjety zywcem z tym razem juz wczesnego Gierka:
„un enseignement de qualité réservé aux plus riches”.
http://www.sauvonslarecherche.fr/spip.php?article1776
Niby prawda a jednak w szczegolach to jest wypaczona ocena. Zapewniam Was ze kazdy wybitnie uzdolniony uczen szkoly sredniej dostanie sie na kazda czolowa uczelnie amerykanska i bedzie studiowal za darmo. Dla tych mniej zdolnych pozostaje mozliwosc zaplacenie aby dostac sie na Harvard czy Yale (przyklad– Jurek Bush). Dla mniej uzdolnionych i biednych (i gdzie jest sprawiedliwosc?) pozostaja uniwersytety stanowe, niektore tak jak moj wlasny calkowicie bezplatne, i ciagle w czolowce szkol w rankingach swiatowych.
Ze zdziwieniem stwierdzam ze wlasciwie zgadzam sie z jw i NFA co do oceny SLR, sytuacji reform nauki w Polsce itd. Gdyby nie to odchylenie prawicowe NFA ktore razi typowego uniwersyteckiego lewaka jak ja…
Ponizej jest przyklad ze pan Christopher Newfield propagowany przez SLR troche przesadza i ze czolowe uniwersytety amerykanskie, z przyczyn rynkowych miedzy innymi, sa zmuszone oferowac tanie lub bezplatne studia:
http://www.nytimes.com/2007/12/30/weekinreview/30konigsberg.html?_r=1&oref=slogin
Ja nie proponuje oczywiscie kopiowania systemu amerykanskiego w Polsce czy we Francji, ale warto pozyczyc pare pomyslow. Mysle tez rzad Sarko ma racje w wielu proponowanych rozwiazaniach, wlaczajac zwiekszona autonomie uczelni.
@ orzesek :
ja tez, ale nie ma we Francji zorganizowanej grupy, ktora by takie reformy poparla.
@ Jacobsky :
Tak, ale jak z dnia na dzien dowiadujesz sie, ze masz placic magistrantowi, to wolisz nie miec przez jakis czas magistranta. No nie?
orzesek „Ze zdziwieniem stwierdzam ze wlasciwie zgadzam sie z jw i NFA co do oceny SLR, sytuacji reform nauki w Polsce itd. Gdyby nie to odchylenie prawicowe NFA ktore razi typowego uniwersyteckiego lewaka jak ja?”
Tak, lewactwo ogranicza zdolność myślenia – por. np. Pożyteczni idioci – Wikipedia
Jak sie zdejmie lewackie okulary i trzeźwo pomyśli to i bez zdziwienia mozna sie zgodzić z NFA , a tak to pozostaje twarda linia wytyczona przez Wielkiego Językoznawcę.
Porzućcie lewacy wszelkie złudzenia – to są bezdroża prowadzące na manowce.
Najwyższy czas wejść na właściwą drogę DROGI I BEZDROŻA NAUKI W POLSCE http://www.nfa.pl/skany/drogi.pdf
jw
Ja oczywiscie zartowalem, nie mam pojecia czy jestem lewakiem.
Aby wytestowac czy mam lewackie poglady, wezme przyklad polityki Harvardu zacytowana powyzej, ktora mowi „jezeli rodzina knadydata zarabia ponizej $40,000 na rok, to ten kwalifikowany kandydat bedzie przyjety na studia za darmo”. Mnie sie takie podejscie bardzo podoba. Czy jestem lewakiem? Nie jestem pewien. Wyobrazam sobie ze osoby o pogladach konserwatywnych/prawicowych ktore popra taka inzynierie socjalna. Harvard probuje zapewnic doplyw najzdolniejszych studentow aby utrzymac swoje czolowe miesce na rynku edukacyjnym. Gdyby Harvard zrezygnowal z polityki „need-blind” (czyli przyjmowania studentow bez wzgledu na ich potrzeby finansowe) uczelnia ta bylaby pelna bogatych polglowkow w rodzaju Busha i kolegow. Harvard wiec swiadomie inwestuje w w dlugofalowe zdrowie instytucji. Z punktu widzenia spoleczenstwa, jest tez bardzo dobrze aby talent sie nie marnowal, w przypadku kiedy rodzice talentu nie maja pieniedzy. Tak wiec mowimy ciagle o roznych „interesach” a to instytucji, a to spoleczenstwa, panstwa. Co to ma wspolnego z socjalizmem? Moim zdaniem niewiele, ale tez nie jest sprzeczne. Dowodze wiec ze mozna wypracowac podejscie na zasadzie zdrowego rozsadku, w interesie autonomicznej instytucji edukacyjnej, ktore to podejscie jest wlasciwie neutralne politycznie. Tego rowniez zycze NFA.
Polski problem polega m. in. na tym, ze kazdy musi miec odpowiednia polityczna etykietke. NFA nazwane organizacja lewicowa bedzie dostawac konwulsji. Nazwane prawicowa bedzie zas taka etykietke z duma nosic (tak mnie sie wydaje, moze sie myle). A mnie np. etykietki nie bardzo sa potrzebne. Jaroslaw Kaczynski organizuje Parteitagi dla inteliegncji (tez dla naukowcow), bo wie, ze wielu z nich potrzebna jego etykietka do zycia. Ja tylko sie dziwe, ze ktos myslacy na te zjazdy partyje chodzi. No, ale widocznie jest w Polsce wielu tzw. inteligentow, ktorzy maja zablokowane umysly i bez politycznje etykietki ani rusz. Inteliegnta miom zdaniem poznaje sie po tym, ze m. in. potrafi analizowc rowne aspekty m. in. wybrac to co dobre z Harvardu i z Lenina i miec do tego wszytekiego wlasny, krytyczny stosunek. W Polsce takie myslenie jest ciagle nieobecne. Kaczynski na tm chce upiec polityczny interes, a tzw. inteligencja wali drzwiami i oknami. Po co??????
Jacku,
Chyba padłeś ofiarą własnego schematu – „No, ale widocznie jest w Polsce wielu tzw. inteligentow, ktorzy maja zablokowane umysly i bez politycznje etykietki ani rusz. Inteliegnta miom zdaniem poznaje sie po tym, ze m. in. potrafi analizowc rowne aspekty m. in. wybrac to co dobre z Harvardu i z Lenina i miec do tego wszytekiego wlasny, krytyczny stosunek.”
Bo poparcie wielu inteligentnych ludzi (w tym moje 😉 )dla PiSu nie wynika z bezmyślności, ale właśnie z przemyślenia i poszukiwania alternatywy dla PO. A jeśli PO zrobi dobrą reformę w nauce (i gdziekolwiek indziej) to chętnie ich poprę.
@ GP :
Ale nie zapiszesz sie z tej okazji do partii i nie bedziesz szedl na sznurku PiS, bo sam piszesz, ze skoro ktos inny potrafi zrobic cos dobrego to poprzesz. A PiS zada popracia betownowego i na slepo. To co zaprezentowano na Parteitagu PiS w sobote to byl jakis belkot o wytyczaniu nowej formuly inteligencji. Cos takiego mnie sie w mojej czaszce nie miesci. Szczegolnie po doswiadczeniach komunizmu i hitleryzmu. Przeciez analogie widac golym okiem.
Nie przesadzajmy z tymi drzwiami i oknami, zresztą wiele z tych osób nie patrzy chyba na PiS aż tak bezkrytycznie, może po prostu odczuwają potrzebę działalności politycznej, a ta jest na tyle bliska ich tradycyjnym poglądom, że są skłonni przymknąć oczy na niektóre rzeczy, które im się nie podobają. Tu jest dość ciekawa analiza:
http://www.polityka.pl/polityka/index.jsp?place=Lead33&news_cat_id=933&news_id=247227&layout=18&forum_id=14007&fpage=Threads&page=text
Pytaniem, które mi się natomiast nasuwa, jest na ile wypada organizować wiece partyjne na uczelni. Jeśli byłoby to po prostu spotkanie z J. Kaczyńskim, dla studentów i pracowników, to jestem w stanie zrozumieć, w końcu jest osobą publiczną, a uczelnia może, czy nawet powinna być miejscem spotkań z osobami kształtującymi rzeczywistość w państwie, tak naukową czy kulturalną, jak i polityczną. Ale z tego, co rozumiem, nie było to spotkanie otwarte, odbywało się za zaproszeniami i adresowane było do osób już przekonanych, o konkretnych poglądach, czyli rzeczywiście było wiecem politycznym PiS-u. Stawia to uczelnię wg mnie w nieciekawym świetle. Chyba, że po prostu wynajęto salę, w sumie to też się zdarza.
Żeby nie było, że narzekam tylko na PiS, podobne odczucia budzi u mnie konferencja, która swego czasu odbyła się na UW, w Auditorium Maximum, z udziałem A. Kwaśniewskiego, L. Wałęsy i B. Gieremka i innych osób. To już prawie rok temu,więc przypomnę:
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Byli-prezydenci-chca-bronic-zagrozonych-standardow-demokracji-1579452.html
Nie wiem, nie pamiętam, czy brak przedstawicieli władz wynikał wtedy z bojkotu (co całkiem możliwe), czy może nie zostali zaproszeni? Jeśli to drugie, to śmiesznie wyszło, bo konferencja dot. europejskich standardów demokracji. I czy ta konferencja była współorganizowana przez UW, czy znów, wynajęto po prostu sale?
Tak czy siak, wolałbym, żeby uniwersytety nie wynajmowały sal na spotkania typowo polityczne. Z drugiej strony, pewnie, gdy wynająć chcą politycy, nie tak łatwo odmówić.
@ hlmi :
Jest jeszcze jedna wazna roznica miedzy spotkaniem nt. demokracji na uczelnia a nawolywaniem do organizowania inteligenckiej przybodowki partyjnej. Pierwsze jest obowiazkiem inteligencji – dyskutowac, szukac rozwiazan, krytykowac – ale nie koniecznie schlebiac. W drugim chodzi wyraznie o propaganowy efekt : oto inteligencja jest z nami i nam skchlebia. A tak nie jest. Jest kilku propisowskich inteligentow i tyle.
Przy okazji wysylania wpisu z 9:36 zauwazylem ciakawa rzecz. Mianowicie zapomnialem wypelnic te wszystkie rubryki z cyferkami i literkami i kliknalem. O dziwo, moj wpis przeszedl! Za chwile okazalo sie, ze w tym samym czasie wysylal swoj wpis hlmi. Wyglada na to, ze jesli ida dwa ronwolegle wpisy to otwiera sie okienko przez ktore moze wcisnac sie cos bez kodu jesli jeden wpis mial dobre kody. Podoba mi sie tyo, bo my szukamy takich wlasnie historyjek w komorkach. 🙂
jk,
oczywiście, niemniej tamta konferencja była jednak atakiem wymierzonym w ówczesną władzę. Mi się ten atak akurat podobał (co nie znaczy, że jestem wielkim fanem poprzednich prezydentów), ale z perspektywy zastanawiam się czy powinna się odbyć na uniwersytecie.
Komórki, to jak rozumiem te biologiczne, a nie te gsm 😉 ? W moim ograniczonym niebiologicznym umyśle, łatwiej mi sobie wyobrazić takie historie w telefonach (szczególnie, że mamy rocznicę urodzin Bella).
To jeszcze ja, mimo braku sympatii do PiS-u, ostrożny byłbym w szafowaniu analogiami z systemami totalitarnymi i zbrodniczymi. Ja wiem, że one się same narzucają, bo jest to partia z systemem wodzowskim. Wiem też, że nie chodzi o porównanie ich do zbrodniarzy. Zgodzę się też, że standardy demokracji zostały za poprzedniego rządu mocno naruszone, ale takie porównania wydają mi się wciąż iść za daleko…
W sobotę byłem odcięty od TV więc nic nie widziałem i dlatego trudno mi się odnieść. Za to analogii do faszyzmu w ogóle nie widzę – po całym straszeniu totalitaryzmem ze strony PO przez ostatnie dwa lata nie zostało nic. CBA jest nadal, tajny raport Pitery można sobie do kosza wrzucić itp. Nie dziwi mnie to, że PiS chce jakoś zakotwiczyć się w środowiskach akademickich. Trudno mi oceniać propozycje tych działań, ale jest też druga strona medalu – środowiska akademickie są często szalenie nietolerancyjne dla zwolenników PiS. Ja tu po stronie PO widzę zwolenników jedynie słusznej opcji. Bardzo mi się to nie podoba.
@ hlmi :
Tak, komorek zywych 🙂
@ GP :
Wiem, ze inaczej widzimy rozne odcienie wladzy i bardzo sie z tego ciesze, bo wazjemne potwierdzanie slusznosci wyznawanych tez nie za daleko prowadzi. Mnie rzadzenie twarda reka z powolywaniem sie na nacjonalizm przy kazdej okazji kojarzy sie z faszyzmem. Sorry, mam takie skojarzenia i nic na to nie poradze. Juz od wyborow w r. 2005 uwazalem, ze bracia Kaczynscu sfaszyzuja polskie zycie polityczne i pod tym wzgledem nie zawiodlem sie na nich (napisale w tym temacie krotki list polemiczny, ktory ukazal sie w Tygodniku POwszechnym tuz przed wyborami parlamentarnymi a po wybraniu L. Kaczynskiego na prezydenta). Oczywiscie nie chodzi mi o ludobojstwo Hitlera tylko o jego bezwzgledny sposob sprawowania wladzy, ktory, owszem pozowlil na zbudowanie potegi III Rzeszy, ale jak to sie skonczylo kazdy wie. Przypominam, ze rzady Pilsudskiego (a raczej Pilsudczykow, czy sanacji) byly rzdami faszyzujacymi, a na Pilsudskiego – czyli politycznego mysliciela XIX wieku i polityczngeo praktyka poczatkow XX wieku, JK lubi, i w sobote tez to zrobil, sie powolywac. Chyba co do tego, ze snacji nie bylo daleko do faszyzmu wszyscy sie zgadzaja (druga ewentualnosc to byla ND – czyli jeszcze gorzej). Byla wowczas moda w Europie (i nie tylko) na faszyzm. Tylko dlaczego po tych doswiadczeniach i po doswiadczeniach komunizmu mamy ciagle tkwic w XIX-wieczym sposobie politycznego myslenia i w XX-wiecznej politycznej praktyce?
Z odniesieniem do faszyzmu w pełni się nie zgadzam – nie widzę w ogóle takiej analogii. Silna ręka to już faszyzm? A gdzie ta silna ręka była? Na razie nawet żadna z komisji czy z działaczy obecnej władzy nie jest w stanie wykazać znacznych naruszeń prawa za rządów PiSu. To gdzie ten faszyzm?
Nacjonalizm – to nie jest nacjonalizm tylko patriotyzm. Mi się bardzo podobało, że przywrócono obchodzenie pewnych świat narodowych, rozwój muzeum PW itp. i akcentowanie polskiego interesu narodowego. To tak lecą ogólnikami…
Mnie brakuje w dysursie PiS wyraznej definicji tego czym ma byc patriotyzm i gdzie zaczyna sie nacjonalizm. PiS zachowuje sie tak jakby slowa nacjonalizm w ogole nie znal. Problem nie jest latwy, ale sposob mowienia o patriotyzmie przez ludzi z PiS dla mnie jest balansowaniem na granicy nacjonalizmu. Kazdy ma swoja wlasne progi reakcji. Moje musza byc dosc niskie skoro tak wlasnie reaguje. No, ale tak wlasnie jest i chyba nic sie nie da z tym zrobic.
Zebrane razem dyskursy PiS o patriotyzmie, grzebanie w historii wdodtaku w celach dosc mrocznych (Antos Macierewicz i caly nowy IPN), dobierabnie sobie partnerow z jawnie faszyzujacych partii i ich przybodowek (LPR, MW i cala lista bylych ministrow z tego zrodelka), straszenie Niemcem, powracajacym Zydem (choc nie ma w tym co mowi JK antysyjonizmu, to potwierdzam), zlym Rosjaninem, dla mnie to niestety mieszanka wysoce faszyzujaca. Oczywiscie w sferze werbalnej. Zgadzam sie tez, ze JK nie przekasztalcil Polski w kraj faszystowski, ale …. mysle, ze wielka w tym zasluga dosc sprawnie dzialajacej opozycji, oporu spolecznego (prof. Geremek) i resztek instytucji, ktore powiedzialy nie (TK). Jestem pewien, ze gdyby nie bylo opru to juz bysmy mieli system prawie taki jak we Wloszech Mussoliniego. Coz, takie mam przeczucie na podstawie tego co widzialem przez dwa lata i nikt tego nie jest w stanie zmienic. Nie mam po prostu za krzty zaufania do tego co mowi i robi JK i jego partia. No i co na to poradzic?
Przez dwa lata rzadow PiS/LPR/Samoobrona najadlem sie tyle razu wstydu za to co dzialo sie w Polsce, ze teraz wole dmuchac na zimne.
„Zgadzam sie tez, ze JK nie przekasztalcil Polski w kraj faszystowski, ale ?. mysle, ze wielka w tym zasluga dosc sprawnie dzialajacej opozycji, oporu spolecznego (prof. Geremek) i resztek instytucji, ktore powiedzialy nie (TK).”
A ja myślę, że to jest po prostu skutek respektowania zasad demokracji i przestrzegania prawa.
Jeszcze ad Macierewicz i IPN.
Macierewicz – on grzebał w archiwach związanych z funkcjonowaniem WSI, wszak był ich likwidatorem. Nie pisał nowej historii.
Nowy IPN – a co oni robią mrocznego? Czy badanie historii najnowszej jest już działalnością mroczną. Ich publikacje są bardzo dobrze udokumentowane i sporo światła rzucają na rzeczy znane oraz pokazują rzeczy zupełnie nieznane. Moim zdaniem odkłamują historię zakłamaną przez lata PRL.
@ GP :
I tu wlasnie sie roznimy, bo mnie sie nie podoba balansowanie na granicy demokracji, nacjonalizmu, jednomyslnosci historycznej, a ty to akceptujesz. Tu lezy pies pogrzebany. Ale ani ja ciebie nie przekonam, ani ty mnie, bo mamy rozne progi wrazliwosci na te sprawy. I bardzo dobrze.
Wladyslwa Gomulka prze lata wygrywal na fobii antyniemieckiej u Polakow. I nie mozna sie temu dziwic po traumie tak bestialskiej wojny. Teraz nie dziw sie, ze po traumie komunizmu dostaje wysypki kiedy distrzegam postkomunistyczna estetyke u politykow. A widze jej o wiele wiecej u Kaczynskich niz np. u Olejniczka. Tzw. postkomunisci bez ZSRR za plecami wygladaja na niegrozne pudelki, a wlasnie PiS chce nas przekonac, ze to wilki, a jak juz nie wie co powiedziec, to mowi, ze przynajmnie niektorzy maja wilcze oczy. 😉
jk pisze:
„2008-03-03 o godz. 08:11
Polski problem polega m. in. na tym, ze kazdy musi miec odpowiednia polityczna etykietke. NFA nazwane organizacja lewicowa bedzie dostawac konwulsji. Nazwane prawicowa bedzie zas taka etykietke z duma nosic (tak mnie sie wydaje, moze sie myle).”
Tak, niestety to środowisko akademickie jest b. upolitycznione, z tym ze jak u kogoś stwierdza ‚odchylenia nacjonalistyczno-prawicowe’ ( jak za Gomułki) to sie go obrzuca co najmniej błotem i oskarza o politykierstwo etc a jak kto lewak to – apolityczny !
Tak sie sklada, ze NFA jest apolityczne (mimo że nie lewackie !) , niezwiazane z zadną partia ale sympatie ludzie maja rózne. Co ciekawe NFA figuruje na stronach Krytyki Politycznej i Centrolewu ( chyba mają jakieś odchylenia prawicowe ?). Co mozna jednak poradzic skoro np. petycja w sprawie dyskryminacji poszła w całości w ” Opcja na Prawo, luty 2008 r Petycja Niezależnego Forum Akademickiego do Sejmu i Rządu RP w sprawie dyskryminacji obywateli polskich przy rekrutacji pracowników naukowych http://www.opcja.pop.pl/” a GW nawet nie splunęła ? Postulat wprowadzenia zaleceń Europejskiej Karty Naukowca podpisują prof których się oskarza o zasciankowośc, rózne fobie itd
a olewają pro-europejczycy.
Stan serc i umysłow środowiska akademickiego to dobry temat na niejedną prace naukową . U nas produkuje się ogromne ilości psychologów, socjologów itp ale co oni sa zdolni wyprodukowac ?
@ jw :
No wlasnie. Nawet jak nie ma etykietki, to kazdy jej sie probuje dopatrzec.
Przypominam ze jw zaczal tutaj od tego lewactwa. A teraz potwierdzil ze NFA jest rzekomo apolityczne, tylko nie-lewackie. Nie dyskutowalismy jeszcze stalego punktu programu dyskusji na tym blogu — polowania na ubekow na uniwersytetach. NFA, przy wielu dobrych pomyslach, utrzymuje ze uczelnie nalezy oczyscic z bylych wspolpracownikow co ja uwazam za postulat wylacznie symboliczny i szkodliwy z praktycznych powodow. Ja natomiast uwazam ze wazniejsze jest oczyszczenie uczelni z nierobow i beztalencia. Nie jestem tylko pewien co do mechanizmu. Moze ktos ma pomysl?
Sprawy ubeckie to jest sprawa przyzwoitości a nie polityczności !
Ofiarami esbeków ‚orzesek’ jakos sie nie interesuje. Czy to nie jest szkodliwe ? tw jako autorytety, udaczniki a ofiary -won ! oczywiście traktowane jako beztalencie i nieroby. Taki jest mechanizm, zresztą o tym winno się już mowić w szkole elementarnej , ale dla ‚akademików’ to zbyt trudny temat zważywszy na fakt moczenia się w tym szambie. Wielu zresztą preferuje stosowanie mechanizmów, metod, esbeckich bo to skuteczna trampolina do kariery. Zapaśc moralna środowiska akademickiego jest apolityczna, ale fakt, ze bardzo odpowiada lewakom.
Czy nasze dzieci tez beda tropily ubekow na uczelniach?
Dzieki orzeskom roboty nie zabraknie – zamiast robić naukę więszkosc sie będzie zajmowac pilnowaniem dostępu do niewygodnych teczek, w trosce o ‚twarz’ swoich ojcow, którzy i tak twarzy nie mieli. Dzis to robia ‚wykształciuchy’ smiejąc sie w kułak z ‚nieudaczników; niezdolnych do ześwinienia się.
Na mnie nie liczcie w dysusji o UBecji na uczelniach. Ja mam juz tego dosyc.
orzeski sa dobre i nie donosza na nikogo. rzesistki to co innego.
„Czy nasze dzieci tez beda tropily ubekow na uczelniach?”
Nie, nasze dzieci będą polować po lasach na wnuki pracowników PGR-u, niestety…
Co do lustracji, tak w nauce, jak i ogólniej, czy nie można po prostu pozwolić ofiarom na dochodzenie swoich praw na drodze sądowej, zamiast traktować wszystkich automatycznie? Chodzi mi o to, że wszelkie definicje mogą potraktować np. przyzwoite osoby, które były działaczami partyjnymi (ja nie pamiętam, za młody jestem, ale wierzę, że takie osoby były, słyszałem też opowieści starszych osób) w sposób krzywdzący. Przy tak złożonym problemie jak współpraca z reżimem, wolałbym po prostu udostępnienie danych osobom pokrzywdzonym, które same by decydowały, czy zadośćuczynienia. Każda sprawa byłaby rozpatrywana indywidualnie, a nie hurtowo, a punkt widzenia ofiar zostałby doceniony.
Może naiwny strasznie jestem, ale wierzę, że można to zrobić bez polowania na czarownice…
Oj naiwny, naiwny. Dobrze pójść do sądu aby sie przekonać jakie sa sądy – czasem argumentują że nie sa od tego aby dochodzić prawdy, a potrafia krzywdzić, linczowac psychicznie nieraz bardziej niż esbecy.
Po zaświadczenia, że sie nie było karanym trzeba stać w kolejkach, płacić, a po pól roku traci ważnośc i nikt z tego tragedii narodowej nie robi. Normalna sprawa. Sprawa lustracji dla przyzwoitych to tez nie jest problem. Rzecz w tym, ze przyzwoitośc w srodowisku akademickim to gwóźdź do trumny.
Kilka lat temu dalem ogłoszenie, ze szukam takiego co przestrzega dobrych obyczajów i nadal jest na etacie akademickim. Nie znalazł sie ani jeden.
Ja odniosę się jeszcze do jednej rzeczy, bo wczoraj nie zdążyłem już wysłać:
„@ GP :
I tu wlasnie sie roznimy, bo mnie sie nie podoba balansowanie na granicy demokracji, nacjonalizmu, jednomyslnosci historycznej, a ty to akceptujesz. Tu lezy pies pogrzebany. Ale ani ja ciebie nie przekonam, ani ty mnie, bo mamy rozne progi wrazliwosci na te sprawy. I bardzo dobrze.
Wladyslwa Gomulka prze lata wygrywal na fobii antyniemieckiej u Polakow. I nie mozna sie temu dziwic po traumie tak bestialskiej wojny. Teraz nie dziw sie, ze po traumie komunizmu dostaje wysypki kiedy distrzegam postkomunistyczna estetyke u politykow. A widze jej o wiele wiecej u Kaczynskich niz np. u Olejniczka. Tzw. postkomunisci bez ZSRR za plecami wygladaja na niegrozne pudelki, a wlasnie PiS chce nas przekonac, ze to wilki, a jak juz nie wie co powiedziec, to mowi, ze przynajmnie niektorzy maja wilcze oczy. ”
Jacku,
Ja w działaniach PiS i IPN nie widzę balansowania na granicy czegokolwiek. Balansowanie na granicy demokracji – pokaż mi chociaż jedno poważne (sic!) działanie, które by było balansowaniem na jej granicy? Jednomyślność narodowa – wręcz przeciwnie: IPN robi badania naukowe często w obszarach nigdy nie ruszonych. Badania te są dobrze udokumentowane. Jeżeli chodzi zaś o PiS to mają oni po prostu swoją optykę pilnowania „interesu narodowego” tak jak go sobie zdefiniowali. Sęk w tym, że ta definicja jest inna niż PO. Ale to chyba dobrze dla demokracji, gdy mamy strony, które się czymś różnią, nie? I prawdę mówiąc zastanawiam się o jaką tu jedność chodzi?
Ad nacjonalizm – tutaj wkraczamy w niejsasności definicyjne. Bardzo dobrze to widać na przykładzie wikipedii, no bo różnią się tylko: „…megalomanii nacjonalistycznej”. He he.. Konia z rzędem temu, kto wie, co to jest megalomania nacjonalistyczna i czym się ona różni dumy i godności narodowej…. I sądzę, że w tych niejasnościach definicyjnych jest pies pogrzebany, czyli jest różnica między nami. Ja tam wielu ich działań nie postrzegałem jako nacjonalizm tylko jako dbałość o tzw. interes narodowy lub państwowy.
@ GP :
Ja mam proste kryterium odrozniania patriotyzmu od nacjonalizmu. Wstyd. Jak sie wstydze to najcjonalizm, a jak nie to patriotyzm. Jakos z Kaczorami w 90 proc. sie wstydze.
Wstyd może mieć różne źródła.
@ GP :
Oczywiscie upraszczam z tym wstydem, ale to jest jednak jakies kryterium. A w ogole ta duma z narodu czy panstwa to dla mnie jakis atawizm z XIX wiecznych katalogow. Ja np. jestem dumny z Walesy, z JP2, z Prof. Geremka, Kuronia, Michnika, Issaka Singera i jeszcze wielu Polakow, ale nie bardzo rozumiem dlaczego mam byc dumny z Polski. To nie POlska obalila komune tylko Walesa i 10 milionow ludzi Solidarnosci itd, itd… Duma z kogos ma dla mnie sens. Po prostu mowi: sam chcialbym taki byc. A jak mozna byc dumnym z kraju? Przeciez jednostka nie moze byc jak 38 milionow ludzi, albo jak drogi czy pejzaz. To przeciez logiczna bzdura. Mozna kochac te drogi i pejzaz, ale duma z tego zadna – NIemcy maja conajmniej rownie piekny pejzaz, a o drogach nie wspomne i Borkina Faso tak samo. Dla mnie duma z kraju jest XIX-wiecznym przezytkiem, bo wtedy trzeba sie bylo trzymac czegos zeby przetrwac. I powielamy te wzory w nieskonczonosc, walimy szabelka, nie damy sie Rosajnom, Zydom, Niemcom, nawet Czechom. Dzis to hasla bzurne, ktore nie maja nic wspolnego z patriotyzmem, a moga prowadzic tylko do czegos takiego co dzieje sie np. w Serbii. Serbowie wlasnie na wzor XIX wieku sa bardzo dumni ze swego kraju. I co? I wychodza na najbardziej anachroniczny narod Europy. Jesli do tego ma prowadzic ‚patriotyzm’ to ja wysiadam z takiego tramwaju (jakby pewnie powiedzial byly premier, ktory lubi cytowc Pilsudskiego – i to tez znamienne, bo to postac rodeml z XIX wieku).
JK,
Rzecz dotyczy tożsamości – kim jestem, skąd przychodzę? Człowiek nie bierze sie znikąd. Gdzieś się rodzi, uczy, nabywa język, zwyczaje itp. itp. Wszystko to są sprawy bardzo złożone i trzeba szukać balansu by nie przegiąć w drugą stronę, ale dla mnie podstawowym kryterium w polityce zagranicznej jest takie, że trzeba dbać przede wszystkim o swoje i swój interes. Pytanie co to jest to „moje”. Polska, a może moja Warmia, a może Europa? Kim jestem – europejczykiem, Polakiem, Warmiakiem, nikim? Zauważ, że podstawowym podmiotem w stosunkach międzynarodowych są państwa, te zaś nie mogą istnieć bez jakiegoś poczucia wspólnej tożsamości swoich obywateli. Tak się składa, że podstawą tej tożsamości są więzy narodowe, albo inaczej – ta tożsamość na ogół wyrażana jest jako wspólna tożsamość narodowa. I właśnie przykład Serbii i Kosowa bardzo mocno to odsłania. Od razu też przywołano przykład Belgii, gdzie takiej tożsamości nie ma, co grozi jej rozpadem.
PS. W każdym bądź razie ja dumny z Geremka czy Wałęsy nie jestem – raczej zażenowany lub rozbawiony poczuciem nierealności tego, co mówią. Szczególnie Wałęsa.
@ GP :
Oczywiscie i kazdy moze sobie ukladac te sparwy tak jak chce (jesli to innym nie przeszkadza). Ja jestem gotow Walesie wybaczyc wiele (za jego prezydentury go nie znosilem), poglady mam zas dokladnie takie jak Geremek, wiec musialbym sam siebie krytykowac 🙂
Ale nie chodzi o jednostkowe przyklady. Tak sie sklada, ze znam wielu Belgow (zarowno flamandzko- jak i francuskojezycznych) i jakos, moze przez przypadek, oni wszyscy czuja sie Belgami i nie maja klopotow z tozsamoscia belgijska. Zauwaz, ze jesli Belgia rozpadnie sie na Flandrie i Walonie to nikomu poza Belgami nic sie nie stanie (podobnie jak bylo z Czechoslowacja). A jakakolwiek zmiana w tym co Serbia uwaza za swoje grozi wybuchem. Nie porownywalbym wiec Belgii do Serbii.
W obu wypadkach chodzi o zmiany w poczuciu tożsamości narodowej. Stąd to porównanie.
Przepraszam, zle na najbardziej anachroniczy narod europy wychodza w tej chwili albanczycy, a nie Serbowie…
mialo byc „ale” oczywiscie
I Albanczycy, przepraszam, wychodze do pracy wlasnie i tak sie zebrac nie moge…
Nie robmy plebiscytu na najlepsze i najgorsze narody. Ja bardzo lubie Serbow. Tylko sadze, ze nie maja szczescia do politykow.
jk:
Każdy naród ma ?akich polityków na jakich go stać.Niemcy też nie mieli szczęścia do pewnego faceta,i wszyscy wiemo co z tego wynikło .My też „dorobiliśmy ” się Kaczyńskich bo potrafili odwołać się do fobi i kompleksów dręczących większość Polaków.Temat jest jak rzeka,szkoda go rozwijać.
Kurtka znów literówki.
@ feanor3 :
Ja nie wiem co wy tak sie czepiliscie tych politykow. Mnie chodzi o tzw. inteligencje. O politykach wiadomo wszystko. O inteligencji bardzo malo. Dlatego politycy moga te magme z nich lepic. Chodzi mi o strone pasywna a nie atywna w tym, ze powiem, stosunku. Wlasnie zadziwia mnie do jakiego stopnia moze byc pasywna. Kiedys za PRLu mowiono, ze Partia to matka a Narod to ojciec i zastanawiano sie kto kogo w tej parze, ze tak powiem … Teraz mozna sie zastanowic nad podonym ukladem miedzy PiSem i inteligencja. Juz bardziej lopatologicznie sie nie da. 🙂
„Kiedys za PRLu mowiono, ze Partia to matka a Narod to ojciec i zastanawiano sie kto kogo w tej parze, ze tak powiem ? Teraz mozna sie zastanowic nad podonym ukladem miedzy PiSem i inteligencja.”
Częścią inteligencji, częścią. Zresztą wcale nie znamy tejże inteligencji motywów, niektórzy mogą być przekonani, niektórzy mogą wybierać PiS, mimo, że dostrzegają „ciemną stronę”, inni mogą mieć ukryte motywy,a jeszcze inni może po prostu lubią jak ktoś ich…
Nie zakładałbym od razu, że to takie bezmyślne, manipulowane owieczki, bezwolnie prowadzone na, powiedzmy rzeź, żeby nie brnąć już w inne analogie…
Muszę zresztą powiedzieć, że wśród osób popierających PiS, które znam (niezbyt dobrze wprawdzie, co do niektórych nie wiem czy nadal popierają), motywy są również bardzo różne. Od najzwyklejszego patriotyzmu, przez konserwatyzm obyczajowy po ukryty antysemityzm niestety (PiS nie jest antysemicki, ale promuje wartości narodowe, więc przyciąga osoby o tych motywacjach). I każdą z tych osób uważam za osobę zdecydowanie myślącą (na ile w ogóle jestem kompetentny, by oceniać).
Skądinąd znam też dorosłą i wykształconą osobę, która głosowała na PiS, bo tak jej dzień przed wyborami rodzice powiedzieli.
@ hlmi :
To co piszesz o motywacjach propisowskich inteligentow mozna swietnie wyjasnic zreczym populizmem. Kaczory zaprezentowaly Polakom program populistyczny, w ktorym kazdy dla siebie cos znajdzie, ale ktorego nie da sie ziscic, bo jak byc prawicowym i ultralewicowym na raz? Dwa lata rzadow powinny o tym kazdego myslacego czlowieka przekonac. A nie przekonaly. I to mnie wlasnie zadziwia.
W dyskusji po moim wpisie od czasu do czasu przemyka taka nutka, ze jesli nie PiS to PO. Otoz nie, wcale nie uwazam zeby PO bylo lekiem na cale zlo (glowna zaleta PO jest to, z enie jest PiSem). Nie ma w Polsce takiej formacji politycznej, ktora moglaby skutecznie zaradzic wszystkim problemom, bo po porstu tych napietrzylo sie tyle, ze nie ma madrego Sadze, ze PO z pewnymi problamami moze sie udac, z innymi nie. Ale jak widac z dwoch lat rzadow populistow PiS/LPR/Samoobrona (nie zapominjamy, ze PIS dobral sobie takich ludzi do rzadu i przez dwa lata z nimi rzdail wrzeszczac,z e nie chce a ale musi, bo go do tego zmusza PO – bajka dla naiwnych dzieci) im nie udalo sie rozwiazac dokladnie zadnego problemu. A udalo sie, i owszem, np. doprowdzic do grobu pania Blide, trzymac przez 3 lata Dochanla w wiezniu, nasylac Ziobre, Macierewicza i innych zdolnych na Kaczmarkow, Krauzych itp… To sie udawalo swietnie i znakomita wieksozsc Polakow skutecznie do PiSu zniechecilo (21 pazdziernika. I na koniec tych rzdaow, inteligenci tacy jak pan Krasnodebski, mowia, nie szkodzi, nie udalo sie, ale intencje byly dobre. Dokladnie tak samo Gierek mowil na koniec swej 10-latki. To ja, za przeproszeniem, takich madrych inetligentow chromole.
Ja również.
Dobór fuckowców przez PO i ich przedwyborczy populizm jednoznacznie pokazuje, że nic dobrego z ich rządów nie będzie. W ogóle wytykanie populizmu PiSowi przy identycznych zagrywkach PO i rozkręcaniu przez nich spirali roszczeń i kompletnej obstrukcji gdy byli w opozycji to dla mnie przejaw jakiejś wybiórczości w myśleniu.
@ GP :
Ciekawe czy literowka ‚fuckowców z PO’ to przypadkiem nie freudowska pomylka 😉
Ale powaznie, tez uwazam, ze PO rozbudzilo zbyt wiele nadziei. Tyle, ze te nadzieje podsycal wczesniej przez 2 lata rzad PiS/LPR/Samoobrona. Pamietam jak wicepremier Jaroslawa Kaczynskiego i ronwoczesnie minister rolnictwa, przewodniczacy wspolrzadzacej Polska rewolucji morlanej zwnaje IV RP (kto da wiecej?) imc Andrzej Lepper mowil, ze to najlepszy rzad pod sloncem i ze powienien rzadzic nie jedna a 2 czy 3 kadencje. I z tych wypowiedzi bardzo zadowolony byl zarowno owczesny premier rzadu jak i prezydent owej IV RP. Jak sie mowi A to trzeba powiedziec i B. Tak chyba jest w filozofii.