Kolejna książka o wodzie

Aleksandra Kardaś jest współautorką „Nauki o klimacie” – najważniejszej moim zdaniem książki popularnonaukowej wydanej w ostatnich latach, więc kiedy ukazała się jej „Książka o wodzie”, nie mogłem jej nie przeczytać.

O wodzie już w życiu czytałem dużo. Czy więc ta książka mogła mnie czymś zaskoczyć? I tak, i nie. Rzucając zabawami językowymi, woda to temat rzeka i daje ocean możliwości, więc można ją opisywać z różnych stron. I nie będą to strony podobne do siebie jak dwie krople wody, choć ciężko, żeby były tak niepowtarzalne jak dwa płatki śniegu.

Nie będzie zaskoczeniem, że najlepiej znam wodę jako siedlisko życia. Każdy podręcznik hydrobiologiczny musi mieć część tłumaczącą, co tak właściwie wyróżnia to środowisko, że wymaga traktowania odrębnego od innych. Stąd teksty o tym, jak woda ma zbudowane cząsteczki, jak się tworzą wiązania wodorowe, jak zachowuje się nietypowo w temperaturach bliskich zeru Celsjusza itd. przelatuję jednym okiem. To element strasznie wyświechtany, ale, pisząc większy tekst z wodą jako ważnym graczem, nie wolno go pominąć.

Po tym koniecznym wstępie autorka przechodzi do rozdziału „Woda i życie”. Nie jest to książka hydrobiologiczna, więc mówi nie tylko o wodzie, w której żyją wodne organizmy, ale też o wodzie, którą noszą wewnątrz wszystkie organizmy, nie tylko wodne. Są wspomniane bakterie i archeony z gorących źródeł, kokosy rozsiewane przez prądy morskie, płazy oddychające mokrą skórą i gady, których skóra jest dla wody barierą, drzewa zasysające wodę dzięki parowaniu przez aparaty szparkowe itd. Jest woda jako składnik potu, hemolimfy czy płynu mózgowo-rdzeniowego.

Z punktu widzenia biologa ten rozdział jest dalece niewyczerpujący. Ale to nie ma być podręcznik do biologii. Wyobrażam sobie, że dla osoby niezwiązanej na co dzień z biologią ilość informacji o roli wody w życiu jest i tak przytłaczająca. Podobnie z punktem widzenia hydrochemika – ten aspekt wody nie jest za mocno wyeksponowany. Widać, że autorkę interesuje obieg węgla i wody, ale inne cykle (bio)geochemiczne mniej.

Następny rozdział dotyczy oceanów. Dla geoficzyczki, którą jest autorka, to pole do popisu. Prądy, siła Coriolisa, El Niño/La Niña, erozja, abrazja itd. Kolejny zaś wody w atmosferze. Tu krążenie wody opisane jest przez autorkę z chyba jeszcze większym zaangażowaniem. Z kolei to część, której tradycyjna hydrobiologia już nie tyka, a przecież woda w zbiornikach w dużej mierze zależy od tej, która wcześniej znajduje się we wszystkich cirrusach czy cumulusach. Oczywiście, nie mogło zabraknąć opisu, dlaczego woda jest gazem cieplarnianym i dlaczego jej obecna zmienność poziomu w atmosferze nie powoduje kolejnych zmian klimatu.

Koleje rozdziały dotyczą lodu. Cały rozdział jest poświęcony lodowi morskiemu i odrębny lodowi lądowemu. Tu wątki biologiczne są mniej wyeksponowane, choć też się pojawiają. Niemniej, życie kriobiontów nie jest przedmiotem tych rozdziałów i raczej można z nich więcej dowiedzieć się o martwej części tego środowiska. Także bardziej przenośnie – o lodzie zwanym martwym, co można odnosić do niedawnych „pogrzebów” lodowców.

Późnej znowu wraca tematyka znana mi z książek hydrobiologicznych – rzeki, jeziora i procesy w nich zachodzące. Na koniec zaś woda w technice – od kół łopatkowych po armatki i wycinarki wodne czy wodę służącą wychwytywania neutrin czy spowalniania neutronów w reaktorach jądrowych.

Spowalniania, czy, jak pisze autorka – moderowania. Teraz więc trochę o języku. To język dość lekki, typowy dla grupy społecznej młodych dorosłych. Moderowanie neutronów jest tu porównane do moderowania dyskutantów na forach internetowych. Autorka odwołuje się do pojęć znanych z wirali internetowych (typu cegła w pralce) czy udziału w imprezach masowych.

Pojawiają się terminy naukowe, ale mniej, niż można by się było spodziewać. Autorka nie pisze o superpozycji elektronów w orbitalu, tylko o „rodzaju rozmytej chmurki”, którą tworzą elektrony podobne do „biegającej w kółko postaci z kreskówki”. Przy budowie dipolowej cząsteczek pisze, że one „po prostu nie mogą się powstrzymać od machania »wodorowymi łapkami«”. To na pewno ułatwia czytanie laikom, choć sprawia, że książkę tę ciężko będzie zacytować jako źródło naukowe.

Mnie ten język odpowiada, ale przyznam, że nieco przekroczyło mój próg tolerancji pisanie o wodzie cięższej i lżejszej. Za pierwszym razem nawet jest to w cudzysłowie, ale potem już nie. Rozumiem, że w potocznym języku tak się mówi, ale jednak beztroskie utożsamianie ciężaru z gęstością w tekście, co prawda popularyzującym, ale było nie było – treści naukowe, to dla mnie za dużo.

Zatem – wracając do początkowego pytania – w swoim kilkudziesięcioletnim życiu przeczytałem tyle o wodzie w podręcznikach i magazynach popularnonaukowych, poczynając od jeszcze wydanego w PRL-u zbioru tekstów dla dzieci „Dlaczego woda jest mokra?”, że w książce tej chyba nic nie było dla mnie zupełnie nowym odkryciem. Jednocześnie, cała ta wiedza rozproszona w różnych miejscach, tu znalazła się w jednym tomie (akurat w moim przypadku w jednym pliku na czytnik e-booków). To na pewno była więc przyjemna rozrywka odświeżająca, a jednocześnie niewymagająca skupienia większego, niż na jakie można sobie pozwolić przy jeździe tramwajem do pracy.

Myślę, że podobnie może być w przypadku innych osób jakoś zajmujących się wodą. Być może dla nich fragmenty o biologii będą jak dla mnie o różnych odmianach turbin. Dla osób spoza wodnego światka to może być natomiast bardzo dobre wprowadzenie do tego tematu. Dzięki językowi, może to dotyczyć także młodzieży, a nawet dzieci. Może na przykład zachęcić do sięgnięcia po bardziej specjalistyczne pozycje. Jeżeli nie hydro(biolo)giczne ze względu na temat, to może np. do „Nauki o klimacie” ze względu na autorkę.

Piotr Panek

fot. Piotr Panek, licencja CC-BY-SA 4.o

 

  • Aleksandra Kardaś (2019) Książka o wodzie Wydawnictwo MG, ISBN 9788377795279