Myszy do obróbki

Kontynuując wcześniej rozpoczętą opowieść o zwierzętach, dziś kilka słów o ssakach, które dla nauki oddają swoje życie w setkach, jeśli nie tysiącach osobników. Mowa oczywiście o zwierzętach laboratoryjnych, w tym tych najbardziej popularnych, czyli myszach.  Mysz zagościła po raz pierwszy w dużych ilościach w laboratoriach na początku 20. wieku i od tamtej pory niepodzielnie rządzi wśród zwierząt laboratoryjnych. Czy jednak wszystkie badania przeprowadzone na myszach mają sens? Pytanie to zadaję sobie nie tylko ja.

Co jakiś czas w prasie naukowej ukazują się artykuły kwestionujące zastosowanie badań z udziałem myszy w praktycznie każdej dziedzinie nauk medycznych. Myszy stosowane są jako modele do badań nowotworów, chorób systemowych jak cukrzyca, schorzeń neurodegeneracyjnych, a od niedawna także zaburzeń psychicznych. Wartość naukowa i możliwości zastosowania praktycznego wyników uzyskanych z badań na myszach zależą przede wszystkim od dziedziny, w jakiej badania te zostały wykonane. Jeśli bada się procesy ewolucyjnie stare, przebiegające w podobny sposób wśród setek tysięcy organizmów od milionów lat takich jak neurotransmisja, fagocytoza czy sekrecja hormonalna, badania na myszach często stanowią nieocenione źródło wiedzy i bramę do kolejnych badań. Jednakże przeniesienie płaszczyzny badań od tematyki podstawowej do klinicznej, w której myszy traktowane są jako pole eksperymentalne do badań obcych temu gatunkowi chorób, wytwarzanych eksperymentalnie, mija się niekiedy z celem.

W lutym właśnie minionego roku, w piśmie PNAS ukazał się głośno komentowany w prasie naukowej artykuł, w którym autorzy dowiedli, że badania chorób zapalnych u myszy w niewielkim stopniu odzwierciedlają procesy zapalne u ludzi i ani na krok nie zbliżają nas do poznania patogenezy czy ustalenia terapii tych schorzeń. Podobnie moim zdaniem dzieje się w przypadku zaburzeń psychicznych takich jak schizofrenia. Myszy, ze względu na ograniczony, w porównaniu do człowieka rozwój wyższych funkcji mózgowych nie są w stanie dobrze albo choćby poprawnie odzwierciedlać przebieg tego typu zaburzeń i poszukiwanie odpowiedzi na temat podłoża biologicznego oraz opracowania terapii tych schorzeń na podstawie mysich badań mija się, według mnie, się z celem.

Osobne zagadnienie stanowią badania nowotworów. Corocznie rządy oraz prywatni fundatorzy są skłonni wydawać wielkie sumy na badania nowotworów u myszy, tyle tylko, że z badań tych niewiele wynika. Obecnie u myszy udaje się wywołać ponad 50 typów ludzkich nowotworów, niestety tylko niewielka ich część posiada zbliżoną do ludzkich charakterystykę patobiologiczną. Z opracowań wydawanych przez koncerny farmaceutyczne oraz agencje rządowe wynika, że badania nowotworowe z udziałem myszy często zamiast prowadzić do poprawy naszej wiedzy nt. patobiologii nowotworów raczej wiedzę tą zamydlają. W ogłoszonym przez FDA oświadczeniu z 2006 można przeczytać stwierdzenie, iż 9 na 10 testowanych leków nie sprawdza się w badaniach klinicznych gdyż ich skuteczności nie udaje się potwierdzić u ludzi, mimo iż były skuteczne u zwierząt laboratoryjnych http://www.fda.gov/NewsEvents/Newsroom/PressAnnouncements/2006/ucm108576.htm. Co więcej, na ironię, substancje lecznicze, które okazały się skuteczne w leczeniu pewnych typów nowotworów u ludzi, traciły wartość leczniczą, gdy te same nowotwory wyhodowano u myszy.

Co z tego wszystkiego wynika? Otóż, wg. mnie i wielu innych podobnie myślących osób, należy zrewidować nasze poglądy na mysie modele ludzkich chorób i, o ile to, możliwie przejść na organizmy, które w naturalny sposób dzielą z nami cały szereg jednostek chorobowych. Podejście takie nie eliminuje oczywiście wszystkich problemów związanych z badaniem chorób nękających gatunek ludzki na gatunkach mu podobnych, ale stawia nas o krok do przodu w poszukiwaniu skutecznej terapii tychże chorób. Niedawno, laureatka nagrody naukowej POLITYKI, dr M. Król wspominała właśnie o takim zrewidowanym podejściu. Nie jest to rzecz nowa, pomysł na to, by zamiast zajmować się nowotworowi myszami spojrzeć na naszych domowych podopiecznych pojawił się już w ubiegłym wieku. Pamiętam jak kiedyś z bratem rozmawialiśmy na ten temat (nasze domowe koty padły ofiarą nowotworów) i zastanawialiśmy się, czy obserwacje dotycząc nowotworów u psów i kotów można przenieść na grunt badań medycznych u ludzi. Należałam w owym czasie Studenckiego Koła Naukowego (na weterynarii) i teoretycznie wydawało się nam, że takie rzeczy są możliwie; jednak w praktyce nie istniały możliwości, by pomysł taki wprowadzić w czyn. Cieszę się, że obecnie inni mają szansę i możliwość realizować owe projekty, które niegdyś nie wydawały się możliwie, a które, miejmy nadzieję, zbliżą nas do opracowania skutecznych terapii wielu nękających  nas i nasze domowe zwierzaki chorób.

Judyta Juranek

Zdjęcie: Autor Nieznany. Domena publiczna. 1896 rok

ResearchBlogging.org

Seok J, Warren HS, Cuenca AG, Mindrinos MN, Baker HV, Xu W, Richards DR, McDonald-Smith GP, Gao H, Hennessy L, Finnerty CC, López CM, Honari S, Moore EE, Minei JP, Cuschieri J, Bankey PE, Johnson JL, Sperry J, Nathens AB, Billiar TR, West MA, Jeschke MG, Klein MB, Gamelli RL, Gibran NS, Brownstein BH, Miller-Graziano C, Calvano SE, Mason PH, Cobb JP, Rahme LG, Lowry SF, Maier RV, Moldawer LL, Herndon DN, Davis RW, Xiao W, Tompkins RG, & Inflammation and Host Response to Injury, Large Scale Collaborative Research Program (2013). Genomic responses in mouse models poorly mimic human inflammatory diseases. Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America, 110 (9), 3507-12 PMID: 23401516

MacEwen EG. (1990). Spontaneous tumors in dogs and cats: models for the study of cancer biology and treatment Cancer Metastasis Rev. DOI: 10.1007/BF00046339