Myszy do obróbki
Kontynuując wcześniej rozpoczętą opowieść o zwierzętach, dziś kilka słów o ssakach, które dla nauki oddają swoje życie w setkach, jeśli nie tysiącach osobników. Mowa oczywiście o zwierzętach laboratoryjnych, w tym tych najbardziej popularnych, czyli myszach. Mysz zagościła po raz pierwszy w dużych ilościach w laboratoriach na początku 20. wieku i od tamtej pory niepodzielnie rządzi wśród zwierząt laboratoryjnych. Czy jednak wszystkie badania przeprowadzone na myszach mają sens? Pytanie to zadaję sobie nie tylko ja.
Co jakiś czas w prasie naukowej ukazują się artykuły kwestionujące zastosowanie badań z udziałem myszy w praktycznie każdej dziedzinie nauk medycznych. Myszy stosowane są jako modele do badań nowotworów, chorób systemowych jak cukrzyca, schorzeń neurodegeneracyjnych, a od niedawna także zaburzeń psychicznych. Wartość naukowa i możliwości zastosowania praktycznego wyników uzyskanych z badań na myszach zależą przede wszystkim od dziedziny, w jakiej badania te zostały wykonane. Jeśli bada się procesy ewolucyjnie stare, przebiegające w podobny sposób wśród setek tysięcy organizmów od milionów lat takich jak neurotransmisja, fagocytoza czy sekrecja hormonalna, badania na myszach często stanowią nieocenione źródło wiedzy i bramę do kolejnych badań. Jednakże przeniesienie płaszczyzny badań od tematyki podstawowej do klinicznej, w której myszy traktowane są jako pole eksperymentalne do badań obcych temu gatunkowi chorób, wytwarzanych eksperymentalnie, mija się niekiedy z celem.
W lutym właśnie minionego roku, w piśmie PNAS ukazał się głośno komentowany w prasie naukowej artykuł, w którym autorzy dowiedli, że badania chorób zapalnych u myszy w niewielkim stopniu odzwierciedlają procesy zapalne u ludzi i ani na krok nie zbliżają nas do poznania patogenezy czy ustalenia terapii tych schorzeń. Podobnie moim zdaniem dzieje się w przypadku zaburzeń psychicznych takich jak schizofrenia. Myszy, ze względu na ograniczony, w porównaniu do człowieka rozwój wyższych funkcji mózgowych nie są w stanie dobrze albo choćby poprawnie odzwierciedlać przebieg tego typu zaburzeń i poszukiwanie odpowiedzi na temat podłoża biologicznego oraz opracowania terapii tych schorzeń na podstawie mysich badań mija się, według mnie, się z celem.
Osobne zagadnienie stanowią badania nowotworów. Corocznie rządy oraz prywatni fundatorzy są skłonni wydawać wielkie sumy na badania nowotworów u myszy, tyle tylko, że z badań tych niewiele wynika. Obecnie u myszy udaje się wywołać ponad 50 typów ludzkich nowotworów, niestety tylko niewielka ich część posiada zbliżoną do ludzkich charakterystykę patobiologiczną. Z opracowań wydawanych przez koncerny farmaceutyczne oraz agencje rządowe wynika, że badania nowotworowe z udziałem myszy często zamiast prowadzić do poprawy naszej wiedzy nt. patobiologii nowotworów raczej wiedzę tą zamydlają. W ogłoszonym przez FDA oświadczeniu z 2006 można przeczytać stwierdzenie, iż 9 na 10 testowanych leków nie sprawdza się w badaniach klinicznych gdyż ich skuteczności nie udaje się potwierdzić u ludzi, mimo iż były skuteczne u zwierząt laboratoryjnych http://www.fda.gov/NewsEvents/Newsroom/PressAnnouncements/2006/ucm108576.htm. Co więcej, na ironię, substancje lecznicze, które okazały się skuteczne w leczeniu pewnych typów nowotworów u ludzi, traciły wartość leczniczą, gdy te same nowotwory wyhodowano u myszy.
Co z tego wszystkiego wynika? Otóż, wg. mnie i wielu innych podobnie myślących osób, należy zrewidować nasze poglądy na mysie modele ludzkich chorób i, o ile to, możliwie przejść na organizmy, które w naturalny sposób dzielą z nami cały szereg jednostek chorobowych. Podejście takie nie eliminuje oczywiście wszystkich problemów związanych z badaniem chorób nękających gatunek ludzki na gatunkach mu podobnych, ale stawia nas o krok do przodu w poszukiwaniu skutecznej terapii tychże chorób. Niedawno, laureatka nagrody naukowej POLITYKI, dr M. Król wspominała właśnie o takim zrewidowanym podejściu. Nie jest to rzecz nowa, pomysł na to, by zamiast zajmować się nowotworowi myszami spojrzeć na naszych domowych podopiecznych pojawił się już w ubiegłym wieku. Pamiętam jak kiedyś z bratem rozmawialiśmy na ten temat (nasze domowe koty padły ofiarą nowotworów) i zastanawialiśmy się, czy obserwacje dotycząc nowotworów u psów i kotów można przenieść na grunt badań medycznych u ludzi. Należałam w owym czasie Studenckiego Koła Naukowego (na weterynarii) i teoretycznie wydawało się nam, że takie rzeczy są możliwie; jednak w praktyce nie istniały możliwości, by pomysł taki wprowadzić w czyn. Cieszę się, że obecnie inni mają szansę i możliwość realizować owe projekty, które niegdyś nie wydawały się możliwie, a które, miejmy nadzieję, zbliżą nas do opracowania skutecznych terapii wielu nękających nas i nasze domowe zwierzaki chorób.
Judyta Juranek
Zdjęcie: Autor Nieznany. Domena publiczna. 1896 rok
Seok J, Warren HS, Cuenca AG, Mindrinos MN, Baker HV, Xu W, Richards DR, McDonald-Smith GP, Gao H, Hennessy L, Finnerty CC, López CM, Honari S, Moore EE, Minei JP, Cuschieri J, Bankey PE, Johnson JL, Sperry J, Nathens AB, Billiar TR, West MA, Jeschke MG, Klein MB, Gamelli RL, Gibran NS, Brownstein BH, Miller-Graziano C, Calvano SE, Mason PH, Cobb JP, Rahme LG, Lowry SF, Maier RV, Moldawer LL, Herndon DN, Davis RW, Xiao W, Tompkins RG, & Inflammation and Host Response to Injury, Large Scale Collaborative Research Program (2013). Genomic responses in mouse models poorly mimic human inflammatory diseases. Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America, 110 (9), 3507-12 PMID: 23401516
MacEwen EG. (1990). Spontaneous tumors in dogs and cats: models for the study of cancer biology and treatment Cancer Metastasis Rev. DOI: 10.1007/BF00046339
Komentarze
Między nami myszami to ten gość na ilustracji jest raczej chomikiem.
Rzeczywiscie 🙁 Zła baza danych. Żeby uniknąć wątpliwości, artystyczna wizja myszy harcujących w polu jako zamiennik
Myszy trafiły na swe miejsce przez łatwość hodowli. Dodatkowo wzbudzają mało empatii. Dziś nie każdy miałby ochotę jak Pawłow krzywdzić psa, ale mysisko…
Cóż, komórki człowieka bardziej cytologicznie i genetycznie przypominają chyba komórki myszy, niż nowotworu. Ale rzeczywiście istnieje problem, jak konkretny model zwierzęcy odpowiada chorobie ludzkiej. Niekiedy trudno w ogóle o dobry model. Np. ludzka cukrzyca wiąże się z wysokim poziomem gliukozy w osoczu ludzkim, które zapewnia żarcie dla wielkiego mózgu, innym ssakom zazwyczaj tak wysoki poziom potrzebny nie jest. Z chorobami psychicznymi jest odrębny problem, jako że są trudne do zdefiniowana u ludzi, obejmują sferę pierwszoosobową, świadomości, także samoświadomości, a więc czysto ludzką, esencję czlowieczeństwa według niektórych.
Ale jak nie myszy, to co? Pies i kot? Może jakieś Euarchonta? Nawet jakieś Haplorrhini? Jalieś niewielkie lemurki? Choć to też miłe stworzenia. Ale bliższe nam, dzielące z nami znaczie więcej, np. defekt syntezy kwasu askorbinowego.
@mpn: to prawda. Myszy zostały wybrane ze względów etycznych (nikt ich za bardzo nie lubi), łatwość rozmnażania i łatwość utrzymania w hodowli. Jednak coraz częściej mówi się, że własnie to co kiedyś uważano za zaletę, teraz staje sie wadą. Mamy mysie hodowle, na których badania stają się sztuką samą w sobie. Idealnie byłoby przenieść badania właśnie na psy i koty czy też świnie domowe, ale bez konieczności ich zabijania; pobieranie tkanek od naturalnie chorych zwierząt w klinikach, schroniskach, na farmach. Pozostają też hodowle komórkowe tkanek/komórek ludzkich. Coś co byłoby etycznie akceptowalną alternatywą dla badań na myszach.
Korporacje liczą przede wszystkim zyski. Dochodzenie do prawdy naukowej ma drugorzędne znaczenie, jeśli nie sprzyja zyskom. Gdyby ludzie w swojej przeważającej większości zdali sobie z tego sprawę, korporacje byłyby dzisiaj biedne a myszy całe. Amen.
Myszy zostały wybrane nie ze względów etycznych lecz z powodu łatwości manipulacji genetycznych, którym szczury (jeszcze mniej sympatyczne) poddają się znacznie trudniej.
Zwierzęta doświadczalne dobiera się odpowiednio do rodzaju badań np. królik albinos wytwarza mniej łez niż zwyczajny królik i efekty testów substancji drażniących (np. w kosmetykach) są na jego pozbawionym pigmentów oku najlepiej widoczne.
Nie należy zapominać, że rocznie na świecie w eksperymentach naukowych „zużywa się” 100 milionów kręgowców, w tym 65 tysięcy małp.
W samych Niemczech przeprowadza się doświadczenia i w końcowym rezultacie zabija ok. 800 kotów, 3 800 psów, ponad 900 koni, 13,7 tys. świń, ponad 2 300 małp, 3100 kóz i owiec, 3200 sztuk bydła etc.
Laboratoryjne myszy, szczury, chomiki, koty… hodowane w Polsce, również na sprzedaż.
Jezeli prawda jest, ze w samych Niemczech „naukowcy” zabijaja rocznie ok. 800 kotów, 3 800 psów, ponad 900 koni, 13,7 tys. świń, ponad 2 300 małp, 3100 kóz i owiec, 3200 sztuk bydła etc., to znaczy, ze pora rozpedzic wreszce te „naukowe” towarzystwo, ktore pod pretekstem badan naukowych zwyczajnie zneca sie nad zwierzetami, powodujac rocznie tysiace niepotrzebnych zgonow. Ciekawe, dlaczego nie wykonuja oni tych „eksperymentow” na sobie samych?
Dostarczanie zwierząt laboratoryjnych to też biznes jak inne.
Doświadczenia na ludziach (więźniach w obozach koncentracyjnych, żołnierzach, więźniach kryminalnych itp.) były (i być może są nadal) stosowane jak najbardziej, a z ich wyników skorzystała medycyna, loty kosmiczne, producenci broni (chemicznej, biologicznej, nuklearnej) i środków ochrony przed skutkami jej użycia.
Człowiek to istota bardzo pomysłowa.
Mój kot zaś ma prawdopodobnie jakiś nowotwór w głębi nosa. Aby diagnozę potwierdzić, należałoby wykonać (pod narkozą) tomografię za kilkaset dolarów, zastosować ewentualną chemoterapię, a potem i tak go uśpić 🙁 Prowizoryczną diagnozę (180 dol.) postawiono przed rokiem, kiedy pojawiły się objawy jednostronnego „kataru” i nie ustąpiły po kuracji antybiotykowej. Kot ma 13 lat, wygląda normalnie, je, śpi, mruczy, spaceruje, nie wygląda na cierpiącego, czasem kicha, wycieram mu nos i znowu jest OK.
Oddać go na eksperymenty naukowe?
Znałem koty z nowotworem szczęki, sutka itp. Żadnego z nich zwierzęca medycyna nie wyleczyła mimo operacji i kuracji farmakologicznej.
Jak przenosić wyniki badań ze zwierząt na ludzi, kiedy najpierw należałoby znaleźć skuteczne terapie w weterynarii, a tych się nie opłaca opracowywać, bo kogo stać na sfinansowanie leczenia „zwykłego” kota?
I tu się kółko zamyka.
Nie traćmy jednak nadziei 😉
Nie tylko Niemcy…
@ kagan
Rozumiem nigdy z medycyny nie korzystasz? I mięsa też pewnie nie jesz, bo to powoduje znacznie więcej zgonów i ze znacznie większym okrucieństwem.
@ Markot
Tomografia może ocenić tylko rozległość zmian, a więc i tylko w pewnym stopniu celowość leczenia bądź eutanazji. Konkretną chemioterapia, przynajmniej u ludzi, wymaga potwierdzenia histopatologicznego (bo od rodzaju nowotworu i stopnia złośliwości zależy dobór metody leczenia, prócz stopnia jego zaawansowania). Może to być też zmiana łagodna, której żadna chemia nie jest potrzebna, ale bez histopato się nie obejdzie.
A doświadczenia na ludziach obejmują cały czas miliony osób.
mpn,
tomografia miała nie tylko ocenić rozległość zmian, ale i ich lokalizację. Spróbuj zajrzeć kotu do nosa 🙄 Ludzki organ powonienia ma o wiele prostszą budowę.
Doświadczenia (szczególnie medyczne) na ludziach powinny się jednak odbywać za ich wiedzą i zgodą.
Za świadomą zgodą samego pacjenta, po uzyskaniu zgody odpowiedniej komisji bioetycznej. Obwarowania są dosyć duże, na szczęście.
A nie lepiej na myszach niż na….niczym?
Może w końcu jakiś „cudowny lek” się znajdzie dzięki takim badaniom. Jeżeli na ludziach nie możemy przeprowadzać badań to już lepiej na tych myszach.
Wspomnienie o tym, że czasem te badania nie mają sensu jest oczywiście trafne, ale nie mamy innego wyjścia, więc o czym tu dyskutujemy?
@mpn
Z medycyny staram sie korzystac jak najmniej, a poza tym, to ja najczesciej mam katar, a na katar to medycyna jest wciaz bezradna, mimo ze nad jej postepem pracuja miliony ?naukowcow? zabijajacy w tym celu miliony zwierzat.
I co innego jest zabijanie zwierzat w celu ich zjedzenia (co jest przeciez w 100% naturalne oraz co robia przeciez takze dzikie zwierzeta na wolnosci), a co innego zabijanie zwierzat dla samej przyjemnosci bawienia sie w tzw. badania naukowe.
I dlaczego medycyna nie stosuje modelowania komputerowego? Do niedawna wykonywano np. probne eksplozej broni jadrowej, ale dzis one sa zbedne, gdyz wystarczaja „eksplozje” modelowane w komputerze. Uwazam, ze w XXI nie ma juz zadnego usprawiedliwienia dla mordowania zwierzat „w imie postepu nauki”. Pora najwyzsza na traktowanie etyki badan naukowych na serio! A na poczatek, to badania na zwierzetach nie powinny byc finansowane z podatkow oraz nie powinny prowadzic do uzyskania stopni naukowych.
@ kagan
Czyli rozumiem postulujesz rezygnację z przyznawania stopni naukowych w medycynie i rezygnację z rozwoju medycyny w ogóle? Bo modele komputerowe na tym stopniu złożoności się nie sprawdzają, a nawet jeśli, to i tak byłyby przed badaniami na komórkach. Od komórek do człowieka się nie przechodzi, chyba że zamiast kilku śmierci spowodowanych badaniami chcielibyśmy mieć Bóg wie ile, może setki, a może tysiące. Nażreć się można czym innego, a przyzwalanie na coś dlatego, że jest naturalne (jak gwałcenie samic przez człekokształtne, walki między samcami u ssaków itd.), nie oznacza, że jest porządane. Naturalnie to człowiek żyje średnio koło 30 lat z medianą kilku.
@ Kasia
Wszystkie leki wprowadzone na rynek w ostatnich kiludzisięciu lat opierają się o substancje testowane na zwierzętach.
Krótki komentarz odautorski jako dopowiedzenie artykułu: w wiadomościach Nature właśnie ukazała się krótka notatka dot. prac nad transgenicznymi małpami. Autorzy prac,mają nadzieję, iż mimo skomplikowanych kwestii etycznych, małpy te będą służyć nauce. Jak wspominałam wcześniej w artykule, obecnie coraz częściej mówi sie o konieczności zmian modeli zwierzęcych. Coraz więcej ośrodków na świecie zaczyna pracować na dużych zwierzętach (przykład świń laboratoryjnych, na których modeluje się rozwój cukrzycy/chorób zapalnych/testuje przeszczepy), jednocześnie, coraz większy nacisk kładzie się na minimalizowanie ilości usypianych dla nauki zwierząt. Komisje etyczne, wbrew temu, co myślą niektórzy naprawdę zwracają uwagę na metody badawcze/stopień bólu/proponowaną liczbę uśmieracanych zwierząt i gdzie możliwe dążą usprawnienia protokołów i do zmniejszenia liczby użytych zwierząt (liczba ta musi być jednak większa niż 3 w przypadku pojedyńczych eksperymetów).
—
*Several research groups, including a team led by geneticist Erika Sasaki and stem-cell biologist Hideyuki Okano at Keio University in Tokyo, hope to create transgenic primates with immune-system deficiencies or brain disorders. This could raise ethical concerns, but might bring us closer to therapies that are relevant to humans (mice can be poor models for such disorders). The work will probably make use of a gene-editing method called CRISPR, which saw rapid take-up last year* http://www.nature.com/news
@mpn
Medycyna jest sztuką (art) a nie nauka (science), a więc przyznawanie w niej stopni naukowych jest z definicji pomyłką. Uważam też, że dalszy postęp medycyny nie ma sensu, gdyż prowadzi on do sztucznego utrzymywania coraz to dłużej przy życiu osobników chorych i niepełnosprawnych, a to oznacza przecież ogromne obciążenie dla zdrowej reszty ludności. Poza tym, to praktycznie cały postęp w medycynie wynika głównie z postępu w dziedzinie elektroniki oraz informatyki, a to, że żyjemy dziś dłużej niż 30 lat to jest przecież głównie wynik lepszego dostępu do pożywienia, lepszych, higieniczniejszych warunków mieszkaniowych etc., a nie postępów w medycynie ?jako takiej?. Stąd też uważam, że medycynę należy nastawić na relatywnie tanią prewencję, a nie na kosztowne leczenie osób, których przecież wyleczyć się i tak nie da. Rezygnacja z przyznawania stopni naukowych w medycynie zmniejszyła by więc tendencję do prowadzenia tych, jakże nieetycznych, eksperymentów na zwierzętach. Nie oszukujmy się ? postępu w medycynie nie zawdzięczamy tym nieetycznym eksperymentom na zwierzętach, a głównie postępowi technicznemu: od promieni X (Roentgen) oraz radioterapii (Mme Curie-Skłodowska) do tomografii komputerowej (informatyka).
Zaś walki między samcami mają u zwierząt głęboki sens- eliminację genów osobników niższej jakości, co pozwala na przeżycie gatunku (p. też Dawkins i jego ?Samolubny gen?). To przecież człowiek, postępuje wbrew naturze pozwalając na rozmnażanie się osobników niepełnosprawnych, gdyż ich potomstwo jest przecież skazane na wegetację ma koszt podatników. Zamiast więc marnować pieniądze na te, jakże nieetyczne badania na zwierzętach, zajmijmy się lepiej eugeniką, czyli poprawieniem jakości naszych genów, czyli tym, co zwierzęta ?załatwiają? przez te, tak przez ciebie nielubiane, walki samców oraz ?gwałty? na samicach.
Nie sądzę żeby względy „które zwierzę jest sympatyczniejsze” faktycznie miały wpływ na wybór myszy, szczura lub świnki morskiej na modelowe zwierzę laboratoryjne. Zwłaszcza, że szczur laboratoryjny jest stworzeniem tak kochanym, że łzy mi stają w oczach na samą myśl o robieniu mu krzywdy…
Ponieważ większość osób w moim Zakładzie zajmuje się badaniem procesów zapalnych na mysich modelach, spodziewałem się jakiegoś trzęsienia ziemi po tym artykule w PNAS. Tymczasem cisza – nikt o artykule nawet nie słyszał. Próbowałem o nim opowiadać, a reakcją było zwykle stwierdzenie „o, ciekawe!”, następnie wzruszenie ramionami i zapomnienie o sprawie. No a my się dziwimy, czemu mimo wielkich wydatków, naukowcom coraz gorzej idzie odkrywanie nowych leków…
@Gronkowiec
Dziwisz się, dlaczego pomimo tak wielkich wydatków, naukowcom coraz gorzej idzie odkrywanie nowych leków. A tymczasem sprawa jest dość prosta:
1. Negatywna selekcja kandydatów na naukowców (najbardziej inteligentni nie chcą robić kariery w nauce opanowanej dziś przez biurokratów oraz wielkie korporacje oraz pracującej na rzecz wojska, czyli w celu opracowania coraz to skuteczniejszych sposobów zabijania i kaleczenia ludzi), co musi zwalniać postęp nauki a w przyszłości doprowadzić do jej zastoju a nawet i regresu, jak to już było w tzw. wiekach ciemnych (dark ages).
2. Nadmierna biurokratyzacja nauki, w tym wymogi pisania artykułów (publish or perish) oraz szczegółowego dokumentowania procesu dydaktycznego, co zabiera czas potrzebny na prowadzenie działalności czysto naukowej.
3. Konieczność zdobywania przez naukowców środków na prowadzenie badań, co też zabiera czas potrzebny na prowadzenie działalności czysto naukowej.
4. Ponieważ przyczyny 1, 2 i 3 się „zazębiają”, to nauka znalazła się obecnie w ślepym zaułku, jako iż nikt dysponujący poważniejszymi funduszami na prowadzenie badań nie zdecyduje się na wydanie ich na badania w niewypróbowanym dotychczas kierunku, gdyż wiąże się to ze zbyt dużym ryzykiem niepowodzenia. W związku z tym badania prowadzi się tylko „utartą drogą”, co jednak oznacza, że nie ma co liczyć na jakieś epokowe odkrycia, a więc marginalna efektywność środków wydawanych na naukę maleje, co powoduje m. in. to, że naukowcom coraz gorzej idzie odkrywanie nowych leków?
W „20. wieku”??? Tak się pisze po polsku???
Podpowiedź:
powinno być „w XX wieku”!
W „Polityce” też nie zatrudnia się redaktorów? Koniec świata i wodorosty…
Co ty, ellektronika ma nikły udział. Naprawdę trg ani tomograf (ani lepsze dzieło rezonans magentyczny, to dopiero jest kawał sprzętu) samo w sobie nic nie da bez terapii. A większość dzisiejszych terapii (także w chirurgii, bo nieprzytomnego jednak łatwiej się kroi) wynika z postępu biochemii.
Antybiotyki naturalne to rzadkość, najczęściej stosuje się syntetyczne, o lepszej skuteczności.
Statyny – inhibitory reuktazy 3-hydroksy-3-metyloglutarylokoenzymu A. Widzisz w tym sztukę? Może i tak, ale artysta by tego nie wymyślił. I na pewno nie przeprowadziłbym randomizowanych podwójnie zaślepionych badań klinicznych, by sprawdzić, że to w ogóle działa.
Terapia nowotworów? Podawanie trucizny, dość paskudne zajęcie. I to ściśle wedle schematu, na sztukę wiele miejsca nie ma.
A co do samej eugeniki, niestety kiedyś już ją wprowadzano i trochę się zapędzono. Obecnie słowo „eugenika” kojarzy się tak źle, że uchodzi niemal za potwarz. Natomiast nie wiem, czy dzisiaj jeszcze istnieje jakaś zdrowa reszta. Odlicz urodzonych dzięki cięciu cesarskiemu, znaczny procent zaszczepionych, których uchroniono od choroby itd. Właśnie, może byś już nie żył, gdyby w populacji szerzyło się jakiś świństwo? A higiena też jest wymysłem medycyny (Semmelweis wymyślił, że może by taak jednak myć ręce po drodze z prosektorium na porodówkę).
Interesujacy artykul, w wiekszosci glupie komentarze. Dlaczego glupie? Bo oparte na emocjach. Emocjach ludzi ktorzy cierpia na „bambi syndrome”. Uzywam myszy do badan, bede uzywal i uwazam ze na dzien dzisiejszy sa one najlepszym materialem laboratoryjnym. Tak, MATERIALEM. Oczywiscie sa badania na mozgach muszek owocowych czy rybek Danio. I sa one BARDZO wazne dla zrozumienia jak czlowiek dziala, jak i dlaczego choruje i jak go wyleczyc. No ale muszka owocowa nie byla nigdy uwazana za cos „do przytulenia”…. A gina is MILIONY w laboratoriach…. Tylko ze to to nikogo nie obchodzi, chociaz to tez „zycie”… Hipokryci….
A dlaczego artykul ciekawy? Bo opisuje ograniczenia jakie my codziennie doswiadczamy. My, czyli naukowcy. Bo jak ktos ma raka to nie chce umierac…. I wtedy do nas. A my robimy co mozemy, naprawde. Ze myszki nie choruja jak my? OCZYWISCIE ze nie. To sa MYSZKI a nie ludzie. ALE dzielimy z myszkami ponad 90% DNA, prawie wszystkie enzymy itd. Jest wiele swietnych mysich modeli chorob ludzkich i pojawia sie ich coraz wiecej. I bardzo dobrze. Tak wiec zanim sie rozplaczecie nad myszka, ktora nawiasem mowiac jest mila a nie odpychajaca jak ktos tu sugerowal, to pomyslcie o tym ze dzieki niej wiele z was wogole dzisiaj zyje….. Mysle ze mozna postawic myszce pomnik, ale prosze, nie badzcie hipokrytami….
profesor 7 stycznia o godz. 22:59
Proszę sobie na forum „Gazety Wyborczej” wyszukać nick „kagan”. „keller”, „krawczyk”. Na początek wystarczy, choć było ich więcej. Proszę sprawdzić liczbę postów napisanych pod każdym z tych nicków i zainwestować 5 minut w przeczytanie kilku postów tego osobnika.
Nie przejmujmy się znowu każdym głosem z głębin blogosfery. Myszki są przynajmniej przydatne. 😉
W dzieciństwie zaopiekowałem się kilkoma myszkami, które kumplowi z podwórka jego mama kazała „natychmiast zabrać z mieszkania”. Ponieważ z kolegą doszliśmy do wniosku, że moja mama będzie miała takie same zdanie na temat milutkich myszek to zaadaptowaliśmy dużą komodę stojącą na „dzikich działkach”, czyli zdziczałych przydomowych ogródkach z poniemieckch czasów. Była wiosna i myszkom zamieszkanie w szufladach komody całkiem odpowiadało. Z domu wynosiliśmy co tylko wydawało się nam dobrym mysim jedzeniem a resztę myszki znajdowały sobie w ogródkach.
Pod koniec roku nastapiła wpadka. Żona sąsiada, który na ogródkach hodował gołębie wykryła komodę. Otworzyła którąś szufladę i narobiła wrzasku na całe podwórko.
Zupełnie nie wiem dlaczego? Żeby tak piszczeć na widok zaledwie kilkuset żwawych myszek?
Ciekawe. Po raz PIERWSZY wpisuje sie na jakiekolwiek forum ale najwyrazniej juz sie okazalo ze sie wpisywalem i mam marke. Otoz NIE. Jest to moj PIERWSZY wpis gdziekolwiek. Kagan? Keller? O moj boze…. A raczej WASZ… A jesli chodzi o piski to moja zona tak samo lubi myszki jak ja 🙂
@profesor 8 stycznia o godz. 0:26
Zaszo nieporozumienie. Moje uwagi/wskazówki nie miały na celu utożsamienie nicku @profesor z @kaganem et consortes. One miały pomóc @profesorowi zapoznać się z osobą, która najbardziej tutaj płakała nad losem myszek. O ile poprawnie zrozumiałem uwagi @profesora z 7 stycznia o godz. 22:59 to właśnie takim osobom adresował on swój wpis.
@mpn
1. W leczeniu zaczynamy zawsze od diagnozy, a tu elektronika ma decydujące znaczenie. I zgoda, chemia (biochemia, ale także technologia chemiczna używana przy produkcji lekarstw) jest równie ważna, ale w niej też nie ma mowy o postępie bez elektroniki i informatyki. Nie muszę ci też chyba tłumaczyć, że zagadkę dziedziczności rozwiązano za pomocą promieni X, a więc znów wracamy do fizyki oraz elektroniki.
2. Ale leczenie jest dalej głownie sztuką, gdyż choć współczesny lekarz wie znacznie więcej niż nawet pół wieku temu o działaniu ludzkiego organizmu, to interpretacja wyników analiz oraz np. obrazów uzyskanych z tomografii komputerowej jest dalej niemożliwa do pełnego sformalizowania (zalgorytmizowania). A gdy takie zalgorytmizowanie stanie się możliwe, to wtedy ?żywych? lekarzy zastąpią automaty, ze względu na ich większą szybkość oraz precyzję działania.
3. Zgoda, eugenika się dziś źle kojarzy, ale równie dobrze źle kojarzyć się powinien wynalazek np. samochodu, jako iż nie tylko, że na jego bazie powstały urządzenia do masowego zabijania oraz kaleczenia ludzi takie jak np. samochody pancerne, czołgi i działa samobieżne, ale ponieważ dziś ginie na swiecie więcej ludzi w wypadkach samochodowych niż na skutek konfliktów zbrojnych. Tak więc to nie eugenika jest zła, ale tylko niewłaściwie ją stosowano.
4. Higienę zaś wymyślił Pasteur, a spotkał się on z ogromną falą sprzeciwu ze strony lekarzy?
@Profesor
Proponuję, abyś robił te eksperymenty na samym sobie. Masz przecież niemalże 100% genów homo sapiens.
@zza kałuży
Wszyscy, którzy ciebie znają, pamiętają dobrze twoją niechlubną przeszłość w UB i SB oraz to, że owszem, lubiłeś zwierzątka, ale to nie przeszkadzało tobie znęcać się nad przesłuchiwanymi przez ciebie ludźmi, których cała ?wina? polegała na tym, że mieli oni inne poglądy niż ty oraz twoi koledzy i przełożeni z UB oraz SB. Ironią losu jest zaś to, że wylądowałeś, jak twój kolega po fachu, tyle że z wojskowego UB, (Z. Bauman) na tzw. Zachodzie ? on w UK, a ty za jeszcze większą ?kałużą?? 🙁
@profesor
Oczywiście, „gdy trwoga to do Boga”, a raczej „do naukowców” – ludzie gotowi by zabić tony myszek, jeśli uratuje to ich życie. Tyle że nauka dużo lepiej radzi sobie z promowaniem samej siebie, niż z faktycznym wynajdowaniem ratujących życie terapii. Naukowcy radzą sobie rewelacyjni z leczeniem różnych modeli chorób u myszy, ale jakoś zupełnie nie radzą sobie z leczeniem tychże chorób u ludzi. Chyba więc coś jest nie tak z obecnym podejściem…
1. Diagnostyka opiera się głównie o objawy, które pacjent zgłasza. Badania podatkowe (jak sama nazwa wskazuje) mają znaczenie pomocnicze.
2. No niekoniecznie ze sztuką, raczej ze stosowaniem schematów, zaleceń itp. I myśleniu w diagnostyce, które jednakowoż raczej mało ma wspólnego ze sztuką. A algorytmizacja może w ogóle nie być wpełni możliwa z uwagi na opinie, poglądy i różnice pacjentów.
3. Ale i do poprawiania genotypu podchodzi się dziś na szczęśccie bardzo ostrożnie.
4. Higienę zaś wymyślił Pasteur, a spotkał się on z ogromną falą sprzeciwu ze strony lekarzy?
Pasteur lekarzem nie był, miał też inne dokonania. A Semmelweis nawet wylądował w zakładzie dla obłakanych. Później się okazało, że jednak miał rqację.
A robienie doświadczeń na samym sobie jest zazwyczaj z kilku względów niemożliwe:
1) zbyt mała grupa badawcza
2) pacjent nie może wiedzieć, czy daje mu się lek, czy placebo
3) pacjent nie może być zainteresowany przebiegiem eksperymentu, bo mamy konflikt wartości
I sugeruję nie pomawiać innych.
Kagan znów się rozkręca, jak widzę. Zawsze z ciekawością obserwuję moment zrzucania przez niego maski cywilizowanych pozorów.
@ Gronkowiec
To zaproponuj coś lepszego. Zrzędzić każdy potrafi.