Kobiety w okowach nauki
Ostatnio podczas rozmowy przy kuchennym stole piątkowym wieczorem w labie po godzinach, koleżanka rzuciła pytanie o organizacje i stowarzyszenia naukowe. Zaczęły padać różne nazwy, a że towarzystwo było w większości damskie, to padła również nazwa Stowarzyszenia Kobiet w Nauce (Association for Woman in Science). Nagle zapadła cisza, aż w końcu ktoś zapytał, po co w ogóle istnieje takie stowarzyszenie? Nie ma przecież Stowarzyszenia Mężczyzn w Nauce…
Korzystając z okazji, chciałam tutaj na blogu zadać to samo pytanie i zastanowić się głośno wspólnie z Czytelnikami jak ma się sprawa kobiet w nauce, zwłaszcza w dziedzinach naukowych, gdzie tradycyjnie przeważali mężczyźni. Obecnie, w wielu krajach, również takich, w których stosunek do sprawy wykształcenia kobiet jest mało przychylny (Iran, Zjednoczone Emiraty Arabskie) kobiety stanowią gro studenckiej populacji. Wydziały nauk społecznych i humanistycznych takich jak socjologia, pedagogika, politologia, lingwistyka, kulturoznawstwo i temu podobne są prawie całkowicie zdominowane przez studentów płci żeńskiej zwłaszcza w krajach takich jak Polska. Ale i poza granicami naszego kraju stosunek kobiet do mężczyzn na wspominanych wydziałach rozkłada się nierówno, z dużą przewagą czynnika żeńskiego. Nieco inaczej sprawa ta wygląda na wydziałach nauk matematycznych czy inżynieryjnych, gdzie liczba kobiet jest znacznie mniejsza, a niekiedy wręcz symboliczna (wg. informacji kolegi z wydziału nauk technicznych UWM, czasem na roku zdarzają się jedynie 2-3 dziewczyny).
Sytuacja powtarza się również na dalszych szczeblach naukowej drabiny. Najwięcej kobiet z doktoratami, które zdecydowały się kontynuować karierę naukową, znajdziemy po raz kolejnych we wcześniej wymienionych naukach społecznych i humanistycznych; znacznie mniej będzie ich w naukach medycznych, a prawie w ogóle nie znajdzie się ich w naukach matematycznych czy inżynieryjnych, oczywiście z pewnymi wyjątkami. W swoim życiu spotkałam i panią dr. astronomii i panią prof. astrofizyki, ale są to wyjątki często potwierdzające regułę.
Im wyżej jednak na szczeblach naukowej machiny, tym obraz ten coraz bardziej się mąci. Mamy większą grupę pań dr. nauk humanistycznych/społecznych i mniejszą grupę pań dr. nauk matematyczno-przyrodniczych i inżynieryjnych, co jednak dzieje się dalej? Sporo kobiet po zrobieniu doktoratu z nauki odchodzi, czy to zmuszone sytuacją rodzinną czy finansową, a te, które zostają nie zawsze mają łatwe życia. Kobiety spotykają się z ostracyzmem, zwiększoną krytyką, ograniczonym zaufaniem i trudnościami z przeforsowaniem swoich pomysłów, które zaproponowane przez kolegę doktora często spotkałyby się z mniejszym oporem.
Z artykułu opublikowanego w grudniowym numerze Nature wynika, że nierówności w stosunku do kobiet uprawiających naukę spotyka się nie tylko w poziomie kontaktów bezpośrednich, ale również pośrednio, na poziomie publikacji i cytowań. Wg. w/w artykułu, kobiety znaczniej rzadziej zapraszane są do współpracy naukowej, prowadzącej do powstania szeregu publikacji, rzadziej są pierwszymi autorkami, a jeśli już są pierwszymi autorkami, to są rzadziej cytowane niż mężczyzni publikujący prace z tej samej dziedzinie. Autorzy artykułu podsumowują swoje obserwacje zachętą do tworzenia różnego rodzaju platform/programów wyrównujących szansę i umożliwiających międzynarodową współpracę pozwalającą na pełen rózwój potencjału naukowego kobiet.
Jak ma się to do mojego pytania postawionego na początku tego artykułu o sens istnienia Stowarzyszenia Kobiet w Nauce (chodzi tu generalnie o nauki matematyczno-przyrodnicze i inżynieryjne; STEM, science, technology, engineering, mathematics)? Wciąż trudno jest wg. mnie jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć.
Znamienna jest historia dziewczyny (doktorat z Harvardu), która przez 4 lata nie opublikowała żadej publikacji, przyznano jej jednak grant na badania. Po jednej z wielu nieprzyjemnych rozmów z szefową, zrezygnowała i z grantu i z pracy w nauce w ogóle. Oddała się swoim pasjom i z zapałem wychowuje dziecko. Czy żałuje swojej decyzji, z tego co wiem, niekoniecznie. Zauważyłam jednak pewną prawidłowość; szefujące kobiety są zdecydowanie surowsze dla swoich kobiecych podwładnych niż dla pracujących dla nich mężczyzn. Wiele z dziewczyn-postdoków czy doktorantek, które spotkałam, radziło mi, by trzymać się jak najdalej od szefów płci żeńskiej.
Czyli, wracając do mojego pytania, może zamiast organizacji samopomocowych dla kobiet w nauce, które, jak wykazuje praktyka i moje własne doświadczenie, i tak niewiele mają do powiedzenia w sprawach istotnych dla losu badaczek z dziedzin nauk pozahumanistycznych/społecznych, może należałoby pracować nad zmianą nastawienia i uczyć, że w nauce, powinno przede wszystkim zwracać się uwagę na to co kto mówi, a nie na to jakiej jest płci. Może wtedy wzrosłaby i liczba publikacji i cytowań, a laboratoria zamiast prowadzić politykę preferowania jednej płci nad drugą, po prostu dbałyby o to, by pracownicy czuli się w miarę dobrze, bez sztucznych podziałów i programowych ingerencji.
Judyta Juranek
Ilustracja: J. Howard Miller, 1942, Domena Publiczna
Komentarze
Akurat dziś z okazji obrony kolegi rozmawialiśmy z koleżankami doktorantkami o doktorkami o równości na uczelni. U nas (tzn. Szwecja) działają liczne programy „wyrównujące szanse”, na każdym wydziale są pozycje profesorskie zarezerwowane dla kobiet (nie może się o nie ubiegać mężczyzna, są też oczywiscie normalne pozycje, o które można się ubiegać niezależnie od płci), a różne wytyczne przy rekrutacji zwracają uwagę, by preferować zatrudnienie kobiet (jeśli można wybrać pomiędzy kandydatami o różnej płci). W każdej komisji (czy to chodzi o komisje na obronie doktoratu, czy o radę wydziału, czy komisję nadzorującą finanse) pewną minimalną ilość miejsc mają zagwarantowane kobiety. Mężczyzna, który przez 2 lata nic nie publikuje, raczej na żaden grant nie może liczyć, a w przypadku kobiet różne fundacje patrzą na taką przerwę w karierze bardziej przychylnie.
Dlatego, choć pracujemy na wydziale medycznym (czyli tradycyjnie raczej bardziej „męskim” chyba?), to liczba profesorek ciągle rośnie, a władze robią się coraz bardziej sfeminizowane. Jeśli ten trend się utrzyma, to niedługo będzie już nie tyle po równo (do czego już niemal doszliśmy), co kobiety zaczną przeważać w Akademii.
Co na to moje koleżanki? Otóż one wcale nie są zadowolone tymi „punktami za płeć”, one nie chcą być oceniane według jakiejś taryfy ulgowej. One chcą być ocenianie równo i sprawiedliwie, BEZ WZGLĘDU na płeć. I do tego postulatu, który sugeruje też Autorka, ja się gorąco przyłączam!
@gronkowiec: „na każdym wydziale są pozycje profesorskie zarezerwowane dla kobiet (nie może się o nie ubiegać mężczyzna)”
To jest kompletny idiotyzm.
„(…) może należałoby pracować nad zmianą nastawienia i uczyć, że w nauce, powinno przede wszystkim zwracać się uwagę na to co kto mówi, a nie na to jakiej jest płci.”
koniecznie; w sporcie ten proces już nastapił; daliśmy szansę muskułom, dajmy i mózgom.
Zeby wykonywac jakis zawod wymagajacy zaangazowanai tworczego, tzreba miec pasje i talent. Bez tego nie da rady. A jakos tak sie sklada ze wsrod pan pasja i talent do zawodow inzynierskich i scislych jest jakos mniejsza niz u panow.
Kiedys opisywano taki eksperyment: przed dwojka niemowlakow polozono samochodzik i lalke. Chllopiec poraczkowal do samochodzika, dziewczynka do lalki.
Punkty dodatkowe za plec niczego nei zmienia.
NA uczelni w ktorej ucze a majacej Engineering w nazwie, na 50 osob mam 3 studentki. Ucze architektury mikroprocesorow. Jedna studentka wlasnei zrezygnowala z kursu bo miala osiagi w zakresie 40%, druga jeszcze nei wie bo ma osiagi okolo 60%, a tzrecia ma okolo 90% i widac ze sie tymi rzeczami interesuje.
Co nei znaczy ze nei ma kobiet w dziedzinach scislych i inzynierskich; pare nazwisk z przeszlosci mozan wymienic, jak rozniez pare moich znajomych pan zajmujacych prominentne stanowiska w amerykanskiej (europejskiej tez) nauce scislej i inzynierii. Ale nierownowaga plci ma raczej podloze spoleczno/kulturowe i wyrownywqanie balansu na sile do niczego nei doprowadzi.
Jeszcze raz – jam inzynier, i o inzynierach i „scislowcach” sie wypowiadam. Nie wiem jak jest w innych naukach i branzach.
Zas jak kogos interesuje pozycja kobiet w nauce amerykanskiej, polecam ksiazeczke Who’s Afraid of Marie Curie? The Challenges Facing Women in Science and Technology
by Linley Erin Hall. Prosze sobie wygoglowac na Amazonie
Odpowiedź znajomej pani dr anestezjologii dyrektorującej szpitalowi w małym, szwedzkim miasteczku, polskiej emigrantki, z pokolenia Kolumbów, na pytanie dlaczego tak mało kobiet otrzymało nagrodę Nobla?
– Ponieważ kobietom jest o wiele trudniej znaleźć dobrą żonę.
Przez te wszystkie stopnie i stanowiska tworzy się w nauce okreslona hierarchia. Mężczyźni lepiej sobie radzą w takich strukturach (choć mam znajomą, która nie zaczęła doktoratu, choćm a go w planach, a już nawet rofesor jej słucha). Może chamstwo odbierają jako coś bardziej naturalnego?
„są rzadziej cytowane niż mężczyzni publikujący prace z tej samej dziedzinie”
Jak się szuka literatury przedmiotu, to raczej obchodzi czy artykuł jest przydatny, a nie kto go pisał. W przypadku zagranicznych zagadek typu „Shgravachandra Mbutabuta” określenie płci też bywa trudne, o ile komukolwiek chciałoby się w to zagłębiać.
Jesli w jakim kraju czy tez w jakiejs dziedzinie ludzkiej dzialalnosci selekcjonuje sie kandydatow do awansu na podstawie niemerytorycznych kryteriow (takich jak np. pochodzenie klasowe, plec, wiara, kolor skory, wiek czy tez poglady polityczne). to taki kraj czy tez taka dziedzina ludzkiej dzialanosci szybko popada w regres. Hitler przeciez przegral II Wojne Swiatowa glownie „dzieki” temu, ze dyskryminowal on Zydow a takze niegermanskich aryjczykow oraz ograniczal role kobiet do trzech K (Kueche, Kinder und Kirche).
A ja widziałem taki eksperyment, gdzie dwie dziewczynki poraczkowały do samochodzika i się o niego pobiły, a chłopczyk rozbierał jedną lalkę po drugiej.
Wydaje mi się, że od kobiet – rodzynków w jakiejś dziedzinie wymagamy więcej niż od jednego z wielu mężczyzn w tym gronie. Może na zasadzie, jak już tam wlazła nieproszona, to niech teraz pokaże, na co ją stać. Skoro dokonała „niestandardowego” wyboru życiowego, to musi być ponadprzeciętnie dobra, o wiele lepsza niż koledzy.
Ciekawi mnie, ilu studentów A.L. ma osiągnięcia na poziomie 60% (nie pytam złośliwie) i czy otoczenie od nich też oczekuje, że zaraz zrezygnują (a to troszeńkę złośliwie).
A poza tym mnie znacznie bardziej irytują głupie kobiety niż głupi mężczyźni, mimo tego/dlatego że sama jestem kobietą 😉
Moje koleżanki też tak mają, ciekawe z czego to wynika?
Jeśli stowarzyszenie pozwoli usuwać przeszkody dla kobiet dla dobrego funkcjonowania w strukturach, to ma sens.
Niska liczba kobiet w naukach ścisłych może być spowodowana również tym, że kobiet ogólnie nie kręcą te klimaty i nie ma co zabiegać o równość na siłę. Pracowałem kiedyś w korporacji kosmetycznej i w żadnym kraju świata nie mieliśmy mężczyzn na stanowiskach kierowniczych. Nie była to dyskryminacja. Mężczyzn po prostu nie interesuje działanie maskar i kremów.
@chyba ja: „Ciekawi mnie, ilu studentów A.L. ma osiągnięcia na poziomie 60% (nie pytam złośliwie) i czy otoczenie od nich też oczekuje, że zaraz zrezygnują (a to troszeńkę złośliwie).”
Sluze. Okolo 80% kursantow ma 80% i wyzej. Zrezygowal student (facet, znaczy) ktory mial 75%. Uznal ze nie jest dostatecznie dobry i lepiej bedzie jak wezmie kurs jeszcze raz.
Od studentek wymaga sie dokaldnie tego samego co od studentow – maja te same parce domowe, kolokwia i egzaminy. Pisemne. Nei ma egzaminow ustnych. Oceniane sa wedle tych samych kryteroiw.
W calej uczelni, 20 procent studentow to kobiety. I to raczej nei w „hard core engineering” a w dyscyplinach „soft”: biznesie, czy biotechnologii.
Tu gdzie jestem, panuje znacznie wieksza tolerancja dotyczaca wyborow sposobu na zycie niz w Polsce. Nikt nei wydziwia ze ktos decyduje sie robic to czy tamto, i ludzie na ogol kieruja sie zainteresowaniami. Jak ktos sie inzynieria nie interesuje, to sila nikt nikogo nei zmusza do bycia inzynierem. Albo jak sie dziwczyna interesuje inzynieria, to nikt jej tego sila nie wybija z glowy
@zza kaluzy: „- Ponieważ kobietom jest o wiele trudniej znaleźć dobrą żonę”
To jest bardzo wygodne tlumaczenie.
Gdy Einstein napisal swoje 4 papiery ktore przewrocily fizyke do gory nogami, jego zycie rodzinne bylo takie sobie
Pare moich znajomych pan, na (jak to pisalem) prominentnych pozycjach w nauce jakos sobie radzi bez posiadanai zon. Nie zaniedbujac roznych aspektow normalnego zycia. Nie polegajac rozniez na pomocy babc i dziadkow, bo babcie i dziadkowie zostali w Polsce, albo poumierali.
@chyba ja: „i czy otoczenie od nich też oczekuje, że zaraz zrezygnują (a to troszeńkę złośliwie).”
Zapomnialem odpowiedziec na to..
Nikt nei oczekuje ze studentka zrezygnuje i nikt nei cieszy sie ze zrezygnuje. Szkole zalezy zeby bylo duzo kobiet. Zas dla nauczyciela – rezygnacja jest niepowodzeniem – czy to rezygnacja studenta czy studentki. Bo to znaczy ze z moim uczeniem cos bylo nei tak.
A.L. 1 lutego o godz. 16:57
„To jest bardzo wygodne tlumaczenie.”
Ile razy się pan przeprowadził gdy pańska żona znalazła lepszą pracę?
Kobiet są opiekuńcze z natury a mężczyźni mają pomaganie innym w doopie. Jakeś się popchał na głęboką wodę, to teraz sobie radź. Ostatecznie mogę cię wyciągnąć z wody jak zobaczę, że się topisz ale nic ponad to. No i nie licz, że będę cię wyciagał więcej niż raz.
Kobieta jest zaprogramowana na pomaganie i w większym stopniu czerpie satysfakcję z pomagania innym.
Konsekwencją jest większa strata czasu kobiet na pier*oły. Na asystowanie innym w wykonywaniu rzeczy koniecznych aczkolwiek mało kreatywnych, często powtarzalnych. Ktoś dane musi zebrać. Ktoś je wstępnie zaanalizować, uporządkować, przedstawić.
Aby ktoś miał czas na przemyślenie ich głębszego sensu i na zaplanowanie następnych kroków. W takim układzie kto jest „autorem”? Ten, kto wykonał 90% koiecznej do wykonania pracy, czy ten, kto zaplanował następny eksperyment? Ten, kto fizycznie zebrał dane, wygenerował tabele, wykresy, statystycznie je obrobił czy ten, kto miał czas przyjrzeć się tym wykresom, tabelom i stastystykom?
W czasie, gdy jedna osoba siedzi w labie a potem przed kompem ta druga ma czas na konferowanie z innymi nad nowymi pomysłami, nad właśnie otrzymanymi wynikami.
Jednej mózg jest trenowany w kierunku wypełniania poleceń a drugiej w kierunku wydawania ich. Jeden mózg tępieje, bo jest renowany w kierunku „gdy masz problem, zapytaj się, poradź się iksa”. A mózg iksa rozwiją się, gdyż to do niego przychodzą z pytaniami i to on jest w pozycji „muszę udzielić odpowiedzi”.
Oczywiście ten mechanizm niekoniecznie utrudnia życie jednej płci a pomaga innej a raczej utrwala przewagę zwierzchnika nad podwładnym, kierownika zespołu nad członkiem. Ale w sytuacji, w kótrej większość kierowników to mężczyźni działa także przeciwko kobietom.
Dochodzą do tego różnice w zdolności do pracy nad wieloma problemami jednocześnie. Znowu, kobiety zostały bardziej zaprogramowane do żonglowania wiekszą ilością rzeczy na raz, być może (nie wiem, spekuluję) ze stratą dla „głębokości” zajmowania się pojednynczymi sprawami.
Mężczyzna woli pracować nad jedną rzeczą na raz.
To może prowadzić do dryfowania kobiet raczej do ról zarządzających nauką a nie „robiących ją”. Wydaje mi się, że kobiety są świetne jako organizatorki nauki (i pracy zespołów inżynierskich), a w każdym razie bardzo w tym dobre. Z mojego doświadczenia mniej konfliktów powoduje kierownik-kobieta i lepiej temperuje wybujałe indywidualności członków zespołu. Takim sposobem dla mężczyzn pozostaje bardziej skupione na wąskiej dziedzinie, być może nawet bardziej samotne, dziobanie w „samym mięsku”.
@zza kaluzy: Ani razu. Ale to zona przeprowadzila mnie do Ameryki. to deko wiecej niz inne pozniejsze przeprowadzki.
Pozostane przy swoim: Nie moge sie zajmowac nauka bo caly czas sie zajmuje domem, to wygdne tlumaczenie. Znam wiele pan ktore szly pod prad, i bardzo daleko zaszly. Dalej niz ich malzonkowie. A dzieci maja doktoraty po Harvardzie czy Berkeley
moim zdaniem wiecej dla emencypacji kobiety zrobila pralka, nizli wszelkie manifesty 😉
Gdy kobiety same się zakuwają w okowy nauki, nie ma na to rady. Jest to skądinąd pocieszające, bo nie będą się wtrącać do innych spraw.
„Nie moge sie zajmowac nauka bo caly czas sie zajmuje domem , to wygdne tlumaczenie.”
Trochę zależy to od liczby dzieci…opiekunka zajmie się jednym czy dwoma, ale od drużyny hokejowej w górę nie jest tak hop hop. 😉 Mówię tu o mojej żonie, która dzwoniącemu do mnie o poradę krewniakowi przez telefon i „z przyrzutu” rozwiązywała zadania olimpijskie z matematyki. Gotując obiad dla gromadki i z najmłodszym na biodrze.
Do „zajmowania się domem” znajoma dodałaby: „No i mężem, nie zapominajmy o mężu!”
Zmilczę o anegdotach na temat pracowników-panów pewnego Instytutu (ze ścianą przyozdobioną widokiem wnętrza pralki, piorącej ludzkie figury) i ich garniturów, koszul oraz samochodów jako funkcji stanu cywilnego. Częstotliwości wizyt u lekarza i fryzjera, itp.
A.L.
Dzięki za odpowiedzi.
@zza kaluzy: Nikt nie mowi ze kompromisy nie sa potzrebne. Jezeli proirytetem jest osemka lub szostka dzieci, to sorry, oboje nie moga zajmowac sie nauka. Ale znam sporo stadel o roznych konfiguracjach, takich rowneiz gdzie on i ona „robia w nauce” i daja sobie znakomicie rade z dwojka (a w jednym przypadku i z trojka) dzieci.
Panska wizja rodziny w ktorej zona musi dbac o meza garnitur i koszule jest troche nieswieza. Byc moze dlatego pewne rzeczy nie mieszcza sie Panu w glowie
@byk: „moim zdaniem wiecej dla emencypacji kobiety zrobila pralka, nizli wszelkie manifesty 😉 ”
Slusznie. W mojej rodzinei ja piore i zmywam.
@kagan: „do trzech K (Kueche, Kinder und Kirche).”
W Polsce Kosciol i PiS usiluja zrobic to samo. Patrz slynne akcje „antygenderowe”
@zza kaluzy: „Ile razy się pan przeprowadził gdy pańska żona znalazła lepszą pracę?”
Jakby Pan chcial wiedziec tak dokladnie, to ja raz sie przeprowadzilem a zona nie. Bo miala lepsza parce niz moja, a moja byla taka sobie. Wiec mieszkalismy przez poltora roku w odleglosci 2000 mil. Od czasu do czasu spotykalismy sie w Atlancie. W polowie drogi. Bylo romantycznie 🙂
we francji ofensywa gender wyglada troche inaczej, niz n.p. w polsce
– tam kobiety wypedzaja mezczyzn z kuchni 🙂
Pisze sie „gros”, jest to slowo francuskie….
@GT: „Pisze sie ?gros?, jest to slowo francuskie?.”
Cieszymy sie ze nareszcze wypowiada sie ktos kto ma wiele do powiedzenia
@A.L.
PiS jest partia z ideologia zasadniczo narodowo-klerykalno-socjalistyczna, a Hitler swoja droga doszedl do wladzy glownie dla tego, ze oba dominujace wowczas w Niemczech Koscioly (rzymsko-katolicki i protestancki) opowiedzualy sie da facto za nim, uwazajac niemecki faszym (hitleryzm czyli inaczej nazizm) za mniejsze zlo niz komunizm.
p.s.
krawiec to tez byl, przynajmniej we francji, zawod typowo meski, a kreacja mody jest nadal ich domena; natomiast w anglii status spoleczny projektanta mody oscyluje wokol zera…
@byk
Co kraj to obyczaj. Grecy i Anglicy (szczególnie ci z wyższych klas) wolą na ogół chłopakow, ale reszta świata to już niekoniecznie… 😉
Szalom! 🙂
@kagan: „oba dominujace wowczas w Niemczech Koscioly (rzymsko-katolicki i protestancki) opowiedzualy sie da facto za nim, uwazajac niemecki faszym (hitleryzm czyli inaczej nazizm) za mniejsze zlo niz komunizm.”
Wydaje sie ze spoleczenstwo tez. Niemcy przeszly dosyc krwawy zamach bolszewicki, I spoleczenstwo wiedzialo czym to grozi.
Znakomity opis jest w biografii Heisenberga „Beyond Uncertainty” ktora daje bardzo szczegolowy opis sytyacji spolecznej i politycznej Niemiec na poczatku stulecia, jak I role samego Heisenberga w animacji ruchow spolecznych ktore doprowadzily do Nazizmu
[…]
Zmoderowano coś, co niemal na pewo było obrazą (Blog szalonych naukowców)
@A.L.
Dziwię się, że usprawiedliwiasz poparcie niemieckich Chrześcijan dla Hitlera. Przecież gdyby przywódcy niemieckich Katolików oraz Protestantów mieli odwagę powiedzieć Hitlerowi NIE, to nie doszło by do tych wszystkich okropności spowodowanych wybuchem II Wojny Światowej. Niestety, ale największa wina za te okropności spoczywa po dziś na niemieckich Katolikach oraz Protestantach. Na szczęście, to dawne Prusy, czyli obszar byłego NRD, są dziś najbardziej wolnym od religii regionem Europy.
Pozdrawiam.
[…] Zmoderowano odpowiedź na obrazę (Blog szalonych naukowców)
@kagan: „Dziwię się, że usprawiedliwiasz poparcie niemieckich Chrześcijan dla Hitlera”
Ja niczego nei usprawiedliwiam. Prosze przeczytac uwaznie do napisalem.
I na ten temat nei bede dalej dyskutowal, bo nic nie ma wspolnego z tematem
Zgoda – zeszliśmy z tematu…
A jak idzie o temat glowny. Gdyby kogos interesowala ewolucja roli kobiet w nauce I stosunku spoleczenstwa do kobiet naukowcow – proponuje postudiowac biogarfie nastepujacych pan:
Sophie Germain
Zofia Kowalewska
Emmy Noether
Rosalin Franklin
Grace Hopper
Barbara Liskov
@bszn:
tak jak mark twain uwazam, iz rzucac miesem czasami trzeba,
ale rozumiem wasza sytuacje; woda brzozowa najlepsza po goleniu.
” nie ten gniazdo kala, co je kala, tylko ten, co o tym mowic nie pozwala.”
i jeszcze jeden punkt, gdzie karol marks sie nie mylil:
jesli historia sie powtarza, to tylko jako makabreska.
@GP – dzięki za korektę. Poprawione
@AL – Do listy dodałabym jeszcze Dorothy Hodgkin
@Jotka: Lista nei jest zamknieta.
Proponuje lekture ksiazki: Nobel Prize Women in Science, Sharon Bertsch McGrayne, 1996
O kobietach ktore dstaly Nobla, ale rozniez (a moze przede wszystkim) o kobietach ktore NIE dostaly Nobla bo byly kobietami. Za to ich mescy wsolpracownicy jakos dostawali