Dyskalkulia? OK. Ale co z życiem?

PI Island

PI Island

Temat dyskalkulii powrócił do debaty publicznej przy okazji konferencji „Dyskalkulia – diagnoza, terapia i wsparcie edukacyjne” odbywającej się w Warszawie w dniach 28-29 marca 2014. Oczywiście najwięcej emocji budzi kwestia ułatwień przyznawanych chorym uczniom w procesie kontroli efektów nauczania. Czy dyslektycy, dysgrafowie, dysortografowie, dyskalkulikowie, dysfizycy, dysbiolodzy, dyschemicy, dysprzysobieńcy obronni (z tym, że teraz nie ma PO tylko Edukacja dla Bezpieczeństwa) mają mieć w związku ze swoimi dysfunkcjami łatwiej? Uważam, że ten problem jest sztuczny. Moim zdaniem należy chorych uczniów wspierać. Nie mam wątpliwości, że dla takich osób przejście przez nasz system edukacji to mordęga. Rozwiązanie problemu nadużyć (media donoszą o klasach, w których jest 70% dyslektyków) jest dziecinnie proste. W sytuacji, gdy uczeń korzysta z pewnych udogodnień wynikających ze swojej choroby, odpowiednia adnotacja powinna się znaleźć na świadectwie. Owszem Jaś skorzystał z prawa do większej liczby błędów ortograficznych na maturze, a Staś nie. Jaś ma to odnotowane na świadectwie, więc każdy znający jego świadectwo wie, że egzaminy Jasia i Stasia nie odbywały się w porównywalnych warunkach i że gorsza ocena Stasia wcale nie oznacza, że będzie pisał gorsze teksty. Pracodawca zatrudniający Jana po zapoznaniu się z jego świadectwem nie będzie przerażony jakością jego pisaniny. Co więcej, nikt nie będzie sobie załatwiał sztucznych zaświadczeń o jakiejś dysfunkcji, bo fałszywa informacja o niej będzie na zawsze zapisana w dokumentach. Jeśli ułatwienia dla Jasia nie są dyskryminacją Stasia, to odpowiednia adnotacja na świadectwie nie może być uznana za dyskryminację Jasia. Jestem przekonany, że większość nadużyć w ten sposób sama zniknie. Podobnie może być w przypadku deklaracji wiary lekarzy. Każdy lekarz ma prawo mieć swoje poglądy, ale pacjent musi mieć możliwość się o tym dowiedzieć zanim zajdzie do takiego gabinetu (i w szczególności zanim zapłaci honorarium). Wystarczy na drzwiach i stronach internetowych umieszczać informację o podpisaniu deklaracji. I już? I już!

Jawność, otwartość, przejrzystość.

Jawność, otwartość, przejrzystość.

Po zmianie ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym, wszystkie dokumenty dotyczące habilitacji i profesur (także recenzje) są umieszczane w Internecie na stronach Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Czy może być lepszy sposób eliminacji nadużyć? To zresztą temat na oddzielny wpis…

A dyskalkulia? Nie wiem, czy jest humbugiem, jak stwierdził profesor Marciniak. Zastanawiam się jednak nad konsekwencjami uznania dyskalkulii jako usprawiedliwienia do czegokolwiek (np. niepisania matury z matematyki). O ile można wyobrazić sobie życie dorosłego człowieka, który nie pisze żadnych tekstów, więc dys(orto)grafia mu nie straszna, to bez liczb żyć się po prostu nie da.

Czy drogówka daruje dyskalkulikowi mandat za przekroczenie prędkości, bo mu się liczby pomyliły i jechał 150 tam gdzie można 50? Takich dyskalkulików w Polsce są miliony. Nie słychać jednak by tłumaczyli się tym schorzeniem.

Czy jakakolwiek umowa zawarta przez dyskalkulika jest wiążąca? Gdy przychodzi do wypłaty może stwierdzić, że wydawało mu się zarobi 10001 zł, a nie 101 zł (pomylone liczby za cytowanym artykułem z GW). Albo, że myślał, że zapłaci 101 zł, a podpisał umowę na 10001zł. Parę lat temu budowałem dom i wszyscy majstrowie mieli taką formę dyskalkulii. Ciekawe, że zawsze działała w jednym kierunku. Niezmiennie byli przekonani, że dostaną więcej niż to wynikało z umowy między nami.

A urząd skarbowy? ZUS? Czy zrezygnują z dosolenia dyskalkulikom kar za błędy w zeznaniach? Czy bank zgodzi się, żeby dyskalkulik zapłacił mniejsze odsetki, bo podpisując umowę widział inne cyfry? Toż dyskalkulia stałaby się prawdziwą plagą. Nikt nie udzieli kredytu, a budżet państwa będzie pusty. Drodzy dyskalkulicy. Choć wasza choroba nie jest humbugiem, jednak prof. Marciniak ma rację, że wszyscy powinni zdać maturę z matmy. Dla swojego dobra i dla dobra ogółu. Funkcjonowanie społeczeństwa nie jest możliwe, gdy wybrane osoby mają prawo stwierdzić „wydawało mi się, że 101 a było 10001”. Odbierając w tym okresie swoje świadectwa maturalne, podziękujcie profesorowi Marciniakowi za maturę z matematyki. Naprawdę było warto.  

Krzysztof Stencel

Ilustracja: PI Island, fdecomite flickr.com, (CC BY 2.0)