Pięć mitów głównych
O mitach władzy, w których ziarno prawdy przerosło w fetysz.
W drugim tomie zbioru zawierającego pisma rozproszone Leszka Kołakowskiego sprzed 1968 roku – „Pochwała niekonsekwencji” – można przeczytać esej „Śmierć bogów” (L. Kołakowski, „Pochwała niekonsekwencji”, T. II, Warszawa 1989, str.102-110). W tym niezwykle ciekawym tekście, napisanym w 1956 roku, Kołakowski dokonuje bardzo wnikliwej i krytycznej oceny marksizmu i panującego ustroju w Polsce. Nic dziwnego, że tekst krążył po kraju w formie maszynopisu, a drukiem ukazał się dopiero w roku 1989 właśnie we wspomnianym tomie.
W eseju tym szczególnie zaciekawiły mnie odsłaniane przez Kołakowskiego mity używane przez propagandę PRL do wytłumaczenia każdego niewygodne faktu czy działania władzy, które były niezgodne z głoszoną przez PZPR ideologią marksistowską. Celem istnienia tych mitów było okiełznanie rzeczywistości tak, by pasowała do dominującej ideologii. Zacząłem się zastanawiać, na ile partie polityczne w Polsce, które doszły do władzy (a w ciągu ostatnich 19 lat każda z liczących się obecnie partii była przynajmniej raz u władzy), posługiwały się nimi dla usprawiedliwienia swoich poczynań, gdy te były niezgodne z programem lub ideologią partii. Na ile więc arsenał mitów wymyślonych w czasach PRL-u, a uchwyconych niezwykle trafnie przez Kołakowskiego, funkcjonuje do tej pory w Polsce, zwłaszcza że możliwość ich wykorzystania jest dość atrakcyjna, bo społeczeństwo jest do nich nawykłe? Na ile jest on świadomie lub nieświadomie ludzie, którzy sprawowali bądź sprawują władzę, posługują się nimi? Na ile nawykliśmy do frazeologii tych mitów, nie dostrzegając, że przy ich pomocy rzeczywistość jest zaklinana przez rządzących krajem, a my wraz z nią? Jakie to mity, w których ziarno prawdy przerosło w fetysz? Spróbuję je tu streścić.
Mit oblężonej twierdzy. Przedstawia on rządzących jako obrońców najwyższych wartości czy ideałów, którzy są w stanie wojny permanentnej ze starym światem. Bronią oni twierdzy, na którą nacierają bez przerwy wszystkie siły dawnego porządku. A jako obrońcy ich szyki muszą być zwarte i dlatego nie mogą oni odsłaniać swoich słabości. Prowadzi to do zwartości ideowej i strukturalnej, a w efekcie autorytaryzmu wewnątrz grupy rządzącej. Inną stroną tego mitu jest przekonanie, że każde działanie jest dobre, byle tylko nie dać się zdobyć.
Mit władzy. Władza jest zdobywana zawsze w imię realizacji wyższych wartości. Dla zdobycia władzy każda obietnica jest dobra, byle zdobyć jak najszersze poparcie. Ale gdy się zdobędzie władzę, okazuje się, że obietnice jest trudno wypełnić i stąd mit samoutrzymania się władzy – realizacja haseł wyborczych nastąpi później, gdy przyjdzie właściwy czas. Władza staje się narzędziem nie dla tych, którzy ją poparli, ale dla tych, którzy ją akurat dzierżą. Interes publiczny przestaje się liczyć. Władza zaczyna otaczać się nimbem uwielbienia i przedmiotem kultu. A na wszystko, do czego służy ta władza przyjdzie czas w mglistej przyszłości, na razie najważniejsze jest utrzymać się przy niej. W efekcie władza staje się celem samym w sobie, a aparat władzy realizuje tylko swój własny interes.
Mit ten wywraca władzę. Bo gdy uda się go odsłonić, okazuje się, że król jest nagi i zaklęcia władzy przestają działać. Pociąga to za sobą upadek innych mitów, a w efekcie utratę władzy przez grupę ją sprawującą. Dlatego też każda władza dąży do tego, by nie przyłapano jej na zdjęciu maski, że szafuje mitami i obietnicami, jak kuglarz. Dlatego też władza obudowuje się mitami.
Mit podwójnego oblicza rzeczy. Każde działanie władzy ma charakter podwójny: samo w sobie może być wstydliwe, ale ze względu na cel najwyższy – ideologię i głoszony program – jest usprawiedliwione. Kto tego nie rozumie nie pojmuje działań władzy właściwie.
Mit przeżytków i wypaczeń. To mit szczególnego samousprawiedliwienia się władzy. Mit poprzedni uświęca „zbrodnie”, świństwa i kłamstwa. Ten wskazuje rzeczywistego sprawcę wszystkich trudności i błędów, a także działań niezgodnych z głoszoną ideologią, o ile zostaną ujawnione – są nimi przeżytki (poprzednicy) i wypaczenia. W ten sposób dają usprawiedliwić się wszystkie błędne decyzje i działania obozu rządzącego.
Mit jedności. Mit ten głosi jedność działania władzy i wymusza wobec tego poszukiwanie elementów w niej niepewnych. Zasada ta uniemożliwia wewnętrzną krytykę władzy, bo gdy zostanie zburzona jedność władzy, odsłoni ona swoją słabość. Stąd liczne nawoływania do tego, by jedności nie łamać. Mit ten ucina i zamyka wszelkie dyskusje wewnątrz władzy, a jeśli je dopuszcza, to tylko tak, by ich treść nie wyszła na światło publiczne. Efektem jest stagnacja i totalne uśmiercenie wewnętrznego życia politycznego, które skupia się jedynie w „naczelnym dowództwie”.
Sądzę, że na działania tych mitów narażona jest każda partia sprawująca władzę w Polsce, jak i partie opozycyjne. Nie ma ugrupowania od nich wolnego. Tak było z partiami, które były u władzy, tak też jest i będzie z tymi, które rządzą teraz lub będą rządzić w przyszłości. Być może więc nie jest to tylko cecha naszej polskiej polityki, ale wszelkiej działalności politycznej?
Celowo nie dawałem przykładów ilustrujących opisywane mity. Myślący czytelnik przykłady dla nich znajdzie sam, zarówno u swoich faworytów, jak i ugrupowań, których sympatią nie darzy.
Ważne jest moim zdanie również to, że w mitach tych tkwi pewne ziarno prawdy. To znaczy, część działań władzy rzeczywiście jest spowodowanych przyczynami, które są w nich zawarte: niektóre błędy to spadek po poprzednikach, zaniechania i wypaczenia; należy faktycznie utrzymywać pewien stopień jedności we własnych szeregach, po to chociażby by skutecznie działać; niekiedy dopuszczalne są działania, które kiedyś partia wykluczała; niektóre punkty programu niemożliwe są do realizacji teraz, a dopiero w przyszłości, i tak dalej. Bez tego elementu prawdy, mity te nie byłyby skuteczne, bo miałby nawet słabego oparcia w rzeczywistości. Ale z czasem mogą się one przerodzić w fetysz, i wtedy świat widziany przez ich pryzmat nie ma z rzeczywistością nic wspólnego.
Grzegorz Pacewicz
Komentarze
Wymienione mity są komunikatem „skierowanym do wewnątrz” tj. służą jako samousprawiedliwienie dla działań grupy trzymającej władzę w/g modelu „banda i szef bandy”.
Wydaje mi się, że oparta na takich mitach ideologia na dłuższą metę może utrzymać się jedynie przemocą.
Nie sądzę również, aby mity te dotykały równo wszystkich uczestników polskiego życia politycznego. Gdyby tak było, to nie byłoby różnicy między wolnością i tyranią, a to bardzo przygnębiająca perspektywa.
No, ale może jestem naiwny…
Dobre obserwacje ale odnosza sie one do kazdego systemu sprawowania wladzy. Marksisci stosowali je konsekwentnie o czym Kolakowski wiedzial gdyz byl jednym z ideologow rezimu. Te same jednak zasady sa stosowane obecnie przez unijnych socjalistow czy przez elity panujace w USA. Sa to po prostu prakseologiczne zasady zdobywania i sprawowania wladzy.
Hej ! Bobola !
moze z okazji uroczystego skazania Cie na banicje na blogu red. Szostkiewicza zabawisz sie w analize tego wydarzenia pod katem pieciu mitow wladzy sformulowanych przez Kolakowskiego ?
Mysle, ze Mit oblężonej twierdzy, Mit władzy, Mit podwójnego oblicza rzeczy, latwo da sie sprowadzic do podjecia decyzji zablokowania Ci dostepu do rzeczonego blogu. Dwa pozostale mity raczej nie (lub jeszcze nie 🙂 ), ale to i tak niezle jak na mikroswiat, ktorym jest blog, gdzie prowadzacy trzyma grubszy koniec kija, gdzie jedni utozsamiaja sie z prowadzacym, inni zas stoja w opozycji, gdzie zawiazuja sie trwale i dorazne sojusze, ale gdzie rowniez, poprzez manifestowanie poparcia lub dezaprobaty dla poczynan prowadzacego, manifestuje sie niejako stosunek do wladzy, nawet tak dyskretnej i niepozornej, jaka daje prowadzacemu administracja bloga.
Czyżby Kołakowski 50 lat temu przewidział jak PO dojdzie do władzy ?
„Mit władzy. Władza jest zdobywana zawsze w imię realizacji wyższych wartości. Dla zdobycia władzy każda obietnica jest dobra, byle zdobyć jak najszersze poparcie. Ale gdy się zdobędzie władzę, okazuje się, że obietnice jest trudno wypełnić i stąd mit samoutrzymania się władzy – realizacja haseł wyborczych nastąpi później, gdy przyjdzie właściwy czas…”
Wpis jw silnie sugeruje ze w Polsce wylania sie zjawisko „polityki plemiennej”. Tresci i cele polityczne sa drugorzedowe tak dlugo jak dlugo „moji” sa u zloba. Wydaje mi sie ze plemiennosc jest teraz nowym i nieslychanie ciekawym zjawiskim w polskiej (i nie tylko) polityce, rowniez z punktu widzenia genetyki populacyjnej.
Wydawało mi się , ze polityka plemienna w Polsce jest oczywistością , podobnie jak etyka plemienna w środowisku akademickim, w którym kryteria towarzysko-genetyczne odgrywają szczególnie wazna rolę ale chyba nie rozpracowaną przez genetyków populacyjnych. Odnosi sie wrażenie, że unikaja tak drazliwych tematow a mogliby wnieśc coś nowego w interpretacjach życia akademickiego i politycznego.
Jacobsky;
Bardzo dziekuje Ci za obrone mojej osoby na blogu red. Szostkiewicza. W pelni ja doceniam zwlaszcza, ze o ile dobrze pamietam, nasze dyskusje takze nie przebiegaly bez kolizyjnie. Osobiscie uwazam, ze Szanowny Redaktor i Podpora Politycznej Poprawnosci przekroczyl uprawnienia jakie daja mu zasady publikacji komunikatow w blogach „Polityki” jakie zostaly ostatnia zamieszczone. Nie jest natomiast dla nikogo tajemnica, ze od poczatku nie bylem entuzjastem stanowisk zajmowanych w kolejnych essejach przez Szanownego Redaktora. W pewnym momencie musialem mu dopiec zbyt mocno. Coz, pora otrzasnac pyl z sandalow i zostawic blog Szostkiewicza chorkowi adoratorow.
Bobola,
chodzi nie tyle o obrone konkretniej osoby, ile o pewne pryncypia, o ktorych wspominasz, i ktore ja staralem przypomniec w moich wpisach na rzeczony temat. Osobiscie zaluje, ze prowadzacy blog zareagowal jak zareagowal.
Chyba ciagle mam w zylach troche z niezrealizowanej pasji zyciowej, jaka mialo byc wykonywanie zawodu adwokata. Owszem, potykalismy sie czesto i gesto, ale to nie przeszkodzilo mi spojzec na wydarzenia dotyczace Twojej osoby z wlasciwej w moim mniemaniu perspektywy, kiedy wydalo mi sie, ze rzeczy poszly w nieporzadanym kierunku.
Pozdrawiam.