Sto lat połowów na Bałtyku – z punktu widzenia klienta smażalni ryb

Morze ciągle się zmienia. Niektóre gatunki znikają, drugie się pojawiają, jedne zmniejszają swoja liczebność, innych robi się coraz więcej – wszystko w zależności od warunków. Dlatego można postawić pytanie, czy my, ludzie, jesteśmy równie otwarci na zmiany? Czy, na przykład, jesteśmy przygotowani do zmiany naszych nawyków? Czy jesteśmy wstanie zaakceptować to, co morze może nam oferować?

Wyobraźmy sobie taką sytuację: jest typowy letni dzień w jednym z nadmorskich kurortów na polskim wybrzeżu, zatłoczone piaszczyste plaże, wata cukrowa, lody na patyku. Natomiast po południu we wszystkich małych barach i smażalniach przy deptaku trudno znaleźć miejsce, a hordy/gromady głodnych plażowiczów chcą zjeść smażoną „rybkę”.

Tradycyjnie przeciętny polski Kowalski chce zjeść „świeżą flądrę”. Jednak w rzeczywistości to, czy to faktycznie jest flądra (Platichthys flesus), czy może gładzica (Pleuronectes paltessa) lub zimnica (Limanda limanda), nie ma większego znaczenia. Z perspektywy „smażonej ryby” dla głodnego Kowalskiego zawsze będzie to „flądra”.

Podobny apetyt na „flądrę” mieli i 100 lat temu nasi pradziadowie, gdyż w rzeczywistości płastugi (ryby płaskie) były głównymi gatunkami poławianymi przez ówczesne rybołówstwo, z którymi wiążą się pierwsze regulacje prawne i zarządzanie rybołówstwem na Bałtyku. Współczesne połowy w Morzu Bałtyckim rozpoczęły się jako połowy płastug i śledzi. Natomiast po II wojnie światowej połowy dorsza, śledzia i szprota zaczęły się gwałtownie rozwijać i rosnąć, i to one stopniowo stają się gatunkami, na które ukierunkowane jest rybołówstwo bałtyckie.

Najdłuższa dostępna historyczna seria danych rybackich na Bałtyku sięga 1906 roku* i pokazuje niezwykłe w zmiany połowach, tak jeśli chodzi o liczbę ryb i poławiane gatunki.

Połowy śledzia wzrosły pięciokrotnie w latach 50. XX wieku, osiągając maksimum w latach 70. A połowy dorsza osiągnęły maksimum dziesięć lat później, w roku 1980. Maksymalne połowy szprota zostały osiągnięte w latach 90. i były 10 razy wyższe (!) niż połowy szprota przed wybuchem II wojny światowej.

Można zadać kolejne pytanie: a co z płastugami?

Historycznie rzecz biorąc, połowy gładzicy osiągnęły maksymalny poziom znacznie wcześniej, bo w roku 1920 – około 40 tys. ton rocznie. Dla porównania w tym samym czasie połowy dorsza i szprota były dość niskie tylko 3-5 tys. ton na rok.

Tuż po roku 1920 połowy gładzicy załamały się (!), a w kilka lat po tym połowy flądry osiągnęły swoje maksimum (około 60 tys. ton). Jednak ta „flądrowa bonanza” trwała zaledwie kilka lat i połowy tego gatunku również się załamały. Od 1945 r. połowy płastug nieznacznie wzrastają, ale ciągle utrzymują się na stosunkowo niskim poziomie, podczas gdy połowy innych gatunków eksplodowały.

I tu mamy zagadkę. Co się stało z zasobami płastug? I co ważniejsze: jaką możemy z tego wyciągnąć lekcję?

Musimy odnotować jedną prostą, ale ważną rzecz, że ​​w ciągu ostatnich mniej więcej stu lat połowy różnych gatunków zmieniały się sukcesywnie. Najpierw było płastugi i śledź, potem dorsz, a wreszcie szprot.

Musimy także zrozumieć, że Bałtyk teraz to zupełnie inne niż morze sto lat temu, znacznie mniej produktywne i ze znacznie lepszymi warunkami tlenowymi przy dnie, niezbędnymi dla życia płastug niż dziś. Ale w tym samym czasie mniejsza produktywność to także mniej organizmów żyjących na dnie, będących pokarmem dla ryb płaskich i dorsza, mniej zooplanktonu i ryb, takich jak śledź i szprot.

Ponadto flota rybacka znacznie się zmieniła, z floty wielu niedużych łodzi w latach 30. rozwinęła się i teraz jest to mniejsza liczba, ale znacznie większych kutrów. W tym samym czasie zmieniły się narzędzia i techniki połowowe, przez co flota rybacka stała się o wiele bardziej skuteczna i wydajna.

Naukowcy wystawiają różne hipotezy na temat tego, co faktycznie stało się z zasobami płastug na Bałtyku. Najłatwiej byłoby oczywiście powiedzieć, że załamanie połowów spowodowało przełowienie. Ale to chyba nie do końca tak jest…

Bardziej prawdopodobne, iż przyczyną była kombinacja połowów, zależności międzygatunkowych (jak konkurencja pokarmowa) i czynników środowiskowych. Dopływ fosforu i azotu z rzek zwiększał się drastycznie od lat 50., wkrótce po tym zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki znacznego wzrostu produktywności morza – eutrofizacji. Z powodu eutrofizacji, w jej wczesnej fazie (przez co większej dostępności pokarmu), i korzystnych dla śledzia i dorsza warunków środowiskowych (wysokie zasolenie i wysoka zawartość tlenu) gatunki te osiągnęły wysoką liczebność. Natomiast płastugi konkurujące z dorszem o pokarm – niestety nie.

Środowisko morskie nieustannie się zmienia pod wpływem zmian klimatu i działania człowieka – poprzez rybołówstwo czy dopływ soli biogennych np. z nawożenia upraw. Morze się zmienia, a wraz z nim zwierzęta w nim żyjące.

Proces eutrofizacji w Morzu Bałtyckim w latach 50. korzystnie oddziaływał na śledzia i dorsza, ale w niewielkim stopniu na populacje ryb płaskich. Od tamtej pory proces ten przyspieszył, a biomasa planktonu roślinnego znacznie wzrosła. Dzisiaj rozlegle obszary beztlenowe na dnie, powodowane między innymi ogromną masą gnijących glonów oraz presją rybacką, zagrażają populacji dorsza bałtyckiego, którego zasoby załamały się z początkiem lat 90. Brak głównego drapieżnika, jakim jest dorsz, i odpowiednie warunki środowiskowe spowodowały rozwój populacji szprota. Obecnie jest to dominujący gatunek w Morzu Bałtyckim. Szprot jest teraz także głównym gatunkiem, na którego ukierunkowane jest rybołówstwo przemysłowe w regionie Morza Bałtyckiego.

Kiedyś, być może wkrótce, a może z czystej konieczności (ludzie zawsze chcą jeść ryby, prawda?), szprot będzie musiał stać się gatunkiem pożądanym dla zwykłych domowych konsumentów nie tylko w formie konserw jako „szprotka w pomidorach”.

Pytanie brzmi, czy przysłowiowy Kowalski w polskich nadmorskich kurortach będzie na tyle chętny, aby przystosować się do tego, co w przyszłości może mu zaoferować Bałtyk i zamawiając „świeżą rybkę” zamówi „szprotkę” podaną w taki czy inny sposób?

Maciej T. Tomczak
fot. „Foto ryby” Tycjan Wodzinowski

*Hammer, C., Von Dorrien C., Ernst, P., Grohsler, T., Koster, F., MacKenzie, B., Mollmann, C., Wegner, G., and Zimmermann, C. 2008. Fish Stock Development under Hydrographic and Hydrochemical Aspects, the History of Baltic Sea Fisheries and Its  Management. In State and evolution of the Baltic Sea, 1952–2005. A Detailed 50-Year Survey of Meteorology and Climate, Physics, Chemistry, Biology, and Marine Environment, pp. 543-581. Ed. by R. Feistel, N. Günther, and N. Wasmund. John Wiley & Sons. Inc., New Jersey. 712 pp.

MacKenzie, B., Alheit, J., Conley, D.J., Holm, P., and Kinze, C.C. 2008. Ecological hypotheses for a historical reconstruction of upper trophic level biomass in the Baltic Sea and Skagerrak Canadian Journal of Fisheries and Aquatic Sciences 59(1): 173-190.

MacKenzie, B., Ojaveer, H., Eero, M. 2011 Historical ecology provides new insights for ecosystem management: Eastern cod case study Marine Policy. 35(2): 266-270. 

Thurow, F., 1997. Estimation of the total fish biomass in the Baltic Sea during the 20th century ICES Journal of Marine Science 54: 444-461.

Ustups, D., Müller-Karulis, B., Bergstrom, U., Makarchouk, A., & Sics, I. (2013). The influence of environmental conditions on early life stages of flounder (Platichthys flesus) in the central Baltic Sea Journal of Sea Research75, 77-84.

Draganik, B., Ivanow, S., Tomczak, M., Maksimov, B., & Psuty-Lipska, I. (2007). Status of exploited Baltic flounder stocks in the southern Baltic area (ICES SD 26) Oceanological and Hydrobiological Studies36(4), 47-64.

Eero, Margit, et al. Development of international fisheries for the eastern Baltic cod (Gadus morhua) from the late 1880s until 1938 Fisheries Research 87.2 (2007): 155-166.

Gustafsson, Bo G., et al. Reconstructing the development of Baltic Sea eutrophication 1850–2006 Ambio 41.6 (2012): 534-548.