Indeks cytowań
Ostatnio miałam okazję brać udział w przygotowaniu trzech różnych grantów – polskiego (NCN), unijnego (program Horizon 2020) i amerykańskiego (instytucja prywatna, grant międzynarodowy). Chciałoby się powiedzieć: grant jak grant, każdy widzi… Ale okazało się, że jednak niekoniecznie. Mimo że ogólne wytyczne są podobne w każdym z wymienionych przypadków – znaczenie projektu, wstępne wyniki, plan badań, budżet itp. – to istotne różnice okazały się tkwić w szczegółach.
Po pierwsze, formatowanie: w grancie amerykańskim liczba stron wymagana do opisu projektu była podana dość ogólnie – 12-15, czcionka Times New Roman lub Arial. W grancie polskim specyfikacja formatowania była dokładnie wyszczególniona, łącznie z wymiarami marginesów i odstępami między liniami. Grant unijny mieścił się gdzieś pomiędzy – żadnych konkretów odnośnie do formatowania, jedyna wskazówka – liczba znaków (ze spacjami), różna w zależności od danej części wniosku.
Po drugie – publikacje: ilość, sposób cytowania w tekście, znaczenie w projekcie. Znowu: w grancie amerykańskim – sposób cytowania w tekście dowolny, brak ograniczeń co do liczby cytowanych prac, dopuszczalne prace oryginalne i przeglądowe. W granice polskim – podobnie. Za to w grancie unijnym – niedopuszczalne cytowanie publikacji w tekście, całkowita liczba publikacji bardzo ograniczona (do 10 najważniejszych prac mających bezpośredni związek z projektem).
Po trzecie, może najważniejsze – życiorys zgłaszającego projekt. Po raz kolejny wniosek o grant amerykański okazał się najbardziej liberalny – konieczne było podanie ogólnych danych (wykształcenie, przebieg kariery, nagrody, projekty oraz najważniejsze w dorobku publikacje, do 10). Grant unijny był już bardziej restrykcyjny – oprócz typowych danych, jak we wniosku amerykańskim, konieczne było podanie również indeksu Hirsha badacza (baza danych do wyboru – Web of Science, Scopus, Google Scholar). Najbardziej jednak rygorystyczny okazał się wniosek o grant polski. Poza danymi wymienionymi w powyższych projektach, podobnie jak w grancie europejskim konieczne było podanie nie tylko indeksu Hirsha (jedyne dopuszczalne źródło to Web of Science), ale dodatkowo liczbę cytowań poszczególnych, najważniejszych dla wniosku, publikacji oraz impact factor czasopism, w którym dane publikacje opublikowano.
Ta ostatnia rozbieżność między poszczególnymi wnioskami budzi chyba najwięcej zastrzeżeń – nie jest bowiem pewne, czy tak rygorystyczne wymagania mają jakiekolwiek przełożenie na rzeczywistość. Jak wynika z badań oceny skuteczności czy innowacyjności finansowanych projektów, projekty naukowe realizowane w krajach zachodnich (USA, Niemcy, kraje skandynawskie) mimo łagodniejszych wymogów formalnych (zwłaszcza w USA) mają znacznie większy związek z otaczającą rzeczywistością, wykazują się znacznie większą innowacyjnością, większym nakierowaniem na rozwiązanie konkretnego zadania oraz zwiększoną skutecznością wykonania.
W powyższym świetle – przy braku rzetelnej oceny związku między wysokimi wymaganiami w stosunku do zgłaszającego wniosek a innowacyjnością, uniwersalnością czy możliwością praktycznych zastosowań w proponowanych czy finansowanych projektach – wydaje się, że stosowanie rygorystycznych wymogów formalnych i kryteriów oceny może mijać się z celem… Wydaje się, że jedynym pozytywnym skutkiem wygórowanych wymagań stawianych przez NCN może być poszukiwanie przez badaczy w kraju naukowców z wysokim indeksem Hirsha w innych ośrodkach naukowych w kraju i za granicą i rozwijania współpracy.
I tu jednak pojawia się małe ale… Uzyskanie dobrego wskaźnika Hirsha może skłaniać do tworzenia tzw. spółdzielni naukowych, w ramach których wszyscy członkowie zobowiązani są do wzajemnego cytowania się i sztucznego zawyżania wspomnianego indeksu… Ale to już temat na oddzielny blog…
Judyta Juranek
PS dla jasności sprawy dodam, że osoba, z którą przygotowywałam owe granty, ma indeks Hirsha 77 (nauki biomedyczne).
Ilustracja: Chessor, Licencja Creative Commons, Wikimedia
Komentarze
Piękny Hirsh…
Biurokracja już mniej piękna
Jako tzw. asesor w KE wiem doskonale, że w takich wnioskach najmniej ważna jest ich część merytoryczna, czyli innymi słowy naukowa, a najważniejsze są marginesy, czcionka oraz punkty dotyczące równej partycypacji różnych płci oraz punkty dotyczące sposobów rozpowszechnienia wyników badań.
A co do Hirsha, to jest to według zasady ja cytuję Ciebie a ty mnie.
Szalom!
Jakkolwiek skądinąd sensowny, indeks Hirscha okazał się pojęciem mózgożernym. Jeśli już przy doktoracie recenzenci potrafią liczyć kandydatowi indeks Hirscha? Przecież to idiotyzm kompletny. Doktorat ma być oryginalnym świeżym wynikiem naukowca na początku jego kariery. Skąd ma mieć cytowania!?
Powinno być odwrotnie. Wysoki indeks Hirscha doktoranta dyskwalifikuje jego pracę, bo albo ona nieświeża albo on niepoczątkujący.
Znaczy że ktoś, kto już ma dorobek, nie może dostać doktora? Jeśli zajmował się czymś ciekawym, zamiast zacząć od tytułów?
@mpn: „Znaczy że ktoś, kto już ma dorobek, nie może dostać doktora? Jeśli zajmował się czymś ciekawym, zamiast zacząć od tytułów?”
Nie, nie znaczy. Ale paranoja jest jezeli ktos nei moze dostac doktoratu bo ma za malo cytowan
@K.Stencel: „Powinno być odwrotnie. Wysoki indeks Hirscha doktoranta dyskwalifikuje jego pracę, bo albo ona nieświeża albo on niepoczątkujący.”
Czy „niepoczatkujacy” nei moze dostac doktoratu? nawet jeseli napisze oryginalna prace?
@mpm
Oczywiście ten drugi akapit to już była hiperbola. Moja ulubiona figura retoryczna.
@K.Stencel: „Powinno być odwrotnie. Wysoki indeks Hirscha doktoranta dyskwalifikuje jego pracę, bo albo ona nieświeża albo on niepoczątkujący.”
Znam czlowieka, loco USA, ktory mial doktorat z dziedziny X I sporo publikacji. W pewnym momencie postanowil zmienc branze I zrobic doktorat z dziedziny Y.
Rozumiem ze z powodu duzej ilosci cytowan, tego typu kariera bylaby w Polsce niemozliwa?
@mpn
W ogóle uważam, ze ilość cytowań nie ma większego związku z jakością danej publikacji, a tylko jest wskaźnikiem jej popularności. Ale to oznacza przecież, że Doda Elektroda jest lepszym muzykiem niż jakiś tam, na przyklad, Krystian Zimmermann…
Szalom!
@Judyta
Indeks Hirsha 77? Zazdroszczę 🙁 Idę płakać w kąciku, ja takiego nigdy nie będę miał 🙁
@K.Stencel
Jak to „dyskwalifikuje doktoranta”? Jeśli doktorant zdążył już opublikować kilka prac, które zostały dostrzeżone przez środowisko, to to bardzo dobrze świadczy o jego potencjale! Jeżeli już kogoś dyskwalifikuje to raczej jego uczelnie, za to że się tak ociągała z przyznaniem doktoratu 😛 Ja broniąc doktorat miałem skromny indeks = 4, ale znam takich co mieli 6, a pewnie są i tacy co mieli jeszcze wyższy.
A ja niemerytorycznie. Liczba publikacji, liczba znaków, liczba stron. Liczba, nie ilość! Piszmy po polsku, nie po polskawemu!
Cytują jednak specjaliści, a nie fani. Jakiś tam związek jednak jest. Jak coś coś wnosi, to się to cytuje. Jak nic nie wnosi, to kto to zacytuje? Dwóch kolegów z zakładu?
Mieliśmy jakiś wysyp zwykłych komentarzy zatrzymanych przez filtr antyspamowy. Nie wiemy nawet, dlaczego tak się stało. W razie recydywy prosimy o sygnał mailem (patrz zakładka „Technika komentowania” na górze).
ILOŚĆ stron??? Analfabeta wypowiada sie o nauce! Żenada!
@blog szalonych naukowcow
Przez jakis czas nie bylo mozna wysylac komentarzy do zadnych blogow Polityki.
@A.L.
To Szanowny Pan Doktor Informatyko-Matematyk, na dodatek z samej Hameryki, nie potrafił obejść głupiego filtra antyspamowego? 😉
@mpn
Cytują na ogół koledzy oraz podwładni, a olbrzymiej większości publikacji z dziedzin naukowych nie czytają nawet ich autorzy, jako dziś publikuje się nie po to, aby ogłosić światu swoje odkrycia, a tylko z konieczności, zgodnie z zasadą „publish or persish” (publikuj albo przepadnij”).
@more human than humus
Proszę mi łaskawie wyjaśnić jaka jest różnica między liczbą a ilością w w/w kontekscie? Znów kolejny metafizyk na tym blogu… 😉
Szalom!
Jako komentarz do wpisu @kagana: też go musiałem uwolnić po zatrzymaniu przez filtr 😉
@kagan
Łaskawie proszę sobie doczytać o rzeczownikach policzalnych i niepoliczalnych.
HTH:
http://niekalecz.blox.pl/2008/01/Liczba-a-ilosc.html
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=12582
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=1856
http://slowodnia.wordpress.com/2010/04/28/ilosc-vs-liczba/
https://www.youtube.com/watch?v=Gc31UQ-C6dw
PS. To nie metafizyka, to gramatyka.
@Gronkowiec – re Hirsh… ja też nie sądzę, bym takiego Hirsha miała. Może pod koniec kariery naukowej, szykując się emeryturę… Osoba, z którą pisałam ten grant siedzi w nauce od lat, co roku od 20 lat pisze 4 przeglądówki, poza tym w ramach współpracy rozsyła do różnych ośrodków stworzone przez siebie myszy… I tym sposobem pojawia się w publikacjach z różnych stron świata – i tak się nazbierało…Z tego co pamięŧam, to tylko nieliczne z prac oryginalnych tej osoby miały powyżej 40 cytowań (to dużo, ale mniej niż można sie spodziewać), za to przeglądówki czasami i ponad 100, stąd taki wysoki Hirsh.
@more humans than humans
racja, „liczba” stosuje się do rzeczowników policzalnych, „ilość” do niepoliczalnych; w internecie spotyka się jednak na równi obie formy…Ewolucja języka, może…?
@more human than humus & Jotka
OK, ale kto dziś sprawdza w słowniku, czy dany rzeczownik jest policzalny czy też niepoliczalny z punktu widzenia gramatyki? Poza tym, to widzę tu brak elementarnej logiki: jeśli coś jest niepoliczalne, to jak można obliczyć, czy nawet tylko oszacować jej ilość?
@Jotka
Jak to już pisałem – wysoki Indeks Hirsha to jest dziś głównie pochodna wysokości stanowiska zajmowanego przez danego naukowca (im wyższe, tym na ogól wyższy tenże Indeks) oraz ilości posiadanych przez niego znajomych, którzy jego cytują na zasadzie hodie mihf, cras tibi (dziś mi, jutro tobie), memini tui, memento mei (pamiętam o tobie, pamiętaj o mnie) czy też Fac fideli sis fidelis (bądź wierny temu, kto wierny tobie). Innymi słowy: ręka rękę myje, a Hirsh rośnie… 😉
@Blog szalonych naukowców
Dziękuję! 🙂
Szalom!
Spośród licznych reguł gramatycznych, ta akurat należy do najprostszych. Gdy na pytanie „ile czegoś jest” odpowiedzią może być liczba (i koniec), to jest policzalne, gdy liczba jakichś jednostek (metrów, gramów, litrów) – niepoliczalne.
Stąd w SI jest inna miara ilości materii (kilogram) i liczności materii (mol).
@Panek
Pardon, ale odkąd to kilogramy czy też litry nie są możliwe do przeliczenia (policzenia)? To skąd wiemy, że np. masa ciała X (np. dyni) to jest np. pięć kg albo że właśnie wypiliśmy z kumplami 2 litry napoju alkoholowego, jak nie np. z przeliczenia jednokilogramowych odważników czy też litrowych butelek owego napitku?
A rozróżnianie ilości od liczności jest czystą metafizyką!
Szalom!
Doszliśmy więc do tego, że sukces w nauce polega na rozsyłaniu myszy. A w średniowieczu pewnie za rozsyłanie myszy spalono by na stosie
Kiedy liczymy sztuki, to jakbyśmy nie liczyli, zawsze wyjdzie ta sama liczba. Kiedy mierzymy masę, to liczba nie jest goła i zależy od przyjętej miary. Nie można powiedzieć, że ma się pięć węgla – ma się pięć kilogramów węgla, pięć pudów węgla, pięć ton węgla itd. A to co innego niż mieć pięć węgiełków.
Policzalność i niepoliczalność zresztą przejawiają się też w innych miejscach gramatyki. Mieć przed sobą wiele drogi oznacza co innego niż mieć przed sobą wiele dróg. Niepoliczalne „wiele” tu łączy się z dopełniaczem liczby pojedynczej, a policzalne z dopełniaczem liczby mnogiej.
Oczywiście pewnie w wielu językach nie ma takich rozróżnień i jakoś sobie radzą. Tak samo można powiedzieć, że to, że kiedyś w polskim była liczba mnoga, podwójna i mnoga, a teraz jest tylko pojedyncza i mnoga to była zmiana metafizyczna. Ale co to ma za znaczenie? W obecnym polskim policzalność i niepoliczalność objawia się, nawet jeśli większość użytkowników polskiego używa słowa „ilość” w miejsce „liczba”, podobnie zresztą niemała liczba anglofonów używa słowa „amount” w miejsce „number”, mimo że tam rozróżnienie jest też w samym pojęciu „many/much” i związanym z nim pytaniem, które u nas załatwia jedno słowo „ile”).
Liczność to jednak nie to samo co liczba, bo musimy dodać „moli”, a mol jest przyjętą wielkością fizyczną, miarą jak litr, tona, kwarta czy inny łut 😉
Wszystko zależy od sformułowania pytania.
Ile ton węgla zamawia pan na zimę?
Pięć 😎
Liczność to niezupełnie to samo, co liczba. Bardziej chodzi mi w tym przykładzie, że rozróżnianie tego, że czegoś jest „dużo” w sensie liczenia, a czegoś „dużo” w sensie mierzenia, nie jest tylko kwestią języka i „metafizyki”, ale ma swoją analogię w fizyce.
W pytaniu o tony jednak liczy się tony – one są policzalne, a nie węgiel (który się w ten sposób mierzy).
Bryły węgla są jak najbardziej policzalne. I mam takie pytanie – czy marchewka jest rzeczownikiem policzalnym? Możemy ją bowiem kupować na kilogramy oraz na sztuki… 😉
Szalom!
Bo marchewka może być surowcem, wtedy się kupuje np. pół kila marchewKI albo okazem gatunku Daux carota, wtedy się kupuje np. pięć marchewEK. (Ok, przez tę dwoistość można też kupić pół kila marchewek, choć już nie pięć marchewki.)
Nie wolno dokonywać porównań rzeczy nieporównywalnych. Porównywanie smaku jabłek z pomarańczami jest bezsensowne jeśli nie mówimy obiektywnie o składzie chemicznym. Inne porównania to zaledwie opinie. USA to kraj w którym wydaje się na naukę bardzo wiele. Przede wszystkim ze strony prywatnych ( a nie tylko państwowych) pieniędzy. W Polsce polityka ludzi pokroju Balcerowicza ( czyli doktrynerów bez głębszej wiedzy o świecie) doprowadziła do zlikwidowania państwowych nakładów na naukę ( to co pozostało to minimalna kwota pozwalająca używać szkolnictwo wyższe w socjotechnikach kontroli bezrobocia). W efekcie całkowicie racjonalnie i celowo mnoży się wymagania formalne ( w rodzaju odstępów między liniami, przy całkowitym braku np. automatycznego przetwarzania takich wniosków, com mogłoby być jakimś – dosyć kulawym ale jednak – uzasadnieniem takich wymagań) bo chodzi zwyczajnie o wytworzenie kryteriów pozwalających bez narażania sie na ostracyzm, procesy odwoławcze itp. na odrzucanie takich wniosków.
Darujmy sobie mówienie o kwestiach merytorycznych. Minister Spraw Zagranicznych czy Prezes NBP działają w tym kraju jak cwaniaki spod budki z piwem – a jest to elita polityki. Nie oczekiwałbym poprawy w obszarach nakładów na naukę.