Jonas i Jonasz

Być może są wśród Czytelników miłośnicy serialu „Dark”. Jest wszak formalnie popularno-naukowy (à propos: kiedyś pomagałem koledze w recenzji „Cząstek elementarnych” Houellebecqa, które dało się zakwalifikować do tej kategorii ze względu na kilka futurologicznych zdań na końcu). Jest ciekawy, choć za wszystkimi zawirowaniami związanymi z podróżami w czasie i między alternatywnymi światami nie zawsze nadążałem (i nie należę do fascynatów oglądających serial wiele razy w celu uchwycenia wszystkich wskazówek). Zresztą nie ma gwarancji, że sami twórcy wymyślili go spójnie.

Niedawno przeczytałem analizę Krzysztofa Karnkowskiego we „Frondzie Lux”. Charakter czasopisma podpowiada, że tekst jest kulturoznawczy i może co najmniej zahaczać o kwestie religioznawcze. Religioznawcą nie jestem, ani nawet kulturoznawcą, ale Karnkowski też nie – z wykształcenia socjolog (w kulturoznawczej felietonistyce ma większe doświadczenie niż ja) – więc mogę do jego analizy nawiązać z prawie czystym sumieniem.

Karnkowski przekonuje, że „Dark” jest serialem – przynajmniej częściowo – postchrześcijańskim. Na pewno nie jest chrześcijański ani nawet religijny, ale, pozostając w świecie bez wskazywania jakichkolwiek bóstw, pełnymi garściami czerpie z tradycji chrześcijańskiej i wiccańskiej.

Karnkowski zauważa dość oczywiste atrybuty, których obecność w XIX-wiecznych i XX-wiecznych Niemczech nie może dziwić, jak różaniec czy krzyżyk na szyi. Były one elementem życia codziennego, więc to wręcz trywialne, z drugiej strony, gdyby twórcy ich nie umieścili, przeciętny widz pewnie by tego nie zauważył. Ważniejszym atrybutem jest medalik ze św. Krzysztofem, katolickim patronem podróżujących – tu głównie w czasie.

W świecie postapokaliptycznym pojawia się z kolei nowa religia skupiona wokół wehikułu czasu. Twórcy nie udają, że coś takiego jak religia nie istnieje w ludzkiej kulturze (niektórzy zarzucają to Netflixowi).

Jedną z kluczowych postaci jest pastor, który dość cynicznie wykorzystuje swoją pozycję. Tu Karnkowski sugeruje, że niezależnie od jego niewiary i ukrytych celów, które próbuje osiągnąć przerażającymi środkami, jego posługa przynosi jakieś pozytywne duszpasterskie skutki.

To kwestia ocenna. Podobnie jak stosunek do aborcji. Zdaniem Karnkowskiego wydźwięk wątku jest antyaborcyjny, pokazując – jak w moralitecie – złe skutki tego czynu. Tyle że w serialu mało co przynosi nietragiczne skutki, aborcja wcale nie jest wyjątkowa. Jak pisał kiedyś Marcin Nowak, rzekomy syndrom poaborcyjny, jeżeli nawet u kogoś wystąpi, jest raczej skutkiem niechcianej ciąży niż jej usunięcia. W serialu „życzliwa inaczej” dziewczyna z gabinetu mówi o rzekomym wysyłaniu dusz płodów do piekła (w sumie ciekawy wątek religioznawczy – wraz z ewolucją poglądów Kościoła o tym, czy chrzest jest potrzebny duszom, które nie miały szansy poznać chrześcijaństwa w ogóle, i dzieciom zmarłym przed porodem w szczególe, którego Karnkowski jednak nie podejmuje, a i ja nie czuję większej chęci). Dla fabuły zresztą nie jest ważne, co na ten temat mówi psychologia, ważne, co uważają twórcy. Faktem jest, że pokątny gabinet aborcyjny (wątek dzieje się w Niemczech w latach 50.) nie przypomina radosnego aborcyjnego dream teamu.

Tekst Karnkowskiego jest krótki; autor zaznacza, że choć podjął, a przynajmniej wskazał istnienie wielu wątków, to nie mógł poruszyć wszystkich. Mnie szczególnie uderzył brak nawiązania do symboliki imienia kluczowego bohatera serialu – Jonasa. Serialowy Jonas staje się Adamem, co wprost nawiązuje do Biblii (i jest wzmocnione przybraniem przez innego bohatera imienia Noe). Tymczasem także Jonasz jest imieniem nietuzinkowym w biblistyce. Kiedyś już zresztą o tym wspominałem.

Bibliści lubią podkreślać, że „Księga Jonasza” jest jedną z najkrótszych ksiąg Starego Testamentu, ale wysyconą symboliką. To opowieść o wędrówce fizycznej i duchowej bohatera. Tak samo serialowy Jonas jest Wędrowcem (przez pewien czas nieznana jest jego tożsamość, stąd Wędrowiec jest zapisywany dużą literą) i podlega przemianom.

Biblijny Jonasz kilka razy prawie umiera od przeciwstawnych sił – raz dostaje udaru słonecznego, raz zostaje wrzucony do morza. W symbolice morze jest bardziej złowrogie i obce niż pustynia, to jedna z form ostatecznej Otchłani (kwestia życia pośmiertnego nie była jednoznaczna dla Hebrajczyków i starożytnych Żydów, więc mówienie o piekle byłoby anachroniczne). Badacze starożytności doszukują się w tym reminiscencji mezopotamskich mitów (Marduk zabił słonowodną Tiamat), a biblijną historię przejścia przez Morze Trzcin (znaną też najpewniej przez pomyłkę jako przejście przez Morze Czerwone) i zatopienia w niej wojsk egipskich porównuje się do tej walki. W tym duchu odczytywane są też walki Jahwe z Lewiatanem, czyli morskim, a przynajmniej słonowodnym potworem.

Właśnie to połknięcie przez morskiego potwora (w popularnej kulturze – wieloryba) jest najbardziej znanym motywem historii Jonasza, twórczo zinterpretowanym w historii Jezusa. (Choć z tym przejściem pod strzechy nie zawsze było tak łatwo, o czym świadczy klasyczny mondegreen „Nacudja nasza”).

Biblia nie roztrząsa, czy Jonasz po przejściu przez układ pokarmowy wyszedł pokiereszowany, ale serialowy Jonas-Adam w ostatniej swojej wersji i owszem, wygląda, jakby mógł mieć kontakt z układem trawiennym (w serialu to efekt kontaktu z wysokimi energiami natury fizycznej, a nie biochemicznej). W każdym razie pojawia się w postaci bardziej zmienionej niż reszta bohaterów – nawet jeżeli nie mówi się o czymś na kształt zmartwychwstania czy symbolicznego narodzenia na nowo.

W Biblii nie chodzi jednak o historię przygodową, a o moralitet. Ważnym elementem historii Jonasza jest to, że stara się uciec przeznaczeniu. Karnkowski słusznie zauważa, że fabuła serialu i paradoksy podróży w czasie są kolejną odsłoną zmagań filozoficzno-religijnych z predestynacją, które w świecie niemieckojęzycznym mają całkiem bogatą tradycję. Nie wnikając w niuanse stosunku różnych Kościołów do predestynacji (a także ich ewolucję), można przyjąć, że na jednym krańcu jest kalwinizm, na drugim katolicyzm, a luteranizm pośrodku (do tego stopnia, że stosunkowo niedawno, bo czym jest ćwierć wieku w historii Kościoła, przywódcy tych dwóch denominacji podpisali porozumienie w kwestii znaczenia wiary i uczynków wobec zbawienia).

Nie trzeba być wyrafinowanym teologiem, by zauważyć, że kwestia wszechmocy czy wszechwiedzy Boga i wolna wola jego stworzeń stoją w sprzeczności, domagającej się jakiegoś mniej lub bardziej karkołomnego wytłumaczenia, które i tak nie przekona osób wierzących w coś innego. Nie trzeba jednak do tego sił nadprzyrodzonych, wystarczy determinizm i eksperyment myślowy z demonem Laplace’a, żeby ateiści przeżywali te same rozterki. Tak samo z paradoksami podróży w czasie.

Tutaj analogie między Jonaszem i Jonasem są szczególnie wyraźne (choć przyznajmy, dotyczą wszystkich bohaterów, także tych bez biblijnych imion). Jonasz stara się uciec przed misją, którą daje mu Bóg, Jonas próbuje odwrócić wydarzenia z przeszłości (a później też z przyszłości i świata równoległego). Obaj równie nieskutecznie, doświadczając kolejnych rozczarowań i sprowadzając tragedie na innych. Obaj są wyposażeni w pewną wiedzę, którą ciężko posiąść w normalny sposób i do której ciężko przekonać (choć w Biblii nawrócenie Niniwitów przyszło nadspodziewanie łatwo).

Oczywiście wiele zjawisk dotyczących Jonasa-Adama dotyczy też pozostałych podróżników w czasie. Twierdzenie, że scenarzyści zrobili trawestację „Księgi Jonasza”, byłoby absurdalne, niemniej uważam, że ten wątek jest interesujący i zapewne bibliści byliby w stanie wyciągnąć z niego więcej. Co do samej próby odczytania serialu „Dark” z perspektywy religijnej, postchrześcijańskiej, to wydaje mi się, że Karnkowski ma dużo racji (nawet jeżeli nie z każdą interpretacją się zgodzę). Przypomina mi to trochę sytuację sprzed kilkunastu lat, kiedy Wojciech Bonowicz zebrał wiersze Marcina Świetlickiego, które – jak przypuszczał – poruszają tematykę religijną, nadając zbiorowi znamienny tytuł „Nieoczywiste”.

ilustracja: Wikipedysta:Ukrajiniec, licencja CC BY 3.0

Piotr Panek