Nonsensowna negacja

sensO tym, że „to bez sensu”, słyszę mniej więcej od drugiego czy trzeciego wykładu. Słyszę głośne westchnięcie, po czym dolatuje do mych uszu ten zwrot. Uśmiecham się tylko i mówię, że był pomysł na eliminację negacji z języka i jak wtedy byście to powiedzieli.

Wyrażenia negatywne bywały kłopotliwe. Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku – oto mówię na przykład, że czegoś nie ma. Ale to tylko na pierwszy rzut oka. Od razu wyciągano argument, że o tym, czego nie ma, nie można powiedzieć, że tego nie ma. Jeśli więc o tym mówię, to musi to jakoś być.

Taka myśl bierze się z pewnego nieporządku. Trzeba odróżnić znaczenie słowa od tego, na co ono wskazuje. Trzeba odróżnić różne sposoby negowania. Czym innym jest powiedzieć, że na przykład ten kot jest inny od tamtego. A czym innym powiedzieć, że tego kota już niestety nie ma (nie istnieje). Osobna sprawa to przedmioty, które w ogóle nie istnieją, np. pegazy.

Rozważając wypowiedzi negatywne, Bertrand Russell dochodził do wniosku, że one nic nie mówią o rzeczywistości – mówią tylko coś o przypuszczeniach człowieka je wypowiadającego. Na przykład – przypuszczałem, że ten kot jest taki sam jak tamten. Ale się myliłem, zatem mówię, że nie jest taki sam. Znaczy to tylko, że moje przypuszczenie jest fałszywe. Przypuszczałem, że mam dziś zajęcia. Ale się myliłem, dlatego mówię: nie mam dziś zajęć. Moje przypuszczenie jest fałszywe.

Niby racja, ale mnie to nie przekonuje, bo koniec końców w ten sposób coś jednak mówię o rzeczywistości, nie tylko o moich przypuszczeniach. Nie bez powodu od najdawniejszych czasów negację dodawano do wywodu tak zwanych transcendentaliów, czyli ogólnych sposobów orzekania o świecie.

Pomysł Russella był rozwijany tak, by o rzeczywistości mówić tylko językiem pozytywnym. Warto spróbować na jakiś czas tak mówić. Psychologicznie ponoć ten sposób myślenia coś daje. Ale szybko się okaże, że tak się nie zawsze da mówić. Nie można by na przykład powiedzieć, że „to jest bez sensu”. „Sens jest gdzie indziej”. „Pozbawione sensu”. To zwroty, które zawierają ukrytą negację. Krótko mówiąc – raczej się tego nie da zrobić, bo koniec końców wprowadzamy zastępcze formy negacji. A wprowadzanie zastępczych form negacji czyni całe przedsięwzięcie bezsensownym.

Kiedy słyszę więc, że coś jest bez sensu, to traktuję to jako wyraz intensywnych procesów myślowych zmierzających do zrozumienia zagadnienia. Koniec końców to pozytywny okrzyk.

Grzegorz Pacewicz

Zdjęcie: Coincoyote/flickr.com (CC BY-NC-SA 2.0)