Za plecami nauki

lysenko_450.gif

O nieomylnych poszukiwaczach jasności ducha nieprzemijającej.

Jedną z najważniejszych zasad dyskusji racjonalnej, jest zasada wolności (swobody) wypowiedzi. Zasada ta jest tak ważna, że bez niej nie byłoby mowy o jakiejkolwiek sensownej działalności naukowo-badawczej. Zamieszanie wokół bojkotu wystąpienia papieża Benedykta XVI na włoskim uniwersytecie La Sapienza ujawniło moim zdaniem coś bardzo ciekawego. Oto są sytuacje – wcale nie rzadkie – kiedy sami naukowcy naruszają regułę, która leży u podstaw ich działalności.

Co ciekawe nie widzą oni w tym nic nieprzyzwoitego. W ich mniemaniu wolność wypowiedzi nie przynależy się jednak każdemu. Sytuacje takie nie dotyczą tylko osobistości publicznych i spoza świata nauki, ale także zdarzają się w samej nauce. Oto na blogu Arkadiusza Jadczyka opisana jest inna sytuacja, która dotknęła Richarda Miltona autora książki „The Facts of Life: Shattering the Myths of Darwinism”. Milton w swojej książce odniósł się bardzo krytycznie do darwinizmu. Od razu został zaatakowany w niewybredny sposób przez Richarda Dawkinsa. Dawkins oskarżył Miltona nie tylko o kreacjonizm, chociaż Milton nie zadeklarował się po żadnej stronie w sporze między ewolucjonistami a kreacjonistami, ale także użył w stosunku do niego bardziej dosadnych określeń oraz podjął szereg działań instytucjonalnych ograniczających możliwości wypowiedzi publicznych Miltona.

Nie chcę się zajmować tutaj merytoryczną kwestią sporu Dawkinsa z Miltonem, czy zamieszania z papieżem i La Sapienza. W obu przypadkach interesuje mnie co innego – w jaki sposób naukowcy dyskutują. Widać wyraźnie, że są w świecie naukowym sytuacje, w których zasada swobody wypowiedzi przestaje obowiązywać. W obu przypadkach przestaje się liczyć siła argumentów, a dominować zaczyna argument siły. Manipulując zasadą swobody wypowiedzi, jedna ze stron knebluje usta drugiej, odmawiając jej prawa do wypowiedzi. Twierdzi się przy tym, że strona zakneblowana jest nieracjonalna, a wobec tego jej argumenty nie mają znaczenia. Ale atak idzie jeszcze dalej – jej racji nie jesteśmy w stanie nawet poznać, a wobec tego ocenić.

Zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje. Myślę, że w takich sytuacjach manipulacja zasadą swobody wypowiedzi jest możliwa tylko dzięki temu, że jest ona skojarzona z jakąś ideologią. To właśnie ideologia daje odpowiednią perspektywę i argumenty. W efekcie niektóre środowiska są przekonane nawet o konieczności zakneblowania ust oponenta i zabieg ten traktują jako oczywisty. Tyle tylko, że ideologia nie jest wyrażona wprost i pozostaje skryta za „naukowością”, manipulując zasadą swobody wypowiedzi jak aktor-animator sznurkami kukiełki. Moim zdaniem, to właśnie jest niebezpieczne w tej sytuacji, bo ideologia niewyrażana wprost niepostrzeżenie zawłaszcza naukę. A do czego to prowadzi, skrajną ilustracją jest casus Łysenki.

Swoją uwagę chciałbym zamknąć słowami Leszka Kołakowskiego, który w eseju „Nieracjonalności racjonalizmu” pisał tak:

„Podobnie pozytywiści współcześni, poszukiwacze ‚mathesis universalis’, starają się przekonać, że wszystko, co się poza nimi głosi w dziedzinie filozofii, jest ideologią, oni natomiast dają światu naukę naprawdę autentyczną; nie są w stanie pojąć, że ich doktryna może być traktowana jako ideologia na równi z innymi; młodzi ludzie, którzy zetknęli się po raz pierwszy z logicznym empiryzmem, doświadczają takiego wrażenia, jakby Bóg objawił się im w krzewie gorejącym: przy pomocy kilku nietrudnych formuł panują już absolutnie nad myśleniem, podarowano im metodę ostateczną, raz na zawsze niezawodną, bezbłędną, jedyną, która pogrąży fantazje metafizyków, zdepcze hydrę filozofii tradycyjnej i otworzy wrota ku jasnościom ducha nieprzemijającym. Nie są zdolni przez chwilę zająć stanowiska odmiennego ani poszukiwać pewnych założeń, które nieuchronnie muszą przyjmować milcząco we własnej doktrynie. Ich stosunek do myślenia charakteryzuje ta sama skrajna nietolerancja i dogmatyzm, jakie spotyka się u innych”. (L. Kołakowski, „Pochwała niekonsekwencji”, T. II, Warszawa 1989, str. 139)

Mowa jest wprawdzie o pozytywistach i filozofii, ale sedno tych słów odnosi się do sytuacji przeze mnie przywołanych we wpisie. Tak się składa, że książkę Kołakowskiego czytałem w okolicach planowanej wizyty Benedykta XVI na La Sapienza i to, co Kołakowski napisał blisko 50 lat wcześniej, bardzo mi do tej sytuacji pasowało.

Grzegorz Pacewicz

Na ilustracji: Trofim Denisowicz Łysenko – radziecki uczony biolog i agronom,