Łuski w kształcie smartfona

Na zaprzyjaźnionym blogu Stanisław Czachorowski opisał struktury na puszce głowowej chruścików jako podobne do tary do prania. Dobre i obrazowe porównanie.

Dobre i obrazowe dla mnie. Jako dziecko widziałem taką blaszaną tarę gdzieś w komorze u babki mieszkającej obok. Używana była raczej incydentalnie, bo do prania służyła nam pralka, a nawet dwie – zwykle prosta (akurat nie Frania, ale tego samego typu), czasem automatyczna, choć ta się częściej psuła, co groziło kopaniem prądem po dotknięciu zlewu czy kuchni kaflowej.

Zapytałem Czachorowskiego, kiedy ostatnio widział tarę – odparł, że niedawno – w skansenie. Otóż to – coraz więcej rzeczy, które znam z dzieciństwa, łatwiej znaleźć w skansenie, względnie muzeum techniki, niż w domach.

Czy zatem młody hydrobiolog w ogóle wie, jak wygląda tara? Czy chadza do skansenów i zauważa takie przedmioty? Czy jest to dla niego jak dla mnie kijanki do prania w rzece – znane z jakichś opisów, ale nie za bardzo osobiście.

Biolodzy porównujący struktury anatomiczne do przedmiotów znanych z życia codziennego kiedyś mieli łatwiej. Tara i wiadro do prania była w każdym domu pewnie od paru tysięcy lat, więc można pisać o kształcie tary.

Częsty w opisach jest motyw podkowy (choćby kształt nosa… podkowca). Podkowy były używane powszechnie przez podobny czas. Teraz oczywiście też są miłośnicy koni, na pewno jest ich więcej niż rekonstruktorów prania na tarze, ale dla przeciętnego Polaka koń jest czymś znanym głównie z telewizji, a podkowa jest mu oczywiście znana jako symbol, ale niekoniecznie miał ją w ręce czy bezpośrednio przed oczami.

Postępująca specjalizacja sprawia, że nawet gdy jakieś narzędzie nadal jest używane, nie jest już czymś codziennym i występującym w każdym domu. Tak jest choćby z widłami – coraz mniej ludzi się nimi posługuje (wózki widłowe to nie to samo) i bardziej stają się obrazkiem z filmu o starych czasach lub bajkowych diabełkach. Nawet telefon z widełkami to dla młodych ludzi prehistoria. Rozwidlenie czy widełki płacowe stają się coraz bardziej abstrakcyjnym symbolem niż reprezentacją realnego narzędzia.

À propos widełek telefonu – to coś, co funkcjonowało przez jakieś sto lat. Przez większość mojego życia telefon ze słuchawką na widełkach umieszczonych na korpusie był normalnym przedmiotem (choć w peerelowskim okresie nie takim znowuż powszechnym), a nie tylko ikonką. Dla coraz większej liczby ludzi przedmioty z ikonek – telefon, dyskietka, radio z anteną – są tak abstrakcyjne jak dla mnie strzałki. Strzałki to tylko taki kształt, a nie reprezentacja pocisku.

Lepiej obecnie nie opisywać czegoś, że przypomina zapis na taśmie magnetofonowej. Jeszcze kilka lat temu jakiś mechanizm mógł przypominać telefon (komórkowy) z klapką albo rozsuwany (dla schowania klawiatury), a dziś już prawie takich nie ma, bo są smartfony z klawiaturą na dotykowym ekranie. Czy należy opisywać coś, np. łuskę, jako „o kształcie smartfona”? Czy za pięć lat to będzie czytelne porównanie? Opis sprzed 20 lat, że coś jest kwadratowe, ale ze ściętym rogiem, jak dyskietka, dziś już mógłby sprawić problem.

Pewnie jeszcze gorzej z opisem, że coś się przesuwa w trakcie używania, jak metalowa część dyskietki, odsłaniając tę część, na której jest zapis. Kształt dyskietki pozostał w ikonce czy na obrazkach z nie tak odległej przeszłości, ale zasady jej działania – niekoniecznie. Kiedyś trzeba było wiedzieć, czym się różni radio od magnetofonu. Było wiadomo, że może istnieć odtwarzacz płyt czy kaset, ale niekoniecznie ma on funkcję nagrywania. Dziś są to po prostu kolejne aplikacje w komputerze (smartfonie).

Magnetofon miał (tak, wiem, że są hobbiści nadal wydający i kupujący kasety, sam mam jeszcze magnetofon gdzieś w szafie, ale będę używał czasu przeszłego) kieszeń na kasety, ale z daleka był taką samą kostką jak radio czy magnetowid. Obecnie podobnie wyglądają rutery, modemy, dekodery. Na pierwszy rzut oka nie wiadomo, jakie funkcje pełni dane mniej lub bardziej prostopadłościenne pudełko. Właściwie to wygląda tak samo jak choćby przenośny miernik jakości powietrza albo spektrofotometr. Różnice są w środku, zewnętrzna forma mocno się zuniformizowała.

Może więcej abstrakcji? Biolog w zasadzie powinien zrozumieć porównanie, że tara ma kształt beta-harmonijki – jeden z wyidealizowanych kształtów niektórych białek czy sacharydów (tak jak celuloza różni się od skrobi – beta-harmonijka kontra alfa-helisa).

A jak już jestem przy strukturach molekularnych, to ze studiów pamiętam przykład nie najszczęśliwszego porównania. RNA o kształcie szpilki do włosów (czyli w międzynarodowym języku nauki hairpin RNA). Twórcy tego pojęcia, dziś już o statusie terminu, pewnie wydawało się świetne i trafione. Problem polega nie tyle na tym, że szpilki do włosów po tysiącach lat użytkowania wyszły z użycia (choć owszem, mam wrażenie, że obecnie częstsze są włosy spinane klamrą czy gumką, jeżeli nie po prostu rozpuszczone – OK, w laboratorium to może być problematyczne – czy krótko ścięte – to swoją drogą też raczej było częstsze w XX w. niż XXI).

Rzecz w tym, że szpilka do włosów może mieć różne kształty. Mnie szpilka kojarzy się przede wszystkim z pojedynczym, zaostrzonym prętem. W zasadzie to samo co igła, tylko bez ucha. Tymczasem chodzi o wersję z podwójnym prętem, co w moim idiolekcie jest raczej wsuwką – czymś bliższym klamrze czy agrafce niż archetypicznej szpilce. Kiedy tworzy się porównanie, powinno być ono nie tylko ponadczasowe, ale i jednoznaczne.

A czy wpis na popularnonaukowym blogu, w którym nie ma za grosz popularyzacji nauki, to felieton? Jaka jest różnica między blogerem a felietonistą?

Piotr Panek

fot. Piotr Panek, licencja CC-BY-SA 4.o