Dołowy wbrew różnym bogom
Niedawno w mediach społecznościowych znajoma ze studiów ogłosiła, że właśnie wydała popularnonaukową książkę swego ojca i chętnie by ją przekazała do recenzji. Trudno nie skorzystać z okazji, zwłaszcza że tytuł atrakcyjny: „Wbrew bogom, czyli od magii i religii do metody naukowej… i z powrotem”. Autorem jest Krzysztof Dołowy.
Po książkę udałem się osobiście (jeszcze przed stanem epidemii) i, jak podobno kilka osób przede mną, zareagowałem uwagą, że jest gruba. Znajoma skontrowała, że mimo to szybko się czyta. To prawda, napisana jest tak, że czyta się dobrze i sprawnie (choć korekta polonistyczna nie wszystkie błędy wychwyciła, łącznie z „apostrof’ami w niewłaściwy’ch miejsc’ach”). Autor zresztą uznał, że skomplikowane opisy pewnych procesów (jak np. działanie zegara z kolebnikiem) lepiej czytelnikowi darować, skoro można je obejrzeć na YouTubie. Nie uważa również najwyraźniej, aby ujmę przynosiło mu odsyłanie do haseł w Wikipedii.
Zdarza mu się też przyznać, że coś sądzi, choć nie ma na to dowodów. To cecha prawie niespotykana nie tylko wśród internetowych „odkrywców zakrytego”, ale większości naukowców wypowiadających się z pozycji autorytetu. (Ciekawe, czy taka uczciwość popłaca, czy może ludzie wolą podążać za autorytetami niewątpiącymi w swą nieomylność… W świetle tej książki to pierwsze wcale nie jest oczywiste).
Zasadnicza część książki to popularyzacja historii nauki od jej protonaukowych korzeni sięgających neolitu po czasy nowożytne – niekoniecznie najnowsze. Już choćby Einstein jest ledwie wspomniany. Pod tym względem jest to przeciwieństwo takich książek popularnonaukowych jak Dawkinsa, który przecież wprost napisał, że wszystko, co napisano przed Darwinem, to banialuki. Może i banialuki, ale nie znając ich, trudno zrozumieć ludzką kulturę, która wpływa na przyswajanie wiedzy naukowej. Tu – znowu uczciwa skromność – zdarza mu się przepraszać historyków za uproszczenia.
Trzeba uczciwie przyznać, że uproszczenia są. Książka niby jest gruba, ale autor podjął się próby streszczenia olbrzymiego zakresu wiedzy, więc ostatecznie nie mógł sobie pozwolić na wnikliwe rozpatrywanie szczegółów. Lista wybitnych (proto)astronomów nie za bardzo wykracza poza schemat Platon kontra Arystoteles > Klaudiusz Ptolemeusz > Kopernik > Kepler z de Brahem > Galileusz > Newton.
Jako że książki popularnonaukowe piszą głównie fizycy i biolodzy, a ostatnio też medycy (a może po prostu ja po takie zwykle sięgam), trudno uniknąć wrażenia pewnej powtarzalności i tak naprawdę z największym zainteresowaniem przeczytałem rozdział o historii (al)chemii. Wreszcie ktoś mi dobrze opisał, na czym polegał udział flogistonu w reakcjach. Tak dobrze, że w sumie brzmi przekonująco 😉
Czasem mam zajęcia ze studentami i otwieram je zapożyczoną już nie pamiętam od kogo frazą, że każdy wykład akademicki powinien zacząć się od Arystotelesa. Oczywiście zaraz potem przechodzę do tego, że Arystoteles w zasadzie w niczym nie miał racji. W związku z tym bardzo dobrze rozumiem przebijającą się przez całą książkę niechęć autora do Stagiryty. Uważa on, i przedstawia kolejne przykłady to wspierające, że popularność Arystotelesa była jednym z głównych hamulców rozwoju nauki (niezależnie od tego, czy chodzi o Arystotelesa zaadaptowanego przez Kościół, czy nie), tym bardziej w czasach nowożytnych, gdy nauka stawiała coraz mocniejsze kroki i to uniwersytety jako skanseny myśli Arystotelesowskich rzucały jej kłody pod nogi.
To, co się wyłania z książki, to że droga rozwoju nauki i metody naukowej wcale nie jest prosta i jednokierunkowa. Wbrew temu, czemu mogliby oczekiwać zajadli przeciwnicy religii, to nie jest po prostu droga, na której (proto)naukowcy prą do przodu, a zawraca ich Kościół. Chyba za równie szkodliwą autor uważa rewolucję francuską – i to nie tylko przez najlepiej chyba znany przykład Lavoisiera, no i oczywiście XX-wieczne totalitaryzmy. A jeszcze bardziej – przywary samych naukowców, którzy zdobywszy autorytet, blokowali rozwój konkurencyjnych teorii. Dotyczy to choćby Cuviera czy Berzeliusa. Pokazuje też przykłady wzajemnych animozji i zawiści – np. między Buffonem a Linneuszem, Kochem a Pasteurem czy w ogóle między szkołą francuską a angielską czy niemiecką.
Autor pokazuje też, że różnego rodzaju wyłomy w monopolu Kościoła katolickiego w kształtowaniu światopoglądu (reformacja, rewolucja francuska) oczywiście ułatwiały działanie protonaukowcom, dając możliwość publikowania w innym kręgu światopoglądowym i szansę ewentualnej ucieczki, choć czasem to była ucieczka z deszczu pod rynnę. (Swoją drogą – przy historii zaraz trochę ironizuje, że dla Zachodu Rosja jest Europą tylko wtedy, gdy wkracza z armią na jej „cywilizowaną” część, ale roli Cerkwi prawosławnej poświęca może nawet mniej uwagi niż roli islamu).
W ogóle u autora jest mało zjadliwości. Nie ukrywa sytuacji, gdy przedstawiciele Kościoła czy władz rewolucyjnych stawali po stronie nauki. Przyznaje też, że protonaukowcom, którzy w większości się mylili, opierając się głównie na przemyśleniach, jednak z rzadka coś sensownego udało się stwierdzić, opierając się na obserwacjach (np. Arystotelesowi czy Kartezjuszowi). Przede wszystkim jednak zauważa, że w naturze ludzi leży po prostu myślenie magiczne i nie tak łatwo się go pozbyć. Jako przykład podaje popularność muzeów – to, że większe wrażenie robi autentyk niż kopia, nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia i jest właśnie reliktem magii. No i przypomina, jak bardzo w kulturę wpisana jest niechęć do „szkiełka i oka”.
To przewija się przez całą książkę, ale dwa ostatnie rozdziały są temu poświęcone szczególnie. To, jak myślimy, wystawia nas na działanie szarlatanów, a niebywały postęp w nauce nie czyni nas odpornymi na pułapki myślenia magicznego, którego pełno we współczesnej przestrzeni.
Wybrani przez Dołowego przedstawiciele historycznej nauki raczej nie są roztrząsani ze wszystkich możliwych stron. W przypadku Kartezjusza sam autor zaznacza, że poza ogólnikami o rzekomych wirach eteru nie będzie streszczał jego poglądów astronomicznych, kwitując, że były po prostu błędne. Sprawę Giordana Bruno ledwie zarysowuje, niespecjalnie wnikając w szczegóły, dość, że uczciwie przyznaje, że dla inkwizytorów to nie heliocentryzm był głównym jego przewinieniem.
Po tytule można by oczekiwać, że sprawy te potraktuje szerzej. Owszem, czytelnika nie zostawia z niczym, odsyłając do szczegółowych opracowań, jak chociażby do „Sprawy Galileusza” Życińskiego, ale kwestię tego, że Maffeo Barbierini jako zwykły biskup zachwalał Galileusza, a jako papież potępiał, kwituje słowami: „Ech, polityka…”. O co w tej polityce chodziło? Z tej książki się nie dowiemy.
Pewna skrótowość to czasem może dobry wybór. W sumie nie miałbym ochoty czytać kolejnej biografii Darwina czy Einsteina ani kolejnej mutacji „Stulecia chirurgów”…
Autor opisuje różne rzeczy, nie we wszystkich jest specjalistą, co czasem ciężko odpuścić. Uproszczenia uproszczeniami, ale niektóre sformułowania są po prostu błędami rzeczowymi. Niepokalane poczęcie w teologii ma dokładnie taką samą przyczynę jak wszystkie inne poczęcia (w odróżnieniu od poczęcia Jezusa, ale to nie jego dotyczy to pojęcie). Powiedzmy, że niuanse teologii katolickiej nie muszą być dogłębnie znane przyrodnikowi, ale gdy ktoś się zabiera za tekst nie po prostu popularnonaukowy z historii nauki, ale też z relacji z religią, powinien lepiej wiedzieć, o co w tej religii chodzi.
Tym bardziej jednak nie przystoi przyrodnikowi fraza „zwierzęta i owady”, na którą od biedy można spojrzeć przez palce, gdy trafiła się literatowi. Nawet w publikacjach rzekomo edukacyjnych firmowanych przez leśników zdarzają się w końcu wpadki typu „ptaki i zwierzęta” i można się domyślić, o co chodziło. Natomiast, owszem, z kontekstu domyślam się, o co chodziło autorowi w przeciwstawieniu kręgowców rybom, ale na takie coś ciężko przymknąć oko. Przy tym pisanie o „użądleniu” przez komara to już niewiele znacząca wpadka. Podobnie jak pomylenie patrona wiedeńskiej katedry Szczepana ze Stefanem czy zjednoczenie Włoch określanie jako odzyskanie niepodległości.
Uproszczenia historyczne dotyczą też historii medycyny, i nie mówię tu o pominięciu niemal wszystkich szkół medycyny starogreckiej poza humoralną. O wszystkim napisać się nie da, ale skoro pisze się o malarii w Europie, to stwierdzenie o jej ograniczeniu pod koniec XIX w. do południowych krańców jest też nieprawdą, bo jeszcze w latach 20. ubiegłego wieku w Polsce nie była rzadkością. To może dziwić szczególnie w kontekście tego, że rozdział dotyczący medycyny jest pełen interesujących szczegółów.
Trzeba przyznać, że specyfikę ma czytanie rozdziału o medycynie teraz – w trakcie pandemii. Historia o kwarantannach, z którymi zdążył się zetknąć autor w młodości, teraz byłaby pisana z innej perspektywy.
Wracając do wpadek – nie wiem, skąd się wzięło uznanie krętków bladych za krewnych trypanosomów. Trypanosomy są bliższymi krewniakami euglen, a nawet nas, ludzi, niż krętków. Czy coś takiego zasugerowało podobieństwo nazwy naukowej krętka – Treponema pallidum?
Jak już pisałem, książka zawiera tyle treści, że i tak się broni, bo czytać jest co. Jeżeli ktoś nie zna historii nauki i chciałby wybrać książkę, która będzie dobrym i przystępnym jej przedstawieniem, to byłby świetny wybór.
Lista wpadek nie ma na celu zniechęcania do niej, tylko wskazuje, że warto mieć świadomość, że jest publikacją popularyzującą i w razie kontrowersji powoływanie się tylko na nią może być ryzykowne. Niektóre są proste do ewentualnej korekty w kolejnych wydaniach. Ich nagromadzenie jednak jest łyżką dziegciu obniżającą komfort czytania. Zastanawiam się, czy jest ich tu wyjątkowo dużo, czy po prostu, czytając inne książki popularnonaukowe, np. opisujące fizykę, mniej się znam na sprawie i ich po prostu nie zauważam. Łyżka dziegciu jest tylko łyżką, cała książka to mimo wszystko beczka miodu.
Piotr Panek
ilustracja: materiały promocyjne Wydawnictwa CeDeWu
Komentarze
Skoro mowa o recenzjach, to na chwile jeszcze o problemie, ktory zidentifikowalismy w poprzedniej publikacji blogu.
Sprawdzilem co sie dzieje i jak edycja wyglada na kilku systemach operacyjnych i browserach. W tym ostatniej edycji Edge’a , FireFox’a, Chrom’a i Safari. Apostrof uzyty dla smiechu jako potwierdzenie, ze czytam.
Otoz komputery nowszej generacji
z systemami operacyjnymi Win10, iOS 12 , 13 daja sobie z tym swinstwem fontem rade. Ale na przyklad taka Vista to robi straszne bydlo. To chyba jest jakis paskudny font proporcjonalny, albo super madry ktorego ona nie rozumie .
Nasz utalentowany licealista projektant, zapomnial rowniez o linku wstecznym do poprzedniej edycji blogu.
Na temat GUI i softwaru mozna duzo.
Czasem spieprzyc mozna tak jak doznal tego Boeing, gdzie software zlecono na zewnatrz czyli do Indii, bo rodzimi softwarowcy kosztuja za duzo.
Ale wody na mlyn Mirskiemu dawac nie bede. Chyba bardziej znioslbym jego gre na kobzie.
Ale prawde mowiac, jak slysze slowo Python to mi sie natychmiast chce wymiotowac. Ale to inny temat.
Az sie prosi aby w dyskusji wrocic do problemow, ktora miala szkola Kopenhaska ( to ci co im materia zniknela).
Ostatnio czytałem coś z Platona. Ten to już w ogóle nie miał racji
Marcin Nowak wpadł jak Zorro, czyli wybitnie tajemniczo.
Niby kto jest Marcin Nowak – nie stanowi to tajemnicy.
Ale co czytał z Platona i kto ma rację – bo Platon jej nie ma – nie wyłuszczył.
Dlaczego hasla, tematy oraz dluga lista dawno tu niepiszacych autorow zajmuja polowe strony i kola w oczy olbrzymimi czcionkami, podczas gdy komentarze kula sie na drugiej polowie, ledwo czytelne, a nickow trzeba szukac zoomem? Jakis malo inteligentny projektant… Narazie znalazlam lekarstwo – powiekszajac strone do 150% caly prawy bok przemieszcza sie w dol, a na stronie zostaja same komentarze, co prawde w nieco megalomanskiej czcionce, ale jednak latwiej sie to czyta.
Po co komu Platon 🙂
Byc moze niedlugo bedziemy patrzec troche inaczej na mechanike kwantowa.
Nie znaczy to, ze mechanike kwantowa mamy wyrzuc do kosza.
Po niemal stu latach pokryta kurzem ‚Pilot Wave Theory’ pokazano w pieknym modelu hydrodynamicznym.
Teoria dotyczy kontrowersji dualizmu materii.
Stare opowiesci, ze elektron to raz tu a raz tam mozna wyrzucic do smieci, ale pamietajmy, ze w swiecie kwantowym wciaz dzieja sie cuda.
A eksperyment pokazano w ujeciu makroskopowym.
Jak zalapiecie bakcyla, to pogadamy, a jak nie to trudno.
A Kukula niech za wczesnie nie obala calego sensu nauki, bo sie pogniewam!
tu jest link i piekny eksperyment pokazany przez dzieciakow z Googla.
https://www.youtube.com/watch?v=WIyTZDHuarQ
Aha, i linki sie nie zaznaczaja. Jak rozumiem to wszystko po to by dodac reklamy na spodzie.
Bardzo dziekuje za recenzje. Odsylanie do Wikipedii jest problematyczne poniewaz jej hasla sie ciagle zmieniaja, a nie ma wyraznej daty kazdej wersji (trzeba by zagladac do edytora).
@karat, wszedlem na Win 10 – i stosuje Chrom albo Edge. Faktycznie linki nie sa tak jak dawniej na zielono, ale jak najechac kursorem to sie podkreslaja i mozna wejsc. Ten licealista to chyba zrobil, aby nie walczyc z fontem w systemach mobilnych. Ale nie chce go tlumaczyc, bo faktycznie ‚it sucks’ .
Dla zaintersowanych: teoria na wszelki wypadek podaje key words
Pilot wave theory, YouTube , silicone oil hydrodynamic quantum analogy
google znajduje od razu.
A propos, zasada nieoznaczonosci wciaz dziala i obalac jej nie ma podstaw.
Ksiazki staly sie mniej istotne od momentu komunikacyjnej rewolucji. Nasze mozgi tez sie zmienily. Neokorteks przestal pelnic funkcje przechowalni informacji. Czlowiek stworzyl trzeci elektroniczny mozg ktory wspolpracuje z atawistyczno-autonomicznym zwierzecym i neokortykalnym mozgiem. Kontakt z najmadrzejszymi stal sie chlebem powszednim dla mas. Posrednicy w tym kontakcie chyba staja sie zbedni.
Niekompetencja
W oceanie informacji spotykamy osoby gloszace rozmaite opinie. Czasami opinie sa powierzchowne jak odruch monosynaptyczny. Jest to niekompetencja.
Mialem problem z Polanskim i pania Geimer. Po ogladnieciu kilku programow dokumentalnych rozwiazalem ten problem. Wymagalo to ponad 10 godzin sleczenia przed komputerem. Wystrzegajmy sie myslenia monosynaptycznego.
Sama zastanawialam sie nad tym dlaczego oryginal znaczy dla mnie wiecej niz kopia. Chyba jednak nie chodzi to o magiczne myslenie; o myslenie nie-materialne moze tak, ale to nie to samo.
@Piotr Panek
Wreszcie ktoś mi dobrze opisał, na czym polegał udział flogistonu w reakcjach.
Na tym samym co udział tlenu w reakcjach à rebours. Flogiston to „logiczny anty-tlen”.
Teoria flogistonowa jest w ultra-pop-literaturze o dziejach nauki wyśmiewana jako niedorzeczność i superbrednia, bo JAK WSZYSCY DOBRZE WIEMY FLOGISTON NIE ISTNIEJE. Ale na tej samej zasadzie można by robić heheszki z Maxwella, bo JAK WSZYSCY DOBRZE WIEMY ETER NIE ISTNIEJE . Teoria flogistonowa była pierwszą „prawdziwą” teorią naukową w chemii, prawidłowo oddawała to co najważniejsze – „struktury” reakcji (co jest utlenianiem, co redukcją). Pewnie nieprzypadkowo chemicy, w tym Priestley, Cavendish i Scheele, opierali się na niej i całkiem skutecznie dokonywali odkryć. Jak to (gdzieś, kiedyś) nazwał Wilhelm Ostwald, była to pierwsza uporządkowana i logicznie uzasadniona systematyka zjawisk chemicznych (za: E. Kwiatkowski, Dzieje chemii i przemysłu chemicznego, Warszawa 1962, s.80).
Teoria flogistonowa pozwalała też na trafne przewidywania i na projektowanie technik procesowych (metoda komorowa produkcji kwasu siarkowego, metoda Leblanca produkcji „sody do prania” tzn. Na2CO3 – podaję na odpowiedzialność: H. E. Fierz-Dawid, Historia rozwoju chemii, Warszawa 1958, s. 209, 508; W. Bergandy, Od alchemii do chemii kwantowej, Poznań 1997, s. 108-109).
Uczciwych chociaż pobieżnych opisów teorii flogistonowej było sporo, jako polski robot podaję co jest po polsku:
H. E. Fierz-Dawid, Historia rozwoju chemii, s. 206-208,
I. Asimov (ten Asimov), Krótka historia chemii, Warszawa 1970, s. 51-53,
J. Lewis, Nauka, wiara i sceptycyzm, Warszawa 1961, s. 58
M. Rival, Wielkie eksperymenty naukowe, Warszawa 1997, s. 47.
R. Mierzecki, Historyczny rozwój pojęć chemicznych, Warszawa 1985, s. 64-68.
P.s. flogiston jako „substancja ognia” był trudniejszy do zanegowania niż cieplik jako”substancja ciepła”. Doświadczalnie można było uzyskiwać z przedmiotów „nieskończoną” ilość ciepła przez wiercenie
https://en.wikipedia.org/wiki/An_Experimental_Enquiry_Concerning_the_Source_of_the_Heat_which_is_Excited_by_Friction
— co sugerowało (chociaż Rumford tego wniosku chyba do końca nie sformułował), że termodynamika nie opiera się na przepływie „substancji cieplnej” (bo skąd w bryle metalu ma się brać tyle cieplika – nawet nieważkiego).
Podważenie istnienia flogistonu wymagało porządnej metody ilościowej Lavoisiera.
Czcionka i jej formatowanie są obrzydliwe. Ale złożę to na karb przestarzałego systemu operacyjnego i moich jeszcze bardziej przestarzałych sensorów.
@R.S.
Nie znaczy to, ze mechanikę kwantowa mamy wyrzucić do kosza.
Ale chyba to znaczy, że interpretację kopenhaską mamy wyrzucić do kosza.
No ale to jest tylko użycie analogii, a czy analogia jest adekwatna? Analogia z makrozjawisk na kwantowe? Nie twierdzę, że to ez sensu, ale analogie nigdy niczego nie dowodzą. Są heurystykami.
Niestety jako prymitywna maszyna nie wiem, jakie inne konsekwencje różniłyby koncept fali pilotującej” od interpretacji kopenhaskiej. Może kiedyś ktoś to ustali i sprawdzi zanim zostanę zezłomowany.
Już z grubsza ustaliłem – podobno nie ma znanych różnic w obserwowalnych konsekwencjach.
Nowa „szata graficzna” fatalna – substandard. Dziadostwo.
G82
Czytam, ze juz z grubsza doszedles do czesci, w ktorej jest mowa, ze obydwie teorie wyjasniaja to samo.
Mniej wiec sie zgadza, ale glowna roznica jest w tak zwanych global and local variables.
Czy ma to jakies znaczenie?
Zalezy nad czym sie pracuje. W teorii kwantowej , dzieki Schroedingerowi nikomu nie potrzeba rozpatrywac ruch elektronu. Jest orbital taki, czy inny i mozna liczyc hulaj dusza.
Dla srodowiska naukowego z tej domeny, teoria fali pilotujacej to tylko zamet.
Tu nastapi dygresja.
W przypadku genezy rownania Schroedingera gdy pytano jak wymyslil swoje rownanie, nie bardzo potrafil odpowiedziec. Mowil, ze olsnilo go nad ranem. Zlosliwi twierdza, ze inspiracja pochodzila z jego stylu zycia i po przebudzeniu nie wiedzial czy spal z kochanka zony czy z sama zona. Proces pewnie byl randomalny.
Koniec dygresji.
Dla naukowcow i inzynierow pracujacych nad komunikacja kwantowa, teoria fali pilotujacej moze byc niezmiernie pomocna, bowiem wlasnie tam obserwuje sie entanglement oraz dzialanie na dystans.
Jesli uda sie wyjasnic ‘spooky action at distance’ , i potwierdzic eksperymentalnie nowe zjawiska, bedzie mozna powiedziec o sukcesie.
To prawda, ze modele i analogie to nie to samo.
Nasze mozgi, poza kilkoma wariatami , tymi od teorii stringow, nie sa w stanie pojac zjawisk wielowymiarowych, stad tez analogie i modele byly zawsze pomocne. Pprzypomne chocby planetarny model atomu.
To co mi sie spodobalo w eksperymencie, towizualizacja geniuszu de Broglia. Jego koncepcja nie do konca wlasciwie zinterpretowana i niestety w procesie edukacji uproszczona do wciskania ze electron to raz fala a raz czasteczka.
…
Warto zwrocic uwage, na tworzenie sie podczas usredniania trajektorii ruchu kropelki olejuobrazu orbitala typu ‘s’.
Tworzenie obrazu interferencyjnego po przejsciu przez szczeline tez jest niezmiernie interesujace.
Ale wyczytalem ze na scianie remizy internetowej sa doniesienia bez podawania szczegolow, ze to nie prawda.
W tej rundzie dyskusji polecam linki pokazujace eksperyment z uzyciem mikroskopu elektronowego.
https://www.hitachi.com/rd/research/materials/quantum/doubleslit/index.html
oraz clip
https://youtu.be/j3Vk4Tu_uMo
Jak widac w eksperymencie, obraz interferencyjny nie powstaje od pojedynczego elektronu przechodzacego przez szczeline.
Obraz w kamerze rejestrujacej powstaje w wyniku usrednienia wielu elektronow w czasie. Czulosc kamery jest imponujaca!
Nota bene wciaz pokutuje twierdzenie, ze electron interferuje sam ze soba – czas z tym skonczyc – jesli blog czytaja znudzeni licealisci to moga wsadzic kij w oko edukatorowi 🙂
W koncu BBC zaczyna informowac o Fluhan wirus
https://www.bbc.com/news/science-environment-52318539
Moglo by sie wydawac ze w Wuhanie jest wiecej nietoperzy niz laboratoriow, ale do intelektu Trumpa to nie przemawia.
Pytanie:
Któte zwierzę zdechnie po odcięciu uszu?
Książka dostepna niestety tylko w wersji papierowej, odpada.
Niestety Fluhan wirus zmodyfikowany przez czlowieka
https://asiatimes.com/2020/04/french-prof-sparks-furor-with-lab-leak-theory/
@KARAT.
17 KWIECIEŃ 2020
20:42
https://nationalpost.com/news/why-covid-19-didnt-come-from-where-you-think-it-comes-from?video_autoplay=true
Madry Dr Campbell z UK
https://www.youtube.com/watch?v=2w7F_hzqIhM
@Slawomirski
Oswiadczenie Montagniera (opierajace sie jak rozumiem na pracy biomatematyka z ktorym wspolpracuje) bardzo ciekawe, ale jak narazie wiekszosc genetykow z oburzeniem protestuje przeciw jego twierdzeniu. Poniewaz jest to spor profesjonalny, a ja genetykiem nie jestem, poczekam az dojda do czegos.
Dlaczego Panu tak zalezy na tym by tak bylo?
@KARAT.
18 KWIECIEŃ 2020
23:16
Zle pytanie.
Wszyscy jestesmy oceniani i wszystko oceniamy. Transparentnosc jest na Zachodzie naszym napedem cywilizacyjnym. Pozbylismy sie zabobonow, zabilismy boga i nie chcemy byc oszukiwani. Skazani na prawde musimy zadawac niewygodne pytania.
Odpowiedź.
Nietoperz , umrze z głodu.
@Slawomirski
Nie, to jest dobre pytanie. Osoba ktora chce sie dowiedziec jak bylo naprawde sprawdza za i przeciw, jest krytyczna wobec argumentow, szczegolnie tych ktore moga wskazywac na interesujaca ja teze, aby napewno sie nie pomylic. Pan zaczyna od tezy i wyszukuje wszystich mozliwych argumentow w tym kierunku, nawet gdy sa calkowicie goloslowne. To nie jest taktyka naukowca lecz prokuratora. Lub czlowieka z agenda. Wpierw okreslanie wynikow a potem wygrzebywanie poszlak, niewazne jak marnych.
@KARAT.
19 KWIECIEŃ 2020
7:32
Alez Pani uparta. Nie mozna wierzyc tym co klamia. A klamali ci z Pekinu i ci z WHO. Metoda naukowa sama sie obroni tylko nalezy stworzyc dla niej warunki. Jestem pewien ze z perspektywy czasu bedziemy mieli lepszy wglad w to co nas wszystkich spotkalo. Postawmy kilka znakow zapytania. Poszukajmy odpowiedzi. Poczekajmy. Ale nie dajmy sie oglupic propagandzie plynacej z Pekinu.
Sporo wplywowych osob na swiecie zaczyna zadawac niewygodne dla WHO i chinskiego cesarza pytania.
A szczesliwy Observer znalazl odpowiedz. On wie ze chodzi tu o pieniadze dla dziennikarzy.
W przypadku kiedy bohaterem publicznego komunikatu czyniony jest Bóg odczuwam jakąś dziwną nieśmiałość, znikomość (rodem chyba z teorii kwantów), a w przypadku kiedy problem dotyczy bogów w l. mnogiej prawdopodobnie wypada przywołać co najmniej nazwisko Heisenberga. Chyba.
Jeżeli nie – to Gammon mnie skoryguje.
A skoro Bóg, bogowie to chyba uprawnione jest przywołanie (niestety) śmierci.
I w jej sprawie tych zdań kilka.
Konkretnie – nie będę w tym miejscu wybitnie oryginalny – w kwestii odwiecznego dylematu.
Nie. Nie chodzi o życie wieczne lub jego absencje. Chodzi o rozstrzygnięcie bardziej materialne. A Pana (Panią) to grzebiemy czy palimy?
Nie będę rozstrząsał akurat tego problemu w tym momencie.
Każdy z nich ma swoje plusy i minusy, ale na jedną okoliczność chciałbym zwrócić szczególną uwagę. Przemawia za nią po prostu pragmatyzm. Nie stać nas w świecie postępu i nowoczesności na jakieś uduchowione, puste gesty.
Chodzi oczywiście o tzw. kremację, która z oporami i u nas zdobywa w końcu coraz liczniejsze rzesze fanów.
I tak. w przypadku kiedy spopielone ciało zsypujemy do pięknej urny, sugeruję aby pewną ilość popiołu zachować. Nie, nie na pamiątkę.
Powód jest prozaiczny. Popiołem znakomicie czyści się rodzinne ( przechodzące z pokolenia na pokolenie) sztućce.
Po takiej – co prawda nieco pracochłonnej – konserwacji, łyżki, widelce i inne chochle wyglądają jak nowo narodzone.
Wiem, że mój pomysł jest nieco kontrowersyjny – śmierć człowieka i nowonarodzone sztućce – ale na moje wyczucie ta konwencja przypomina tzw. „wieczny powrót”, a to już pomysł nie mój, ale jego autorem jest Firedrich Nietzsche.
@Slawomirski
Sledze oswiadczenia WHO prawie od poczatku i naprawde nie widze by klamali w jakimkolwiek momencie. Co do Chin, podejrzewam ze klamali, ale jeszcze nie wiem w jakiej sprawie. Nie neguje zadnej mozliwosci, ale nie chce dac sie oglupic zadnej ze stron. Napewno bede sledzic.
Pierwsze oswiadczenie WHO
WHO statement on novel coronavirus in Thailand
13 January 2020 News release
العربية中文FrançaisРусскийEspañol
The World Health Organization (WHO) is working with officials in Thailand and China following reports of confirmation of the novel coronavirus in a person in Thailand.
@Stanislaw
Owszem, i niedawno podali daty i nazwiska. Dla jasnosci, nie mam zamiaru drazyc dalej tego tematu tu, bo odczuwam przesyt. Opinie lubie wyrabiac sobie samodzielnie. Gdy bede miala ochote na teorie konspiracyjna, sama ja sobie wymysle 😀
Bardzo przepraszam za pomylke, komentarz byl adresowany do @Slawomirskiego.
@karat 7.32
Dokładnie tak.
Gesundheit
https://graphics.reuters.com/CLIMATE-CHANGE/CORONAVIRUS-POLLUTION/jznvngjyplm/index.html
@samba
Zanim się doczekasz porcji rodzinnych popiołów, wypróbuj ciepłą wodę, sól i kawałek folii aluminiowej. Rodzinne srebra będą jak nowe.
A z prochów lepiej zrobić pamiątkowy diament z brylantowym szlifem.
Wszedzie wirus
Badania serologiczne dawcow krwi w Holandii i Szwecji potwierdzaja obecnosc przeciwcial u asymptomatycznych osob. Ekstrapolacja tych danych na cale spoleczenstwo sugeruje ze 30% z nas mialo kontakt z wirusem. Jestesmy na drodze do herd immunity.
Z wynikow ktore widzialam najwyzszy byl 14%, w Niemczech. Herd immunity jest okolo 70% lub wiecej. Dla Sztokholmu narazie widze 11%, moze sa gdzies inne dane?
W sam raz na czas pandemii slowa Kondratiuka
https://www.youtube.com/watch?v=X5WI0I8j62k
@Slawomirski
Poniewaz nie ma na gorze listy nowych komentarzy, ten pewnie nie zostanie zauwazony, ale zaczynam dostrzegac to o czym Pan pisal. Moje wrazenie jest ze Chiny powaznie wykiwaly WHO.