Biernie czy czynnie?

Komunikacja

Gdybym był celebrytą, pierwsze strony gazet niewątpliwie obiegłaby wieść, że ku swojemu własnemu zaskoczeniu zostałem nauczycielem języka polskiego. 

Oczywiście rzeczywistość jest ciut bardziej skomplikowana. A to było tak: przydzielono mi niewielką grupkę młodych obcokrajowców płci obojga, którzy otrzymali stypendia na podjęcie studiów w Polsce i przez pierwszy semestr bardzo intensywnie uczyli się języka polskiego jako obcego. Teraz nadal się go uczą, a moim zadaniem jest nauczyć ich, jak się mówi o matematyce i informatyce po polsku.

Mój pierwszy odruch to było przerażenie: o czym mam im mówić przez cały semestr, po 4 godziny w tygodniu? Toż to wszystko da się opowiedzieć w dwa tygodnie.

Po pierwszych zajęciach odzyskałem spokój ducha. Zaopatrzyłem się w podręcznik matematyki do ostatniej klasy liceum i zaczęliśmy omawiać funkcję potęgową, która jest w nim pierwszym tematem.  Po przeanalizowaniu znajdującego się w nim zdania

Iloczyn potęg o jednakowych wykładnikach jest równy potędze o tym samym wykładniku i podstawie, która jest iloczynem podstaw potęg, będących czynnikami iloczynu.

wiedziałem już, że tematów mi nie zabraknie. Po kolejnych zajęciach, gdy nadal omawialiśmy funkcję potęgową, zacząłem wpadać w panikę o przeciwnym znaku: jakim cudem mam zdążyć omówić wszystko i to w taki sposób, żeby moi studenci nie tylko to poznali, zapamiętali, ale jeszcze potem sami umieli takie (no, może trochę prostsze) zdania tworzyć i układać  w sensowne definicje i dowody. Musze przyznać, że dotąd nie doceniałem, jak ogromny jest zakres specyficznego słownictwa matematyki (o informatyce jeszcze nie zacząłem mówić), bogactwo zwrotów, idiomów, frazeologii używanej w mojej dziedzinie.

Zastanawiając się, jak sobie z tym wyzwaniem poradzić, nasunęła mi się specyficzna cecha edukacji na naszym wydziale: dla studentów dużo ważniejsza jest bierna sprawność językowa od czynnej. Po pierwsze, są wykłady, czyli forma wymagając od słuchaczy wyłącznie rozumienia. Następnie są ćwiczenia, w trakcie których rozwiązuje się zadania i tutaj trochę trzeba umieć powiedzieć, ale przecież wiele rzeczy można po prostu policzyć. Na zajęciach laboratoryjnych pisze się programy i tyle trzeba znać języka, ile się umieszcza komentarzy w kodzie – zawiłych zdań się tam nie używa. Egzamin ustny jest rzadkością, a regułą jest egzamin pisemny z rozwiązywania zadań, gdzie często można liczyć niewiele tłumacząc.

W końcu przypomniałem sobie rozwiązania zadań, które sprawdzałem po ostatnim egzaminie z logiki i stało się dla mnie jasne, że nawet nasi czysto polscy studenci miewają zasadnicze trudności z czynnym posługiwaniem się polskim językiem matematycznym i informatycznym.

Jerzy Tyszkiewicz

Ilustracja Luis Javier Rodriguez, Wikimedia Commons, CC-BY-SA-3.0-MIGRATED