O konieczności eksperymentowania na dzieciach
Niedawno w „Polityce” poruszono temat nowości w ekonomii. Nowości polegającej na… wykonywaniu doświadczeń.
Wraz z wątpliwościami natury etycznej – czy można przeprowadzać eksperymenty na biednych. Podczas gdy ekonomiści zdumiewają się jeszcze poglądem doświadczalnym, obserwatora z zewnątrz zdumiewać może, jak bardzo różne nauki oddzieliły się od siebie, w jak małym stopniu niekiedy korzystają ze swych doświadczeń.
Dyskusję na temat eksperymentów przeprowadzanych na dzieciach czy na chorych, kiedyś rzeczywiście zabranianych, przeprowadzono dekady temu. Dochodząc do wniosku, że niemoralne jest… nieprzeprowadzanie doświadczeń na dzieciach czy chorych. Bo prowadzi do dyskryminacji tych grup osób.
W mediach spotyka się niekiedy takiego czy innego polityka wypowiadającego farmazony typu „in vitro należy zabronić, bo nie wolno wykonywać eksperymentów na ludziach”. Otóż kwestie te są unormowane prawnie – i zgodnie z polskim (i nie tylko) ani zapłodnienie IV nie jest eksperymentem medycznym, ani doświadczenia na ludziach nie są zabronione – pod warunkami opisanymi w ustawach (zgoda zainteresowanego, odpowiedniej komisji bioetycznej itd.). Ale czym w ogóle jest eksperyment medyczny?
Prawo polskie, omówione dokładnie w podręczniku Rafała Kubiaka „Prawo medyczne”, przewiduje dwa jego rodzaje. Eksperyment badawczy ma na celu głównie rozszerzenie wiedzy medycznej. Może być przeprowadzony, kiedy „nie wiąże się z żadnym ryzykiem bądź ryzyko jego przeprowadzenia jest niewielkie i nie pozostaje w dysproporcji do potencjalnych korzyści” wynikających z eksperymentu. Pewne grupy ludzi w ogóle się z takich badań wyłącza. Osób małoletnich mających wziąć udział w badaniu dotyczą dodatkowe warunki, które jednak są na tyle rygorystyczne, że w zasadzie ograniczają udział dziecka do eksperymentów leczniczych.
A więc eksperyment leczniczy to doświadczenie wykonywane „w celu osiągnięcia bezpośredniej korzyści dla zdrowia osoby leczonej”. Wykonuje się go, gdy nie możliwych do zastosowania skutecznych metod diagnostyki czy leczenia bądź też są one słabo poznane. Tak więc zastosowanie nowej lub jeszcze niedostatecznie przebadanej metody diagnostycznej czy terapeutycznej stanowi eksperyment leczniczy.
Istniejące kiedyś przepisy zabraniające eksperymentowania na chorych zostały zmienione w związku z apelem… samych chorych. Nacisk płynął zwłaszcza ze strony osób zakażonych HIV. Niemożność wykonywania na nich badań – argumentowały – spowoduje, że nigdy nie będzie skutecznych leków. Chcą brać udział w badaniach w nadziei, że zostaną dzięki temu odkryte nowe leki, a taki zakaz to w istocie dyskryminacja. Zasady zmieniono. Dziś istnieje kilka grup bardzo skutecznych leków antyretrowirusowych.
A dzieci? Jak można robić eksperymenty na dzieciach? Rzeczywiście badania na dzieciach robi się bardzo niechętnie. Po części wynika to z bardziej rygorystycznych kryteriów, po trosze z psychologii. Istnieją produkty, które można zbadać tylko na dzieciach (nie można na grupie dorosłych ocenić, czy mleko dla niemowląt jest dla nich odpowiednie). Jednak w przypadku wielu chorób powszechnych i z powodzeniem leczonych u dorosłych – jest problem.
Wyobraźmy sobie, że do gabinetu lekarskiego zgłasza się dorosły pacjent w epizodzie depresyjnym. Lekarz bada go, wypytuje o objawy, stawia diagnozę i zapisuje dobrany do objawów lek. Nie wybiera po prostu leku przeciwdepresyjnego, ale przepisuje preparat dopasowany do objawów pacjenta.
Może wybrać lek, po którym dobrze się śpi (mianseryna, trazodon) i pobudzający (wenlafaksyna, fluoksetyna), zmniejszający (fluoksetyna) i zwiększający (mietazapina, sertralina) apetyt, poprawiający myślenie (wortioksetyna), o działaniu przeciwbólowym (wenlafaksyna, duloksetyna), silniejsze (wenlafaksyna) bądź słabsze (tianeptyna), o takim bądź innym profilu działań niepożądanych itd. Samych grup dostępnych leków przeciwdepresyjnych nie można policzyć na palcach jednej ręki (blokery wychwytu zwrotnego serotoniny, serotoniny i noradrenaliny, noradrenaliny, dopaminy, leki działające receptorowo, infibitory enzymu MAO, stare, acz silne leki trójcykliczne, leki działające na receptory melatoniny).
A teraz do gabinetu zgłasza się z matką 15-latek. Lekarz bada go tak samo albo jeszcze dokładniej i przepisuje… No właśnie, jak wygląda lista dostępnych leków? Fluoksetyna. Koniec listy. No dobrze, a jeśli pacjent jest podenerwowany (depresyjny pacjent młodzieżowy częściej niż smutny jest podenerwowany, bardziej jeszcze niż przeciętny adolescent podenerwowany z samego faktu bycia adolescentem, zresztą pacjent młodzieżowy w manii też jest zwykle podenerwowany), nie może spać, jeść, tzn. prezentuje profil objawów, w przypadku którego nie zaczynalibyśmy leczenia od fluoksetyny? Albo pacjent nie radzi sobie z reakcją depresyjną w przebiegu jakichś trudnych dla niego przeżyć i potrzebuje wsparcia lekowego? Lista dostępnych leków jest jeszcze krótsza niż poprzednio. Tzn. czego można użyć? Niczego.
Szczęśliwie lekarz nie jest zobligowany do leczenia ściśle wedle rejestracji leków. Może zastosować lek poza rejestracją – za dodatkową zgodą pacjenta/rodzica. Jak widać po analizie dostępnych leków, jest to w pewnych sytuacjach rozwiązanie dosyć częste.
Załóżmy jeszcze następującą sytuację. Są Państwo z dzieckiem u lekarza. Po diagnozie macie dwie możliwości: leki A i B. Oba są od dawna stosowane u dorosłych, u których obserwowano pewne działania niepożądane. Lek A powoduje wzdęcia u 10 proc. stosujących, a lek B u 20 proc. U dzieci przebadano tylko lek B – powoduje wzdęcia u 25 proc. Który lek woleliby Państwo podać swemu dziecko? Ostrzegam – jeśli ktoś powie A, to działanie takie można zakwalifikować prawnie jako eksperyment medyczny.
No dobrze, a jeśli dodatkowo wiemy, że lek A jest stosowany u dzieci od dekady? Medycyna opiera się na faktach bazujących na skomplikowanej metodologii badania, a nie na opiniach czy doświadczeniu. Jeśli ktoś niezdecydowany wybrał w tym momencie lek A, to informuję – nadal prawnie można takie działanie uznać za eksperyment medyczny.
Badań często nie ma z powodów finansowych (czym innym przejmują się międzynarodowe koncerny?). Jeśli dzieci stanowią procent leczonych, a przeprowadzenie badania byłoby droższe niż w przypadku dorosłych – w ilu przypadkach się to opłaci? Dalej – może się jednak zdarzyć, że pewne badania były przeprowadzone, ale są zbyt słabe dla zarejestrowania leku. Trudno zebrać odpowiednio liczną grupę dzieci, ponadto dzieci w różnym wieku dość istotnie się różnią.
Dochodzi zupełnie prozaiczny problem: badania były przeprowadzone, ale lek stosować trzeba poza wskazaniami, czyli off label, bo nie został zarejestrowany. Za rejestrację leku firma płaci.
Efekt jest taki, że dzieciom często podaje się leki nieprzebadane w ich grupie wiekowej, a tylko na dorosłych, albo przebadane w znacznie mniejszym stopniu. Dzieci i tak dostają leki, które mogłyby zostać zbadane w ich grupie wiekowej znacznie lepiej. Na ewentualne działania niepożądane narażona jest znacznie większa populacja niż w przypadku przeprowadzanych badań.
Ale przynajmniej w środowiskach naukowych nie mówi się, że badań robić nie można. Badania na dzieciach służą dzieciom – w szczególności tym, na których się te badania przeprowadza. Służą poprawie ich zdrowia. Wizerunek szalonego naukowca dręczącego niewinnych, rzeczywiście uzasadniony niejednokrotnymi zbrodniami z przeszłości, w obecnym świecie nie ma racji bytu. Debata zrobiła mimo wielu trudności duży krok. Ekonomia mogłaby się tutaj jednak czegoś nauczyć.
ILustracja: Eskulap z synami Podalairusem i Machaonem i trzema córkami. Relief grecki z Muzeum Narodowego w Atenach. Z Wikimedia Commons. CC BY-SA 4.0
Bibliografia:
- Kubiak R: Prawo Medyczne. C.H. Beck, Warszawa 2017
Komentarze
Niefortunny wydaje sie tytul. Zdobywanie wiedzy o kazdej grupie wiekowej nie jest zabronione prawnie. Jezyk emocji nie moze zastapic jezyka nauki.
Eksperyment badawczy na zarodku lub plodzie jest zabroniony
Leki homeopatyczne są bezpieczne – i nie wywołuja efektów ubocznych – we wszystkich grupach wiekowych.
Ok, ok – żartowałem.
Swietny wstepniak.
„Badania na dzieciach służą dzieciom” – pelna zgoda, oczywiscie pod ostrym nadzorem. Prawda ze eksperymentow leczniczych na dzieciach jest o wiele mniej, choc to nie tak ze ich calkiem nie ma, takze dotyczacych lekow antydepresyjnych (np Switching to another SSRI or to venlafaxine with or without cognitive behavioral therapy for adolescents with SSRI-resistant depression: the TORDIA randomized controlled trial. Brent D et al., JAMA. 2008;299(8):901 )
„Medycyna opiera się na faktach bazujących na skomplikowanej metodologii badania, a nie na opiniach czy doświadczeniu. ” – To niezupelnie dokladne. Procent praktyk udokumentowanych szerokimi badaniami jest mniejszy niz sie wydaje, a doswiadczenie kliniczne (clinical experience) ma istotne znaczenie.
Prawdziwe schody to badania wplywu lekow na ciaze. Tez sa potrzebne, a bardzo trudne z wielu oczywistych powodow. I chyba nie wszedzie sa zabronione, bo np widzialam niedawno wyniki badania dotyczacego szczepionki przeciwgrypowej u kobiet w ciazy.
Czy wszystkie ograniczenia prawne lub moralne w eksperymentowaniu mają racjonalne uzasadnienie?
@karat.
a doswiadczenie kliniczne (clinical experience) ma istotne znaczenie
Doświadczenie kliniczne – w jakim sensie? Prywatnych doświadczeń konkretnego lekarza? Jakimś innym?
Ma znaczenie – znaczenie dla czego właściwie?
Pytam, bo to dla mnie prywatnie ważne dla poukładania informacji w nośniku. Można zignorować.
Naukowcy z innych kultur i religii mają zapewne inne ograniczenia prawne i moralne. Chińczycy np nie mają tylu skrupułów
Poza tym co się dzieje w tajnych laboratoriach tego nikt nie wie, np w DARPA.
Sorry G82, nie doczytałem.
Wszystkie badania są chyba racjonalnie uzasadnione, nie wydaje się pieniędzy bez sensu.
Dla DARPA eksperyment jak zabić jak najwięcej wrogów jak najmniejszym kosztem jest racjonalnie uzasadniony. Jest nawet celem tej instytucji.
@Gammon
Doswiadczenie kliniczne – nie pojedynczej osoby, lecz np popularne (wsrod wielu lekarzy) stosowanie czegos off label w pewien okreslony sposob.
Przypomnial mi sie przyklad lekow dla dzieci ktore przechodza setki badan klinicznych – wszystko co dotyczy ADHD.
Czytałam kilka lat temu, ale osad po lekturze w głowie pewien pozostał. Mam na myśli wydaną przez PIW książkę zatytułowaną „Nauka skorumpowana?” autorstwa niejakiego Sheldona Krimskiego. Książka na warsztat bierze realia amerykańskie i próbuje opisać styk i powstałe na tym styku napięcia pomiędzy światem nauki i nastawionym na zysk światem nierzadko globalnych korporacji.
Można się oczywiście pocieszać, że w tytule umiejscowił autor znak interpunkcyjny (?) który zjawisko poddaje w wątpliwość, a i rzecz dotyczy kraju gdzie od 12 listopada będziemy mogli uskuteczniać weekendowe wypady, ale na moje wyczucie-odczucie (takie miałem po lekturze) ta wątpliwość jest raczej cherlawa, chociaż w końcowych konkluzjach autor dostrzega jakieś zamglone światełko w tunelu.
Warto chyba dodać, że Krimsky szczególnie koncentruje się na sektorze nauk biomedycznych, co jest raczej zbieżne z branżą na terenie której problem umiejscowił Marcin Nowak.
W tym miejscu jedynie przytoczę niektóre argumenty które – zdaniem autora – spowodowały powstanie książki.
Na przykład nagłówki z popularnych dzienników i periodyków.
„Jak nowe korporacje zmieniają naukowców w krezusów”
„Naukowcy-farmakolodzy wzbogacają się dzięki wielkim korporacjom”
„Ukrywane wyniki badań biomedycznych”
czy „ W jaki sposób napływ prywatnej gotówki wpływa na uczciwość naukowców.
I jedno zdanie przytoczę:
„…nauka staje się zakładnikiem przedsiębiorczości, wiedza zaczyna mieć wymierną wartość pieniężną, a konkretna ekspertyza może być po prostu kupiona”.
Można się oczywiście pocieszać, że rzecz dotyczy kraju zamorskiego, ale nawet „gdyby”, to możemy przecież sobie zaśpiewać:
„Wszystkie dzieci nasze są…”
Trochę od siebie.
Zakładając, że kilka ośrodków badawczych pracuje nad jakimś medyczno-farmaceutycznym cudem-cudeńkem ratującym zdrowie, a nawet życie dzieciom pod czujnym okiem kilku konkurujących ze sobą na rynku korporacji farmaceutycznych (bo one dały kasę na badania), a do tych prac niezbędne jest przeprowadzanie mniej lub bardziej skomplikowanych eksperymentów na dzieciach, to czy można sobie wyobrazić, że w pewnym momencie owe badania zamiast przebiegać zgodnie z wymogami żmudnej sztuki badawczej, przyjmą postać wyścigu szczurów rywalizujących o to aby wyprzedzić innego szczura … którym jest inny ośrodek badawczy pracujący na zlecenie innej korporacji…który jest już umówiony w bierze patentowym w celu zastrzeżenia swoich praw…
Myślę, że można sobie ten model prac badawczych wyobrazić.
A dzieci i ich prawa w tym momencie?
…na przykład prawo do godności…
Nie, one są tylko w tym środkiem do czyichś pop… celów o których daje znać zaśliniona morda szefów zarządu jakiejś farmaceutycznej korporacji.
Myślę, że można sobie ten model prac badawczych wyobrazić
Może przedstawisz swoją wizję, bo ja mam trudności. Zwłaszcza z tym „prawem do godności”, które zostanie naruszone w ramach wyścigu szczurów. Jak to widzisz konkretnie?
A zaśliniona morda szefów zarządu jakiejś farmaceutycznej korporacji to z jakiegoś filmu, czy twoja własna chorobliwa wyobraźnia?
„Zaśliniona morda” , ja pamiętam „zapluty karzeł”. Czy wracamy do tamtych czasów?
@markot
Jak to widzę?
Przede wszystkim intryguje mnie dobór obiektów stanowiących przedmiot badań, ranga priorytetów badawczych, jawność procesu badawczego, stopień niezależności badawczej od zleceniodawców tychże. I tak dalej.
W miarę indywidualnych potrzeb służę bardziej rozbudowaną wersją zestawu.
@observer
A propos zaślinionej mordy pewnych osób
Niestety w ten obrazowy sposób postrzegam główne zło współczesności.
A zapluty karzeł reakcji?
No cóż – tonacja epoki. Nic więcej.
A propos obiektów będących przedmiotem badań, czyli dzieci.
Które dzieci będą poddane badaniom? Oczywiście te, u których stwierdzono jednostkę chorobową, ale czy na przykład wiedząc, że taki proces eksperymentów badawczych niesie ze sobą jakieś ryzyko niepowodzeń ( pogorszenie stanu zdrowia, czy nawet śmierci dziecka na ktorym dokonywany jest eksperyment) to czy pierwsze na liście do takich eksperymentów będą dzieci z rodzin o niskim statusie społecznym, może z domów dziecka, może z rodzin emigranckich, czy tzw. ściany wschodniej, kiedy dzieci ze środowisk miejskich, rodzin dobrze sytuowanych będą oczekiwać i ściskać razem ze swoimi rodzicami, babciami i dziadkami kciuki za sukces eksperymentów i farmaceutyczno-medyczną materializację tego sukcesu.
@observer
Znalazłam link do niezłej recenzji książki o której wcześniej pisałam.
Polecam jedno z pierwszych zdań tej recenzji.
To oczywiście w kontekście „zaplutego krasnala reakcji”.
https://kostkabezkrawedziowa.wordpress.com/2014/01/04/nauka-skorumpowana/
czy pierwsze na liście do takich eksperymentów będą dzieci z rodzin o niskim statusie społecznym, może z domów dziecka, może z rodzin emigranckich…
O, niewątpliwie!
Dzieci z rodzin o wysokim statusie społecznym poczekają cierpliwie tych parę lat, aż się okaże, czy biedne przetrzymały eksperymenty i można je (te bogate) poddać już sprawdzonej terapii.
Jeśli w międzyczasie dorosną, to będzie je można poddać terapii wypróbowanej na więźniach, żołnierzach, uchodźcach i chłopach z Podlasia 😎
@samba kukuleczka
Oj, widzę, że z wiedzą w temacie krucho. Więc w przeciętnym badaniu na pewno z marszu odpadają dzieci z domu dziecka (bo nie ma kto wyrazić zgody na badanie). Odpadają zwykle dzieci imigrantów (bo rodzic nie zna języka bądź zna go słabo i trudno się dogadać). Ze ścian wschodniej wtedy, kiedy badanie robi placówka ze ściany wschodniej (a tam za wielu uniwersytetów medycznych nie ma). Dzieci z miast będą nadreprezentowane, bo ogólnie mają łatwiejszy dostęp do lekarza.
Każdy się czasem myli, ale mylić się we wszystkich podawanych tezach to już sztuka.
Każdy się czasem myli…
Samba bajdurzy po prostu wedle swoich wyobrażeń, a nie jakiejkolwiek wiedzy, więc co tu mówić o pomyłce 🙄
Chodzi przecież tylko o wzbudzenie emocji.
A prawda jest taka, że bogate polskie dzieci nie będą czekać, aż zakończą się eksperymenty na sierotkach ze ściany wschodniej, tylko pojadą do Ameryki, gdzie przeprowadzi się na nich eksperymenty na rzecz bogatych dzieci amerykańskich 😎
Tak to się plecie na tym świecie.
A propos…
„…odpadają dzieci z domu dziecka (bo nie ma kto wyrazić zgody na badanie)…” jak pisze Marcin Nowak
Za internetową encyklopedią
„Dom dziecka – całodobowa placówka opiekuńczo-wychowawcza typu socjalizacyjnego.
Do domów dziecka kierowane są dzieci i młodzież, których potrzeby stale lub okresowo nie mogą być zaspokajane w domu rodzinnym. Oznacza to, że domy dziecka są powołane do istnienia nie tylko dla sierot, ale także dla dzieci i młodzieży zaniedbanych środowiskowo, których rodzina nie wywiązuje się z powierzonych zadań”.
A w pozostałych kwestiach:
Pozostaje przy swoim. Kapitał społeczny dziecka może odgrywać pewną rolę przy tak kardynalnych kwestiach jak zdrowie i życie człowieka.
Co oznacza, że jednak dzieci z domów mają czasami rodziców. Jak określa ustawodawca ich prawną zależność nie weryfikowałam.
A poza tym obstaje przy swoim i twierdzę, że kapitał społeczny, kulturowy i ekonomiczny miały i mają znaczenie w trakcie odbywania różnorakich procedur gdzie w grę wchodzą zdrowie i życie dziecka.
A poza tym emigranci zarobkowi z Ukrainy bardzo biegle władają językiem noblistki Olgi Tokarczuk.
Weryfikowałam to własnoręcznie.
Jedno obstawanie można sobie darować. To z „pozostałymi kwestiami.
Należy się jedno wyjaśnienie w kwestii własnoręcznej weryfikacji znajomości gramatyki i zasobów leksykalnych polszczyzny u osób nie posiadających dowodów tożsamości ozdobionych orzełkiem koronie.
Któregoś razu chciałam wytłumaczyć zatrudnionym pracownikom pochodzącym z kresów wschodnich II Rzeczpospolitej co takiego mają robić na to jedna z nich mi odpowiedziała:
„Pani Samba, niech pani nam tak bardzo ręcamy nie macha, bo my wszystko rozumim co pani do nas gada”.
I od tamtej pory już nie macham.
Rękami.
W polemice ze mną Marcin Nowak nie używa tytułowego „eksperymentowania”. Zastąpione zostało one pokrewnym „badaniem”.
Na moje jednak wyczucie Nowakowe „badanie ciała dziecka”, a tytułowe „eksperymentowanie na ciele dziecka” to jednak dwa różne pojęcia. Ich ciężar gatunkowy, jeżeli chodzi o ewentualne następstwa jest niejednakowy.
Ładne przy okazji określenie Plancka:
„Eksperyment to pytanie jakie teoria zadaje naturze.”
Jak pokazuje historia, wielobarwny świat teorii miał różne wcielenia i zadawał różne pytania, ale przynajmniej teoria nauk przyrodniczych odpuściła sobie pytania o naturę dobra i zła.
I tego mi brakuje.
Istotnie, sieroty to zdecydowana mniejszość. Ale to nie zmienia faktu istotnych trudności w uzyskaniu zgody już na zwyczajne postępowanie medyczne, co dopiero na eksperyment.
A pytanie nauk przyrodniczych o naturę dobrą i zła dowodzi nieznajomości zakresu nauk przyrodniczych
Pisze M.Nowak, że „coś’ dowodzi „czyjejś nieznajomości. Ale nie dopisał czyjej.
Chyba rzucę sobie monetą.
Po raz pierwszy będę rzucała gruzińskim lari, ale oszukiwać na pewno nie będę.
Wynik ogłosi komisja obserwująca losowanie.
O wynikach poinformuje po wizycie w kinie.
Idę na film produkcji koreańskiej. Korea to oczywiście ta słuszna. Południowa.
@karat.
Doswiadczenie kliniczne – nie pojedynczej osoby, lecz np popularne (wsrod wielu lekarzy) stosowanie czegos off label w pewien okreslony sposob.
A jak ocenić wartość takiej praktyki, nawet powtarzanej niezależnie przez wielu lekarzy? Chyba nie na oko?
Odnoszę wrażenie że kukuła zawłaszczył ten blog i wypisuje swoje dyrdymałki, zaśliniony mądrala.
Najlepszą szczepionką przeciwko wszystkim chorobom jest ponoć zanurzenie ciała w Gangesie.
Hindus przeżyje, każdy inny ciężko to odchoruję, coniektóry umrze.
@Gammon
Co do off label – jesli chodzi o rozszerzenie uzywania jakiegos leku na inna grupe ale na opisana oryginalnie dolegliwosc, jak np w podanych we wpisie przykladach, pytanie bedzie dotyczylo czesciej nie skutecznosci lecz dzialan ubocznych.
Jesli chodzi o nowe zastosowanie i lekarz widzi ze dziala, czesto to opublikuje, i nagromadzenie takich publikacji moze spowodowac ze ktos zainwestuje w systematyczne badanie.
Kazdy nowy lek lub procedura sa badane przed zatwierdzeniem uzycia, ale jest wiecej mozliwych scenariuszy niz badan, wiec nadal wiele zalezy od wiedza, doswiadczenie i logika lekarza maja istotny wplyw, nie na wszystko jest zbior gotowych i jednoznacznych instrukcji, choc jest ich coraz wiecej.
Praktykujacy klinicznie lekarz zapewne bedzie mogl temat rozszerzyc.
Przeglądając wnikliwie treść postów zamieszczanych na blogu natknęłam się na ten, którego autor sugeruje jakobym zmajoryzowała blogową dysputę pod tekstem Marcina Nowaka.
Pragnę niniejszym zakomunikować – odwołując się do treści i konkluzji wynikającej z nadmienionego postu – że nigdy: tj. w przeszłości, obecnie, jak i w dającej się sensownie wyobrazić przyszłości nie przejawiałam, nie przejawiam i przejawiać nie będę w/w zamiłowań.
Jeżeli chodzi o awizowany wcześniej rzut monetą, mający rozstrzygnąć pewną kontrowersję to informuję, że wynik losowania nie współbrzmi z żywotnymi interesami piszącej te słowa i nie zamierzam go upubliczniać.
@karat.
jesli chodzi o rozszerzenie uzywania jakiegos leku na inna grupe ale na opisana oryginalnie dolegliwosc, jak np w podanych we wpisie przykladach, pytanie bedzie dotyczylo czesciej nie skutecznosci lecz dzialan ubocznych
W jaki sposób ci lekarze mogą stwierdzić, czy częstość takich skutków jest podobna, czy różna w porównaniu z „oryginalną” populacją, dla której lek był zarejestrowany?
Jesli chodzi o nowe zastosowanie i lekarz widzi ze dziala
W jaki sposób lekarz „widzi że działa”, skoro to się dzieje przed jakimkolwiek systematycznym badaniem? Z czym on porównuje swoją (zapewne najwyżej kilku- kilkunastoosobową) grupę pacjentów? Co przyjmuje za punkt końcowy w ocenach? Czy w ogóle jakiś przyjmuje, czy wystarcza mu, że niektórzy pacjenci stwierdzają, że „ojej, jest mi lepiej”? I czy „nowe zastosowanie” (nowe – tzn. dla zupełnie innego rozpoznania niż zarejestrowane, nie dla innej populacji pacjentów) w ogóle wolno podejmować na własną rękę?
@Gammon No.82
Wyratowałeś mnie z naprawdę nieznośnie zapowiadającej się sytuacji. Z powodu z braku jakichkolwiek oznak blogowego życia, planowałam „zmontować” na szybko recenzję produktu kinematografii koreańskiej … w nadziei, że owa recenzja wygeneruje nową blogową jakość i blog ponownie zatętni życiem. Okazało się jednak, że duch w naukowym kolektywie nie ginie – szczególnie ważne to w wigilię jutrzejszych plemiennych uroczystości – i dałeś empiryczne świadectwo, że myśl wolna, wolność ubezpieczająca – w dodatku krytyczna wobec panujących tu i ówdzie trendów – powinna być ciągłym wyzwaniem dla pozostałych osób uczestniczących w pracach blogu.
Na przykład…Powiedziałabym, ale się wstydzę…
„Na przykład…Powiedziałabym, ale się wstydzę…”
Mów, zawsze możesz napomknąć że mnie cytujesz?!
Moja 50 groszówka już mnie nie słucha, pisząc do Ciebie robię to wbrew jej woli!
Bohatyrowiczowa – Obecna
„jesli chodzi o rozszerzenie uzywania jakiegos leku na inna grupe ale na opisana oryginalnie dolegliwosc, jak np w podanych we wpisie przykladach, pytanie bedzie dotyczylo czesciej nie skutecznosci lecz dzialan ubocznych”
Ona tutaj mam rację, jakiś czas temu mój Pulmonolog zaproponowała mi nowy lek, miałam go brać na noc, zastępując inny, po którym do dziś zdarza mi się przestawać śpiąc oddychać, budzi mnie brak powietrza…
Nowy lek temu podołał, przestałam się bać zasypiać, teraz znów boję, ale po nim drżałam, trzęsły mi sie ręce, rozklekotał mnie,
działał na coś za silnie, skutki uboczne zaważyły na jego odstawieniu,
co zostało zauważone, i pani doktor to odnotowała, dla siebie ale może zawsze to porównać przy kolejnej próbie wdrażania tego leku.
@Gammon 16:33
Napisalam ze „Praktykujacy klinicznie lekarz zapewne bedzie mogl temat rozszerzyc”. Ja nim nie jestem, dlatego nie bardzo mam ochote kontynuowac ten watek, tym bardziej ze za kazdym razem gdy do niego dochodzimy rozmowa jakos sie psuje, i przynajmniej w moim odczuciu staje sie mniej podobna do rozmowy, a bardziej do formalnego przesluchania z upomnieniem… Zreszta, o ile rozumiem, nie jest to blog medyczny lecz naukowy. Jesli to ma byc blog medyczny, wtedy wstepniak powinien pisac lekarz, a pytania beda skierowane do niego…
A propos.
Czy to nie pora, aby zaktualizować informacje w rubryce „O Autorach” tego blogu?
@markot
Tez o tym myslalam.
@karat.
Przepraszam. Nie o to mi szło. A wyszło jak zawsze. Hm.
” Gammon No.82
10 listopada o godz. 19:15
@karat.
Przepraszam. Nie o to mi szło. A wyszło jak zawsze. Hm.”
🙂 !
Nie wyszło jak zawsze, znak P-12 bezwzględnie dostrzeżony!
@Gammon
Przyjmuje.
Widzę, że @karat jest dzisiaj usposobiona. Może i ja bym spróbowała. Jutrzejszy dzień chyba sprzyja takim deklaracjom.
Czyli
@karat, co złego to nie ja, a jeżeli już, to szczerze obiecuję poprawę, a jakby coś, jednak wyskoczyło to kukułki tak już mają.
To trochę jak z prawami fizyki. Chcielibyśmy czasami je zmienić, ale możemy je tylko poznawać.
@Bohatyrowiczowa
A Ty, jak dyskutujesz, ale nie tylko, bo ogólnie wchodzisz w kontakt z wszelkimi przejawami bytu to kierujesz się kobiecą intuicją, czy jednak odwołujesz się do zdobyczy świata nauki?
Bo ja na przykład czasami jestem w kropce. A tak w ogóle, to nie wiem jak byłoby lepiej. Wiesz, zadaje takie głupie pytania, bo cały czas się uczę tej nowej swojej roli i dobrze jest wiedzieć jak sobie radzą z tym problem inne osoby.
Na przykład Ty.
Oczywiście nie musisz odpowiadać.
Wspominałam niedawno o wizycie w kinie na ekscytującej produkcji jednego z azjatyckich krajów.
Rozszerzę informację w tej chwili.
I tak w poniedziałek byłam na filmie islandzkim. We współpracy z kinematografią ukraińską. Dobry.
We wtorek film wyprodukowany ( we współpracy) przez twórców rosyjskich. Przejmujący.
W czwartek poznałem dorobek Kubańczyków. Współpracujących z Niemcami i Anglikami. Wyszło im nieźle.
W piątek wspominana już produkcja przyjaciół z Korei Południowej. Było warto.
I w końcu jutro – w rocznicę odzyskania niepodległości – zaliczę rodzimy produkt.
Trochę egzotyczny zestaw. Ale powiedziałem sobie, że traktuję jego zawartość jako rodzaj eksperymentu.
Ryzyko dla osób postronnych niewielkie. Eksperymentuje na sobie.
@samba kukułeczka
Nowa rola – moja?
Sugerujesz,że… Bohatyrowiczowa to kreacja?
Nie wiem dobry zły glina w jednym…
Zauważyłam że tam gdzie żartuje, odbiera się mnie sprośnie,
numer telefonu bo ktoś mi sie spodobał, czy mechanik zapisze sobie jeśli może mój numer by mnie gdzieś zaprosić, właśnie Ty odebrałaś, jako
eh szkoda słów….
Tłumaczą sie winni, wine musisz mi udowodnić!
Ale to są słowa przeciwko słowom, tu wklepane, niczego po nich sie jak dotąd nie spodziewałam i niczego nie dostałam, prócz wiedzy!
Pytaj konkretnie, odpowiem?
@Bohatyrowiczowa
A propos kreacji
Myślałam oczywiście o sobie. Pisałam przecież kiedyś, że zdobycz współczesności to płeć kulturowa i ja w ramach tejże współczesności uznałam, że na jakiś okres, jako osoba oczytana, dosyć kulturowo obyta, wiedzącą co się dzisiaj „nosi na salonach” zaryzykuje i spróbuję. I muszę przyznać, że czuje się z tym dobrze i kto wie może…
Ale o wszystkim zadecyduje rynek, a właściwie jego oferta. Kto ofiaruje mi lepszy produkt tego ofertę przygarnę.
Płeć w tym momencie jest rzeczą zupełnie wtórną.
Ale pamiętam, że jakiś czas temu myślałaś o zmianie nicku, a stąd niedaleko do głębszej metamorfozy.
A jeżeli chodzi o jakiś mój odbiór czegoś tam. Staram się zachować do wielu rzeczy zdrowy dystans. I w tym przypadku jest podobnie.
Co nie oznacza, że nie wiem co mówi zasada nieoznaczoności.
@samba kukułeczka
„… jako osoba oczytana, dosyć kulturowo obyta, wiedzącą co się dzisiaj „nosi na salonach” ”
No ok, rzekłam z powyższej wyliczanki mogę się dopisać”czytam”
zawsze jednak za mało niżbym mogła czy chciała.
I już…
Na salonach nie bywam, co sie nosi, no nago nie chodzę,
coś tam sie u mnie kulturowo szykuje, więc kilka dni zjeździłam do Bielska, Wodzisławia itd za kreacjami.
Obycie – oby cie – o bycie- szlag mnie kiedyś trafi, o byt swój sama sobie jak dotąd dbałam i dbała będę.
„Ale pamiętam, że jakiś czas temu myślałaś o zmianie nicku, a stąd niedaleko do głębszej metamorfozy”
Pisałam, nick drugi mam na blogu Polityki, użyty raz, i chyba do dziś wisi w moderacji,nie na” niedowiary”.
Niczego już nigdzie nie zakładam, nie chcę i stąd też się wycofuje dość nieudolnie, ale ….tkwię dla Gammona, przypominam się bo czuję że muszę, a jeśli nigdy nie dojdzie do doręczenia likieru, zaboli, o ja pi*dolę
ale i z tym się liczę.
Nie mogłabym z Tobą i innymi tutaj pisać pod przykrywką to byłoby nieuczciwe, jak już pisałam nie mam z czego się wybielać,
jedno o czym nie mogę zapomnieć, to te osoby co mnie odwiedziły w pracy, niekoniecznie odzywający się raczej czytający, i to co spotkało mnie w dzieciństwie, „to” gdy wyczułam z kim mam zacz przyjemność,
czułam się jak małpa w ZOO.
Jestem sobie sama winna!
Moje życie potrzebuje metamorfozy, mieć kogoś czy być czyjąś,
do 18 tki syna zostały mi trzy lata, oby czas był łaskawy,
obiecałam sobie tą/taką zmianę dopiero wtedy!
https://www.youtube.com/watch?v=AH92n25ow6o
Masz na pamiątkę słucham tego w kółko pisząc do Ciebie!
@Bohatyowiczowa
Niezłym horyzontem czasowym operujesz. Przecież to więcej niż trwało legendarne oblężenie Leningradu w czasach wiadomej wojny. Oni bronili się prawie 2 i pół roku, a Ty 3 lata zamierzasz pozostawać na straży swojego życiowego status quo.
Wprawka muzyczna którą udostępniasz niezła.
A przy okazji muzyki to nie wiem, czy w przyszłym roku nie dokonam naprawdę finezyjnego przełomu w swojej biografii.
Wszystko powodowane dorobkiem Nowosielskiego.
Wiem, że to nie ta artystyczna branża, ale tak się złożyło, że jednym z ulubionych dzieł Mistrza Jerzego jest jego słynny „Wiolonczelista” (obraz ten widniał już w jakiejś starej Encyklopedii PWN którą wertowałam w dzieciństwie na okrągło) i cały czas rozważam zakup – niekoniecznie najnowszej – wiolonczeli.
Oczywiście pojęcia jak się z czymś takim obchodzi nie mam zupełnie, ale jak to się mówi chyba w Twoich stronach „Nie od razu Jastrzębie zbudowano”, a w moich ,”Nie święci garnki lepią” to żyję nadzieją, że po jakimś czasie w efektach zakupu wiolonczeli odnajdę głębszy sens i wyruszę w eksperymentalne tournee po powiecie.
Daję sobie na to 5 lat.
Od zakupu wiolonczeli.
A oto obiekt mojej nowej obsesji:
https://www.europeana.eu/portal/pl/record/094041/_nn7TvWW.html
@Bohatyrowiczowa
Jeden ze swoich postów zakończyłaś tej oto treści frazą kierowaną w moją stronę.
„Pytaj konkretnie, odpowiem?”
Mam więc pytanie.
Jak najbardziej merytoryczne.
Czy od tego Twojego Zdroju do niejakich Tych jest daleko.
Odległość wyraź oczywiście w kilometrach, ale jak chcesz zaskoczyć mnie i czytających to możesz przeliczyć na sążnie.
Przypominam:
1 sążeń – 1,9865m.
A dlaczego akurat interesują mnie Tychy?
Oto ten powód:
http://mysleniezwyobraznia.cba.pl/?p=617
38 wiorst, licząc krok na 3/4 arszyna i 75 kroków na minutę…
A w zdrowaśkach to będzie…
Masz kalkulator, kukuła?
Może cię to zajmie, zanim nabędziesz wiolonczelę.
Skrzypce są poręczniejsze i tańsze, ale rozumiem, że preferujesz wyższą wartość opałową?
@samba kukułeczka
Masz tak?!
https://www.google.pl/maps/dir/Parafia+Rzymskokatolicka+pw.+Ducha+%C5%9Awi%C4%99tego,+My%C5%9Bliwska+43,+43-100+Tychy/Jastrz%C4%99bie-Zdr%C3%B3j/@50.062412,18.6508867,11z/data=!3m1!4b1!4m13!4m12!1m5!1m1!1s0x4716b7e88dea24b3:0x139534b2fcaf3870!2m2!1d18.9656726!2d50.1069765!1m5!1m1!1s0x4711531967e6fff9:0x2d46bb7bab386866!2m2!1d18.6101103!2d49.9454207
Też Cie kocham buraczyco wredna!
@Bohatyrowiczowa
Dzięki za mapę. Za dobre słowo również.
@samba kukułeczka
Ależ nie ma za co!
Uchylisz rąbka tajemnicy na cóż ci te kilometry?
Tutaj dosłownie co krok spotkasz mężczyznę, często w parze w pomalowanych oczętach, a tak poza tym hałdy, szyby, i reszta taka jak wszędzie?!
Jak złapiesz gumę, to daj znać poratuję w potrzebie.
Kobiór jest eh, dużo wspomnień zwiedź go sobie!
Dobre słowo to za
1 sążeń – 1,9865m odkręć se 8 z 9.
Na dobranoc:
https://www.youtube.com/watch?v=jvipPYFebWc
(Pierwsze skojarzenie”Doktor Quinn”)
@Bohatyrowiczowa
W moim przypadku chyba bez (skojarzeń), ale… A zresztą…
https://www.youtube.com/watch?v=NAxjbFm3NMI
@samba kukułeczka
No niech będzie, ale akordeon mnie nie kręci 🙁
Może po 50 tce zacznie nie wykluczone..
Akordeon kojarzy mi się, głównie z kamieniczkami
w Waw, dworcami, głownie Katowickim,
z serialem „Dom” z Heniem Lermaszewskim
cwaniactwem, ze słomą nie tylko z butów wystającą,
ale i w nią zawiniętym grzebyczkiem w lewej kieszeni
przy doopsku…
Wiem jak to wygląda, jadę Hanysiarą, ale jak znasz jakiegoś, klawiszowca to go z góry przeproś!!
Ja dam Ci coś innego,skojarzenie Kobiór i Zajazd Country, który też odwiedź polecam…
https://www.youtube.com/watch?v=ocsrZujYBK0
@samba kukułeczka
Trochę to wyprostuję, bo gumka myszka nie działa,
to mi się podoba
https://www.youtube.com/watch?v=ouKL1RHhCsY
bo to pozwala oddychać, spać, mieć nadzieję, mieć przyszłość
tym odzyskuję się tożsamość, niepodleglość..
Ta Twoja nutka jest piękna ale to inna historia!
Nie zlinczujcie mnie…:(