Niestacjonarni
W ostatnią niedzielę syn zapytał mnie, po co zbieram się do pracy. Ja mu na to, że studenci niestacjonarni (zwani potocznie zaocznymi) mają zajęcia i w związku z tym ja też muszę jechać, chociaż wolałbym zostać w domu. Widać pobudziło to jego ciekawość, bo za tym pytaniem poszły następne.
Dlaczego oni się uczą w weekend? Ja na to, że wiadomo – w ciągu tygodnia pracują i że podziwiam ich za to, że jeszcze mają siły na studia, bo bywa, że wolne mają raz na 2-3 tygodnie. No ale, czy na studiach dziennych nie pracują? Pracują. No to czy ci studenci nie mogli by też być na dziennych? Ja mu na to, że nie każdy by tak mógł, bo niektórzy mają sztywny czas pracy, i obowiązki, i że po prostu nie zawsze tak się da.
Czy to są takie same studia? Ja na to, że generalnie tak, bo programy studiów są identyczne, a godziny zajęć też są takie same. No czasem studenci mają z niektórych przedmiotów mniej godzin niż na dziennych.
On na to krótko: aha. Po czym dodał zaraz pytanie przygotowujące ostateczny cios: czym się różnią te studia od dziennych. Ja mu na to, że w zasadzie niczym, oprócz tego, że zajęcia są w weekend i że trzeba za nie płacić. W tym momencie padało pytanie, na które nie umiem odpowiedzieć: dlaczego oni muszą płacić?
Dlaczego muszą płacić? Uściślijmy: mówię o uczelni publicznej. Na pewno, źródła tej praktyki tkwią w przeszłości, ale jakie racje za tym stały, trudno mi określić. Czasów, gdy to się wydarzyło, nie znam z autopsji. Podejrzewam, że kiedyś była to dodatkowa forma studiów, za którą dodatkowo płacono pracownikom, ponieważ praca w weekend nie wchodziła w zakres ich obowiązków. A gdy za coś trzeba dodatkowo zapłacić, to potrzebne są dodatkowe środki i stąd opłata za studia zaoczne.
Mówimy o uczelni publicznej. Nie wiem, jak jest na innych uczelniach. U mnie zajęcia te są wliczane do pensum. Jak się domyślam uczelnia nie dostaje dotacji na takich studentów (może się mylę). Od tego roku obowiązuje przepis, że student może za darmo studiować jeden kierunek. Czemu w związku tym nie objąć nim studentów niestacjonarnych? Dlaczego taki student musi płacić za studia, w przeciwieństwie do studenta stacjonarnego, skoro w treści studia te niczym się nie różnią? Jest w tym coś niesprawiedliwego i stąd moje pytanie.
Oto zagadka. Zaznaczę, że moja wiedza w tym względzie jest niewielka. Może wyjaśnienie jest proste, a ja po prostu o nim nie wiem.
Grzegorz Pacewicz
Zdjęcie: Claremont Colleges Digital Library/Flickr.com(CC BY-SA 2.0.)
Komentarze
Zaoczne są płatne, bo praca w weekendy liczy się inaczej niż praca w dni powszednie (stawka godzinowa za uczenie na studiach zaocznych jest wyższa – przynajmniej tam gdzie ja pracuję). A skoro trzeba więcej płacić pracownikom, to trzeba skądś wziąć na to środki.
A u mnie w ogóle nie było zaocznych studiów i nie było problemu.
A ja bym odwrócił pytanie: a czemu dzienni nie musza płacić i ktoś im coś wartościowego daje za darmo?
Ja sądzę, co chyba jest trochę w duchu uwagi JTy., że w płaceniu za niestacjonarne (kompletnie absurdalna nazwa), nie ma żadnej większej filozofii niż ta, że skoro za zwykłe (stacjonarne) zgodnie z prawem nie można brać pieniędzy, to uczelnie szukają obejścia tego problemu.
Ok, ale to jest niesprawiedliwe i niespójne. Trochę na zasadzie: albo, albo.
Można na to popatrzeć tak:
1) Państwo jest w stanie, z przyczyn finansowych, rocznie ufundować N osobom bezpłatne studia wyższe.
2) To N miejsc jest w zawiły i niejasny mechanizm podzielone na różne uczelnie i kierunki studiów.
3) Konkurs o uzyskanie tych miejsc odbywa się w ramach puli na każdym kierunku i każdej uczelni, a kryterium są wyniki matur.
4) Na szczęście osobom, które nie załapały się na jedno z N miejsc nie odmawia się w ogóle studiów wyższych, ale oni muszą już za nie płacić.
5) Analogiczne schematy konkursowe funkcjonują w wielu sytuacjach, gdy jest ograniczona pula pomocy ze środków publicznych i merytoryczny konkurs starających się o nie osób: o granty badawcze, o stypendia sportowe, o miejsca na aplikacjach prawniczych i specjalizacjach lekarskich, itp.
@J.Ty.
To nieprawda. To nie jest sprawa środków tylko priorytetów. Są pieniądze na niepotrzebne autostrady, a wystarczające drogi można zbudować za 1/4 kosztów. Kto nie wierzy niech obejrzy przesławną „południową obwodnicę”. Cała wieś (osiedle) Michałowice została zniszczona, zlikwidowana i zamieniona na niemieszkalne pustkowie z powodu kompletnie pokręconego trójkąta autostrad. A korki na końcu ulicy Łopuszańskiej jak były tak zostały i nie będą zlikwidowane. Na co więc poszedł miliard.
Podobnie 90 miliardów na wojaków bo podobno wróg czyha i na pewni za tydzień napadnie. Blablablabla.
Niema tylko dla ludzi, którzy chcą polepszyć swoje życie. A gdzie jest saldo skutków i kosztów kształcenia? Bo tu nie chodzi tylko o wiedzę. Chodzi o ogładę i otwartość spojrzenia na świat. Tego na prawdę uczą studia, niczego innego. I czy większe podatki od większych zarobków osób wykształconych nie równoważą z nawiązką tych rzekomych kosztów. Mnie znane indywidualne przykłady pokazują, że tak jest. Natomiast niema głupszego spojrzenia na człowieka niż z punktu widzenia, czy jego życie się opłaca i ile on kosztuje. Tu durne spojrzenie, durny, prymitywny i bardzo wulgarny sposób myślenia. Czysty 19 wiek, traktowanie innych jako własność państwa. Aż wstyd czytać.
uwazam, ze niewolnik(czytaj: student) placic dodatkowo nie powinien 😉
Sluszne pytanie. WSZYSTKIE studia powinny byc platne
@J.Ty. „4) Na szczęście osobom, które nie załapały się na jedno z N miejsc nie odmawia się w ogóle studiów wyższych, ale oni muszą już za nie płacić.”
Dawniej tym ktory nie zalapali sie, odmawiano studiow w danym roku. Byl to system o wiele lepszy niz dzisiejszy. Studiowali tylko ci ktorzy sie nadawali
Studia niestacjonarne różnią się od dziennych i to dużo. Właściwie jest to opcja dla ludzi pracujących na pewne wykupienie sobie wiedzy, bo trudno powiedzieć aby można było się na zaocznych czegokolwiek nauczyć tak jak na dziennych. Taki „student” uczy się sam i raz na tydzień, dwa przychodzi jedynie zrewidować swój sposób nauki, ewentualnie wytyczyć sobie szlak na następny tydzień. Studia dzienne są już związane z systemem nauczania i tam „czuwa się” nad tym aby „klon” wyszedł taki jak go w założeniach formowano. Na zaocznych każdy wynosi tyle ile sobie zechce, a to że dostaje identyczny dyplom jest już problemem tych którzy ten dyplom wystawiają.
Studia zaoczne muszą być płatne z tego względu, że tam się tylko wykupuje to, co system edukacji oferuje każdemu za darmo w zamian za poświęcenie tych 4-5lat życia. Zaoczni mając naukę za free automatycznie stają się uprzywilejowani, gdyż dostają niby to samo co dzienni, poświęcając o połowę mniej, zdobywając doświadczenie zawodowe i pierwsze środki materialne, gdzie student dzienny 5 lat egzystencji opiera na zupkach chińskich.
Liczba studentów dziennych zmniejszyłaby się o połowę, gdyby można było w weekend za darmo dostać niemal to samo co poświęcając cały tydzień. Druga sprawa to sytuacja wewnętrzna, czyli Polska i Polacy (choć myślę, że to by dotyczyło wszystkich ze względu na emigrantów) – czyli; skoro jest za darmo to czego nie mam spróbować i tak na pierwszych semestrach mamy Kazia, Józia, Basie, i Marysie po 40stce którzy chcą zobaczyć, jak to jest być „mądrym”, oczywiście w drugim semestrze studentów jest o 80% mniej ale na pierwsze miesiące uczelnie musiałyby wynajmować chyba stadiony piłkarskie.
@ZWO Oczywiście, że łączną kwotę limitują priorytety. W ogóle nie jestem świadom żadnego państwa na świecie, które jakiś cel (znacznych rozmiarów) finansuje bez żadnych ograniczeń. Nawet III Rzesza w ostatnim okresie wojny, gdy ważyła się kwestia jej dalszego istnienia, finansowała szkoły, kulturę i inne wydatki niewojenne.
Jeśli chodzi o łożenie pieniędzy na naukę i poszerzanie sobie horyzontów przez obywateli, to stosunkowo niedawnym wynalazkiem jest upowszechnienie matury i masowość wykształcenia średniego ogólnego. Za moich czasów tego nie było, licea były dla niewielu, technika też były limitowane, bez ograniczeń działały zasadnicze szkoły zawodowe. Zatem istotny ruch w pożądanam przez Ciebie kierunku nastapił. Widać przy okazji jego skutki uboczne: obniżenie poziomu matury i w ogóle wykształcenia średniego, utrata wartości matury.
Mnie, kiedy byłem studentem zaocznym, zaintrygowało coś zupełnie innego: dlaczego nie mamy prawa do samorządu?
@Marcin Robert
Podejrzewam jakąs dziurę w systemie, raczej przypadkową. Jak ja byłem doktorantem, to z kolei ta grupa była niereprezentowana.O ile pamiętam, to pracownicy i studenci studiów magisterskich byli reprezentowani w Radzie Wydziału i innych ciała kolegialnych, a doktoranci nie.
Pracujący płacą przecież podatki, które także pokrywają pewną część wydatków „państwa” za studia WSZYSTKICH studentów! Płacą więc podwójnie!
Studia stacjonarne to przecież też przechowalnia i odciążenie rynku pracy na kilka lat, coś się żakom i ich rodzicom za to należy np. zniżki studenckie oraz bezpłatne studia. Studiujących jest ponad 1,6 mln, a jeszcze 20 lat temu było ich poniżej 400 tys.
Według MNiSW liczba studentów uczących się w trybie stacjonarnym na uczelniach publicznych (a więc bezpłatnie), systematycznie rośnie, nawet mimo spadku ogólnej liczby studentów w ostatnich kilku latach. Dlatego też wzrósł odsetek studentów stacjonarnych na uczelniach publicznych – w 2011/2012 r. osoby takie stanowiły już ponad połowę studentów (podczas gdy w 2001/2002 r. było to zaledwie 38 proc.)
Taki trend.
@ago
Owszem. Ale tak jest skonstruowany ten świat, że zwykle płaci się zarówno za swoje jak i nieswoje i nawet trudno rozróżnić. Podobnie miewa się zasłużone i niezasłużone przywileje.
Na przykład można stworzyć następującą konstrukcję, która ma wszelkie pozory racjonalności.
Nadprodukcja absolwentów wyższych uczelni powoduje pojawianie się na rynku pracy rzesz ludzi, przygotowanych (przynajmniej formalnie) do wykonywania zawodów inteligenckich. To w połączeniu z deregulacją i otwieraniem do nich dostępu (na przykład w korporacjach prawniczych) powoduje obniżanie cen pracy i usług świadczonych przez osoby z wyższym wykształceniem. A z tego profitują na równi z innymi także ci, którzy sami nie studiują.
Na przykład tak można tłumaczyć marne zarobki w szkolnictwie i służbie zdrowia. Co z kolei powoduje, że państwo może za marne grosze utrzymywać bezpłatne szkolnictwo na poziomie do gimnazjum i publiczną służbę zdrowia.
@J.Ty,
Twoje podejście w tej kwestii bardzo mi się podoba. Chociaż niespójność wewnętrznej logiki systemu pozostała. Może po prostu jest to cecha immanentna systemu państwowego.
@GP
A które? To z wczoraj czy z dzisiaj?
Tych które dotyczą kwestii płatności, czyli ten z wczorajszego wieczoru i dzisiejszego poranka.