Marzenia
Kiedy byłem wyraźnie młodszy, historię traktowałem dużo bardziej emocjonalnie niż dziś. Gdy uczyłem się o kolejnych przegrywanych potyczkach i bitwach, wkurzony marzyłem o drobnej podróży w czasie jakiegoś plutonu komandosów albo choćby zwykłej współczesnej piechoty. Przyjemnie było sobie wyobrażać, jak by pogonili kota Rosjanom pod Racławicami albo Szwedom pod Ujściem. Jeden karabin maszynowy potrafiłby przecież zatrzymać szarżę całego pułku rajtarów, a snajper obezwładnić baterię artylerii…
Z czasem zacząłem zdawać sobie sprawę, że nawet taki pododdział, mimo że potężny albo wręcz niepokonany w konfrontacji z przeciwnikiem z zamierzchłej przeszłości, jednak nie wystarczyłby do wygrania wojny, najwyżej potyczki albo bitwy.
Pozbawiony możliwości uzupełnienia amunicji, części zamiennych do broni, skazany na marsz pieszy albo podróż wozem taborowym (który dzisiejszy piechur umie jeździć konno?), przemieszczałby się równie powoli jak dawne wojska i zapewne sprawni dowódcy przeciwnika potrafiliby unikać konfrontacji z nim. A nawet gdyby żołnierze podróż w czasie odbyli z własnym bojowym wozem piechoty, to gdzie by nim dojechali w kraju bez stacji benzynowych, utwardzonych dróg i, co zapewne kluczowe, bez dokładnych map?
Po prostu trochę współczesnej technologii, rzucone w wiek XVII czy XVIII, z powodu braku niezbędnego zaplecza okazałoby się dużo mniej znaczyć, niż naiwny chłopak (czyli ja) sobie to wyobrażał.
Czasami myślałem też sobie z przyjemnością, jak wiele dobrego mógłbym dokonać, gdyby dane mi było przenieść się z moją dzisiejszą wiedzą w dawne czasy, powiedzmy w średniowiecze.
Tak samo, jak z wojskiem, po krytycznym zbadaniu okazało się, że zastanawiająco niewiele moich umiejętności i wiedzy dałoby się realnie zastosować w XIII czy XIV wieku. No bo co komu po facecie znającym się na informatyce w czasach kiedy nie było komputerów? Co po mojej matematyce, jeśli potrzeby w tym zakresie właściwie nie istniały? Może jeszcze ktoś coś liczył na dworze króla i w paru rezydencjach największych magnatów, ale poza tym to raczej matematyki nie było do niczego potrzeba. Co po umiejętnościach technicznych, jeśli nie było śrub, wkrętów, klejów, pił i wiertarek, bez których niewiele umiem zrobić?
Przez pewien czas myślałem, że może mógłbym coś dobrego zrobić w zakresie higieny i medycyny, które znam bardzo powierzchownie ale przecież i tak lepiej, niż nasi rodacy sprzed 800 lat. Ale i tu czyhają natychmiast wielkie przeszkody. No bo co z tego, że ja wiem, że kołtun można bezkarnie obciąć, skoro sam jego „posiadacz” był przekonany, że spowoduje to u niego ślepotę i chorobę umysłową? Musiałbym albo próbować kołtuniastego zmusić, co byłoby trudne albo nawet groźne dla mnie, albo przekonać, że obcięcie niczym nie grozi. Powiedzmy nawet, że by mi się udało i obciąłbym mu go bez złych skutków. Wtedy nadal istniejąca powszechna wiara, że obcinanie kołtunów szkodzi, zapewne spowodowałaby podejrzenie mnie o konszachty z siłami nieczystymi i naturalne wówczas konsekwencje. I bądź tu człowieku mądry. Podobny byłby zapewne efekt próby wprowadzenia wczesnych form szczepień na ospę, które chyba nie przerastały możliwości wykonawczych średniowiecza.
Pewnie z tego wszystkiego potrafiłbym ludzi przekonać do mycia rąk. Zawsze coś, tylko co by to warte było bez mydła?
A Ty, Drogi Czytelniku? Potrafiłbyś coś ze swojej dzisiejszej wiedzy użyć w tamtych czasach? I czy naprawdę byłbyś w stanie przystosować się do życia w świecie, gdzie wstaje się o świcie i nie ma skąd wziąć swojej codziennej dawki kofeiny?
Jerzy Tyszkiewicz
Ilustracja Małopolski Instytut Kultury, Flickr (CC BY-NC-ND 2.0)
Komentarze
Do mycia rąk na pewno nie. I dzisiaj wiele pracujących w służbie zdrowia tego nie robi
najwiekszy problem w tym, ze obojetnie, czy dwa tysiace lat temu, czy dzisiaj,
czlowiek pozostaje po prostu taki sam;
czyta, albo i spiewa ewnagelie, ale na tym sie z reguly konczy 😉
Był kiedyś dość popularny pisarz, który starał się dowieść iż cywilizacja ziemska jest skutkiem wcześniejszego pobytu kosmitów. Wpływ tychże kosmitów na daleko cywilizacyjnie pozostających z tyłu ludzi to właśnie taka podobna sytuacja.
Z powazaniem W.
Jako kobieta, 800 lat temu za sama umiejetnosc czytania i pisania moglam wyladowac na stosie, po uprzednim plawieniu; co dopiero gdybym popisala sie wiedza medyczna 😉
@mpn
Jeśli 100% nie myje, to doprowadzenie do tego, że 10% zacznie myć byłoby już sukcesem i postępem.
Ogólniej, uwżam, że rezygnowanie z jakiegoś działania tylko dlatego, że nie ma szans na 100% skuteczności jest fatalnym błędem.
@lisek
Racja, i tak byłbym w średniowieczu na uprzywilejowanej pozycji.
Musimy pamiętać, że średniowiecze trwało ok. 1000 (10 wieków) lat. Dla ludzi wtedy żyjących wszystko było ustalone raz na zawsze. Oni przez całe życie (dosyć krótkie do tego) żadnych, nawet najmniejszych zmian nie zauważali i nie pragnęli. Każda innowacja to był wymysł diabła i ja, gdybym chciał wprowadzić wtedy współczesny zapis nutowy, skończyłbym razem z np. partyturą Bacha na stosie.
„Kiedy byłem wyraźnie młodszy, historię traktowałem dużo bardziej emocjonalnie niż dziś. Gdy uczyłem się o kolejnych przegrywanych potyczkach i bitwach, wkurzony marzyłem o drobnej podróży w czasie jakiegoś plutonu komandosów albo choćby zwykłej współczesnej piechoty. Przyjemnie było sobie wyobrażać, jak by pogonili kota Rosjanom pod Racławicami albo Szwedom pod Ujściem. Jeden karabin maszynowy potrafiłby przecież zatrzymać szarżę całego pułku rajtarów, a snajper obezwładnić baterię artylerii?”
i jak to się dziwić, ze koleżeństwo wypisuje w POLIYCE brednie na temat Globalnego Ocieplenia, GMO itp ?
Fakt to jest światowy trend, ze nauka zaczyna znaczyć przekręt.
Zaczyna to być sankcjonowane prawnie, i jak się nie mylę to w Południowej Karolinie mają uchwalić prawo, ze nauka ma być politycznie poprawna.
Oczywiście, że potrafiłbym.
Ja bym sobie chyba nie poradził, bez kawy to wykluczone.
Nie doceniamy sztuki militarnej dawnych czasów. Taki Attyla siał pustoszenie min dlatego, że jego główna broń – łuk refleksyjny (zasięg do 800m) – potrafiła przebijać tarcze i pancerze wrogów na wylot a w czasie ataku jednego oddziału (2000 ludzi) w ciągu dwóch minut wystrzeliwano na przeciwnika 24 000 takich strzał. Niejedna armia miałaby z nim dziś kłopoty.
Co do mycia się, to chyba wyjątek europejski. Inne kultury znały związek między higieną a zdrowiem.
Interesująca jest też analiza w drugą stronę. Czy dziś potrafilibyśmy bez pomocy nowoczesnych materiałów i maszyn wybudować takie katedry jak średniowieczne? Czy potrafilibyśmy się wyżywić i ogrzać bez prądu? Czy potrafilibyśmy nawet z naszą techniką wybudować ponad 100 okrętów wojennych w 3 tygodnie jak Amsterdam walcząc z hiszpańską Armadą?
Nie mówiłem, że nie trzeba, tylko że szanse są minimalne. Natomiast skuteczność, mała w warunkach sprzyjających, byłaby najwyżej mała w niesprzyjających.
Coś mnie napadło z tym polecaniem lektur, czego raczej nie lubię. Jednak SF pani Connie Willis „Księga sądu ostatecznego” jest właśnie o tym i jeśli ktoś gustuje w SF i znajdzie czas na 800 stronic to polecam.
Z poważaniem W.
@kagan,
Nie ma sensu budować katedr, masz rację. Ja tylko pisałem o możliwościach technicznych. Przy okazji, praca na budowach nie była przymusowa, była wyróżnieniem – do dziś cechy rzemieślnicze i masoneria wzorują się na organizacji budowniczych. Polecam M. Vieux „Les secrets des batisseurs”.
Podatki dziś są wielokrotnie większe niż wtedy, więc czekam z niecierpliwością na jakiegoś reformatora, który odchudzi państwo tak jak niegdyś Luter odchudził Kościół.
Co do lekarstw i higieny trudno się nie zgodzić: to chyba najlepsze, co mamy. Dodam tylko, że wbrew obiegowym opiniom to nie średniowiecze, ale renesans jest okresem największego brudu i prześladowań na tle religijnym.
Interesująca jest też kwestia wolności osobistej: piszący dla papierowej Polityki L. Stomma przeprowadził kiedyś porównanie życia chłopa z Wandei z dzisiejszym „Kowalskim”. Okazuje się, że zakres swobód osobistych był wtedy większy. A pętla się zaciska: jest coraz więcej inwigilacji, kamer, służb specjalnych i represji. Jeszcze się będziemy uczyć od wandejskiego chłopstwa.
Ponieważ nikomu się nie chce przypomnieć moich osiągnięć to muszę zrobić to sam. W czasie pobytu na wyspie w prymitywnych warunkach:
1/ wyznaczyłem współrzędne geograficzne
2/ przy pomocy soczewek z okularów rozpaliłem ognisko
3/ zbudowałem piec garncarski
4/ ze skór zwierząt zrobiłem miechy używane przy wytopie żelaza
5/ zbudowałem piec hutniczy
6/ uzyskałem żelazo, a następnie stal
7/ wytworzyłem kwas siarkowy, a potem nitroglicerynę
8/ wyprodukowałem świece
9/ otrzymałem cukier
10/ wyprodukowałem szkło, a następnie szyby i butelki;
11/ zbudowałem telegraf
12/ zrobiłem tokarkę, piły, krzesła i szafy
Uważam zatem, że i w średniowieczu dałbym sobie radę.
Ależ drogi Cyrusie, sądzę, że już po rozpaleniu ognia za pomocą soczewki zostałbyś spalony na stosie.
O ile zresztą pamiętam, w książce rozpalałeś ogień za pomocą soczewki zrobionej z dwóch sklejonych gliną szkiełek od zegarków, wypełnionych wodą.
Wędrowałbym od wsi do wsi pokazując ówczesnym, jak mogą poprawić efektywność produkcji rolniczej, możliwe, że jako mnich. Ewentualnie spróbowałbym użyć wiedzy psychologicznej, by jako uczony dostać się gdzieś na dwory królewskie i jako doradca od spraw rolnictwa spróbowałbym je zreformować na poziomie ustaw i praw.
@pedros
Faktycznie: współczesna psychologia by działała! Zarówno psychoterapia, jak i wszystkie metody manipulacji…
Muszę to przemysleć.
Hildegarda z Bingen czytała, pisała i liczyła. Notację muzyczną również. Rozwijała medycynę humoralną. Została kanonizowana, a nie spalona. Na stos łatwiej było trafić za podpadnięcie lokalnemu władcy (świeckiemu lub duchownemu), ewentualnie lokalnej społeczności, niż za robienie „sztuczek” i za czytanie dzieł wywrotowych, a nie za czytanie w ogóle. Być może łatwiej było podpaść, gdy się miało jakąkolwiek pozycję (np. lekarz/położna), z którą wiązać można było ewentualne rzucenie uroku (gdy nie udało się wyleczyć choroby) albo też, gdy miało się majątek, który dzięki temu władca mógł przejąć, niż gdy było się chudopachołkiem, którego życie, ale i śmierć, nikomu nie przynosiła zbyt dużo zysku. Gdy ktoś miał dobrych protektorów, mógł zajmować się magią i nauką do woli. Akurat tych przysłowiowych stosów więcej było w czasach późniejszych niż w samym średniowieczu. Takoż wbijania na pal, madejowego łoża, łamania kołem i paru innych rozrywek dla tłumu, które jeszcze w czasach (pre)Oświecenia były powszechnie stosowane (w zależności od regionu z różną popularnością). Pańszczyzna też narastała z rozwojem cywilizacji. Średniowieczne pojęcie kmieć ma ten sam źródłosłów, co count, czyli hrabia (tj. łacińskie comes), bo kmieć był właśnie człowiekiem wolnym i posiadającym ziemię. To dopiero potem kmieciom coraz bardziej tę wolność ograniczano. Zatem trafienie w czasy Woltera mogłoby mieć niekoniecznie przyjemniejsze skutki niż trafienie w czasy Tomasza z Akwinu (nie wspominając o tym, jakie wynalazki były całkiem niedawno stosowane przy okazji wojen jugosłowiańskich czy czeczeńskich, co dowodzi, że ludzie przysłowiowy stos, notabene proweniencji antycznej, to nie jest wszystko, na co ludzi stać). Zatem ja tam wolę się nigdzie nie przenosić. Tu i teraz mi w miarę dobrze.
Co do psychologii, to mam wątpliwości. Psychologiczne tricki znane w naszej kulturze niekoniecznie działają w innej. Fiedler opisuje, jak na Madagaskarze oferując coraz wyższą zapłatę za jakąś pracę, spotykał się z coraz wyższą podejrzliwością i niechęcią. Każda epoka/kultura ma swoje przesądy i nieraz argumentacja logiczna w jednej kulturze trafi na mur w innej.
No i jeszcze kwestia umiejętności i realizacji. Tak jak słusznie zauważył Kagan, w świecie antycznym, zwłaszcza hellenistycznym, wymyślono różne ciekawe mechanizmy, łącznie z maszyną parową, ale pozostały one zabawkami. W Japonii zakazano używania muszkietów i armat, mimo że ułatwiłyby one walki, które w tym kraju toczyły się na okrągło, bo uznano, że nie godzi się, aby jakiś chłop z pukawką mógł zabić samuraja. Zatem sam know-how nie musi dać sukcesu jego posiadaczowi.
@Kagan,
Chrześnijańskie wieki średnie nie znają pojęcia pracy przymusowej ani niewolnictwa w stosunku do własnych obywateli. Nasza cywilizacja jest oparta na prawie własności i wolności. Budowniczowie katedr to byli wysoko wyspecjalizowani rzemieślnicy (od kamieniarzy i cieśli po rzeźbiarzy i budowniczych) podróżujący po całej Europie, poszukiwani i godnie opłacani.
Praca przymusowa i systemowe pozbawianie ludzi własności (i życia) jest pomysłem marksizmu-leninizmu, a więc dopiero XXw.
Podatki są dziś ogromne, bo ogromny jest aparat państwowy – we Francji już 65% całej pracy jest redystrybuowane przez państwo. W przeszłości z obciążeniami bywało różnie, ale z zasady dotyczyły wybranej grupy obywateli i pobierane były w miarę potrzeb. Pomysł stałych i powszechnych podatków pochodzi z XiX w.
Oczywiście idea postępu głosi, że dawniej było strasznie bo ludzi prześladował zły kościół, a teraz jest cudnie. Rządzącym pasuje taka retoryka, bo zadowolony niewolnik jest najgorszym wrogiem wolności.
A historycy ekonomii wskazują, że poziom życia (dochody, zdrowie, dostęp do kultury) był najlepszy za czasów Marka Aureliusza…
@kagan,
Co do historii chyba się nie porozumiemy. Jeśli 1-3% ludzi odbierał reszcie 100%, to jak rozwinęła się cywilizacja i miasta? Może po prostu Marks i jego następcy nieco koloryzują?
Sam wyszedłem spod wpływu tej propagandy, gdy pierwszy raz na własne oczy zobaczyłem dzieła „ciemnych wieków średnich”, najpierw w Chartres, potem w Sarlat i wielu innych miejscach. Podróże kształcą.
Jeśli zaś twierdzisz że znalezienie się w sowieckim gułagu porównywalne jest z „zależnością ekonomiczną” jednostki w wolnym świecie to wybacz, ale wszystko ci się pomieszało.
PS To, że doceniam (sam nie będąc nawet chrześcijaninem) rolę, jaką KK odegrał w naszej kulturze nie znaczy, że muszę nie lubić Marka Aureliusza.