234 strony bezimiennej sosny

2007

Kiedy dawno temu byłem w Pieninach na szkolnej wycieczce, część grupy zboczyła ze szlaku. Tak bodaj po raz pierwszy spotkałem salamandrę. Nie pamiętam już dokładnie, w jaki sposób, ale ostatecznie udało się nam dotrzeć na Sokolicę, gdzie połączyliśmy się z zasadniczą częścią grupy przy charakterystycznej sośnie.

Sosna jest bezimienna, mimo że w drugiej połowie XX w. została jednym z symboli Pienin. Jest po prostu sosną na Sokolicy. W 2015 r. zajęła drugie miejsce w plebiscycie na drzewo roku. Przegrała z dębem Bolko z Lubelszczyzny – starszym i o wiele większym w każdym wymiarze.

Sosny w Pieninach nie są często występującym gatunkiem. W ogóle w polskich Karpatach sosna zwykle to albo limba, albo kosodrzewina, choć na mapach naturalnego zasięgu zajmuje całą Polskę z wyjątkiem Bieszczadów. Dlatego okaz na Sokolicy ma prawo być charakterystyczny. Prawdą jest, że odpowiada za to przede wszystkim jego kształt, ale i nie ma dużej konkurencji.

Tak naprawdę w Pieninach znajdzie się trochę sosen zwyczajnych. Część to nasadzenia na siedliskach po lasach jodłowo-bukowych, a część to naturalne, specyficzne lasy (bory) uważane za kresową postać lasów alpejsko-dynarskich. Sosny w Pieninach często określa się jako reliktowe, a reliktowość ta ma sięgać nawet okresu przedzlodowaceniowego, kiedyś nazywanego trzeciorzędem. Pieniny były za wysoko, by dosięgnął ich lądolód arktyczny (skandynawski), i za nisko, żeby wytworzyć własne lodowce. Ekspozycja tworzy mikroklimat nieco przypominający stepowy.

Wiek pienińskich sosen reliktowych oczywiście nie sięga neogenu ani nawet plejstocenu. Obecne osobniki nie pamiętają nawet początków holocenu, kiedy lasy sosnowe były w Pieninach dominujące. Najstarsza, której wiek udało się oszacować, ma ponad 575 lat, więc niektórzy są skłonni podobny wiek przypisywać symbolicznej sośnie z Sokolicy.

Niewielu wie, że sosna miała towarzystwo (chce się napisać: towarzyszkę, choć sosny są obupłciowe). Druga rosła nieco wyżej, bliżej szlaku turystycznego. To przesądziło o jej losie. W 1934 r. dwóch żołnierzy uwieczniło się podpisami. W korze sosny nie da się ryć napisów tak łatwo jak w korze buka – zdarli ją i wyryli je w drewnie. Nie wiadomo, jak szybko uschła, ale trzeba było ją ściąć, a drugi osobnik został dużo bardziej wyeksponowany.

Na początku lat 70. XX w. środkowy konar sosny usechł. Zostały dwa. I ta postać stała się ikoniczna, nawet mimo zmian, które następują od 2018 r. Pęd powietrza wytworzony przez ratunkowy helikopter złamał jeden z pozostałych konarów, do tej pory dominujący. Od tego czasu złamały się od śniegu też niektóre mniejsze gałęzie. Nie wiadomo, jak długo przetrwają pozostałe konary.

Złamany w 2018 r. konar odcięto i przebadano na różne dendrologiczne sposoby. Policzono np. słoje – doliczono się 159. Wydaje się, że konar miał jednak trochę więcej lat. Nie da się na tej podstawie stwierdzić, ile lat ma cała sosna, a teraz raczej nikt w niej nie będzie wiercił rdzeni. W słojach widać różne blizny, niektóre ciągnące się przez kilkadziesiąt warstw. Porównanie z układem słojów z innych polskich sosen wskazuje, że warunki klimatyczne Pienin, a przynajmniej Sokolicy, nie zawsze dokładnie korespondowały z klimatem innych części Polski – np. w przyrostach w innych miejscach widać suszę w 1976 i jej kompensację w intensywnym przyroście w 1977, podczas gdy na Sokolicy susza najwyraźniej trwała i w 1977. Czasem zaś w ogóle przyrastała w zupełnie innym rytmie.

Dendrolodzy przeanalizowali przyrosty, ale też samą anatomię i morfologię drewna i igieł, choć przyznam, że mnie to nie zajmuje. Ciekawsze są analizy grzybów żyjących w drewnie lub na korze. Wśród tych pierwszych dominuje wrośniaczek żelatynowaty – według obecnej wiedzy dość rzadki w Polsce (uważany za zagrożony wyginięciem), raczej ciepłolubny (co też potwierdza stepową reliktowość) i saprotroficzny, a więc zasiedlający już martwe drewno. Tymczasem tu najwyraźniej powodował zgniliznę jeszcze żywej tkanki – pierwszy raz przyłapano go tutaj w tej roli. Gatunek jest m.in. dlatego tak rzadki, że im bardziej rozkłada drewno, tym bardziej ułatwia jego zasiedlanie innym gatunkom, które go wypierają. W badanym konarze kilka takich już się znalazło.

Więcej grzybów znaleziono na zewnątrz – na odsłoniętej powierzchni drewna i korze. 22 spośród nich to porosty. Trzy następne – grzyby naporostowe, jeden grzyb naźywiczny i jeszcze jeden saprotroficzny, rosnący na zewnątrz konaru. Dziesięciu z tych gatunków porostów nie odnotowano dotąd na pienińskich sosnach, a pewnie na samej sośnie znalazłoby się jeszcze parę zasiedlających zwykle dolne części pnia. Tym samym liczba gatunków porostów stwierdzonych na pienińskich sosnach wzrosła o jedną trzecią.

Czy ta sosna jest wyjątkowa? Nie wiadomo, mała liczba znanych z porastania sosen gatunków porostów wynika po części z tego, że sosna jako taka jest zaniedbywane w badaniach lichenologicznych. Nie bez powodu – lichenolodzy wiedzą, że na innych gatunkach znajdą kilkakrotnie więcej porostów. Na samych bieszczadzkich bukach stwierdzono ich tyle, ile na wszystkich polskich sosnach.

Skąd to wszystko wiem? Otóż naukowcy, którzy badali ten konar, wydali monografię mu poświęconą. No dobra, nie tylko jemu, trochę też tłu sosnowych lasów reliktowych, łącznie z glebami. Ile da się o tym napisać? Monografia ma 234 strony. Oczywiście są też okładki, strony redakcyjne itd., ale jak na jeden konar bezimiennej sosny – i tak całkiem dużo.

Piotr Panek

fot. Wikipedysta Crusier, licencja CC-BY-3.0

  • Jan Bodziarczyk(red.), XVII. Pieniny – Przyroda i Człowiek. Monografie, Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, 2021, DOI10.15576/978-83-66602-26-7, ISBN 978-83-66602-26-7.