Dzieci z tego nie będzie

Po wyborach w Sejmie podjęto prace nad ustawą dotyczącą finansowania zapłodnienia in vitro (IVF). Kolejny raz słyszeliśmy rzeczy, których cytowanie grozi pogorszeniem zdrowia psychicznego. Organizacje zabraniające dawania życia w obronie życia znów doznały wzmożenia, w mediach pojawiły się raz jeszcze tezy o niegodziwości i propagujące w zamian naprotechnologię, a nawet spoty z oświadczeniem lekarza, który dumnie zamienił na nią IVF.

Czy rzeczywiście głośno niegdyś propagowana metoda może stanowić alternatywę dla IVF? Przyjrzyjmy się faktom.

IVF jest stosowaną od lat ugruntowaną metodą leczenia niepłodności, czego, wbrew rozmaitym bredniom głoszonym przez osoby, które się wiedzą medyczną nie skaziły, w medycynie właściwie się nie kwestionuje. Powtarzany argument, że para po IVF w dalszym ciągu jest bezpłodna, ma tyle sensu co walka z okulistami, ponieważ po zdjęciu okularów osoba z wadą wzroku w dalszym ciągu dobrze nie widzi.

Wskazania do IVF są w zasadzie dwa: niepłodność, która nie poddaje się leczeniu inną metodą – czy to po nieudanym zastosowaniu tychże metod, czy po wykonaniu badań, które, jeśli nie zdarzy się cud, możliwość powodzenia tych metod wykluczą. To w zasadzie od razu wskazuje, jakie są możliwości zastąpienia IVF inną metodą, ale cóż, wiedza o wskazaniach do danego zabiegu znajduje się w podręcznikach medycznych, a takowych osoby zainteresowane propagandą medialną czytać nie zwykły.

Dużo trudniej przedstawia się sprawa naprotechnologii, której w podręcznikach medycznych ze świecą szukać (przynajmniej w tych czytanych przeze mnie, ale w książkach medycznych Czarnek chyba jeszcze nie grzebał). Ponieważ od czasu, kiedy ostatnim razem robiłem research, mogło się coś zmienić, zajrzałem jeszcze raz do Pubmedu (największa na świecie baza streszczeń publikacji medycznych).

Wyszukano 15. Naprotechnologia ogranicza się do metod naturalnych, stawiająca nacisk na obserwowanie naturalnych sygnałów płodności kobiety i o tym pewnie traktuje jedna z prac „The menstrual cycle as a vital sign: the use of naprotechnology” („Cykl menstruacyjny jako kluczowy objaw: zastosowanie naprotechnologii”). Pewności nie mam, streszczenia nie ma, pismo z zakresu prawa medycznego, nie ginekologii. Widać też publikacje z zakresu etyki, jak „An Ethical Comparison between In-Vitro Fertilization and NaProTechnology” („Porównanie etyczne pomiędzy IVF a naprotechnologią”) czy “Protecting the right of informed conscience in reproductive medicine” („Ochrona prawa do świadomego sumienia w medycynie rozrodu”), a nawet teologii – „How Humanae vitae has advanced reproductive health” („Jak Humanae vitae poprawiło zdrowie reprodukcyjne”, to ta encyklika papieża Pawła VI). Mamy też jakiś komentarz w trzech akapitach.

Poza rozprawami moralnymi widzę badanie satysfakcji par (co dziwne, w streszczeniu nie ma żadnych wyników, poskreśla ono natomiast moralną akceptowalność metody), przegląd narracyjny (czyli nie systematyczny), wedle którego efekty nanotechnologii i leczenia są podobne, publikację w dość pokrętny sposób opisującą podobne działanie metod naturalnych i klomifenu (lek hormonalny), ocenę kwestionariuszy u słuchaczy kursu, kanadyjskie retrospektywne badanie kohortowe kobiet po poronieniach, w którym metody naturalne były tak skuteczne jak w Irlandii (takie są wnioski z badania), badanie obserwacyjne z Nowej Anglii, wedle którego leczenie niepłodności u młodszych kobiet idzie lepiej (takie wnioski to mieliśmy i przed badaniem), publikację opisującą opinię polegającą na doświadczeniu własnym autorów i w końcu pracę badającą stężenia progesteronu.

Żadnych metaanaliz, żadnych adekwatnych przeglądów systematycznych, nawet dobrze zaprojektowanych badań klinicznych porównujących naprotechnologię i IVF. Żadnych dowodów, że może ona działać u pacjentek, które rzeczywiście potrzebują leczenia niepłodności. Widać, że część kobiet stosujących naprotechnologię może zajść w ciążę. Super, gratulacje, generalnie część kobiet niestosujących żadnych metod wspomagania rozrodu też zachodzi w ciążę (i nawet część kobiet stosujących metody mające zapobiegać zachodzeniu w ciążę).

W telewizji można było usłyszeć głosy w stylu „dajcie im szansę”, „może się okaże, że to działa”. Nie, nauka i medycyna nie działają w taki sposób. Najpierw dowody działania danej metody, potem stosowanie. Jeśli dowodów nie ma, postępowanie jest eksperymentem medycznym, nie leczeniem. I pacjentka może wziąć w nim udział, jeśli została poinformowana, że bierze udział w eksperymencie i na to eksperymentowanie na jej ciele się zgodzi. Inaczej mamy do czynienia z oszustwem.

„Dajcie im szansę” – słyszałem także w kontekście trzeciego rządu Morawieckiego i prawdopodobieństwo wotum zaufania oceniam podobnie jak to, że naprotechnologia zadziała w przypadku wskazań do IVF. Albo że Sejm zamiast Tuska wskaże na przyszłego premiera mnie. Dajcie mi szansę! Mam kilka świetnych pomysłów na ministrów!

Marcin Nowak

Ilustracja: US Government, Intracytoplasmic Sperm Injection Image, za Wikimedia Commons, w domenie publicznej